Nie jesteś zalogowany na forum.
-Lepiej dłużej jechać, niż jeszcze dłużej iść- Stwierdziła i uśmiechnęła się lekko. Z dwojga złego jazda na telepiącym się wozie naprawdę była znacznie lepsza. Gdyby mieli w tym stanie się przemieszczać, cała droga zajęłaby im znacznie więcej czasu. Szczególnie że póki co jedynie Clint zdawał się być w jednym kawałku. On to ogólnie miał szczęście. Podczas ich podróży ani razu nie został ranny, no może, nie licząc kilku zadrapań i jednego razu, kiedy jego twarz spotkała się z pięścią Ulla. Z każdych bijatyk, w jakie byli wplątywani, wychodził niemal bez szwanku, ale nie można było się mu dziwić. Był naprawdę dobrze wyszkolony, a do tego broń, jaką się posługiwał, wymagała od niego trzymania się na dystans.
-Mam nadzieję, że Asgardzie pójdzie już z górki- Mruknął, jednak Robin od razu wyczuła jego wątpliwości. Asgard był tak naprawdę ostatnim miejscem, w którym mogli czegoś się dowiedzieć. Dalej nie było już nic. Jeżeli tam nie znajdą żadnych przydatnych informacji, to znajdą się tak naprawdę w totalnej dupie.
-Dziwnie się czuje z tym- Mruknęła i utkwiła spojrzenie w ogniu -Kiedy pomyślę, że mogłabym tam mieszkać
-Z dwojga złego może nawet lepiej, że tak się nie stało, biorąc pod uwagę, co spotkało Asgard- W zasadzie tak dokładnie nie wiedział co tam, się wydarzyło, bo nikt Thora w zasadzie o to się nie pytał i może to był błąd.
-Wybacz Robin- Mruknął, a dziewczyna przeniosła na niego wyraźnie zdziwiona spojrzenie -Może gdybyśmy bardziej zainteresowali się tym, co Thor przeżył, może by złość w nim się zmniejszyła. Wszyscy coś straciliśmy, ale on z nas wszystkich stracił chyba najwięcej- Tak bardzo przyzwyczaili się do tego, że był Bogiem, że nic go nie może złamać, że zapomnieli o tym, że każdy ma swoje granice.
-Straciła matkę, kilka razy brata, potem nagle pojawiła się siostra, ale w tym samym czasie stracił ojca, potem znowu siostrę...i znowu brata, ale tym razem już na dobre. Powinniśmy z nim pogadać o tym...chyba chujowymi byliśmy przyjaciółmi- Sprawdzali się jako drużyna, ale jako kompani...z tym różnie bywało. Raczej starali się nie wchodzić w swoje prywatne życie i przeżycia. Teraz gdyby Avengersi mieliby znowu działać, na pewno zrobiłby to nieco inaczej. Postawiłby bardziej na nie tylko zgranie w terenie, ale również powinien zadbać o emocjonalne zaangażowanie.
-Co się dzieje teraz z Avengersami?
-Wolisz oficjalną czy nieoficjalną wersję?
-A która jest bardziej optymistyczna?- Widziała, jednak po jego minie, że bez względu na opcje, żadna z nich nie była ani troche optymistyczna
-Oficjalnie nie istnieją, nieoficjalnie...jest nadal kilku ze starej gwardii, ale raczej zajmują się swoimi sprawami
-Stark przecież miał plan
-Miał, chciał werbować nowych, młodych ze świeżą krwią...tak jak ty, ale okazało się to trudne. Znalezienie kogoś ze super mocą to prościzna, ale znalezienie kogoś, kto chce się bawić w bohaterstwo to już inna kwestia. W Nowym Jorku został tak naprawdę Strange i Spider-man. Strange ma swoje priorytety a nasz pajączek...cóż to jeszcze dzieciak, który próbuje pogodzić to kim jest z tym kim chciałby być
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie zaczęła się przysłuchiwać rozmowie Clinta i Robin. Uśmiechnęła się lekko kiedy Robin wspomniała, że i ona mogła mieszkać w Asgardzie. Addie odnalazła swoje miejsce w złotym pałacu, choć nie było to łatwe. Słuchając ich historii doszła do wniosku, że wcale ich rzeczywistości nie dzieliło tak wiele. Thor z ich świata faktycznie stracił wszystko. W jej rzeczywistości nadal miał brata. Jego smutek i zagubienie było o wiele mniejsze, ale i tak to mu nie wystarczało, i tak wyruszył w kosmos szukając szczęścia, siebie, ale zawsze miał gdzie wrócić, choć Loki skrzętnie to ukrywa cieszył się za każdym razem kiedy Thor pojawiał się w Nowym Asgadzie, a robił to przynajmniej kilka razy w roku. Są dla siebie ogromnym wsparciem, choć obaj tego otwarcie nie przyznają. Wystarczy sama świadomość, że są, że nie są sami.
Addie smagnęła palcami po udzie, gdzie znajdowąła się jej pierwsza blizna. To było w dniu kiedy zginęła Frigga. Blondyka była świadkiem tego jak z kobiety, którą uważała za matkę uciekało życie. Malekith o mało co nie zabił i jej. Na szczęście Thor zdążył na czas. Za każdym razem kiedy Thor tracił brata, ona traciła męża. Addie pamiętała wszystkie te chwile kiedy siedzieli z Thorem próbując podtrzymać się na duchu, nawet milcząc. Thor zawsze się nią opiekował.
Hella sprawiła, że Addie chciała umrzeć. Znęcała się nad nią jak tylko umiała, aż w końcu doprowadziła do upadku Asgardu.
Nawet nie zauważyła kiedy w jej oczach zebrały się łzy. Utkwiła spojrzenie w ogniu, doskonale pamiętała moment, w którym Asgard zamienił się w garść kosmicznego pyłu. Kiedy poczuła jak po policzku spływa pierwsza łza szybko wytarła ją dłonią. Nie chciała się teraz rozklejać. Musi coś zostawić, kiedy znów zobaczy Asgard.
– No dobrze.. ty miałaś okazję mieszkać w Asgardzie, ale nie wyszło – westchnął Ull patrząc na Robin. – Ale ty tam trafiłaś. I o ile się nie przesłyszałem ostatnim razem, to usłyszałem, że wyszłaś za mąż dla pieniędzy. Przybliżysz coś? – dodał przenosząc wzrok na Addie.
– A słyszałeś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? – odparła rozsiadając się wygodnie.
– Akurat tam to powitają mnie jak króla – zaśmiał się, znów grzebiąc w torbie z jedzeniem.
Addie przewróciła oczami.
– To był układ. – zaczęła – W Asgardzie zaczęły krążyć plotki, że Odyn szykuje się do przekazania władzy. Miał dwóch synów. I ogólnie, dopóki Odyn ostatecznie nie wskazałby następcy wszystko było sporne. Thor uwielbiał się popisywać, chełpił się tym, że jest bohaterem. Najpierw robił potem myślał, ale miał na tyle szczęścia, że zawsze wychodził z kłopotów cało. Loki był jego kompletnym przeciwieństwem. Kiedy przechodził korytarzem temperatura od razu spadała o kilka stopni. Nie miał, żadnych widoków na tron. Potrzebował kogoś, kto pomoże mu zmienić wizerunek, kogoś kto pokaże asgardczykom, że jednak ma serce, ukryte głęboko, ale jednak jest. Dlaczego ja? Potrzebowałam pieniędzy. Ośrodek, w którym się wychowywałam mógł zostać zlikwidowany. Potrzeba było dużo pieniędzy. – oblizała dolną wargę. – Loki potrzebował kogoś kto jest pełen ciepła, umie zjednywać do siebie ludzi, ma dobre serce, ja kogoś z grubym portfelem. – lekko przekłamała. Nie chciała wchodzić w tak osobiste sprawy.
– Tyle – wzruszyła ramionami. — Mieszkałam w Asgardzie siedem lat. Potem musieliśmy uciekać…
Offline
-Nigdy bym nie posądził ciebie o bycie taką materialistką- Powiedział Clint żartem. Bez względu na to, jakie cele przyświecały wtedy Addie ostatecznie wszystko zakończyło się dobrze. Może nawet obrało kurs, jakiego blondynka się nie spodziewała. W końcu takich rzeczy trudno się spodziewać.
-Mówiłaś w sumie, że spotkałaś Lokiego przed ośrodkiem- Mruknął po chwili namysłu, a potem skierował wzrok na Robin -Wy też się tam poznaliście, ale w nieco innych okolicznościach- Powiedział, a Robin uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową.
-Tak...były bardziej...gorące- Tamtego dnia dostała całą litanię na temat tego jak bardzo lekko myślnie się zachowała, ale wiedziała, że gdyby miała zrobić, to jeszcze raz niczego by nie zmieniła. To był już po prostu odruch, którego nie mogła powstrzymać.
-Doszło wtedy do kilku ataków. Rozproszono was w różne części miasta, a w międzyczasie zaatakowano dom dziecka, ale czy było to samo miejsce, w którym Addie spędzała życie, to nie wiem. Gdzie dokładnie znajdował się ten ośrodek?- Zapytała się wyraźnie zaciekawiona tym tematem. Miała wrażenie, że mówiła teraz o sprawach, które dzieliło zaledwie kilka dni, a nie całe lata. Przez stracony czas na orbitowaniu wokół ziemi, czuła się tak jakby z jej życiorysu wyrwano jej sporo czasu. Ciężko było jej wejść w nową rzeczywistość, która niby była taka sama, ale jednak mocno się różniła od tej, w której przyszło jej żyć.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie uśmiechnęła się kwaśno na żart Clinta. To nie do końca było tak, ale to był najbardziej tajemniczy aspekt jej życia. Tajemnicza krewna, spadek, jeszcze dziwniejsze warunki i żadnej możliwości by to sprawdzić. Jednak nikt nie upomniał się o pieniądze, które dostała więc sprawę uważa za zakończoną, choć czasem wracała do tego, czy to wszystko naprawdę było jedynie przypadkiem.
Addie miała wrażenie, że serce stanęło jej na kilka chwili. Ataki? Gorąco? Musiało się tam wydarzyć coś złego.
– Greenwich, przy Bleecker Street 48, tak tej samej ulicy gdzie znajduje się Sanctum Sanctorum. Wysoki budynek z czerwonej cegły, czarne, metalowe ogrodzenie.. – zaczęła wymieniać
Offline
-Tak...to to samo miejsce. Potem Stark pomógł w odbudowie, a w zasadzie trzeba było wszystko od nowa budować. A Strange był dość przeciwny, bo dzieciaki robiły mu głupie żarty, ale ostatecznie uległ- Powiedział i zaśmiał się kwaśno. Ich czarodziej to w sumie nawet trochę cieszył się z takiego obrotu spraw, bo faktycznie miałby z głowy dzieciaki, które chciały spotkać się z kimś popularnym.
-Nie dziwię się, spalono go niema do gołej ziemi. Odbudowa mało się opłacała, z resztą dla Starka to bez różnicy czy odbuduje, czy postawi coś nowego- Mruknęła, jednak nie była w stanie zignorować spojrzenia Addie, oraz tego jak szybko najwyraźniej sama chciała dojść do tego, o jakim miejscu była mowa.
-Hydra przeprowadziła zmasowany atak, teraz wiem, że to wszystko było po to, aby Loki mógł wdrożyć swój plan, a oni mogli mnie dopaść, ale tak spotkaliśmy się w centrum płonącego budynku. Większość zdołała się wydostać, ale został tam jeden dzieciak i nikt nie miał możliwości wrócić po niego. Więc ja poszłam, a on już tam był
-I to było podejrzane już od samego początku. Trudno mi uwierzyć w Lokiego, który ma tak mało szacunku dla ludzi, że nagle postanowił, sobie pospacerował i przypadkiem trafił na pożar domu dziecka- Teraz kiedy Clint o tym mówił, faktycznie było to podejrzane, ale Robin wówczas jeszcze nie łączyła tego incydentu z jakimiś daleko idącymi planami.
-Wkurwił mnie już na samym początku...mądrala. Chwyciłam dzieciaka i po prostu zaczęłam go wynosić, ale noga mi ugrzęzła w poluzowanej desce. Miałam do wyboru, albo zaryzykować naszym życiem, albo przekazać go Lokiemu, więc wybrałam opcję numer dwa. Loki wyszedł, a mi zaczął się sufit na łeb walić. Obudziłam się z powrotem w siedzibie Avengersów
-Kiedy go zobaczyliśmy, pierwszym odruchem była chęć aresztowania go, ale ten zupełnie nas olał i wrócił do budynku. W ostatniej chwili zjawił się z Robin, a wtedy wszystko się zawaliło. To były dosłownie sekundy- Opisał późniejsze wydarzenia, których ruda już nie pamiętała.
-I tak to wy zgarnęliście całe oklaski. Lokiemu nikt by nie podziękował, a ja cóż...i tak miałam na tyle spapraną reputację, zę nawet gdybym wyniosła i wszystkie te dzieciaki, to nic by to nie zmieniło
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
– Przodkowie – westchnęła. Tego się nie spodziewała. Nie mogła poukładać tego w głowie.
– Jedno wam powiem.. – wtrącił się Ull, który do tej pory jedynie się przysłuchiwał. – Jeśli jeszcze raz ktoś mi powie, że coś się dzieje przypadkowo, cokolwiek.. dostaje ode mnie w ryja. Z miejsca. Obie spotkałyście tego samego gościa w tym samym miejscu, Teraz jakieś to dziwne zaklęcie sprowadziło was w to samo miejsce. – zmarszczył brwi. – Jak dla mnie to coś tu śmierdzi.
– Czemu? – zdziwiła się Addie. – Uważasz, że mamy ze sobą coś wspólnego? Powiem ci co. Ten sam mężczyzna. Tyle.
– Nie, to nie to. Przecież norny nie zaczęły pleść twojego życia od chwili, w której pierwszy raz spojrzałaś mu w oczy. Od urodzenia. Patrz. Obie wychowywałyście się nie w swoich rodzinach, wręcz nie znałyście swoich biologicznych rodziców. – Spojrzał na Addie, na co pokiwała głową. Widziała ich jedynie na zdjęciu, znała nazwiska, ale byli dla niej obcymi ludźmi.
- Obie skończyłyście w jednym mieście. Poznałyście faceta, który odegrał ważną rolę w waszym życiu jednym miejscu. Dalej uważasz, że to seria przypadków.. trochę ich dużo .. – uśmiechnął się łobuzersko.
– Znajdę ich więcej.. – dodał zamyślając się chwilę – Pełne imię? – zapytał spoglądając na obie dziewczyny.
– Co ci to da? Do czego dążysz? – zaciekawiła się.
Ull jedynie wzruszył ramionami.
– Jeszcze nie wiem, ale to nie wygląda mi na serie przypadków.
Offline
-No nie do końca ten sam...Loki z mojej rzeczywistości pewnie różnił się od tego, którego ty znasz. Nawet jeżeli wyglądali podobnie, to nie była to ta sama osoba- Gdzieś w podświadomości była ciekawa tego jak wyglądał Loki, którego znała Addie, ale z drugiej strony bała się go spotkać. Trudno było jej przewidzieć swoją reakcję. Nawet jeżeli w jakiś sposób pogodziła się z jego odejściem, to czy ponowne ujrzenie go, nie uruchomiłoby w niej pewnych zachowań, nad którymi trudno było jej zapanować.
-Już raz to powiedziałam i powtórzę- Mruknęła -Norny śmiorny...- Powiedziała i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej -Trochę chujowy im ten splot mojego życia im wyszedł- Nie prosiła się o to wszystko, nie chciała nigdy walczyć o życie. Chciała móc spędzić swoje lata dzieciństwa, później okres dojrzewania w typowy dla ziemskich dzieciaków sposób, a ona, zamiast tego musiała uważać, aby przez przypadek kogoś nie podpalić, a potem im była starsza, tym bardziej wszystko się komplikowało.
-Nie przesadzaj, aż tak źle nie było...no jeżeli faktycznie istnieją, to jeden splot chyba nie najgorzej im wyszedł- Stwierdził, wzruszają ramionami, a Robin spojrzała na Ulla i westchnęła ciężko. Twarz jej nieco złagodniała. Nie mogła zaprzeczyć, że to, że spotkała, akurat jego było faktycznie dobre.
-No dobra, masz mnie- Mruknęła i położyła dłoń na udzie Ulla -Zdarzyło się, że coś im wyszło...ale to nie znaczy, że mają nade mną jakąś władzę. Sama decyduje o swoim życiu i to się nie zmieni...chociażby wszyscy widzący próbowali mi wmówić, że tak nie jest- Wolwa, tamten widzący w pierwszej wiosce...wszyscy próbowali jej to wciskać, że nie ma wpływu na przeznaczenie, które już ruszyło. Ona nie chciała się z tym w żaden sposób godzić. Dla niej oznaczałoby to, że każda z jej decyzji tak naprawdę nie miałaby sensu, skoro i tak by doprowadziła ją do jednego finału.
-A jednak na Ulla spojrzałaś, chociaż miałaś inne priorytety
-To coś innego...i to była moja decyzja. Wybacz, ale jak kolwiek ładnie by gadanie o tym, że gdzieś istnieje przeznaczona, ci druga połówka by nie brzmiała, to takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie przytaknęła kiedy Robin wspomniała, ze Loki z jej rzeczywistości, nawet jeśli był podobny z zewnątrz to w środku mógłby być zupełnie inny.
Nie chciała się z nią spierać o to czy norny istnieją. Addie widziała w swoim życiu wiele dziwnych rzeczy, których nie potrafiła nijak wytłumaczyć, dlatego czasem lepiej było zostawić rzeczy takimi jakimi były, oddać władzę siłom wyższym.
– Zapomniałaś o jednej kwestii. Na mnie nie da się nie spojrzeć – wtrącił Ull z wesołym uśmiechem.
Addie prychnęła ze śmiechem. Ten, jak zwykle. Skromność dla Ulla była pojęciem totalnie obcym.
Nie mówił tego na głos, ale miał co do tego przeczucie. Gdyby znali prawdę, jego słowa nabrałyby dla nich nowego znaczenia, ale teraz były to jedynie spekulacje.
Słońce schowało się już za horyzontem. Robiło się coraz zimniej.
Addie wyciągnęła swój pled i okręciła się nim szczelnie. Kątem oka spojrzała na manierkę. Wzięła ją do ręki. Odkręciła korek i wypiła całą zawartość płynu w środku. Teraz będzie mogła być w stu procentach spokojna.
– Może lepiej połóżcie się w wozie. W sianie będzie cieplej – Zaproponował Ull.
Addie spojrzała na wóz i pokiwała głową.
– W sumie niezły pomysł – stwierdziła. – Lepsze to niż spanie na gołej ziemi, a widoki takie same – dodała patrząc w rozgwieżdżone niebo.
– Biwakowanie jest fajne, ale w lato – dodała powstrzymując ziewnięcie. – A to czy coś czuwa nad naszym losem czy nie.. cóż może kiedyś się o tym przekonamy – dodała.
Nie siedziała długo, środek znów zaczął ją mulic, dlatego gdy tylko poczuła znużenie wdrapała się na wóz i usnęła zakopując się lekko w sianie.
Droga do Orebro zajęła im jeszcze półtora dnia. Tak jak zakładał Ull. Ten spokój udzielił się Addie. Wreszcie nie musieli martwić się o to czy za rogiem nie czeka niebezpieczeństwo, a przynajmniej na razie. Orebro okazało się przytulnym miasteczkiem. W powietrzu dało się wyczuć morską bryzę. Zapach ryb również był dość mocno wyczuwalny. Wysiedli, kiedy tylko wóz zatrzymał się na jednej z uliczek.
- Najpierw znajdźmy gospodę -- zaproponował Ull. - Potem port, trzeba będzie znaleźć naszego kapitana -- westchnał.
Offline
-Tak, zdecydowanie nie da się obok ciebie przejść obojętnie- Powiedziała i uśmiechnęła się lekko -Jestem pewna, że to ta skromność bijąca od ciebie na odległość sprawia, że ludzie do ciebie lgną- Ull był po prostu w jej typie, szczególnie jeżeli chodzi o osobowość. Nie władowała by się w nic co gwarantowało jej spokojne życie, chociaż sama zarzekała się, że spokój to jedyne czego chciała. Był pewny siebie, uparty...a do tego był typem rozrabiaki, a to Robin akurat lubiła. Nic więc też dziwnego, że zainteresowała się akurat nim.
-Fakt, jedna zarwana noc mi wystarczy- Stwierdziła i mrugnęła w stronę mężczyzny dając mu jasno do zrozumienia, kto odpowiada z jej dzisiejsze zmęczenie.
Obudziła się tak naprawdę w chwili, kiedy poczuła, że wóz ewidentnie ponownie się przemieszcza. Na chwilę, jednak uniosła tylko głowę, aby upewnić się, że jej odczucia są właściwe, a kiedy do jej świadomości dotarło to, że w zasadzie nie ma czym się przejmować, uznała, że skorzysta jeszcze z okazji i pośpi trochę dłużej, w końcu nie zawsze trafiała się taka szansa. Miasteczko właściwie jakoś nie przebiło jej wyobrażeń. Wyglądała dokładnie tak jak miasto portowe wyglądać powinno.
-Znajdźmy najlepiej taką gospodę w której wasz pokój będzie oddalony od naszych. Pobudki jękami nie należą do gatunku moich ulubionych- Wiedział, że nie robili tego specjalnie, aby go wyprowadzić z równowagi, chociaż kto wie w wypadku Robin wiele rzeczy było możliwych, ale wolał iść na swego rodzaju kompromis.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
– Popieram – rzuciła Addie rozglądając się po mieście.
Ull spojrzał na Robin, a potem na Addie i Clinta. Spodziewał się takiej reakcji.
– Zazdrośnicy – skomentował melodyjnie, akcentując każdą sylabę. Objął Robin ramieniem i ruszył przed siebie.
Addie prychnęła cicho ruszając przed siebie. Trzymając się nieco z tyłu. Starała się zapamiętać rozkład ulic. Mieli talent do ładowania się w kłopoty, więc lepiej wiedzieć w którą stronę lepiej biec po medyka.
Dopiero w drugiej gospodzie udało się znaleźć wystarczającą ilosc pokoi i w miarę dobry poziom. Miasto portowe było pełne pijaków, zawijało tu sporo statków wic kręciło się tu mnóstwo różnych osób.
– Dziewczyny, musicie się pilnować i mówię serio – powiedział Ull stając w sali biesiadnej gospody. – Miasto portowe to nie miejsce dla samotnie spacerujących dam – spojrzął na jedną i druga powaznym wzrokiem. Nie chciał wymawiać dokładnych słów przy Robin, ale chyba obie będą zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które może je spotkać za rogiem. Grupy facetów, po spędzonych tygodniach na morzu. Pijących na umór i pragnących kobiecego ciepła.
Addie pokiwała głową, na znak, że rozumie. Tym razem postanowiła nie kusić losu, zamknie się w pokoju i będzie siedziała grzecznie, aż do chwili, kiedy Orion pozwoli im wsiąść na swój statek.
Ull rozdał klucze. Udało się mu wynegocjować dwa pokoje po jednej stronie korytarza i jeden po drugim.
Addie odebrała swój klucz.
– Spokojnie przespana noc – szepnęła do Clinta z uśmiechem i ruszyła na górę.
Offline
Chwilę im zajęło nim znaleźli miejsce w którym mogli się zatrzymać. Ona chociaż z początku objęcie Ulla odebrała jako czystą sympatię dość szybko zrozumiała dlaczego to zrobił. Starała się udawać, że nie czuje na sobie spojrzeń wielu z mężczyzn, kiedy przechadzali się ulicami. W gospodach nie było wcale lepiej.
-Dobrze...- Powiedziała i zerknęła na niego -Jeżeli gdzieś będę chciała iść, to będę cię ciągnąć za sobą...nie uwolnisz się ode mnie- Mruknęła i wspięła się na palce, aby pocałować go dość nachalnie w policzek. Oczywiście żartowała sobie w tej chwili trochę z tych par, które zawsze i wszędzie musiały być razem do tego stopnia, że można było się zastanowić nad tym czy do łazienki też chodzą razem.
-Spokojnie, tym razem nie planuję pakować się w kłopoty. Im szybciej znajdziemy się na statku tym lepiej- Chociaż to, że ona nie chciała żadnych problemów, wcale nie oznaczało, że problemy również się od niej odwrócą. Niestety umiała je przyciągać, więc może faktycznie pomysł z tym, aby nie chodzić samotnie nie był wcale takie zły.
-Czyli mam rozumieć, że teraz będziesz obok mnie w łóżku stałym bywalcem?- Powiedziała z lekkim uśmiechem, kiedy Ull zaczął rozdawać klucze. W sumie było to nawet na swój sposób zabawne. Wcześniej musiała go prosić o to, aby został, a teraz najwyraźniej poczuł się na tyle pewnie, że dzielenie z nią pokoju było czymś oczywistym. Jej to naturalnie nie przeszkadzało. Zawsze milej było obudzić się, kiedy czuła ciepło jego ciała obok siebie, niż budzenie się w pustym łóżku. To było dziwne jak szybko zmieniały się przyzwyczajenia.
-Ja mam nadzieję, że będzie w końcu przespana- Odpowiedział jej idąc za nią na górę, chociaż na usta cisnęło mu się stwierdzenie, że z nią obok nie było tak źle, ale powstrzymał się od tego. Lepiej, aby nie wracali do tego tematu. Zrobili co zrobili, seks był tylko seksem i nie widział powodu dla którego mieliby o tym rozprawiać, tym bardziej, że i Addie nie wyglądała na taką, którą jakoś wybitnie by to męczyło.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie odnalazła drzwi, na których numer odpowiadał ten na kluczu. Kiedy się obejrzała zauważyła, że Clint zatrzymuje się przy drzwiach naprzeciwko.
– Witam sąsiada – uśmiechnęła się lekko przekręcając klucz w zamku.
Ul przeszedł przez korytarz z cwaniackim uśmiechem.
– Patrz, patrz.. jak się cieszą.. jak dzieci – zwrócił się do Robin ciągnąc ją w głąb korytarza.
– Innych sobie budźcie – rzuciła za nimi Addie i zniknęła za drzwiami małego pokoju.
Blondynka przebrała się w czyste ciuchy. Jeszcze zanim zdecydowała się zejść zmieniła opatrunek na boku. Rana goiła się szybciej niż normalnemu człowiekowi, więc jej okiem mogliby już pozbyć się szwów, jakie nałożył jej medyk. Mieli jednak teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż jej szwy. Zebrała włosy w warkocz i dopiero wtedy wyszła na korytarz. Czekała na pozostałych. Oparła się o drzwi i spojrzała na drzwi naprzeciwko. Nie mogła tego rozgryźć. Powinna czuć tak wielkie wyrzuty sumienia, że miałaby problem z poruszaniem się, a tymczasem nic nie czuła. Nic co mógłby sugerować, że zrobiła coś złego, coś czego nie powinna. Dotyk Clinta był inny, był bardziej delikatny i poniekąd podobał się jej. Może przez to, że nie miała obecnie innych opcji. Zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę jej tęsknota była tak wielka, że nie widziała w zbliżeniu z Clintem nic złego.
Ull rzucił plecak na środku podłogi i podszedł do okna, które od razu otworzył wpuszczając chłodne powietrze do środka. Z daleka widział przystań, ale czy statek Oriona był wśród nich. Nie miał pojęcia.
– Bierzmy się do roboty.. Może pójdę pierwszy? – zastanawiał się na głos lekko poruszając prawą dłonią, która wracałą do sprawności coraz szybciej.
Offline
Robin bez słowa ruszyła za Ullem, a kiedy znaleźli się w pokoju odstawiła plecak na pobliskie krzesło i rozejrzała się uważnie po pokoju. Mężczyzna zdawał się, jednak rwać do działania, co w ogóle jej nie zdziwiło. Taka była jego natura, kiedy miał wizję czegoś do zrobienia, od razu chciał brać się do pracy.
-Myślę, że z Addie będzie łatwiej- Stwierdziła i usiadła na brzegu łóżka -Naturalnie nie neguję twoich zdolności negocjatorski, bo kiedy chcesz to umiesz być przekonywujący, ale na tego typa chyba to nie podziała. Delikatne zmanipulowanie jego emocji może wiele rzeczy ułatwić- Moc Addie, chociaż nie była tak spektakularna jak możliwość strzelania ogniem z palców, to w momentach, gdzie przydawała się dyplomacja oraz łagodność wpasowywała się wręcz idealnie. Robin raczej do typów negocjatorów nie należała. Jeżeli trzeba było kogoś do czegoś przymusić to owszem nie było problemu, ale delikatne obchodzenie się z drugą osobą, raczej jej nie wychodziło, z resztą traciła cierpliwość już przy pierwszej odmowie.
-A po co masz chodzić sam i załatwiać, jak możesz wziąć ze sobą drobną pomoc i od razu rozwiązać przynajmniej część problemów
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull wysłuchał Robin wodząc za nią wzrokiem. To dobry pomysł, może od razu uda się im spotkać Oriona.
Podszedł do niej.
– To niezła myśl .. – powiedział głaszcząc ją po policzku. – Puścisz mnie z inna, na miasto? Jestem w szoku – dodał pochylając się mocniej. Musnął wargami jej wargi, po czym znów się wyprostował.
– Jesteś głodna? Chodź zamówimy coś. Siądźcie z Clintem albo na dole, albo w którymś pokoju. Nie siedź sama, dobrze? – zapytał patrząc jej w oczy. – Niedługo wrócę – dodał łapiąc ją za rękę. Ull przeszedł do plecaka i wygrzebał z niego butelkę eliksiru na wzmocnienie. Upił z butelki kilka łyków.
– Jeszcze parę dni i ręka będzie jak nowa – rzucił do rudej z uśmiechem. Ruszył do drzwi, kiedy stanął w progu zauważył, że Addie wychodzi ze swojego pokoju.
– O akurat ta blondyna, której potrzebuje.. masz szczęście – zakrzyknął do niej, a Addie zmrużyła oczy.
Ull przeszedł przez korytarz.
– Masz szczęście pójść ze mna na zwiad. Pokręcimy się po porcie. Może natkniemy się na tego, którego potrzebujemy – wyjaśnił.
– A nie możesz po ludzku powiedzieć – mruknęła cofając się do pokoju. Wyciągnęła z plecaka Pilflagell i założyła go na rękę.
Kiedy znów wyszła na korytarz kiwnęła głową.
– Jaki plan?
– Plan. Zobaczymy na miejscu – wzruszył ramionami Ull
Offline
-Niechętnie, ale chyba wielkiego wyboru nie mam. Z resztą...lepiej, abyście to wy z nim rozmawiali. Może będzie bardziej przychylny jak zobaczy, że ma do czynienia z kimś z tego świata. Obcy mogliby tu zaszkodzić- Nie dało się nie zauważyć, że ona i Clint pochodzili skąd indziej. Nie byli w stanie powstrzymać rozbieganego i zdziwionego wzroku za każdym razem, kiedy pojawiali się tylko w nowym miejscu. W dodatku fakt, że nie rozumieli absolutnie nic co inni do nich mówili, też nie działało na ich korzyść.
-Chyba naprawdę się martwisz...ale to miłe- Powiedziała z lekkim uśmiechem i ścisnęła jego dłoń wstając z łóżka. Co prawda nie widziało się jej siedzenie w gospodzie i czekanie na nich, ale obawiała się, że jej rola zostałaby sprowadzona do osoby towarzyszącej, a to byłoby jeszcze gorsze.
Wyszli z pokoju gdzie od razu zobaczyli Addie. Robin udała się pod drzwi pokoju Clinta i zapukała.
-Chodź posiedzisz ze mną, bo Ull się boi, że gdzieś zginę- Rzuciła do niego z lekkim uśmiechem
-I słusznie, to raczej nie jest miejsce przychylne kobietom- Stwierdził -Ale posiedzimy na górze...wolę unikać marynarzy, których aż ręka świerzbi, aby wywołać jakąś awanturę- Dodał i odsunął się nieco w bok, aby wpuścić do siebie Robin
-Spokojnie...przypilnuję ją, aby nie ładowała się w żaden tarapaty- Powiedział do Ulla. Domyślał się, że po ostatnich wydarzeniach wolałby mieć rudą na oku, szczególnie w takim miejscu jak to
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull pokiwał głową. Wiedział, że z Clintem będzie bezpieczna. Oczywiście do chwili, w której nie postanowi się zbuntować.
— Do zobaczenia— Addie kiwnęła głową na pożegnanie i ruszyła za Ullem na zewnątrz.
Ull oglądał się co jakiś czas na gospodę.
— Nic jej nie będzie — uśmiechnęła się. To było urocze, że Ull tak się martwi o Robin. Uczucia były dziwnym zjawiskiem. Potrafiły przewrócić życie do góry nogami i często jak się o tym przekonujesz jest już za późno na odwrót.
— Wiem — powiedział upewniając się, że gospoda zniknęła z pola ich widzenia. Jednym płynnym ruchem złapał za temblak lewą ręka i ściągnął go z ramienia.
Addie otworzyła oczy ze zdziwienia. Po chwili pojawiła się złość. Czyżby oszukiwał.
— Czy ty….— zaczęła podniesionym głosem.
— Nie. Nie oszukuje, ale słabo będzie wyglądać jak w porcie pojawi się kaleka. Wole dodać sobie do wyglądu niż odejmować. Spokojnie— dodał chowając temblak w kieszeń spodni. - Nie rozstaje się z nim na dobre. — dodał próbując rozruszać trochę rękę.
Addie nie była zachwycona tym pomysłem, ale nie zamierzała się z nim spierać. Dlatego rozumiała po co się oglądał. Gdyby Robin zobaczyła, że cis kombinuje przy ręce, raczej nie pozwoliła by mu iść, a przynajmniej opieprzyłaby na nieodpowiedzialność.
Pokręcili się trochę po porcie szukając odpowiedniego statku. Ull tracił powoli nadzieje, że znajdą odpowiedni, kiedy zauważył na końcu doków jeszcze jeden statek. Kiedy podeszli bliżej mogli odczytać nazwę,
himmelvandrer.
— Podniebny wędrowiec— przetłumaczyła Addie.
— To ten— powiedział z ulgą Ull.
Addie uśmiechnęła się lekko. Wreszcie odrobina szczęścia. Ull mrugnął do niej i ruszył w stronę statku. W dokach kręciło się kilkoro ludzi. Ładowali na statek beczki, rożnej wielkości skrzynie. Widocznie szykowali się do opuszczenia portu. Uwagę Addie przykuła flaga na maszcie. Miała asgardzkie symbole. Włócznie Odyna i kruka na tle jesionu. Herb Odyna.
— Pracują dla Odyna?— zapytała blondynka.
— Wątpię — odpowiedział Ull. — Orion pracuje tylko dla siebie. Chyba że dobrze płacą, a to dość żądło się zdarza. Jeśli flaga Odyna wisi na maszcie to pewnie podjął się jakieś misji.
— To akurat może być przydatna informacja. Nie chcesz pochwalić się znajomościami? Masz sławnego dziadunia — zakpiła nawiazując do tego, że Ull jest pasierbem Thora.
Szatyn spojrzał na nią z politowaniem.
— Nie bądź bezczelna. Mam swoją godność… i nie obrażaj — burknął. Aż nim zatrzęsło. Chętnie sam zakończyłby swój żywot gdyby był spokrewniony albo z Thorem albo Odynem.
Ull skupił wzrok na barczystym mężczyźnie, który krzyczał i gestykulował rozdając rozkazy wszystko dookoła.
— Miłej pracy— odezwał się Ull.
Nieznajomy spojrzał na niego podejrzliwie.
— Jestem Ull i mówię w imieniu damy, która na moje szczęście jest moją zwierzchniczką. Chcielibyśmy rozmawiać z kapitanem.— wyjaśnień spokojnie.
Mężczyzna prychnął pod nosem.
— A ja bym chciał, żeby Bea przyjęła mnie za polowe ceny— dodał śmiejąc się w głos.
Addie starała się za wszelka cenę zachować zimna krew.
— Mamy dla kapitana propozycje— znów zaczął Ull.
— Kapitan nie jest zainteresowany— odpowiedział mu mężczyzna.
— Może jednak — wtrąciła się Addie podchodząc bliżej. Użyła swoich mocy by nakłonić mężczyznę do szczerości.
— Gdzie znajdę kapitana? — uśmiechnęła się uroczo.
— Nie mam pojęcia. Ostatniego dnia zawsze znika. — wzruszył ramionami nieznajomy.
— Kiedy wróci? — zapytała ponownie.
Mężczyzna podrapał się po brodzie.
— Będzie wieczorem w karczmie, Córka kapitana. Ma werbować — odpowiedział.
— Werbować?— powtórzyła za nim. — Ilu ludzi wam brakuje?
— Pięciu — odpowiedział, ale już bardziej zamyślony. Zorientował się, że nie powinien chwalić się nieznajomym z takich szczegółów.
— Dziękujemy za poświęcony czas. Miłej pracy— pożegnała się Addie.
Szturchnęła Ulla dając znak, że na nich czas.
Offline
-Proszę tylko bez żadnych głupich wygłupów. Mamy tu być jak najkrócej się da- Powiedział Clint, kiedy Robin dość bezczelnie rozsiadła się wygodnie na jego łóżku. Doskonale wiedziała dlaczego Ull oddał ją pod opiekę Clinta. Nie ufał jej na tyle, że nie zrobi niczego głupiego. Z resztą nie mogła go za to winić, ona też pod tym kątem sobie nie ufała. Tuzinem ogłady raczej nie była, i bardzo często zamiast załagodzić konflikt, nim ten zdążył się rozwinąć, była tą która podżegała do niego jeszcze bardziej, a wszystko to przez jej niewyparzoną gębę, której nie umiała przymknąć kiedy było to naprawdę potrzebne.
-Ull chyba naprawdę się o ciebie martwi- Stwierdził i usiadł na pobliskim krześle. Robin odchyliła się nieco do tyłu kładąc się na łóżku i założyła ręce za głowę
-Na to wychodzi- Mruknęła dość niechętnie. Owszem było to miłe, ale z drugiej strony nie przywykła do tego. Przeważnie była sama sobie sterem i okrętem i robiła to na co miała ochotę, teraz chciała czy nie musiała się trochę powstrzymywać.
-Macie już jakieś plany co będziecie robić po całej tej przygodzie?- Ruda zmarszczyła lekko brwi. Czy teraz Clint będzie zadawać jej typowe ojcowskie pytania. Brakowało jej do kompletu jeszcze typowego oklepanego pytania o to czy planują rodzinę.
-Nie wiem...raczej nie stanęło na niczym konkretnym
-Przy nim raczej ciężko o stabilizację- Stwierdził fakt. Strasznie dziwnie się czuła prowadząc tę rozmowę. Po pierwsze co miała mu powiedzieć, a po drugie nawet nie mogła mu powiedzieć niczego konkretnego, bo żadnych konkretnych planów nie było i nie wiadomo czy się pojawią.
-Nie mów, że go polubiłeś
-Nie...- Odpowiedział szorstko -Nadal mu nie ufam i to raczej się nie zmieni, ale wiem, że przegrałem z tobą. Mógłbym wymienić wiele powodów dla których warto wstrzymać się z tą decyzją, ale ty i tak nie weźmiesz ich pod uwagę. Staniesz po jego stronie i wybaczysz wszystko
-Co to ma niby znaczyć?- Nie bardzo rozumiała do czego ta wymiana zdań miała prowadzić
-Do tego, że się zakochałaś w nim i to naturalne, że będziesz go wybielać, aby go nie stracić, ale pewne fakty...
-Wiem jakie są fakty, wiem, że wiele spraw przemilczał i jestem tego świadoma, ale tak już czasami jest i nie chodzi tu o wybielenie. Po prostu nie zawsze chcemy chwalić się wszystkim dla bezpieczeństwa
-To zrozumiałe, ale w chwili, kiedy podejmujesz się przewodnictwa...
-A co on miał twoim zdaniem zrobić? na dzień dobry przedstawić się jak Ull bóg łowiectwa i innych aspektów życia. Nikt nigdy nie mówi o wszystkim przy pierwszym spotkaniu- Mruknęła nieco już znudzona tą rozmową. Ile razy jeszcze Clint będzie próbować zburzyć jej spokój. Może nawet jeżeli sama siebie w tej chwili okłamywała, to było jej z tym dobrze i chciała to przedłużyć tak mocno jak było to tylko możliwe, nawet jeżeli późniejsze zejście na ziemię byłoby z tych boleśniejszych.
-Chodzi mi o to, że skoro ma tendencje do niedomówień, to skąd masz pewność, że wszystko co mówi jest prawdą?
-Posłuchaj...- Powiedziała i usiadła na łóżku -Nie mam takiej pewności i mieć nigdy nie będę. Możliwe, że od samego początku nawija mi makaron na uszy i kłamie jak z nut, możliwe...ale nawet iluzja szczęścia jest lepsza niż brak wizji na nie. Żyłam z tym przez wiele lat i nie jest to dobre życie
-A życie w kłamstwie jest?
-Lepsze niż co kolwiek innego
-Aż tak nisko siebie cenisz? tak nisko, że byłabyś gotowa wybrać kłamstwo, aby zaznać chociaż trochę szczęścia, które ci się należy- Robin zacisnęła dłonie w pięści. Clint chociaż go lubiła to nigdy nie będzie w stanie zrozumieć jej położenia. On miał rodzinę, założył kochający dom, dostał od życia wszystko czego chciał, chociaż musiał przypłacić to naprawdę wysoką cenę
-Po pierwsze nie mamy żadnych dowodów na to, że on faktycznie oszukuje w czym kolwiek. Nie mówi o wielu rzeczach bo nie ma takiego obowiązku i ja nie mam zamiaru na niego naciskać, tak samo jak on nie naciska na mnie, a ty wychodzisz z założenia, że to wszystko skończy się jakąś katastrofą, gdzie ktoś będzie płakać i zakładasz, że tą osobą będę ja- Trochę ją to bolało, że Clint widział wszystko w ciemnych barwach, ona też nie była przesadną optymistką, ale teraz naprawdę zaczynała mieć nadzieję na to, że wszystko zacznie się układać. Może nie będzie to łatwa droga, ale chciała ją podjąć
-Dla kogo ty to robisz?- Ciągnął dalej -Dla siebie czy dla niego? bo sprzedał ci historyjkę o tym jak to jest samotny
-Słuchaj zaczynasz stąpać po naprawdę kruchym lodzie i lojalnie ostrzegam
-Bo co...strzelisz we mnie płomieniem, przypominam, że znajdujemy się w drewnianym budynku- Robin zmarszczyła lekko brwi. Gdyby nie to, że obiecała Ullowi nie ładować się w kłopoty pewnie już dawno wyszłaby z pokoju trzaskając drzwiami. Musiała, jednak się powstrzymać
-Dajmy spokój tej rozmowie...nie zrozumiesz
-Więc mi wytłumacz...zawsze tylko nikt ciebie nie jest w stanie zrozumieć, ale to ty nie jesteś w stanie wytłumaczyć niczego- Robin przymknęła na chwilę oczy, aby się uspokoić.
-Więc dlaczego?
-Bo nie chcę, aby był sam, bo wiem jak to zabija w tobie to co jest najlepsze. On chociaż myśli o sobie inaczej jest naprawdę wartościowym człowiekiem nie chcę, aby to zatracił, bo któregoś dnia dojdzie do swojej granicy z której już nie będzie w stanie zawrócić
-Nie uratujesz go
-Ale chociaż spróbuję- Mruknęła i dźwignęła się z łóżka po czym zaczęła nerwowo chodzić po pokoju
-A tak naprawdę...jaki jest powód
-BO GO KURWA KOCHAM!- Wykrzyczała wyraźnie zirytowana, ale po chwili zdała sobie sprawę z tego co tak naprawdę powiedziała i zacisnęła usta w wąską linię. Nie przyznawała się do tego na głos, ale to co powiedziała było szybsze niż jej myśli. Clint widocznie też nie spodziewał się takiej odpowiedzi bo zamilkł wpatrując się uważnie w nią
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie i Ull wracali do gospody w dużo lepszych nastrojach. Wreszcie pojawiła się nadzieja na bezkonfliktowe rozwiazanie problemu.
— Za łatwo nam idzie— stwierdziła blondynka obierając stanowisko pesymistki.
— Nie kracz. Narazie nie jest źle — odpowiedział jej Ull próbując poruszać ręką. Nadal do pełnej sprawności sporo mu brakowało.
— A jak twoja rana? Nie czas zając się szwami? Leczysz się szybciej niż ludzie. — zainteresował się. Nigdy nie powie tego na głos, ale był jej cholernie wdzięczny za to co zrobiła. Nikt nigdy nie stanął do walki by ocalić mu życie. Zawsze sam musiał kombinować. To było dla niego zupełnie coś nowego. Coś czego jeszcze nie doświadczył.
Zatrzymał się na środku drogi.
— Dlaczego? — zapytał.
— Dlaczego co?— odbiła Addie stając przed nim.
— Dlaczego zdecydowałaś się walczyć. Nie powiedziałaś o tym nikomu. Widziałem po ich minach. Pewnie wyglądałem podobnie.. — lekko się uśmiechnął.
Addie westchnęła ciężko. Oparła dłonie na biodrach.
— Jest wiele powodów. Zrobiłam to dla Robin. Wiedziałam, że będzie chciała walczyć, ale później się okazało, że nie byłaby w stanie. Nie chciałam dokładać jej cierpień. Zrobiłam to tez dla siebie, żeby sobie udowodnić, że jestem w stanie walczyć, że nie stchórzę. Walka nie zawsze odbywa się na polu bitwy, ja czułam , wcześniej, że nie podejmę się już żadnej. Zrobiłam to tez dla ciebie. Jest z ciebie kawał drania i krętacza, ale jest w tobie coś co.. — zmrużyła oczy. Sama nie wiedziała co to jest. Czuła, że ją i Ulla łączy przedziwna więź. Nie mogła jej zdefiniować. Tyle razy wychodziły na jaw jakieś niedomówienia, sporo rzeczy przed nimi zatajał i pewnie jeszcze sporo skrywa, ale pomimo to zawsze mu odpuszczała.
— Umiesz przekonać do siebie ludzi. Mimo tego co sam o sobie myślisz. Masz w sobie wartości, które warto ochronić — wzruszyła lekko ramionami.
Ull uśmiechnął się lekko. Tego się nie spodziewał. Kiwnął głową i ruszył dalej. Przed gospodą założył z powrotem temblak. Przepuścił Addie w drzwiach. Blondynka poszła odrazu na górę. Już na schodach wyczuła nerwową atmosferę.
— Wyglada na to, że się pokłócili — mruknęła przez ramię. Blondynka zapukała do drzwi pokoju Clinta i dopiero po chwili chwyciła za klamkę. Miny Clinta i Robin potwierdziły to co wyczuła w korytarzu.
Ull przecisnął die obok niej i wszedł do środka. Blondynka została w miejscu. Oparła się ramieniem o próg.
— Co tu się dzieje? —zapytał Ull patrząc raz na jedno, raz na drugie. — Przynosimy nie złe wieści..jak macie zamiar się z nich cieszyć z takimi minami? — zapytał obejmując Robin w pasie zdrową ręką
Offline
Robin dyszała ciężko czując jak złość zaczyna w niej narastać. Wiedziała, że Clint nie miał niczego złego na myśli, ale zaczynała mieć powoli dość tego, że cały czas podważał jej decyzje, nawet jeżeli wydawały mu się głupie i nieodpowiedzialne, to nadal było jej życie. Nie umiał z nią rozmawiać chociaż ewidentnie chciał to zrobić. Clint uchylał usta, aby coś jeszcze powiedzieć, ale nie dostał na to szansy, bo drzwi do ich pokoju się otworzyły. W sumie to nawet cieszył się z tego, że Ull i Addie wrócili. O ile znał siebie pewnie być coś jeszcze powiedział co jeszcze bardziej by wyprowadziło Robin z równowagi.
-Nic...rozmawiamy sobie- Odpowiedział dość krótko. Dziewczyna odwróciła na chwilę głowę w bok przełamując w sobie chęć do nagłego wybuchnięcia.
-Nie wiem czy Pana widzę wszystko w czarnych kolorach jest w stanie co kolwiek ucieszyć- Mruknęła i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej. Kiedy Ull ją dotknął bez problemu mógł wyczuć jak bardzo jej ciało się nagrzało, a to oznaczało jedno. Clint naprawdę zaczął stąpać po cholernie cienkim lodzie.
-To akurat nie prawda...- Mruknął
-Chociaż raz mógłbyś porzucić tę rolę pierdolonego agenta bez emocji. Ale tak jest lepiej...dobij leżącego. Wiem, że jestem chujowa, nienormalna, psychiczna, okropna, najgorsza, oraz że nic mi w życiu nie wychodzi i nie wyjdzie. Wiem to, powtarzam to sobie dzień i noc, więc nie musisz mi jeszcze dokładać
-Robin to nie...
-A dajcie wy mi święty spokój...- Przerwała mu i uwolniła się z uścisku Ulla po czym wyszła z spokoju zmierzając w stronę swojego, który dzieliła z Ullem. Trzasnęła za sobą drzwiami tak mocno jak tylko umiała chociaż nawet tego nie kontrolowała. Musiała się uspokoić, bo w przeciwnym razie czuła, że za chwile wybuchnie, a tego wolała uniknąć.
-Chyba rozmowy z nią to nie jest moja mocna strona- Powiedział nieco zakłopotany. Może i była starsza, ale często nadal zachowywała się jak zbuntowana nastolatka, która nie lubiła, kiedy ktoś wchodził z butami w jej życie i było to zrozumiałe, ale on nie robił tego bo lubił, po prostu się o nią martwił. Chciał, aby wzięła pod uwagę wiele rzeczy, które mogły jej umknąć, może pokazać, że osiągnięcie szczęścia za wszelką cenę nie zawsze było tego warte. Inna kwestia była taka, że doskonale rozumiał, że kiedy patrzy się na kogoś przez różowe okulary czerwone lampki wyglądały jak zwykłe i łatwo było przeoczyć wszystkie ostrzegawcze sygnały.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie w ostatniej chwili się odsunęła by Robin jej nie staranowała. Odprowadziła ją wzrokiem kiedy ta zamknęła się w pokoju. Ull wyszedł za nią.
— Przed wyjściem załatwimy szwy.. — rzucił posyłając jej przelotne spojrzenie i ruszył do pokoju, który dzielił z Robin. Tak jak miał w zwyczaju, nie pukał.
— Nie będę się odzywał.. — powiedział unosząc zdrową rękę w górę. Jednak po chwili ją opuścił zdając sobie sprawę, że to powinna być prawa.
………………………………………………………………………………………………….
Addie weszła do pokoju Clinta. Starała się nie skomentować tego co tu się przed chwilą zadziało, ale tez cisza panująca w pokoju robiła się dziwnie ciężka.
— Jak tak ma wyglądać rozmowa z zbuntowanym nastolatkiem… to ja podziękuje — uśmiechnęła się lekko. Wyciągnęła do niego rękę.
— Chodź. Przejdziemy się gdzieś. Mamy czas do wieczora. Ochłoniesz — próbowała go przekonać. Kłótnie były teraz ostatnim czego było im potrzeba.
— Jeśli Ullowi nie uda się załagodzić sytuacji, ja do niej pójdę. Ale myśle, że interwencja nie bedzie konieczna. To jak? — lekko przygryzła dolną wargę.
Offline
Robin wręcz kipiała ze wściekłości. Nie lubiła, kiedy ktoś zmuszał ją do jakiś głębokich wyznań, szczególnie w chwili, kiedy ona sama nie była na to gotowa, ale to co powiedziała...to było prawdą i ona doskonale o tym wiedziała, jednak nie chciała przyznawać się do tego przed sobą, bo wtedy czułaby się zobligowana do tego, aby powiedzieć to Ullowi, a tego robić nie chciała, jeszcze nie teraz. Za dużo było w niej wątpliwości, z resztą nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji, że chciała komuś powiedzieć coś tak ważnego i kompletnie nie wiedziała jak to zrobić. Nie zdziwiła się, kiedy drzwi do jej pokoju się otworzyły i stanął w nich Ull. Nigdy nie pukał.
-I dobrze...- Rzuciła w jego stronę podchodząc do uchylonego okna, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza
-Bo jak powiesz, że to wszystko to przez jego troskę, to nie ręczę za siebie...- Dodała -Niech się martwi, ale o siebie bo ma o co- Wbrew pozorom nie potrzebowała ojca upierdliwca, który negował na każdym kroku każdą jej decyzje. Tak naprawdę w ogóle nie potrzebowała żadnego ojca. Nie tęskniła za nim. Clint w prywatnym obyciu był prostszy do zniesienia, bardziej rozrywkowy. Kiedy przyjmował tę swoją pozę agenta trudno było rozmawiać z nim o czym kolwiek. Wszędzie doszukiwał się spisków i zdrajców. Może i było to zboczenie zawodowe, ale tak nie można było żyć. Nawet ona się o tym przekonała i musiała komuś zaufać, odpuścić chociaż na chwilę.
.....................................................................................................
-Moje dzieciaki już weszły w tę fazę, ale one raczej mają inne bagaże emocjonalne, ale i tak myślałem, że mam dość wprawy- Może czasami zapominał o tym, że Robin nie była wcale zwykłą dziewczyną ze zwykłymi ziemskimi problemami chociaż bardzo chciał, aby tak było, może wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Spojrzał na wyciągniętą rękę Addie i westchnął ciężko po czym wstał z krzesła. Spacer nie brzmiał źle, chociaż on wcale wzburzony nie był. Starał się zachować spokój, może to był właśnie jego błąd. Może też powinien się wkurzyć, tylko co wtedy by osiągnęli. Ruszył z Addie po schodach na dół i wyszli na portową ulicę. Obrał tak naprawdę obojętnie jaki kurs, byle iść gdzieś przed siebie
-Nie wiem co robić z nią...chce wsparcia i je ma, ale czy wsparcie oznacza akceptowanie wszystkich jej pomysłów- Mruknął po chwili milczenia. Nie umiał ot tak po prostu wsunąć się w cień i w milczeniu obserwować jak Robin podejmuje kolejne kroki do autodestrukcji, a to co chciała zrobić miał wrażenie, że właśnie do tego prowadziło. Zostanie w obcym świecie, przy tak naprawdę obcym facecie...to wyglądało mu niemal na akt desperacji, a nie na pogoń za marzeniem.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull uśmiechnął się półgębkiem. Relacja Robin i Clinta była dla niego przedziwna. Clint starał się jej ojcować, a broniła się przed jego słowami rękami i nogami.
– Gdybym mógł się odzywać.. – zaczął lekko wzdychając – Może i bym spytał o co poszło, ale to chyba dość oczywiste, naprawdę mi to schlebia.
Podszedł do niej. Od razu wyczuł bijące od niej ciepło. Może i zwykłemu człowiekowi wyrządziłaby krzywdę, ale nie jemu. Odgarnął jej włosy na ramię odsłaniając kark. Przejechał koniuszkiem nosa po nagiej, gorącej skórze dziewczyny.
– Chyba ktoś tu zapomniał, że sama o sobie decydujesz. To skutek uboczny rodzicielstwa. Ciężko to zaakceptować. Każdy się lubi wymądrzać. Wiesz co wtedy trzeba zrobić. Zapomnieć i robić dalej swoje. – dodał odsuwając się od niej. Oparł się ramieniem o framugę okna.
– Ani ty ani ja nie jesteśmy typami osób, które słuchając dobrych rad. Musimy wsadzić dłoń w ognisko by się upewnić czy naprawdę parzy. Czekaj.. słaba metafora ogień nas nie parzy, ale.. co by nie mówić, wiesz o co chodzi, więc nie ma co się denerwować. – wzruszył ramionami.
…………………………………………………………………………………………………………….
Addie zrównała krok z Clintem. Złożyła dłonie przed sobą. Westchnęła głośno. Po pierwszym zdaniu wiedziała mniej więcej o co poszło.
– Wygląda na to, że macie nieco inne definicje wsparcia – zaczęła. – ]Oczywiście, że nie masz przytakiwać na wszystko co ona robi, ale też nie możesz w tak.. zaborczy sposób próbować pokazać, że jest w błędzie, bo będzie się buntować. Zgaduję, że trajkotałeś jej jedno w kółko i czułeś, że odbijasz się od ściany, gorącej ściany – dodała z lekkim uśmiechem.
– Choć na przystań – kiwnęła do niego głową proponując by odbili w prawo.
Offline
-Miałeś się nie odzywać- Mruknęła, kiedy ten, jednak najwyraźniej nie był w stanie wysiedzieć w ciszy. W sumie to jej nie dziwiło. Ull lubił gadać, szczególnie w chwili, kiedy doskonale wiedział, że miał rację. Wtedy gęba mu się niemal nie zamykała.
-To nie tylko o ciebie chodzi, już sobie tak nie dodawaj- Powiedziała i przewróciła oczami. Problem był znacznie głębszy, niż mogłoby się wydawać.
-Fakt...słaba ta metafora- Odwróciła się plecami do okna i oparła o parapet -Wiesz, wiem, że chce dobrze...ale znacznie częściej słyszę, że robię coś nie tak, niż słyszę jakieś pochwały. I tak od zawsze. Nie zawsze jestem w stanie przewidzieć skutek swoich decyzji, ale czy to oznacza, że są złe?- Nie wybiegała aż tak w przyszłość, często działała pod wpływem emocji i nie w jej naturze leżała analiza każdej sytuacji.
-Sama nie jestem jakąś niebywałą optymistką, ale gdybym z góry zakładała, że to, co robię, nie ma sensu...to po co w ogóle się starać, po co by było to wszystko...ehhh...może za mocno próbuje mu zaimponować- Stwierdziła, dochodząc do pewnego wniosku, który wcześniej najwyraźniej jej umykał
-Wyszkolił mnie na tyle na ile umiał, a teraz kiedy podważa moje decyzje, to tak samo jakby podważał własne szkolenia. Gdyby wierzył w to, że przygotował mnie odpowiednio, pewnie zachowywałby się inaczej- Może faktycznie sporo jej brakowało, może nie była tak dobrą uczennicą jak się jej wydawało. Wzięła głęboki wdech, aby nieco się uspokoić i przymknęła na chwile oczy
-No dobra, udało sie wam coś załatwić?- Chciała szybko zmienić temat. Jej relacja z Clintem była trudna. Lubili się i im obydwu na sobie zależało, ale ich charaktery były drastycznie różne
..................................................................................................................
-To co wedle ciebie mam zrobić?- Zapytał sie i przystanął na chwilę -Patrzeć z boku i modlić się o to, aby nie doszło do jakiejś katastrofy, a potem wyrzucać sobie, że mogłem coś zrobić- Chciał, tylko aby Robin racjonalnie spojrzała na kilka spraw, chociaż na chwilę zdjęła różowe okulary. Przecież w normalnych okolicznościach sama by doszła do takich samych wniosków jak on. Zazwyczaj ufał swojej intuicji i jeszcze nie wyszedł na tym źle. Poza tym był starszy, widział więcej i więcej przeżył. Poznał różnych ludzi i wiedział, jacy oni potrafią być. Ruszył dalej z Addie w stronę przystani.
-Wiesz, kiedy ktoś jest przez długi czas sam, i natrafi się nagle okazja, aby to przerwać, jest w stanie władować się w największe bagno, aby chociaż przez chwilę poczuć się lepiej, ale to, że czujesz się dobrze wcale nie oznacza, że przestałaś się zapadać
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
– Może uważa że szkolenie jeszcze się nie skończyło – wzruszył ramionami. – ale skoroś taka ciekawa.. – powiedział przechodząc w głąb pokoju.
Usiadł na łóżku i ściągnął z ramienia temblak.
– Uwiera cholerstwo – mruknął próbując rozmasować kark.
– Nie widzieliśmy się z Orionem, ale wiemy, gdzie będzie wieczorem. Będzie werbował, podobno brakuje mu do załogi pięciu ludzi. Sprawa wydaje się prosta, ale każdy chce pływać na Wędrowcu. Będzie sporo chętnych. Będzie trzeba się wbić w kolejkę, zaprezentować się jako zajebiści marynarze.. No.. reszta się okaże – dodał z lekkim uśmiechem.
– Addie zauważyła flagę Odyna. Bardzo możliwe, że Orion został wynajęty przez starego, więc na pewno będzie płynął do Asgardu – wyjaśnił.
……………………………………………………………………………………………………………….
– W takim razie powiedz mi co chcesz jeszcze zrobić? Przywiązać ją do krzesła i wrócić do waszej rzeczywistości? Znienawidziła by cię. – spojrzała na niego spokojnie.
– Prawda jest taka, że nic więcej nie możesz zrobić. W sumie to i tak ty będziesz gadał, a ona jednym uchem wpuści, a drugim wypuści. Myślę, że ona nie potrzebuje pokazywania jej palcem co może zrobić, a czego nie.
Blondynka zatrzymała się i usiadła na bruku spuszczając nogi nad morze, które delikatnie uderzało o kamienny mur.
– Wiem.. – westchnęła ciężko – Wiem jak to jest – dodała patrząc na falujące morskie wody.
W słowach Clinta odnalazła znaczenie dla ich sytuacji. Równie dobrze te słowa pasowały do sytuacji, w której oni się znaleźli. Oboje byli samotni, potrzebowali bliskości drugiej osoby, poszli do łózka, było im dobrze, ale czy to ich usprawiedliwia, zrobili coś czego nie powinni byli robić, coś co nie miało prawa się wydarzyć. Chwila spokoju, by po chwili zderzyć się z rzeczywistością.
– Nikt nie jest kryształowy – uśmiechnęła się kwaśno. – Uważasz, że dobrze wyszkoliłeś Robin? – zapytała łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
Offline
Robin obserwowała, jak ten siada na łóżku, po czym sama do niego podeszła i uklękła na łóżku za jego plecami, po czym chwyciła w dłonie jego, barki zaczynając je delikatnie rozmasowywać. Słuchała uważnie historii o tym co udało się im ustalić podczas ich krótkiego wypadu. Informacje faktycznie w połowie były dobre, ale nadal nie było to to co by ich usatysfakcjonowało w pełni.
-Ze mnie marynarz kiepski...nie znam się na tym i pewnie prędzej czy później to wyjdzie na jaw- Stwierdziła dość posępnie. Zaczęła się zastanawiać nad tym co będzie, kiedy Orion się zorientuje, że w swojej załodze ma grupkę osób, która najwyraźniej nie bardzo się zna na swojej pracy
-No, chyba że będę szorować pokład. Do tego raczej nie trzeba wielkich kwalifikacji- Dodała i uśmiechnęła się lekko.
-Do tego istnieje przesąd, że podobno kobieta na pokładzie przynosi pecha...a nas są aż dwie, no...chyba, że się przebierzemy- Pozostało mieć jej nadzieję, że Orion do przesądnych nie należał, chociaż w to szczerze wątpiła. Miała do czynienia z kilkoma ludźmi, którzy związali swoje życie z pływaniem i byli to najbardziej przesądni ludzie, jakich znała, a swój fach jak i łajby traktowali niezwykle poważnie. Oczywiście w przerwach od zalewania pały, kiedy w końcu z tego statku zeszli.
-No, ale może czytanie książek o piratach w końcu na coś się przyda- Nie chciała jak Clint od razu doszukiwać się dziur w tym planie i zakładać, że się nie uda kiedy nawet jeszcze nie zdążyli spróbować.
...........................................................................................
Łucznik usiadł na murku obok niej i utkwił wzrok w wielkiej wodzie, która przed nimi się rozciągała. Pytanie Addie zmusiło go nieco do zastanowienia się
-Umie walczyć, z fizycznym przeciwnikiem sobie poradzi, ale nie wiem, czy z życiem sobie poradzi- To był ten problem. Robin, chociaż na zewnątrz twarda była tak naprawdę delikatna i łatwo było ją zranić. Nie potrzeba było wcale dużo, aby nacisnąć na wrażliwą strunę, których miała całą masę.
-Myślę, że mogłem zrobić więcej, może, zamiast skupiać się tylko na aspekcie walki, podjąć również inne...nie wiem- Pewnie mógł zrobić więcej, zawsze można było, ale czy teraz miał szansę, aby jakoś to nadgonić. Objął blondynkę delikatnie ramieniem i przysunął się nieco bliżej niej.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
[ Wygenerowano w 0.091 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 1.56 MB (Maksimum: 1.99 MB) ]