Nie jesteś zalogowany na forum.
Addie prychnęła wesoło na pytanie Clinta, czy faktycznie Robin w jakiś pokręcony sposób stwierdzi, że to co je spotkało to wina blondynki.
- To bardzo prawdopodobne - uśmiechnęła się. - Ktoś musi być winny, a ja.. cóż chyba nie przypadłam jej do gustu jako towarzyszka podróży.
Addie zastanowiła się nad słowami łucznika. Robin postawiła wiele murów wokół siebie, tak tak robił to Loki. Ruda była dla Addie zagadką. Czasami nie potrafiła zrozumieć jej zachowania. Trochę jej też zazdrościła. Addie zawsze musiała przemyśleć nastepne kroki, mieć jakiś plan. Zastanowić się co najlepsze dla wszystkich, a dopiero myślała o sobie. Robin wydawała się jej bardziej beztroska, otwarta na to przyniesie los i reagowanie dopiero wtedy, gdy przeznaczenie postawi przed nią kolejną przeszkodę.
- To chyba przekleństwo bohaterów. Przedkładanie czyjegoś dobra nad swoje. Ciężko postawić granicę, no bo przecież jeśli ja tego nie zrobię, to czy znajdzie się ktoś inny? Królowie mają podobne dylematy.. nie wszyscy, ale też przecież o to chodzi. Grupa ludzi ufa ci, że będziesz ich chronił. Że podejmiesz sprawiedliwe decyzje, najlepsze dla ogółu. To też kosztuje. Czasami mniej, czasami więcej. Niektórzy nie są wystarczająco silni by dźwigać to brzemię.
Addie odkąd wróciła po blipie. Chciała odciąć się od wszystkich obowiązków. Chciała mieć nowa, mniej znaczącą rolę, jednak jej mąż miał inne plany i zaczął się angażować w życie społeczności. Prześcigali się z Val pomysłami i każde z nich próbowało robić wszystko pod swoje dyktando. Addie czekała na narodziny bliźniąt. starając się pomóc, ale jako krajanka, a nie władczyni. Chciała by mówili do niej po imieniu, a nie “Wasza Wysokość”. Asgardczycy jednak pozostawali nieugięci i nadal okazywali jej szacunek. Pamiętali jak Addie stawała po ich stronie, zawsze mogli się do niej zwrócić o pomoc, czy radę, a ona dla każdego miała dobre słowo i uśmiech, choć czasami wcale nie miała sił na nic sił.
- Być może, ale jak to się mówi. Nie należy dzielić skóry na niedźwiedziu. Zobaczymy jak to się rozwinie. Mam nadzieję, że jutro wszystko się skończy. Wolwa mówiła o długiej drodze, ale czuje, że już niedługo zobaczę rodzinę… a może to tylko tęsknota? - Kobieta mocniej zacisnęła ramiona - Chciałabym zobaczyć dzieci. Brakuje mi ich, a nawet nie mogę się z nimi skontaktować, powiedzieć, że jestem cała i że wracam - dodała lekko drżącym głosem.
Chowała w sobie te uczucia, ale mówienie o nich przyniosło jej ulgę, czuła, że emocje powoli opadają, ale nie chciała się rozpłakać. Chciała grać twarda wojowniczkę. Nieustraszoną walkirię, ale niektóre rzeczy, emocje były silniejsze od postanowień.
Offline
Kiedy temat zszedł na dzieci i Clint nieco spoważniał. Sam był mężem i szczęśliwym ojcem trójki małych szatanów, które dzień w dzień zaskakiwały go czymś nowym i stawiały przed nowymi wyzwaniami.
-Tutaj akurat doskonale ciebie rozumiem- Sam tęsknił za rodziną, za tymi spokojnymi wieczorami a żoną na werandzie, czy na bieganiu z dzieciakami po podwórku, do utraty tchu. Było to męczące, i często on sam miał dosyć, ale w ostatecznym rozrachunku dochodził do wniosku, że nie zamieniłby tego życia na nic innego. Żadne przygody, słowa wdzięczności, nie były w stanie tak go ucieszyć, jak fakt, że mógł ponownie zobaczyć rozpromienione twarze tej wesołej bandy.
-Nie zliczę ile razy zawodziłem swoje dzieci. Do tej pory sobie wyrzucam, że niestety w ostatecznym rozrachunku przetraciłem na misje wiele najlepszych lat ich życia. Często o ich sukcesach opowiadała mi przez telefon żona, ale zawsze kiedy wracałem ich radość była taka sama. Na pewno jest im ciężko bez matki, ale jestem pewien, że rozumieją, że czują, że ich nie zostawiłaś. Czekają na twój powrót, tak samo jak ty czekasz na to, aby ich ponownie zobaczyć- Uczucia rodzicielskie rozumiał jak mało kto. Sam często bił się z podobnymi myślami co Addie. Myślał co by było gdyby, ten jeden raz odmówił wyruszenia w teren, gdyby odmówił Avengersom, ale wiedział, że gdyby to zrobił świat dla jego dzieci byłby cholernie niebezpieczny, a one sądził, że to rozumieją i na swój sposób doceniają.
-Miłość dziecka, jest zadziwiająca, i przepotężna. Pewnie dlatego, że jest tą jedyną i prawdziwą, bezwarunkową. Może się trochę na ciebie pogniewać, tupnie noga ze złości, ale ostatecznie i tak ci wybaczy- Nie lubił mówić o swoim życiu, ale czuł, że Addie taka rozmowa jak rodzic z rodzicem może w tej chwili pomóc.
-Są twoją motywacją i tylko to powinno się liczyć- Dodał po chwili milczenia i spojrzał z ukosa na blondynkę.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Są dla mnie najważniejsi. Nigdy się nie rozstawaliśmy. Trójka potworków to prawdziwe wyzwanie - uśmiechnęła się smutno. - Kiedy o nich myślę, wiem, że chłopcy sobie radzą. Są bardzo zaradni, nawet jeśli miewają szalone pomysły wiem, że się wspierają. Ale Asa. Jest bardzo delikatna, nieśmiała. Wiem, że Loki ich kocha i nie pozwoli, by stała im się krzywda, ale fakt, że nie ma mnie z nimi.. jest cholernie trudny.
Addie starała się nie dopuszczać do siebie najgorszych myśli, które kłębiły się w jej głowie. Bała się o córkę. Była nieśmiała nawet w stosunku do Lokiego. Jest wymagający i kiedy chłopcy zaczęli wykazywać magiczne zdolności poświęcił czas na naukę z nimi. Obowiązki jakie wziął na swoje barki jako władca w Nowym Asgardzie nie miały końca, a kiedy wracał zabierał chłopców na lekcje. Asa na początku chodziła z nimi, ale po incydencie, kiedy chłopcy ją wystraszyli, żeby sobie poszła, zgubiła się w lesie. Od tamtej pory zamknęła się w sobie. Przestała biegać za braćmi, starać się o ich atencję. Addie bardzo to przeżywała. Pozostawała jednak w nadziei, że jej dzieci znów będą zgraną trójką. Może właśnie teraz, kiedy jej zabrakło, nadarzyła się okazja by znów się zjednoczyć.
- Jestem sierotą, wychowywałam się w domu dziecka. Obiecałam sobie, że nigdy nie dopuszczę do tego, żeby moje dzieci spotkał ten los. Zrobię wszystko, żeby do nich wrócić. Nie ważne ile czasu to zajmie. - powiedziała pewnie. Te słowa były obietnicą, jaką sobie złożyła. Nie ważne ile minie czasu, wróci do domu.
Z mroku wyłonił się świecący zielonkawą poświatą punkcik. Ull podszedł do skały i postawił na ziemi zamknięty szklany flakon, w którego wnętrzu świeciły malutkie kropeczki leniwie lewitujące wewnątrz.
- Światło - mruknął - Ognia nie ma czym rozpalić - dodał podchodząc do swoich toreb. Wyciągnął z jednej z nich worek z jedzeniem i podał siedzącym pod skałą towarzyszom.
Addie zaczęła mieć wyrzuty sumienia. Kiedy emocje opadły doszła do wniosku, że przesadziła. Była zmęczona, wystraszona. Czuła się oszukana. Ull znów podszedł do Robin. W słabym świetle ogników mało co mógł dostrzec, ale znów oczyścił ranę rudowłosej. Powinna do rana się obudzić. Stan rany też będzie mógł ocenić kiedy wstanie słońce.
Offline
Clint doskonale rozumiał jej obawy. Jego dzieci też były inne. Jedne bardziej zaradne, inne nieco mniej, lub nawet bardziej wycofane, ale mimo to wierzył, że gdyby coś się wydarzyło umiały o siebie zadbać. W końcu nauczył je tyle ile sam potrafił.
-Spójrz na to z tej strony- Zaczął spokojnie -Dla Lokiego też może być to lekcja, że nie zawsze, a szczególnie przy dzieciach surowość nie jest najlepszą opcją- Chciał jakoś blondynkę pocieszyć, ale o ile znał Lokiego, bardziej prawdopodobnym wydawało mu się to, że odda córkę pod opiekę jakiejś innej kobiety, służki czy kim oni tam się otaczali. Mimo to może Loki, którego znała Addie miał nieco więcej oleju w głowie niż ten, którego on miał nieprzyjemność poznać. Ich rozmowę przerwał Ull, który objawił się ze szklaną butlą, we wnętrzu, której latały dość chaotycznie świetliki. Łucznik wstał z ziemi, po czym wyciągnął swój łuk, który szybkim machnięciem rozłożył.
-Poczekaj, mam lepszy pomysł- Przykląkł przy Robin zaraz obok mężczyzny, i dotknął jedno miejsce na łuku. Rozległo się cichy pstryknięcie, a nad miejscem gdzie powinien znajdować się grot strzały zapaliło się jasne, blade światło. Clint skierował je na plecy Robin i skrzywił się nieco. Zielonkawa maź zaczynała wypływać z jej ran, które jak mu się wydawało zaczynały się powoli już zabliźniać.
-Latarka przy łuku się przydaje czasami- Wyjaśnił i znieruchomiał, aby świecić Ullowi dokładne w miejsca, które chciał oczyścić.
-Obawiam się, jednak że na noc te robaczki to nasze jedyne źródło światła. Wezmę pierwszą wartę, a wy się prześpijcie- Po zadbaniu o Robin, cała reszta postanowiła coś zjeść i się napić. Kiedy tej dość ubogiej kolacji przyszedł koniec, Clint wstał z miejsca i ruszył nieco do przodu, aby rozejrzeć się po okolicy i upewnić się, że nikt nieproszony nie zmierza w ich stronę.
Noc upłynęła względnie spokojnie, chociaż chłód jaki zapanował po zmroku dawał się dość porządnie we znaki. Robin drgnęła niespokojnie, kiedy promienie słońca próbowały przedrzeć się przez jej zamknięte powieki. Czuła się tak, jakby właśnie przebudziła się z dziwnego letargu, który balansował gdzieś na granicy snu, a śmierci. Nie czuła się wypoczęta, ale przynajmniej ból, który odczuwała wcześniej znacznie zelżał. Uchyliła powieki, i rozejrzała się powoli po okolicy w której się znajdowała. Szybko zrozumiała, czemu mięsnie ją bolą. Leżenie na twardej skale do przyjemnych nie należało. Bardzo powoli podniosła się chcąc usiąść, ale zawroty głowy na chwilę ją zatrzymały. Wzięła głęboki wdech, aby opanować swój organizm, a kiedy poczuła się dostatecznie na siłach usiadła, krzywiąc się przy tym, bo naciągająca się skóra na plecach zapiekła nieprzyjemnie. Spojrzała na swoje udo. Plama po krwi została, ale sama rana została zaszyta, w dość chałupniczy sposób. Żyła, i właśnie do niej to dotarło. Ponownie rozejrzała się, a kiedy dostrzegła Addie, która spała nieopodal niej odetchnęła z ulgą
-Nieźle nas wystraszyłaś- Usłyszała głos Clinta, gdzieś po swojej prawej stronie. Odwróciła głowę, być może nieco za szybko, bo przed oczami zatańczyły jej czarne plamy
-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo
-Cholera, a już miałem nadzieję- Odpowiedział jej i uśmiechnęli się wzajemnie w swoje strony.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie przyglądała się jak mężczyźni badali stan Robin. Powtarzała sobie w myślach, ze wszystko bedzie dobrze i ruda szybko wróci do zdrowia. Po małej kolacji, którą zjedli w ciszy okryła się pledem i położyła się na kamiennym podłożu. Patrzyła w latające w butelce świetliki. Nie usnełaby spokojnie w ciemnościach, dlatego była wdzięczna za tę odrobinę światła. Zacisnęła palce na swoim medalionie i powoli odpłynęła do krainy snów. Kiedy otworzyła oczy z ulgą przyjęła, że słońce już wzeszło ponad horyzont. Kobieta powoli odwróciła się na drugi bok. Zaspanym wzrokiem obrzuciła obóz. Wtedy dotarło do niej, że Robin siedzi obok Clinta i uśmiechała się do niego. Kobieta podniosła się ze swojego posłania i przeciągnęła rozprostowując obolałe kości. Przeczesała palcami rozwiane włosy i podeszła do towarzyszy, zgarniając uprzednio ostatni bukłak z napojem jaki im został.
- Hej - przywitała uśmiechając się do obojga. Kucnęła przy dziewczynie i podała jej bukłak. - Jak się czujesz?
Offline
Robin drgnęła, kiedy usłyszała w swoim pobliżu jakiś ruch. Spojrzała, i uśmiechnęła się lekko, kiedy zobaczyła, że i Addie już nie śpi
-Jakby ktoś, bawił się nekromancją- Odpowiedziała i wzięła od niej bukłak z wodą i pociągnęła solidnego łyka, czując jak bardzo zaschło jej w gardle. W tej chwili chętnie chciałaby znajdować się w jakimś przytulnym domku z miękkim i wygodnym łóżkiem, ale było to tylko pobożne życzenie, bo droga przed nimi jeszcze długa, a ona nie miała czasu na wylegiwanie się, czy narzekanie na swój stan. Oddała dziewczynie bukłak z wodą, i powoli zaczęła próbować wstać, aby trochę rozprostować obolałe ciało. Clint rzucił się niemal jej do pomocy, ale ona tylko skarciła go wzrokiem
-Nie jestem zniedołężniałą staruszką- Mruknęła i bardzo powoli, przy drobnej asekuracji pobliskiego kamienia ustała na nogach. Ból uda dał o sobie szybko znać, a ona nieco skrzywiła się, ale szybko odzyskała spokój. Wiedziała, że jeżeli pokaże jak naprawdę kiepsko się czuje ich dalsza droga może się jeszcze wydłużyć, a ona miała dosyć tych postojów. Chciała jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę. Pokręciła nieco głową na boki, a w jej karku chrupnęło cicho kilka razy.
-Może nie powinnaś się...
-Daj spokój, nie jesteśmy na wakacjach, i tak już za dużo czasu straciliśmy- Powiedziała i spróbowała się przeciągnąć, ale ból pleców dość mocno jej to uniemożliwił.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Ostrożnie Biedroneczko - usłyszeli z oddali. Ull podszedł do towarzyszy i rozejrzał się po twarzach.
- Gdzie byłeś? - spytała Addie spokojnym tonem.
- To tu, to tam… Sprawdzałem wytrzymałość mostu. Szkoda by było, żeby zawalił się podczas przeprawy.
Na zawaleniu się znasz, co nie? - dodała kąśliwym tonem. Nadal była zła za lawinę, ale nie mogła też nie przyznać racji Clintowi, że jego plan, choć wymknął się spod kontroli udał się, a przynajmniej na to wskazywało.
- A jakże.. oto ja mistrz destrukcji - zadrwił szatyn. Podszedł do Robin i przyjrzał się jej plecom. Rana nie wyglądała źle. Dobrze by było, żeby jeszcze odpoczęła, ale nietrudno było zgadnąć, że nie będzie chciała czekać.
- Jeszcze raz oczyścimy skórę. Przydałoby się nałożyć warstwę mazidła - stwierdził namierzając wzrokiem torbę z lekami.
Offline
-Daj im spokój- Rzuciła w stronę Addie i uśmiechnęła się lekko, na co Clint zrobił dość zdziwioną minę
-Przecież to było oczywsite- Mruknęła i pokręciła głową -Znam twoje zdolności, i gdyby to było prawdziwe zagrożenie, to byś nigdy się nie rozdzielił z nami. Czy to nie jest jedna z zasad, której uczą?- Robin to wszystko zaczynało śmierdzieć już od momentu, kiedy okazało się, że one i chłopaki wylądowali w zupełnie innych odnogach. O Clincie mogła powiedzieć wiele, ale zdecydowanie nie to, że był fanem rozdzielania się. Zdecydowanie bardziej stawiał na działanie drużynowe, szczególnie wtedy kiedy było źle.
-Chyba muszę zmienić metody- Powiedział wyraźnie zakłopotany, ale i zdziwiony tym, że Robin poznała się na jego pomyśle
-Nie zmienia to faktu, że było to głupie. Nie jestem agentem, a to nie jest pole treningowe tarczy. Mogłam zginąć- Nie mogła udawać, że jest szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Nie do końca wiedziała jakie pobudki miał Clint do tego, aby władować je do tej cholernej jaskini, ale chciała wierzyć w to, że były dość poważne.
-A ty- Zwróciła się w stronę Ulla -Wielki pan przewodnik. Powinieneś był być mądrzejszy i pomyśleć, że trafimy na coś gorszego
-Zaraz, ale skąd- Łucznik był pod wyraźnym podziwem zdolności dedukcji Robin, która chociaż ledwo uszła z życiem to nadal była w stanie dodać dwa do dwóch
-Daj spokój, sam byś tego nie zrobił. A skoro ani ja ani Addie o tym nie wiedziałyśmy to zostaje tylko jedna osoba- Powiedziała i usiadła dając tym samym Ullowi dostęp do swoich pleców. Nie pytała się jak to wyglądało, ani nie była ciekawa. Wolała swoje myśli przekierować na zgoła inny kierunek.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie z podekscytowaniem słuchała jak Robin tłumaczy im teorie, która okazała się w stu procentach trafiona. Uśmiechnęła się zakłopotana, tym że ona na to nie wpadła. Powód był dość prosty. Nie znała tak dobrze reszty towarzyszy by przewidzieć ich myśli i rozpoznać schemat działania. Robin wydawała się w lepszym stanie niż wyglądała jeszcze kilka minut temu, usiadła na ziemi pozwalając zająć się sobą przewodnikowi, który jeszcze raz oczyścił ranę.
- Wybacz skarbie, nie było czasu dopracować każdą duperelę - burknął delikatnie przemywać skórę czystą wodą. - Przynajmniej ponownie udowodniłyście, że jesteście nie do zdarcia - dodał zerkając na obie dziewczyny.
- To ja zajmę się śniadaniem. Zjemy i pójdziemy po ten topór - zaproponowała wycofując się pod skałę, gdzie składowali zapasy.
- Powiedź, jak ból zrobi się nie do zniesienia - szatyn zwrócił się do Robin wyjmując niewielki słoiczek z białą mazią. Wziął trochę na palce i zaczął rozprowadzać lekarstwo ledwie muskając jej skórę opuszkami palców. - Na nodze przyda się opatrunek. Wymyślę coś do wymarszu - dodał skupiony na zadaniu.
Addie wyciągnęła wszystko co pozostało z nich zapasów. Nie było tego wiele, ale na porządny posiłek starczy. Miała nadzieje, że bez większych przeszkód uda im się zdobyć artefakt i przenieść się na drzewo. Blondynka czuła się coraz bardziej podekscytowana. Poczuła ukłucie w brzuchu i lekkie mdłości. Denerwowała się. Chciała jak najszybciej wrócić do domu, choć musiała przyznać, że zaczęła się przywiązywać do kompani, z którą przyszło jej wędrować.
- Chodźcie - zawołała rozkładając pledy, by nikt nie musiał siedzieć na gołej ziemi. Położyła zapasy na środku i czekała na resztę towarzyszy.
Offline
-Więc jeszcze coś musimy udowadniać- Rzuciła w stronę Ulla i odwróciła nieco głowę do tyłu, aby posłać mu delikatny uśmiech -Myślałam, że już dawno przekonałeś się o tym, że nie tak łatwo się nas pozbyć- Oczywiście nie miała niczego złego na myśli. Po prostu jak to ona lubiła się przekomarzać z wszystkimi dookoła, a był to jasny sygnał, że jej zdrowie może pozwolić im na podjęcie dalszej drogi. Wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy. Drgnęła delikatnie, kiedy mężczyzna przystawił swoje chłodne palce do jej skóry. Nie bolało jej to, a może nawet na swój sposób przynosiło swoistą ulgę, tylko nie bardzo wiedziała czy to za sprawą maści, czy może jednak coś innego poprawiało jej samopoczucie.
-Jest dobrze- Wyszeptała i spuściła nieco głowę, i przełożyła włosy przez ramię, aby dać mu lepszy dostęp do swoich pleców. Myśl o tym, że pewnie zostanie jej dość spora i brzydka blizna, zaatakowała jej umysł zupełnie znienacka. Nie była typem osoby, która lubiła wpatrywać się w lustro i podziwiać swoja urodę, daleko jej było do narcyza, ale była kobietą, a dla nich jednak wygląd był dość ważną sprawą, szczególnie jeżeli chodziło o jej plecy, bo często lubiła je eksponować, a teraz raczej stroje z odsłoniętymi plecami odpadały.
-Podobno blizny są seksowne- Rzuciła bardziej w przestrzeń, próbując sama siebie pocieszyć, ale trudno było jej w to uwierzyć. Czy ktoś ją teraz w ogóle dotknie. Kiedy by w normalnych warunkach odsłoniła plecy, pewnie wiele osób by uciekło w przestrachu. Jej rozmyślania przerwała Addie, która postanowiła zwołać wszystkich na dość ubogie śniadanie, ale przecież byli już do tego przyzwyczajeni. Robin usiadła podkulając jedną nogę pod siebie, a tą na której miała szwy wyprostowała, aby jak najmniej naciągać na niej skórę. Chwyciła za kawałek chleba i odkroiła kawałek, po czym sięgnęła po nieco już wyschniętą szynkę oraz ser i tak na przemian zaczęła jeść
-Właściwie...- Zaczęła mówić z pełnymi ustami, i przerwała na chwilę -To co teraz nas czeka?- Dokończyła, kiedy przełknęła to co miała w buzi.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Tylko wtedy jeśli ciało, które zdobią również jest seksowne- powiedział wesołym głosem. - Masz szczęście Biedroneczko. Raczej nie zostanie dużo zmian - dodał wycierając palce z maści. - Uzdrowiciel ze mnie żaden, ale co umiałem to zrobiłem - dodał idąc ramię w ramię z rudą na przygotowany posiłek.
Nie było dane im zjeść w ciszy. Robin spytała o kolejny etap planu.
- Idziemy po topór. Nie wiem jak głęboko jest grobowiec, więc to może potrwać. Podczas drogi powrotnej trzeba poznać jak działa. Nie przenosiłbym się w środku góry, nie wiadomo gdzie nas wyrzuci. Wyjdziemy na powierzchnię i przetniemy rzeczywistość - zaproponował Ull, mieląc w ustach kawałek chleba.
- Nie mieliśmy podejść pod granicę Helheim? - zapytała blondynka wracając myślami do ustaleń, że dostaną się do krainy umarłych.
- To zajmie za dużo czasu. Nie mamy już zapasów - odpowiedział przewodnik. - Jeśli odkryjemy jak użyć topora spróbujemy się przenieść, ale jaki będzie następny cel? Zależy od szefowych.. - rzucił zerkając raz na jedną, to na drugą dziewczyn.
Addie jeszcze raz przeanalizowała wszystkie wróżby i zawiłe wskazówki widzących. Skoro istnieje szansa, że jest nie w tej rzeczywistości, w której powinna, to błądzenie po całym drzewie wydaje się bezcelową stratą czasu.
- Studnia Mimira - odezwała się blondynka. - Mamy kolejną szuflę pytań, ale nadal, żadnych odpowiedzi - wyjaśniła swoja propozycję.
Offline
Plan był niby prosty, ale jego wykonanie, to już nieco inna sprawa. Robin po odpowiedzi Ulla domyśliła się, że musieli przygotować się tak naprawdę na wiele możliwości i niebezpieczeństw
-Chyba nic gorszego od tych pajęczaków już nie będzie. Dzięki nim odblokowałam nowa fobię- Rzuciła i mimo wszystko zaśmiała się cicho. Poczucie humoru było jedynym co ją trzymało przed rozsypką. A nie mogła przecież teraz się załamać. Tak daleko udało się im zajść, a ich cel wydawał się być tak bliski jak nigdy. Tylko no właśnie co dalej będzie kiedy odnajdą topór. Musieli wiedzieć co tu się działo, gdzie ich pokręcone zaklęcie Strange'a wyrzuciło.
-Odeślijmy najpierw Addie do domu- Rzuciła po chwili namysłu, a Clint spojrzał na nią z wyraźnym zdziwieniem -Loki czekał tyle czasu, to jak poczeka dzień czy dwa to nic się nie stanie- Nie wiedziała jak długo zajmie im szukanie jej celu, więc wolała chwycić się czegoś co z pozoru było prostsze i bardziej wykonalne, niż to co ona chciała zrobić.
-Resztą będę się martwić później- Uśmiechnęła się lekko sama do siebie. Doskonale pamiętała jak w momencie poznania Addie, mówiła jej, że nie będzie zbaczać ze swojej ścieżki tylko dlatego, aby jej pomóc. Jak się ostatecznie okazało zmieniła zdanie. Ciężko powiedzieć czy to przez sympatię do blondynki, czy może nadal czuła wyrzuty sumienia, że zrobiła jej krzywdę, ale po raz kolejny przełożyła siebie nad kogoś innego.
-Z resztą...min księżniczki czasami nie da się znieść, wasza przedwieczność, czy jak to tam się u was mówi- Rzuciła szybko, coś na miarę samej siebie, aby nie było aż tak słodko.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie wzdrygnęła się na samo wspomnienie pajęczaków. Mimo to na jej ustach błąkał się cień uśmiechu. Powrót poczucia humoru Robin był bezapelacyjnym znakiem, że ruda da sobie radę podczas wędrówki. Kolejne słowa rudej wywołały w blondynce całą gamę emocji. Zaskoczenie, niedowierzanie, szczęście. Spojrzała na Robin szukając na jej twarzy potwierdzenia słów. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie liczyła na wiele. Pierwszy plan zakładał, że będą się trzymać razem dopóki ich drogi nie zaczną się rozgałęziać. Addie znalazła potwierdzenie w słowach Clinta. Robin potrafiła, przełożyć czyjeś plany ponad swoje pragnienia. Oczywiście blondynka chciała wrócić do domu, ale z tego co dowiedziała się o rudej nie chciała by znów musiała czekać na swoją kolei. Uśmiechnęła się zakłopotana. Policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej kiedy Robin zażartowała z jej pozycji. Prychnęła wesoło.
- Nie przesadzajmy. Nie jestem taka stara - dodała biorąc łyk wody z bukłaka. - To, że czterdziestka już za mną to nie znaczy, że mam się już kłaść do grobu. Jestem w kwiecie wieku. Poza tym, jeśli już musisz, to Wasza wysokość wystarczy- puściła rudej oczko, po czym otrzepała dłonie z okruszków
- Skoro wszystko ustalone... To zbierajmy się - zaproponował Ull. - Biedroneczko, zapraszam do lecznicy po opatrunek na nogę - zwrócił się do niej podnosząc się z miejsca. Kiedy dotarł do torby z lekami wygrzebał z niej kawałek bandaża.
Addie zaczęła sprzątać wszystkie rzeczy. Poskładała, pledy, zebrała resztki jakie im zostały do worka. Kiedy zaczęła zbierać swoje rzeczy w ręce wpadła jej czarna koszula, jaką spakowała na wszelki wypadek.
Blondynka podeszła do Robin i Ulla, który zakręcał wokół jej uda biały pas materiału.
- Nie powinnaś iść w podartym stroju - powiedziała wyciągając rękę, w której trzymała koszulę.
Kątem oka zerknęła na plecy dziewczyny.wzięła głęboki oddech. Dobrze znała ciężar blizn na plecach. Ona nienawidziła swoich. Wstydziła się swojego wyglądu. Loki bez najmniejszego problemu dotykał jej skóry, jednak ona wkładała wszystkie siły, żeby się nie wzdrygnąć.
- Przyda Ci się - dodała z słabym uśmiechem.
Offline
-Oooo i co jeszcze- Odpowiedziała dziewczynie -Nie zrobię ci aż takiej przyjemności na więcej mnie nie stać. Wyczerpałam swoją uprzejmość- Rzuciła żartem. Z resztą tak oficjalne tytułowanie Addie było dla niej dziwne, tak samo jak moment w którym Strange kazał jej mówić do siebie per "Pan" oczywiście jak to ona, miała to kompletnie gdzieś.
Drużyna zaczęła się zbierać. Ull w między czasie wpadł na pomysł jak zabezpieczyć udo dziewczyny, na co ona chętnie przystała. I tak teraz stała w lekkim rozkroku, aby dać mężczyźnie dostęp do swojej nogi. Wtedy podeszła do nich Addie z koszulą, którą musiała znaleźć gdzieś w swoim plecaku. Miała rację. Pójście na niebezpieczną przygodę, z gołymi plecami na których nadal jeszcze miejscami ziały rany, nie był najlepszym pomysłem
-Dzięki- Mruknęła i założyła koszulę. Skrzywiła się lekko, kiedy materiał przyległ do jej pleców, ale od razu zrobiło się jej też nieco cieplej.
-Dobra, jeżeli nie chcemy, aby znowu nas noc zastała, to lepiej ruszmy się- Zarządził Clint, kiedy upewnił się, że wszystko zostało spakowane, a śladów po ich obecności nigdzie nie było. Nie chcieli, aby jakieś lodowe olbrzymy ruszyły ich tropem.
Most, przez który musieli przejść wyglądał dokładnie tak jak Robin sobie go wyobrażała. Krótko mówiąc deski przywiązane do grubych lin, których końce zostały przywiązane do wystających pali po jednej i po drugiej stronie góry
-Wspaniale...- Mruknęła wiedząc, że pod nimi rozpościera się wielka przepaść. Wzięła głęboki wdech i zebrała się w sobie. Przecież już udało się jej jakoś pokonać swój lęk, a teraz nie mogła się wycofać. Jako ostatnia z drużyny postawiła stopy na pierwszych szczeblach
-Nie patrz w dół, nie patrz w dół. Idź przed siebie, tam jest twój cel- Mówiła raz po raz do samej siebie, aby motywować umysł jak i ciało do dalszej wędrówki. Deski skrzypiały głośno za każdym razem, kiedy stawiała na nich stopy, a sam most kołysał się niebezpiecznie za każdym razem, kiedy ktoś wykonał nieco bardziej gwałtowny ruch.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Kiedy ekipa była już gotowa ruszyli gęsiego przed siebie. Ull ruszył przodem a tuż za nim szła Addie. Blondynka obejrzała się na Robin sprawdzając, jej reakcje na kolejne wysokości. Była gotowa zawrócić i pomóc rudej przejść na drugi koniec, gdyby tylko ta dała znak, że potrzebuje pomocy. Ull stawiał ostrożne kroki, starał się jak najmniej wykonywać gwałtownych ruchów. Przeszedł ten most o świcie bez problemów, ale teraz szli w czwórkę i wszystko mogło się zdarzyć. Addie patrzyła na buty mężczyzny i stawiała stopy dokładnie tam, gdzie on. Starała się nie patrzeć w dół. Skupiała wzrok na swoich stopach. Cały czas słyszała jak Robin próbuje dodać sobie otuchy, by przejść nad urwiskiem, którego dno ginęło w ciemnościach. Kiedy postawiła stopy na twardym podłożu Odetchnęła z ulgą. Ull patrzył jak reszta drużyny kończy spacer po linowym moście.
- Świetna robota - powiedziała Addie do Robin. Ruda ponownie pokonała swój lęk i to bez pomocy magii.
Teraz to jej przyjdzie zmierzyć się ze swoim lękiem. Na szczęście nie była sama, i na pewno będą mieli jakieś światło. Kiedy wszyscy byli już bezpieczni po drugiej stronie Ull ruszył ścieżka odchodzącą w prawo. Zatrzymał się przed jedną ze szczelin w skale.
- Musimy się przecisnąć - powiedział wchodząc między skały. - Kto idzie ostatni, niech ściągnie tobół z siebie. Nikt ci nie pomoże jeśli się zaklinujesz - dodał, po czym ruszył przed siebie.
Addie przełknęła z trudem. Wzięła głęboki oddech. Ściągnęła z pleców torbę i miecz, po czym zaczęła wchodzić między skały krokiem odstawno dostawnym. Kamienie były zimne i wilgotne, kobietę od razu przeszedł dreszcz. Addie zacisnęła zęby i przeszła na drugą stronę. Znów otwarta przestrzeń. Znajdowali się w kamiennym kręgu o wysokich skalnych ścianach. Pod jedną ze ścian stało uschnięte drzewo. Ull od razu zaczął łamać jego gałęzie szykując pochodnie.
- Dziwne miejsce na roślinę - zauważyła blondynka.
- Zostało zasądzone dla rozpoznania wejścia, ale kiedy góry się ruszały, przejście się zamknęło, a brak słońca zrobił swoje. - wyjaśnił Ull.
Mężczyzna wyciągnął mapy i notatki z ksiąg jakie udało mu się zgromadzić. Zaczął je przeglądać po kolei szukając wskazówki.
Addie przeszła się wzdłuż ściany. Oprócz szpary przez którą weszli nie dostrzegła nic co mogłoby posłużyć za wejście.
- Biedroneczko, bez ciebie nie damy rady - powiedział Ull skupiając wzrok na Robin. Potrzebny nam będzie ogień, a raczej jego światło. na ścianach coś powinno być. Jakaś pieczęć. Cokolwiek - wyjaśnił. - Jeśli coś zauważysz, zawołaj mnie - dodał chowając papiery.
Offline
Te drobne sukcesy jakie udawało się Robin osiągać sprawiały, że czuła się nieco lepiej. Przeszła przez cały most i tylko kilka razy się zatrzymywała, ale ostatecznie udawało się jej zmusić do dalszej drogi, bo myśl o tym, że ma zostać uwięziona na wysokości, była znacznie gorsza niż samo przejście nie tak długiego odcinka jak się wydawało.
-Na filmach przygodowych takie mosty zazwyczaj się rozlatują- Mruknęła do Addie, ale uśmiechnęła się lekko, czując wyraźną ulgę, że tym razem scenariusz filmów przygodowych pozostał jedynie czyjąś fantazją. Dalsza droga, nie była jednak dużo prostsza. Nie nacieszyli się równą drogą, bo po chwili doszli do dość wąskiego przesmyku, przez który musieli się przedostać
-Lepiej wciągnij brzuch staruszku- Rzuciła w stronę Clinta i klepnęła go w brzuch, a łucznik odruchowo zgiął się nieco w pół.
-Co ty ode mnie chcesz?- Zapytał się wyraźnie zdziwiony na co Robin spokojnie wchodząc do szczeliny spojrzała na niego od góry do dołu
-Przytyło ci się ostatnio- Rzuciła po czym szybko wsunęła się między skały, aby nie dać łucznikowi okazji do odpowiedzenia. Clint przymknął lekko oczy i stłumił w sobie atakującą go nagłą chęć mordu. Jako przed ostatni wszedł do szczeliny, i takim o to sposobem cała czwórka w dość pokraczny sposób przeciskała się przez skały, aż w końcu wyszli w miejscu, które nawet dla Robin było dziwne. Wielkie okrągłe pomieszczenie, które zdobiło uschnięte drzewo. To wszystko jasno wskazywało na to, że musieli wkraczać powoli w niebezpieczny teren. Rozejrzała się dookoła, jednak długo nie było jej to dane, bo Ull ją przywołał, dając do zrozumienia, że znowu jej moc się przyda. Dziewczyna wyciągnęła dłoń nad mapę, ale z końców jej palców wydobyło się jedynie kilka iskierek, które dość szybko zgasły. Dziewczyna zmarszczyła brwi w wyrazie niezadowolenia
-Przepraszam, to pewnie przez tę walkę z tymi pajęczakami, daj mi chwilę- Powiedziała i przymknęła oczy skupiając się na swojej mocy tak mocno jak tylko mogła. Dopiero po chwili udało się jej przyzwać ogień, który otulił jej dłoń, a ona przysunęła ją nieco bliżej mapy. Na efekt nie trzeba było czekać długo, bo najjaśniejszym punktem na mapie, było coś co przypominało drzewo, które rosło właśnie w tym miejscu, ale na mapie wyglądało, znacznie dostojniej i przede wszystkim żywo. Robin skierowała od razu głowę w tamta stronę i podeszła do drzewa, a wtedy w korzeniach, które zaczynały wychodzić ponad ziemię dostrzegła drewnianą miseczkę, w środku której znajdowała się dziwna mieszanka ziół.
-Szalej, mak, pokrzyk...a to- Mówiła bardziej do siebie mieszając palcem w ziołach i przyglądając się im uważnie
-Lulek- Mruknęła
-Skąd to wiesz?- Zapytał się Clint zaciekawiony
-Natasha kiedyś mnie uczyła, a potem sama się tym nieco zainteresowałam- Odpowiedziała i spojrzała na pozostałą dwójkę.
-Czekajcie, słyszałam kiedyś legendę...Thor o niej mówił. Jaskinia, która skrywa w swoim wnętrzu koszmary, ale kto je pokona...- Urwała i westchnęła ciężko -Chyba musimy to zjeść
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie z zaciekawieniem patrzyła, jak Robin podchodzi do drzewa i wyciąga zza niego miskę wypełnioną ziołami. Sama trochę się na nich znała, Kiedy uczyła się panować nad mocą, sama przyrządzała część naparów by niepotrzebnie nie spotykać się z ludźmi i narażać siebie i ich na nieoczekiwane zmiany nastroju. Kiedy ruda stwierdziła, ze będą musieli zjeść zioła skrzywiła się. Skrzyżowała ramiona na piersi.
– Jaskinia pełna koszmarów? Kto je pokona ten co…? – zapytała nie przekonana do tego pomysłu. Wolała, żeby jej strachy zostały uśpione i nie dręczyły jej. Nie znała wszystkich legend swojego ludu na wyrywki. Asgardczycy mieli ich na pęczki, a ona miała inne rzeczy do roboty, jak na przykład nauka. Loki wybrał jej nauczycieli, którzy uczyli języków, historii, prawa. Rzadko mogła zagłębić się w zwykłych podaniach i legendach, a kiedy spadły na nią obowiązki królowej, na nic nie miała czasu.
– Nie wiem jak wy, ale ja nie mam ochoty na spotkanie z koszmarami – dodała nerowym głosem.
– To pierwsza próba – wydedukował Ull. – Zawsze jest jakaś próba albo więcej niż jedna – powiedział lekceważącym tonem. – To co? – zapytał przejmując od rudej miskę. – Ktoś na ochotnika?
Offline
-To są legendy Thora, w jego legendach jest tylko jedna opcja- Odpowiedziała Addie, a Clint westchnął ciężko
-Ten okaże się godny
-Ten okaże się godny- Powiedzieli niemal równocześnie. Większość opowieści Thora wiązały się z tematyką udowodnienia swojej godności. Miał zdecydowanie na tym punkcie jakiegoś bzika, którego Robin do tej pory zbytnio nie rozumiała.
-Więc mam rozumieć, że zostajesz tutaj- Rzuciła w stronę Addie. Jeżeli faktycznie musieli przejść przez próbę, to mogła być to ich jedyna możliwość, aby ruszyli dalej, Bo ona oprócz ścian nie widziała żadnego innego przejścia. No mogli zawsze spróbować się przekuć, ale to zajęłoby im zdecydowanie za wiele czasu
-Podejrzewam, że jeżeli zmierzymy się z naszymi lękami, to jaskinia przepuści nas dalej- Spojrzała na Clinta, który miał minę, która jasno wskazywała na to, że nie był przekonany co do tego pomysłu
-Co te zioła w ogóle robią, jak podziałają?- Nie chciał brać niczego w ciemno, wolał dowiedzieć się co może go czekać
-Nie zabije nas, ale...- Urwała
-Ale?- Ponaglił ją Clint
-Ale to trochę jak ćpanie. Dawniej druidzi i inni namaszczeni używali tej mieszanki, aby przywołać prorocze sny. Nie znam się na nordyckiej magii, nie wiem dokładnie jak podziała w tym miejscu, ale na pewno czeka nas niezły odlot- Ull zabrał jej miseczkę nie dając tak naprawdę już więcej pola do dyskusji.
-Myślę, że lepiej będzie wziąć to razem i nie rozdzielać się- Jeszcze tego brakowało, aby ponownie się rozdzielali.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Blondynka nadal nie wiedziała co ma myśleć na temat tych koszmarów. Wizja, że reszta grupy miałaby zobaczyć czego najbardziej się boi napawała ją przerażeniem. Minęło tyle lat, odkąd ostatni raz widziała Hele, ale nadal bała się przebywać w ciemnym pomieszczeniu.
Bycie godną w ogóle je nie obchodziło. Nigdy nawet nie próbowała podnieść młota Thora, choć szwagier nie raz próbował ją przekonać.
– Też tak myślę – dodał Ull przytakując rudowłosej. Zebrał z miski po kawałku każdej rośliny. Był skupiony. Jeśli faktycznie wylądują w jednej halucynacji nie może dopuścić do tego by reszta zobaczyła jego lęk. Będzie musiał załatwić to jak najszybciej się da. Przewodnik najpierw podszedł do Addie. Widział w jej oczach wahanie. Podsunął je miskę pod sam nos.
Addie niepewnie na niego spojrzała. Skupiła się na jego oczach szukając w nich zapewnienia, że wszystko skończy się dobrze. Westchnęła głośno po czym zgarnęła z miski swoją porcję. Ull oddał miseczkę Robin by ta podzieliła resztę między siebie i Clinta. Addie wkładała wszystkie siły w to, żeby nawet nie drgnąć. Wzięła głęboki oddech i czekała aż reszta będzie gotowa
Offline
Robin odebrała od Ulla porcje, po czym wygrzebała z niej wszystkie zioła dla siebie, oraz Clinta. Łucznik wziął od niej rośliny i przyjrzał się im uważnie zupełnie tak, jakby liczył na to, że nagle suszone zioła do niego przemówią, zdradzając co go czeka
-No to...- Odezwała się Robin przerywając ciszę, która potęgowała oczekiwania -Smacznego- Dokończyła i wsadziła sobie do ust od razu całą porcje. Paskudnie gorzki, ziołowy oraz z nuta kurzu posmak wypełnił jej usta. Przymknęła oczy i czekała tak naprawdę nie wiadomo na co. Minęła chwila, a ona nie czuła się jakoś inaczej. Można by powiedzieć, że nie wiele się zmieniło. Otworzyła więc powieki, a wtedy zdała sobie sprawę z tego, że nie znajdują się już w tej samej jaskini. Owszem drzewo pozostało nieruszone, ale teraz na ścianach błyszczał się piryt, w powietrzu unosiły się jakieś dziwne błekitne błyszczące się pyłki, a kiedy tak dłuższą chwilę się przyglądała sklepieniu. Dostrzegła, że nad ich głowami dryfuje połyskująca na srebrno i złoto ławica ryb.
-Osz ty w mordę- Wydusiła z siebie, a jej wzrok spoczął na przejściu, którego wcześniej nie było. Szeroki tunel, prowadził w głąb jaskini, z reszta tam również wpływała owa ławica
-Chodźmy- Zarządziła i ruszyła przodem prosto w stronę drogi wskazanej przez ławice
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Kiedy Robin pożyczyła reszcie smacznego, to był sygnał dla Addie by zjeść swoją porcję. Kiedy tylko zaczęła je gryźć od razu zrobiło jej się niedobrze. Musiała pochylić się w przód, zamknąć oczy. Kiedy udało się jej przełknąć zioła wyprostowała się od razu. Kiedy otworzyła oczy nie mogła uwierzyć własnym oczom, jaskinia wypełniła się migoczącymi punkcikami, a nad ich głowami unosiła się ławica świecących rybek. Uśmiechnęła się nieznacznie. Wtedy pierwszy raz pomyślała, że te koszmary nie będą aż takie straszne. Robin postanowiła przejąć rolę przywódcy i wysunęła się na prowadzenie grupy schodząc w głąb ciemnego tunelu. Blondynka wolała trzymać się mężczyzn. Nie rozumiała entuzjazmu Robin. Ponownie dziewczyna sprawiła wrażenie beztroskiej i popłynęła z nurtem. Addie wolała być otoczona osobami, którym ufała. Przynajmniej na tyle by bez stresu ich w ich towarzystwie, wiedząc, że przyjdą jej z pomocą w razie niebezpieczeństwa.
– Mam nadzieję, że szybko to się skończy – szepnęła rozglądając się bacznie, czy w cieniu nie czeka na nich niebezpieczeństwo.
Offline
Cała grupa szła przed siebie dość prostą drogą, po której mijali kolejne dość interesujące zjawiska. W pewnym momencie ławica ryb przemieniła się w wieloryba, który szybował nad sklepieniem jaskini. Po chwili marszu doszli do wysokiej i litej skały, która nagle ucinała im dalszą drogę. Robin stanęła przy niej i zaczęła się uważnie przyglądać. Chciała coś dostrzec, jakiś znak, który mógłby usunąć tę przeszkodę z ich drogi, jednak niczego takiego nie znalazła
-Przecież to musi gdzieś prowadzić- Powiedziała wyraźnie zrezygnowana. Jeżeli to wszystko było żartem, i naćpali się po prostu bez celu, to nie będzie wesoło.
-Coś znajdziemy- Powiedział łucznik i sam zbliżył się do ściany, a ta jakby drgnęła, i powoli zaczęła się rozpadać w pył, a kiedy ściana się rozpadła przed nimi ukazało się skalne wzniesienie na którym znajdowały się dwa monumenty wykonane z czarnego gładkiego kamienia. W miejscu tym było dość ciemno. Zza fioletowych chmur, próbowało przedostać się słońce, ale chmury były na tyle gęste, że skutecznie mu to uniemożliwiały. Clint zmarszczył brwi, ale Robin dostrzegła w jego oczach coś, czego jeszcze nie widziała. Łucznik wpatrywał się w jedno miejsce, a kiedy i ona skierowała tam wzrok nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Stała tam odwrócona do nich plecami kobieta, w obcisłym czarnym kombinezonie, oraz rudymi włosami.
-Natasha?- Powiedziała i wykonała krok do przodu, ale Clint ją jednym ruchem dłoni zatrzymał, po czym sam ruszył do przodu, aby spotkać się ze swoją starą przyjaciółką. Nie przeszedł daleko, bo kobieta powoli odwróciła się w jego stronę. Nie różniła się niczym, wyglądała dokładnie tak samo jak tamtego dnia.
-Od zawsze wiedziałam, że jesteś słabym ogniwem w agencji- Odezwała się, a jej głos odbił się echem zupełnie tak jakby nadal znajdowali się w jaskini. Clint stał w miejscu zupełnie tak jakby ktoś przyspawał mu stopy do podłoża.
-Wielki bohater, a nie był w stanie nawet siebie poświęcić w imię ludzi. Pewnie się ucieszyłeś, kiedy okazało się, że to ty przegrałeś. W końcu jesteś do tego przyzwyczajony. Twojej rodzinie pewnie byłoby lepiej, gdybyś to ty spadł. Nikt by ich już nie zawodził. Twoja żona poznałaby kogoś bardziej jej godnego. Dzieci dostałyby ojca na którego zasługują- Robin słuchała tego z szeroko otwartymi oczami. Próbowała zrozumieć co tutaj się działo, i po chwili ją oświeciło
-Clint- Powiedziała -CLINT!- Powtórzyła głośnie bo łucznik nawet nie zareagował
-To nie prawda, to wszystko siedzi w twojej głowie. Musisz to pokonać- Wyjaśniła, a łucznik kiwnął tylko lekko głową. Cały czas wytykał sobie to co wydarzyło się na Vormirze. Gdyby był lepszy, ale właśnie teraz musiał okazać się lepszy.
-Sprawdźmy więc, kto jest lepszy- Rzucił do zjawy, która podszywała się pod Natashę. Przecież to musiała być ułuda. Kobieta nie żyła, widział jej śmierć na własne oczy. To sprawiło, że nieco oprzytomiał, po czym ruszył biegiem prosto w stronę Natashy. Przez chwilę wydawało mu się, że miał przedziwne deja vu. Przecież już to było, brał sam w tym udział, a teraz robił dokładnie to samo, ale musiał być lepszy. Robin widząc jak Addie, się spina, wyciągnęła jedynie dłoń i zatrzymała ją, dając jasno do zrozumienia, aby się nie wtrącała.
-To on musi załatwić- Nie mogli się wcinać w jego sprawy, w jego własne lęki. Inaczej nie byłby w stanie ich pokonać, a tak możliwe, że miał jedyną ku temu okazję. Pozostała trójka mogła być świadkiem tego jak tarcza szkoli swoich agentów. Clint, chociaż młody już nie był nadal potrafił poruszać się szybko, ale i precyzyjnie. Natasha, a raczej to coś co podszywało się pod nią, było w stanie odwzorować wszystko, nawet jej grację.
-Zawsze byłeś miękki- Rzuciła zjawa, ale Clint tym razem nie miał zamiaru popełniać błędu z przeszłości. Wyciągnął strzałę z kołczana, i nałożył ja na cięciwę, i wystrzelił kiedy widział, jak kobieta zbliża się do granicy przepaści. Strzała wbiła się idealnie w jej łydkę powalając na ziemię, a łucznik nie czekając na nic, po prostu ruszył biegiem wymijając leżącą na ziemi zjawę, i po prostu bez chwili zawahania skoczył. Robin otworzyła szerzej oczy, i zrobiła kilka kroków do przodu zupełnie tak jakby sama chciała się zerwać i po prostu pobiec za Clintem. Nim, jednak doszła do urwiska, miejsce w którym się znajdowali rozmyło się, a oni ponownie znajdowali się w jaskini. Clint leżał na ziemi i dyszał ciężko. Robin od razu do niego podbiegła, aby sprawdzić czy nic mu nie jest. Miał otwarte oczy i wpatrywał się w sufit, które ponownie zaczęło nad ich głowami eksponować przedziwne okazy morskich zwierząt.
-Mam nadzieję, że jestem godny, bo nie zamierzam tego powtarzać- Powiedział i uśmiechnął się lekko, na co i Robin odpowiedziała uśmiechem.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie cały czas zachowywała czujność. Nawet jeśli droga zdawała się prosta i tak mogło to być tylko złudzenie, zresztą jak cała ta sytuacja, w której się znaleźli. Rybki zmieniły swój kształt przybierając postać wieloryba, a chwilę później zniknęły. Blondynka złapała za rękojeść miecza. Pierwsza próba była dla Clinta. Addie wiedziała, że śmierć Nataszy była ogromnym ciosem i że Clint bardzo to przeżył. Kiedy zjawa się odezwała blondynka wiedziała, że chce wpędzić łucznika w poczucie winy. Addie czuła jak mężczyznę zaczął oblepiać paniczny strach. Kiedy zaczął walczyć ze zjawą chciała mu pomóc. Spięła się cała gotowa ruszyć do przodu, jednak Robin ją powstrzymała. Addie stała zaciskając pięści, dopóki wizja się nie skończyła. Zobaczyła Clinta leżącego na ziemi. Odetchnęła wtedy z ulgą. Addie zdążyła uchylić usta w uśmiechu, kiedy zobaczyła w skale bogato zdobione drzwi. Miała wrażenie, że serce stanęło jej na kilka chwil, kiedy je poznała. Czuła, jak oblewa ją zimny pot. Ull ruszył w ich stronę.
– Stój! – zatrzymała go. Mężczyzna spojrzał na nią pytająco.
Blondynka podeszła do dwuskrzydłowych drzwi. Drżącą ręką złapała za złotą klamkę i weszła do środka. Komnata była skąpana w mroku. Pierwszym co rzuciło jej się w oczy było biurko, które zostało zawalone książkami. Westchnęła głośno podchodząc do drzwi tarasowych. Rozsunęła zasłony, jednak zamiast nocnego nieba nie była w stanie niczego dostrzec.
Weszła do sypialni, w której spała od lat. Dziwnie było znów tu wrócić. Spędziła w tych pokojach mnóstwo szczęśliwych chwil, ale również tych najgorszych. Spojrzała na zdobienia. Po sfingowanej śmierci Lokiego kazała wyremontować komnaty, po czym wprowadziła się do nich na stałe. Przed łóżkiem przy ścianie stała toaletka na rzeźbionych nogach. Dwie szkatułki, które stały na blacie nie zamykały się od nadmiaru klejnotów tam spoczywających.
– Gdzie jesteś?! – krzyknęła blondynka. – Wyjdź, załatwmy to! Czekam! – krzyczała, choć tak naprawdę miała ochotę się odwrócić i wyjść z komnat.
Nagle w jej dłoni znalazł się sztylet z zdobioną rączką. Kobieta odrzuciła go od siebie z głośnym jękiem. Nagle z ciemności wydobył się złowrogi śmiech. Addie podskoczyła lekko na piętach, po czym zaczęła się rozglądać za źródłem dźwięku.
– Pokaż się –rozkazała wyjmując miecz z pochwy. Jej oczy zaszły łzami, nie chciała tu być, wiedziała kto tam czeka. Zawsze tam czekała.
– Żałosne – syknęła postać nadal kryjąc się w mroku. – Myślałam, że jeszcze się pobawimy – dodała smutnym głosem, który po chwili zastąpił szyderczy śmiech.
– Mała midgardka wróciła po więcej. – szepnęła tuż obok jej ucha. Addie czuła, jak ciemność zaczyna opadać na jej ramionach.
– Dość tego! – warknęła Addie biorąc zamach mieczem.
– Naprawdę myślisz, że się mnie pozbędziesz? Ja jeszcze z tobą nie skończyłam. Co by tu dziś wymyślić? Koszmary, zwidy, może głodówka? Wszystko takie nudne… – westchnęła postać z ciemności. Nagle powietrze przeszył świst bata. Addie zauważyła, że na nogach pojawiły się kajdany, chwilę później były również na nadgarstkach. Blondynka wypuściła miecz.
– Grzeczny robak – westchnęła postać wyłaniając się z ciemności. Addie doskonale pamiętała jak wyglądała. Czarne jak smoła włosy, puste oczy, biała skóra. Jej czarny kombinezon opinał smukłe ciało.
– Myślałaś, że o tobie zapomniałam? – zapytała Hela podchodząc do skutej blondynki. – Nic z tych rzeczy. Czekałam, aż wreszcie wpadniesz w moje ręce. Obiecałam sobie coś wtedy, wiesz? - Zbliżyła się do niej, złapała za włosy i odchyliła głowę do tyłu sycząc jej kolejne słowa. Addie już nie dawała rady, serce waliło jej jak oszalałe. Po policzkach ciekły łzy.
– Dawaj mała – szepnął Ull zaciskając pięści. Widział, że blondyna jest sparaliżowana strachem.
– Wezmę cię ze sobą. Odwiedzimy twój dom. Pamiętasz widok trupa? Twojego męża – Hela niemal splunęła Addie w twarz wypowiadając te słowa. – Znów to zobaczysz, może nawet dołączę do pakietu trzy trumienki – uśmiechnęła się diabelsko.
– Nie – zawyła blondynka.
– Na kolana –wrzasnęła Hela pchając roztrzęsioną kobietę na ziemie. Addie upadła na posadzkę. Skuliła się próbując zapanować nad drżącym ciałem. Była gotowa powiedzieć, że się poddaje. Wtedy poczuła jak zimna stal dotyka jej nogi. Kątem oka zobaczyła sztylet. Doskonale go pamiętała. Hela dla zabawy sprowadzała na nią przerażające wizje, dotyczące również jej dzieci. Tamtej nocy wzięła sztylet. Była wyczerpana koszmarami, niedożywiona, jej umysł był zaćmiony. Hela powiedziała, że skończy jeśli przebije brzuch i zabije siedzące tam potwory. Omal nie doszło do tragedii. Addie złapała za sztylet i mocno chwyciła rękojeść.
– Jesteś niczym – mrukęła Hela pochylając się nad blondynką. Znów złapała ją za włosy. Odchyliła jej głowę by móc spojrzeć na jej zapłakaną twarz.
– Tu jest twoje miejsce. U moich…
Addie bez wahania obróciła się i wbiła ostrze w brzuch Heli. Królowa piekła spojrzała na nią z szeroko otwartymi oczami.
– Nie –syknęła po czym przesunęła ostrze w jej brzuchu rozrywając wszystko co napotkało ostrze. Blondynka złapała boginię za ramię i zmusiła ją do klęknięcia.
– Twoje jest tu – syknęła drżącym głosem.
Kajdany na jej nadgarstkach zniknęły, na stopach też. Hela zniknęła, a wraz z nią cała komnata.
Addie opadła na kolana i gorzko zapłakała.
Offline
Robin zaczynała powoli rozumieć, na czym miało polegać to mierzenie się z własnymi koszmarami. Te zioła wyciągały z nas najgorsze najbardziej dramatyczne wspomnienia, jakie przeszliśmy. Chciała powiedzieć Clintowi, że przecież to nie jego wina, że nie musi się tym aż tak bardzo obarczać, jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że on o tym wiedział, tylko Natasha była jego przyjaciółką. Oglądanie śmierci najbliższej osoby nigdy nie było łatwe. Łucznik, jednak szybko pozbierał się do kupy, i nie dał nawet po sobie poznać, że w jakiś sposób go to ruszyło. Ona, jednak wiedziała, że przeżycie tego wszystkiego jeszcze raz musiało go wiele kosztować. Poklepała go lekko po ramieniu, kiedy dźwignął się z ziemi zdyszany.
Ruszyli dalej, aż w końcu doszli do kolejnego wyzwania. Tajemnicze ogromne drzwi wyrosły przed nimi znienacka, a kiedy chcieli ruszyć, to Addie ich zatrzymała. Robin dostrzegła w jej oczach tę wątpliwości, a nawet strach, który chyba po raz pierwszy był tak wyraźny, że ruda miała wrażenie, że gdyby się uparła to mogłaby go dotknąć.
-Dasz radę- Rzuciła w jej stronę, chcąc dodać, chociaż odrobinę otuchy. Jednak to, co jaskinia przygotowała dla niej, przeszło wszelkie wyobrażnia Robin, do tego stopnia, że kiedy widziała, z czym przyszło Addie się zmierzyć, sama czuła jak drobne włoski na jej karku stają dęba. Przez moment nawet mogło się wydawać, że blondynka sobie nie poradzi z własnym lękiem. Ruda drgnęła niespokojnie zupełnie tak, jakby chciała sama rzucić się na tajemniczą postać, która rozstawiała Addie tak jak chciała. Zacisnęła mocno dłonie w pięści.
-Pokonasz to, to tylko kolejna przeszkoda, dasz radę- Mówiła bardziej sama do siebie, zupełnie tak jakby recytowała jakąś mantrę, która jak liczyła doda Addie sił, i faktycznie kobieta w końcu zebrała się w sobie, a oni wszyscy mogli być świadkiem tego, jak jej wróg ostatecznie ląduje na kolanach przed nią, a zaraz potem rozpływa się w pył. Wszystko wróciło do normy, a dziewczyna podeszła do blondynki, i zupełnie niespodziewanie objęła ją delikatnie.
-Już dobrze, to koniec- Gładziła ją delikatnie po włosach. Doskonale wiedziała, jakie to musiało być uczucie, kiedy ktoś przejmował władzę, kierował życiem drugiej osoby. Sama znajdowała się kiedyś w takim miejscu.
-Dałaś radę- Dodała po chwili milczenia i pomogła wstać dziewczynie -Musimy iść dalej- Nie mogli zatrzymywać się na zbyt długo, bo nie wiadomo jak długo to zioła będą działać, a przecież wyżarli z misy wszystko, co było. Ruszyli dalej, a dojście do kolejnego przystanku nie zajęło im dużo czasu, bo na jednej ze ścian pojawiły się solidne żelazne drzwi, z rozsuwaną klapą na dole, która służyła do podawania jedzenia. Robin poczuła, jak serce zabiło jej znacznie szybciej, a ciałem wstrząsnęły dreszcze. Zrobiła kilka kroków do przodu, a wtedy cała czwórka nagle znalazła się w ciasnej izolatce. Z czarnych ścian miejscami zaczął odpadać tynk, a nad ich głowami zwieszona była jarzeniówka, która migotała bladym światłem zupełnie tak jak we wszystkich horrorach. Na brudnej od kurzu podłodze walały się metalowe misy, oraz drobne kości, które były pozostałościami po objedzonym kurczaku, który sądząc po wielkości kości, nie miał w sobie zbyt wiele mięsa. W kątach można było dostrzec pajęczyny na których siedziały pająki z tłustymi odwłokami, czekające na jakąś ofiarę. Robin przełknęła głośno ślinę
-Co to za miejsce?- Zapytał się Clint, ale nie uzyskał odpowiedzi, bo metalowe nieduże drzwiczki w przeciwległej ścianie rozsunęły się z impetem, a z mroku dziury można było usłyszeć ciche powarkiwanie. Nie było ono, jednak zwierzęce. Bardzo pomału z mrocznej dziury wyłoniły się najpierw dwie kobiece dłonie, całe pokryte brudem, kurzem i czymś, co przypominało zaschniętą krew. Później wyłoniła się głowa, na której została nałożona maska wilka, którego rząd zębów ukazywał się w dość niepokojącym uśmiechu. Posklejane włosy, które odchodziły od maski, dodawały jedynie temu grozy. Ostatecznie wyłoniła się cała sylwetka, odziana w podarte i brudne ciuchy. Postać szła na czworaka i zbliżała się powoli do Robin. Dziewczyna cofnęła się kilka kroków, i napotkała opór zimnych metalowych drzwi. Postać w bardzo nienaturalny sposób powoli stawała na dwóch nogach, aż w końcu wyprostowała się. Robin dosłownie zmroziło, nie była w stanie nawet się ruszyć. Uchylała, jedynie od czasu do czasu usta zupełnie tak jakby chciała coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej gardła.
-Czym, kim jesteś?- Wydusiła w końcu z siebie, wyrzucając z płuc resztki wilgotnego i stęchłego powietrza. Postać zarechotała jedynie, a jej ochrypły głos odbił się echem od ścian.
-Tyle lat, a ty nadal tego nie zrozumiałaś. Tyle lat śnisz o mnie, ale wolałaś to zepchnąć do podświadomości- Głos postaci był dziwnie znajomy, chociaż nieco zniekształcony przez wyraźną chrypę. Postać sięgnęła do swojej maski i bardzo powoli zaczęła ją ściągać. Burza czerwonych włosów wydostała się spod niej i opadła na jej ramiona, a zaraz potem Robin zdała sobie sprawę z tego, przed kim stoi. Stała przed samą sobą.
-Biedne zagubione dziecko, tyle lat szukasz miłości, przyjaźni i akceptacji, ale wszystko, co dotykasz, zmienia się w pył. Nawet na innych planetach ciebie wyklinali, i przepędzali, kiedy tylko widzieli, do czego jest zdolna- Robin wpatrywała się w siebie sama z szeroko otwartymi oczami.
-Wszyscy ciebie zostawili i porzucili, bo jesteś zbędnym ciężarem. Nie umiesz stworzyć niczego pięknego, przynosisz jedynie ogień i śmierć, chociaż próbujesz maskować się tymi swoimi śmiesznymi sztuczkami, to natury nie oszukasz. Nawet Loki wolał umrzeć, niż próbować dowiedzieć się co się z tobą stało. Nie szukał ciebie, po prostu z ulgą zaakceptował ten fakt, że ma jeden ciężar z głowy- Każde słowo, jakie wypowiadała postać, była niczym zimna szpila, która wbijało się w jej ciało, sprawiając niemal fizyczny ból. Do lazurowych tęczówek napłynęły łzy. Wszystko to o czym myślała, było dużo ciężej znieść kiedy słyszała to na głos.
-Co zrobisz jak go znajdziesz. Przecież wiesz, że z tobą nie wróci, nie będzie chciał, bo nie jesteś tego warta, jego poświęcenia, czasu, nie jesteś warta niczyjego czasu
-To nie...- Zaczęła coś mruczeć, ale ponownie ten rechot przerwał jej próby zaprzeczenie.
-Nie prawda? To dlaczego wszyscy, których znałaś woleli zginąć. A ci co nie zginęli wrócili z litości, nie z lojalności. Już zapomniałaś co zrobiłaś, spójrz- Zjawa Robin wyciągnęła dłonie, a w tym samym momencie i ta prawdziwa Robin je wyciągnęła. Wtedy wszyscy mogli dostrzec jak jej dłonie zaczynają pokrywać się grubą warstwą krwi, która skapywała powoli na ziemię. Dziewczyna machnęła nimi kilka razy i próbowała otrzeć w ubranie, ale krwi z każdym kolejnym razem przybywało
-nie, nie, nie...- Powtarzała sama do siebie, miotając się po izolatce niczym dzikie zwierze, w klatce.
-Krew, którą przelałaś zawsze będzie ci towarzyszyć, jest częścią ciebie- Powiedziała postać, a twarz zjawy Robin zaczęła się zmieniać. Przybierała różne twarze różnych ludzi, którzy musieli być ofiarami dziewczyny.
-To nie było specjalnie, ja nie chciałam, to były wypadki- Mówiła drżącym głosem.
-Po co wracasz?- Robin zatrzymała się na chwilę, kiedy usłyszała znajomy głos. Spojrzała w miejsce w którym stała jej zjawa, ale zamiast siebie ujrzała Lokiego. Zieleń jego oczu wpatrywała się prosto w nią.
-Zwiodłaś, lepiej mi bez ciebie
-Ale mówiłeś, że...- Dziewczyna zupełnie straciła rezon, nie wiedziała co miałaby zrobić, ani jak. Loki zaśmiał się szyderczo
-Czym miałby się zachwycić? Tobą? rudzielcem, który nawet swojej mocy nie umie kontrolować Loki zniknął, a na jego miejscu ponownie pojawiła się Robin
-Nie lepiej odpuścić, stać się tym do czego zostałaś stworzona. Po co się starasz, jak i tak wszystko spłonie. Więc mniej chociaż z tego trochę przyjemności
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie była roztrzęsiona. Jej największy koszmar był zdolny znów ją dotknąć. Przez chwilę miała wrażenie, że białe pręgi na jej plecach znów płoną. Po chwili poczuła jak obejmujące ją ramiona. Miała gdzie się schować, dlatego też gdy Robin zaczęła ją uspokajać kobieta lekko oparła głowę na jej piersi. Kiedy Robin pomogła się jej podnieść skinęła głową, że sobie poradzi. Otarła policzki i ruszyła w ciszy za grupą.
- To była Hel? Prawda? - zapytał ściszonym głosem Ull.
Addie jedynie pokiwała głową. Nadal drżała wypuszczając powoli wszystkie emocje. Niedługo później natrafili na kolejne drzwi. Te bardziej przypominały drzwi celi. Kiedy znaleźli się w środku Addie poczuła zimny dreszcz przechodzący po jej plecach. Cela, w której się znaleźli była wyjątkowo obskurnym miejscem. Blondynka zaczęła obserwować Robin, która wydawała się coraz bardziej zestresowana. Pojawienie się tajemniczej postaci wywołało u Addie falę mdłości. Kobieta musiała odwrócić wzrok by dojść do siebie. Oparła się dłonią o oślizgłą ścianę próbując ujarzmić reakcję organizmu. Kiedy postać zdjęła maskę, zaczęła ubliżać Robin. Mówiła same okropne rzeczy. Addie była pewna, że to nie jest tak jak przedstawia to zjawa. Ktoś kiedyś popełnił błąd i zamiast pomóc Robin zapanować nad mocami postąpił zupełnie odwrotnie, przez co można było mówić o ofiarach. Addie doskonale pamiętała kiedy pierwszy raz odebrała komuś życie. To zostaje z człowiekiem do końca życia. Tyle, że sytuacja była inna. Addie chroniła własne życie, gdyby nie zadała tego ciosu sama by umarła. Robin nie umiała posługiwać się swoim darem i przez to cierpieli inni. Kiedy pojawił się Loki, miała wrażenie, że jej serce stanęło. To że był tylko zjawą nie miał teraz najmniejszego znaczenia. Chciała do niego podejść, ale stopy nagle stały się tak ciężkie, jakby spoczęły w kamiennych blokach. Kiedy zaśmiał się szyderczo zamrugała szybko. Nie mogła tego więcej słuchać.
- Nie. Jesteś. Potworem - powiedziała pilnując, żeby nie zadrżał jej głos. Ton jej głosu był bardzo stanowczy, chciała by jej słowa wbiły się w myśli rudej i dziewczyna uwierzyła w ich przekaz - Ja to wiem, oni. Loki też.
Addie widziała, jak Robin zaczyna się gubić. Jej oprawca doskonale wiedział, gdzie uderzyć i nie wahał się by zadać kolejne ciosy. Addie chciała jej pomóc, stanąć tuż obok i szeptać, że to wszystko nieprawda, że musi się postawić. Nie wiedziała tylko czy to wszystkiego nie popsuje. Zacisnęła pięści czekając na rozwój wydarzeń.
Offline
[ Wygenerowano w 0.059 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 1.55 MB (Maksimum: 1.99 MB) ]