Nie jesteś zalogowany na forum.
Ull skrzywił się parodiując zbolała mnę Robin, gdy ta wspomniała o zarzyganiu mu koszuli. Dopił piwo i wstał zza stołu. Przed gospodą czekała na nich lama, która pochłaniała kolejne porcje siana. Wyraz twarzy Robin na jej widok rozbawił przewodnika, jednak postanowił nie denerwować pochorowanej dziewczyny. Prowadził ich uliczkami prosto do lecznicy. Niektórzy przechodnie zaczepili Robin, co znaczyło, że dziewczyna zrobiła wczorajszego wieczoru niezłe show. Kiedy dotarli na miejsce przewodnik zapukał do drzwi. Otworzyła im elfka. Wpuściła wszystkich do środka. Medyk schodził właśnie po schodach. Podwinął rękawy koszuli i spojrzał na przybyłych badawczym wzrokiem.
– Przyszliśmy ją zobaczyć – powiedział Ull.
– Wszyscy?
– Dokładnie.
– Cóż – zamyślił się. – Może wy ją namówicie… – dodał.
– Do czego?
– Odmawia jedzenia. Odnoszę wrażenie, że karze siebie za tą sytuacje. To było bardzo trudne przeżycie – wyjaśnił elf.
Ull pokiwał głowa. W sumie tego się spodziewał. Spojrzał na towarzyszy zachowując zimną krew.
– Możemy do niej wejść?
– Tak, ale niech to nie będzie długa wizyta. Pacjentka musi dojść do siebie – odpowiedział medyk otwierając drzwi do gabinetu.
Na łóżku leżała skulona Addie. Patrzyła pustym wzrokiem w kamienna ścianę. Nawet się nie poruszyła, kiedy ktoś wszedł do pokoju.
Ull od razu zauważył miskę zupy na stoliku przy łóżku. Widok wycieńczonej blondynki sprawił, że zacisnął dłonie w pieści.
– Cześć królewno – odezwał się pierwszy.
Addie westchnęła głośno, po czym zamrugała szybko kilka razy. Wtedy obejrzała się w stronę głosu. Kiedy zobaczyła towarzyszy podróży schowała twarz w dłonie. Nie była pewna, dlaczego poczuła wstyd.
Otarła twarz z łez, które znów ozdobiły jej policzki. Skrzywiła się próbując zmienić pozycję na łóżku.
Offline
Robin, kiedy tylko drzwi do sali gdzie leżała Addie się otworzyły wpadła jako pierwsza i zajęła pierwsze wolne krzesło. Obawiała się, że jeszcze chwila na nogach, a po prostu padnie gdzieś na środku lecznicy i odmówi dalszej drogi. Cała reszta weszła zaraz za nią.
-Nim zaczniemy- Odezwała się zachrypniętym głosem od nadmiaru alkoholu
-Nie potrzebujesz może lamy, akurat mam na zbyciu. Nie bardzo wiem co się z nimi robi, ale jak ktoś ciebie wkurzy, zawsze możesz ją wytresować, aby kogoś opluła- Rzuciła pół żartem pół serio. Nie byłoby niczym dziwnym, jakby wypite procenty z wczorajszego dnia nadal trzymały dziewczynę w stanie lekkiego upojenia, które dawało o sobie znać właśnie w momentach największego stresu. Inna kwestia, że mimo wszystko ta historia wydawała się jej być dość zabawna i liczyła na to, że może chociaż na chwilę oderwie myśli blondynki od ponurych wspomnień. W końcu lekki żarcik nie zaszkodzi, z resztą, że jej wygląd chociaż nie był tak paskudny jak Addie, to spokojnie mógł by się wpasować gdzieś w połowie niektórych pacjentów, jakich przyjmował elf.
-Ewentualnie mam krasnoludzkie ubranie na zbyciu- Dodała szybko przypominając sobie, że przecież jednego z graczy odesłała tylko w samych gaciach do domu.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie była totalnie zdezorientowana. Jaka lama? Musiało ją sporo ominąć. Delikatnie oblizała usta i westchnęła ciężko. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Zaczęła się szykować na jakąś reprymendę, ale Robin postanowiła zacząć od żartu, którego nie zrozumiała.
– Jak się czujesz? – zapytał Ull przysiadając na krańcu łóżka. Wiedział, że to najgorsze pytanie jakie mógł zadać, ale cisza jaka zapadła po rzuceniu przez Robin żartu robiła się dość niezręczna.
– Fizycznie… lepiej – odparła słabym głosem.
– Czemu nie jesz? – zapytał nie owijając w bawełnę. Nie miał pojęcia jak powinien postąpić, jak ją pocieszyć. Każde słowa jakie przyszły mu do głowy nie wydawały się odpowiednie, więc zdecydował się trzymać najważniejszych spraw.
Addie jedynie wzruszyła ramionami, skuliła nogi mocniej, kiedy poczuł kolejny skurcz w żołdaku.
Offline
Robin widząc, że jej żart raczej nie przyniósł oczekiwanego rezultatu przybrała minę właściwą do czuwania przy poważnie chorym przyjacielu, chociaż co jakiś czas ta mina była zakłócana grymasem, kiedy gdzieś zza ściany słyszała brzdęk metalowych narzędzi, ruszanych przez uzdrowiciela. W końcu westchnęła cicho, po czym podniosła się z krzesła
-Zostawicie nas na chwilę?- Poprosiła Clinta i Ulla. Sama nie bardzo wiedziała jak zachować się w takiej sytuacji, ale ona i Addie były kobietami, duzo łatwiej było im znaleźć wspólny mianownik w tej sytuacji.
-Proszę- Powtórzyła cicho, a Clint pokiwał lekko głową i kiwną nią w stronę Ulla. Jeżeli mieli jakoś się pozbierać, musieli przede wszystkim zadabać o psychikę Addie, która w tej chwili była w totalnej rozsypce. Kiedy mężczyźni ich zostawili, dziewczyna podeszła do blondynki i usiadła na brzegu łóżka. Przez chwilę siedziała tak po prostu w milczeniu, starając się zastanowić nad tym co zrobić, aż w końcu przyciągnęła do siebie blondynkę i przytuliła mocno do siebie
-Jeżeli chcesz to wyj. Nikt ciebie tutaj nie zna, ja nikomu nie powiem. Nie musisz być zawsze silna, i nie jesteś z tym sama- Wyszeptała do niej i pogładziła po potarganych i wilgotnych od potu włosach. Czuła, że tylko tyle mogła jej zaoferować. Swoją obecność pomimo tego, że czuła się jak absolutne gówno.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Kiedy Robin wzięła w objęcia jej obolałe ciało zaczęła się prawdziwa histeria. Zaczęła płakać. Złapała mocno ramie Robin by zatrzymać ją przy sobie. Drżała od nadmiaru buzujących z niej emocji. Z jej gardła wydobywał się głośny szloch.
– To moja wina – wydukała. – Moja wina. Gdybym nie odłożyła tego na później wiedziałabym i nim. Nie weszłabym to tego portalu. Obudziłabym Lokiego. Cokolwiek. Ale zrobiłam, żadnej z tych rzeczy.
Płakała, dopóki znów nie opadła z sił. Zaczęło jej się kręcić w głowie, dlatego powoli odsunęła się od rudej by znów położyć się na łóżku. Oddychała przez usta, bardzo szybko i płytko. Łzy nadal leciały jej z oczu, ale ciało wydawało się już powoli uspokajać. Zacisnęła dłonie na kołdrze najmocniej dała radę.
Offline
Robin zacisnęła mocniej swój uścisk, aby dać dziewczynie pewność, że jest przy niej oraz, że nigdzie się nie wybiera. Nie przerywała jej kiedy mówiła. Pozwoliła jej wyrzucić wszystko co siedziało jej na sercu. Po prostu słuchała w milczeniu z mocno zaciśniętymi powiekami. Walczyła sama ze sobą, aby się nie rozpłakać, ale było to cholernie trudne. Puściła Addie, kiedy ta ponownie się położyła. Spoglądała na nią zaszklonymi oczami. Chwyciła jedną jej dłoń i zacisnęła mocno, a drugą odgarnęła jej blond włosy z oczu.
-Nie...- Odezwała się w końcu drżącym głosem -To nie twoja wina- To wszystko co się wydarzyło, było złe i teraz zdawała sobie z tego sprawę, chociaż Strange ostrzegał ją, że poniesie tego konsekwencje, ona była zbyt zapatrzona w swój własny ból, że nie myślała o tym, że może zadać dwa razy większy komuś innemu
-Tu jedynym winowajcą jestem ja- Trudno było jej przyznać się do własnych błędów, ale może właśnie nadszedł na to czas -Tak bardzo chciałam poczuć się lepiej, chociaż przez chwilę, że nie zwracałam uwagi na to, że mogę skrzywdzić kogoś innego. Gdyby nie ja to by nigdy się nie wydarzyło. Nie ściągnęłabym ciebie tutaj, bo przez chwilę poczułam strach. Gdybym miała więcej odwagi...ale nie mam. Wybacz mi- Powiedziała i pogładziła ją delikatnie po policzku
-Nie wiem czy dla mnie jest jeszcze ratunek, nie wiem czy to co chce osiągnąć nie jest tylko marzeniem, ale ty masz rodzinę, dzieci i męża, do których musisz wrócić, i zrobię wszystko, aby tak się stało. Obiecuję ci- Chciała jej przypomnieć, że nadal ma dla kogo żyć, że nie może się poddać chociaż jest czasami ciężko, to wspólnie dadzą radę jakoś się z tym uporać
-Ale musisz mi w tym pomóc, sama nie dam rady. Musisz nabrać sił-
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Blondynka chciała wierzyć w słowa Robin, że pomoże jej wrócić do domu. Wiedziała, że musi wrócić do pełnej sprawności, ale rana był jeszcze zbyt świeża.
– Wiedziałam o nim kilka godzin, a czuję się jakby ktoś wyrwał mi część duszy – wymamrotała powstrzymując kolejną falę płaczu. Nie miała zamiaru używać mocy, by ulżyć sobie w cierpieniu. Wiedziała, że to tylko chwilowe rozwiązanie i musi przepracować tą stratę w własnym tempie. Kiedy straciła pierwsze dziecko długo nie mogła się pozbierać, to było straszne doświadczenie, ale w końcu nastał moment, w którym się podniosła. Teraz też tak będzie. Kiedy straciła Ubbego cierpiała w samotności. Uczyła się wtedy panować nad swoim darem co pochłaniało mnóstwo energii.
–Nie powiedziałam wam, bo… bałam się. Obudziłam się w kałuży krwi. Nie wiedziałam co się dzieje. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do medyka. Potem wszystko działo się tak szybko. Kiedy zaczął się poród miałam… inne rzeczy na głowie – wyjaśniła czując, że powinna się wytłumaczyć. Czuła się samotna, kiedy krążyła po gabinecie z dużych bólach.
– Nie mogłam czekać aż sama… nikt by mi nie dał gwarancji, że gdyby się zaczęło nie bylibyśmy w trakcie walki o życie. Musiałam to zrobić od razu.
Drzwi do pokoju znów się otworzyły. Ull wszedł do pokoju zniecierpliwiony. Czekanie pod drzwiami nie było jego mocna stroną. Addie udało się wykrzywić usta w grymas, który miałby przypominać uśmiech. Czuła się lepiej wyrzucając z siebie ciężar ostatniego dnia. Ull kiwnął głową do Clinta, żeby również wszedł. Kiedy drzwi się zamknęły blondynka ciągnęła
– Musiałam doprowadzić to do końca Wtedy mnie znaleźliście. Dziękuje– kontynuowała słabym głosem.
Offline
Robin pokiwała lekko głową
-Wiem...znaczy...nie wiem, bo ja nigdy nie...- Urwała, bo drzwi do sali się otworzyły a do środka wszedł Ull, który najwyraźniej nie mógł już dłużej czekać, aż dziewczyny pogadają na spokojnie. Robin szybko wierzchem dłoni wytarła wilgotne od łez oczy. To o czym rozmawiały, jak Addie wylała na nią swój żal pozostanie między nimi i nie będzie mogła nigdy nikomu o tym powiedzieć. Był to ciężar, ale da radę go udźwignąć z resztą tak samo jak wiele innych.
-Od tego są przyjaciele- Odpowiedziała na jej podziękowania i uśmiechnęła się lekko. Chciała, aby wiedziała, że miała w nich podporę i co by się nie działo, w jak wielkim bagnie by się nie znaleźli to zawsze mogła się zwrócić do nich po pomoc, a oni rzucą wszystko i po prostu jej pomogą.
-No dobrze...- Przerwała krępującą ciszę, po czym chwyciła miskę z zupą i podała blondynce.
-Chociaż kilka łyżek, bo w przeciwnym razie nie jestem w stanie już ci obiecać tego, że połowa miasta mnie znienawidzi, i co z tą lamą? chcesz ją?- Nie chciała, aby Ull domyślił się o czym rozmawiały, więc postanowiła zejść na znacznie lżejszy temat. Addie potrzebowała czasu, aby się oswoić z ta bolesną myślą, Robin z kolei potrzebowała czasu, aby wymyślić co zrobić, aby móc spełnić swoją obietnicę, którą przed chwilą złożyła. Musiała odsunąć od siebie wszystkie egoistyczne pobudki i skupić się na blondynce, na tym aby odesłać ją do domu, aby znowu mogła poczuć się dobrze.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie powoli usiadła na łóżku. Cicho syknęła, gdy ból się wzmocnił. Wzięła od rudej miskę z zupą i powoli nabrała pierwszą porcję.
– O co chodzi z tą lamą? – zapytała pomiędzy pochłanianiem kolejnych łyżek. Nawet nie przypuszczała, że była aż tak głodna.
– Co ciekawa historia – wtrącił się Ull. – Robin zrobiła z gospody dziuplę hazardową i kosiła wszystkich jak leciało... grabiła biednych niczego nieświadomych krasnoludów z ich wypłat i innych dóbr. Lama też się w to wlicza.
Addie uśmiechnęła się nieco szerzej.
–Oczywiście dobra passa trwała do czasu. Prawda Biedroneczko?
Offline
Robin uśmiechnęła się nieco na widok tego, że Addie odebrała od niej miskę i zaczęła jeść. Widziała też po minie Clinta, że i mu ulżyło, kiedy blondynka chociaż trochę odzyskała dobry nastrój. Wtedy przyszedł czas na streszczenie niechlubnej historii o tym, jak to Robin niemal otworzyła swoje własne kasyno.
-Jednego z nich puściła w samych gaciach do domu. Co prawda wtedy prawie przegrała wszystko, ale ostatecznie się odkuła i to z nadwyżką, chociaż nie bardzo wiem co mamy zrobić z ubraniami krasnoluda. Raczej nikt z nas w nie się nie wciśnie- Powiedział Clint opierając się o jedną ze ścian
-O i pochwal się ile wypiłaś, i jak świetnie się dzisiaj czujesz- Nie mógł powstrzymać się od lekkiego wbicia szpili i przypomnieniu tego jak bardzo Robin się upodliła wczorajszego dnia.
-Oczywiście szło mi świetnie, aż nie przyszedł pan marudna, niszczyciel dobrej zabawy i pogromca uśmiechów dzieci- Rzuciła w stronę Ulla i wypięła w jego stronę język -Krótko mówiąc Ull wygrał ze mną, niech go szlag, ale następnym razem nie pójdzie ci tak łatwo- Powiedziała i zagroziła w jego stronę palcem
-O ile będziesz miała jeszcze o co się zakładać
-Wygrałam kilka diamentów, i sporo rubinów. Spokojnie stać mnie- Powiedziała i zaśmiała się wesoło.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie z zaciekawieniem słuchała opowieści opowiadanej przez wszystkich. Wyglądało na to, że dobrze się bawili.
– Teraz to ja najgorszy… –oburzył się – Nie zapominaj, kto cię odprowadził na górę i łupy pozbierał. Szłaś jakbyś stała na środku łodzi targanej sztormem – wytknął jej wesoło. – Zakłady o pieniądze są nudne – dodał po chwili wspominając, że ma do odebrania od Robin przysługę.
– Mieliście udany dzień – skomentowała blondynka odkładając na stolik niemal pustą miskę.
Znów położyła się do łózka i szczelnie okryła kołdrą. Po zjedzonym posiłku zrobiła się nico senna. Czuła się nieco spokojniej. Oderwała myśli od swojego bólu i poczuła się nieco lepiej. Drzwi do pokoju otworzyły się po raz kolejny. Do środka wszedł medyk niosąc małą tacę. Pokiwał głową z aprobatą, kiedy zobaczył zjedzony posiłek. Wlał do kubka jakieś mikstury i podał kubek blondynce, która znów musiała się nieco podnieść. Kobieta skrzywiła się czując gorzki smak ziół.
– Drodzy państwo, wystarczy na razie. Pacjentce potrzebny jest spokój –powiedział uprzejmie.
–Nie. Proszę – sprzeciwiła się Addie. Wśród przyjaciół czuła się lepiej. Obawiała się, ze jeśli znów zostanie sama jej smutek powróci ze zdwojoną siłą.
– Prześpij się – zaproponował Ull – Przyjdziemy później. Może na zmianę będziemy przychodzić? – dodał wypowiadając swój pomysł na głos. – Nie będziemy zbyt zakłócać spokoju Uzdrowiciela – dodał uprzejmie w stronę elfa. Zaklął w myślach maniery elfów i to, że są wyjątkowo obrażalskie.
Addie pokiwała głowa na znak aprobaty. Nie chciała zostawać sama.
Złapała Robin za rękę.
– Przyjdziesz? – zapytała powstrzymując ziewniecie.
Offline
-Oczywiście, że jesteś najgorszy- Odpowiedziała mu, ale uśmiechnęła się wesoło. Stanowili dość dziwną drużynę. Taką, na którą nikt by nie stawiał. Mogła się nawet założyć, że Fury, gdyby ich zobaczył stwierdziłby, że nic z nich nie będzie, a jednak cuda się zdarzają. Coś ich połączyło, chociaż nawet Robin nie była w stanie do końca stwierdzić co to było. Może zadziałała na nich jakaś dziwna magia, to chyba było najbardziej logiczne wyjaśnienie. Dogryzali sobie wzajemnie, kłócili się, ale koniec końców, kiedy trzeba było działali razem, a teraz nawet troszczyli się jeden o drugiego, chociaż to początkowo nie było nawet we planach. W końcu te wesołe streszczanie ich przygód przerwał uzdrowiciel, który oznajmił koniec wizyty. Robin też dostrzegła, że Addie jest zmęczona, ale rozumiała to, że mogła bać się zostać sama, szczególnie po tym jak chwyciła ją za rękę, aby upewnić się, że jeszcze do niej wróci. W ułamku sekundy powróciły do niej wspomnienia kiedy i ona chwyciła Ulla za dłoń i poprosiła go, aby z nią został. Spojrzała w jego stronę, a zaraz potem skierował wzrok na blondynkę.
-Ma pan skalpel?- Zapytała się, ale kiedy Elf nie odpowiedział i zrobiła niezrozumiałą minę, spojrzała na Ulla
-No przetłumaczysz? czy ciebie trzeba o wszystko prosić- Ponagliła mężczyznę, a kiedy spełnił jej prośbę i otrzymała narzędzie, chwyciła za kosmyk swoich włosów, i szybkim oraz płynnym ruchem odcięła końcówkę po czym chwyciła za jakąś pierwszą z brzegu czystą szmatkę i owinęła fragment obciętych włosów. Usiadła ponownie na brzegu łóżka dziewczyny i ułożyła drobny pakunek na jej kolanach.
-Będę przy tobie do końca, co by się nie działo, a teraz prześpij się. Sen jest najlepszym lekarstwem, a jak się obudzisz będę obok- Powiedziała i pogładziła ją ostatni raz po włosach i uśmiechnęła się, po czym przy namowach elfa chciała czy nie musiała wyjść z sali, chociaż zrobiła to z ciężkim sercem. Kiedy tylko wyszli z lecznicy jej mina od razu spoważniała a w oczach pojawiła się wyraźna determinacja która zmarszczyła jej brwi. Ruszyła przed siebie prosto w stronę gospody. Clint ruszył za nią, nie bardzo rozumiejąc gdzie tak gna.
-Co ty planujesz?- Zapytał się, ale Robin wydawała się go nie bardzo słuchać
-Nie interesuj się bo kociej mordy dostaniesz- Odpowiedziała. Dłonie miała zaciśnięte pięści. Musiała jakoś naprawić to co zepsuła, bez względu na cenę jaką miała za to zapłacić. Obiecała Addie, że jej pomoże i miała zamiar spełnić tą obietnicę, chociaż jeszcze do końca nie wiedziała jak.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie pozytywnie się zaskoczyła, kiedy zauważyła jak Robin swobodnie żartuje z Ullem. Od początku trzymała go na dystans, mówiła, że mu nie ufa, ale teraz widocznie zmieniła zdanie. Uznała, że to dobrze. Powinni się wspierać, ufać sobie. Dobre relacje w grupie jednoczą. Blondynka zmarszczyła brwi, gdy ruda poprosiła o skalpel. Nie miała pojęcia co ruda mogła kombinować.
Ull przetłumaczył prośbę Robin. Elf nie wydawał się zachwycony pożyczaniem swoich instrumentów, ale koniec końców podął dziewczynie narzędzie. Dziewczyna obcięła kosmyk włosów i schowała w czystą ściereczkę. Kiedy podała go Addie złożyła obietnice, której blondynka nigdy by się po niej nie spodziewała. Od początku znajomości kłóciły się tak naprawdę o wszystko, groziły sobie, nawet doszło do rękoczynów. Teraz ta sama dziewczyna, składała jej obietnice, że jej nie zostawi i dopilnuje, żeby wróciła do domu. Addie uśmiechnęła się smutno. Wierzyła, że Robin mówi prawdę, ale zadanie może się okazać trudniejsze niż mogli się tego spodziewać.
Addie pożegnała się delikatnym uśmiechem. Kiedy wszyscy wyszli z pokoju Ull zaczepił uzdrowiciela i wcisnął mu do ręki sakiewkę.
– To za usługi –powiedział po czym dogonił Robin i Cinta. Spostrzegł, że ruda ma jakiś plan. Wyglądała jakby zamierzała przebić głową magiczne bariery światów by dostać się do tego właściwego. Postawa dziewczyny wcale go nie zdziwiła, ale działała pod wpływem emocji, a takiej sytuacji należało jednak na chłodno obmyślić kolejny krok. Rozumiał, że martwiał się o Addie, ale nie powinna rzucać się w wir niebezpieczeństwa nie biorąc pod uwagę ewentualnych konsekwencji.
Kiedy Robin spławiła Clinta przewodnika wiedział, że to co wymyśliła może źle się skończyć.
Offline
Robin przez całą drogę była dość mało rozmowna. Właśnie dotarły do niej konsekwencje jej własnych czynów, o których wcześniej nie myślała. Czy to już naprawdę będzie tak wyglądać. Nie mogła nawet pomyśleć o sobie, bo kiedy to zrobi ostatecznie ktoś na tym ucierpi. Oczami wyobraźni widziała wykrzywioną w drwiącym uśmiechu twarz Strange'a, który ją ostrzegła, że zabawa z Multiversum nie jest zabawką, ani żadnym ratunkiem. Czy jej życie było naprawdę tak złe, że musiała wszystko zmieniać. Przecież miała przyjaciół na których mogła liczyć co by się nie działo, ale jej to nie starczało. Miała dosyć zadowalaniem się ochłapami szczęścia jakie rzucało jej życie, bo właśnie miała wrażenie, że te drobne dobre chwile, były zaledwie resztkami. Czy nie zasłużyła na to, aby świat w końcu potraktował ją uczciwie. Nie chciała mieć swoich mocy, chciała być tylko zwykłą dziewczyną, która wiedzie normalne życie. Chciała spotykać się ze znajomymi, chodzić z nimi, przejść nastoletni bunt tak jak każda dziewczyna na ziemi. Zakochać się w zwykłym i nudnym chłopaku, z którym mogłaby kłócić się o zwykłe rzeczy.
Kiedy doszli do gospody, Robin od razu skierowała swoje kroki na górę i zamknęła się w pokoju. Chodziła po nim nerwowo to w jedną to w drugą stronę. Analizowała wszystko co do tej pory wiedziała o tym toporze, kamieniu, który zasiliła swoją mocą. Clint co jakiś czas zaglądał do niej, aby upewnić się, że nie robi niczego głupiego. Za każdym razem kiedy zastawał ją w pokoju oddychał z wyraźną ulgą.
-Cały czas kręci się lewo i w prawo, ale przynajmniej jest na miejscu- Rzucił w stronę Ulla, kiedy po kolejnej kontroli wrócił na dół do gospody i usiadł na krześle -Nie sądziłem, że nią to tak wstrząśnie, chociaż w jej wypadku trochę się nie dziwię- Clint widocznie wiedział coś o Robin, czego ona nie mówiła. Sam zrobił dość zmartwioną minę.
-Miejmy nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego- Dodał po chwili milczenia. Chociaż sam w to szczerze wątpił. Siedzieli tak jeszcze trochę, aż w końcu zastał ich wieczór. Clint jeszcze parę razy upewniał się, że Robin nadal jest u siebie.
-Idę się przespać- Powiedział do Ulla dopijając resztę wody -Jak będziesz się zbierać zajrzyj jeszcze do niej- Martwił się o Robin. Obwinianie siebie tutaj nie wiele da, ale z kolei dziewczyna miała problem z radzeniem sobie ze swoimi własnymi emocjami, a najgorsze było w tym to, że nie mówiła o nich otwarcie. Zawsze była samodzielna i lubiła radzić sobie ze wszystkim sama. Pod tym względem z Addie były do siebie dość podobne.
Robin wiedziała, że Clint coś podejrzewa, że te jego regularne kontrole miały na celu sprawdzić czy nie robi niczego, czego on by nie pochwalił. Dlatego na zrealizowanie swojego planu wybrała moment w którym mężczyzna pójdzie się położyć. Nasłuchiwała uważnie kroków, otwieranych i zamykanych drzwi do pokoju łucznika. Chwilę jeszcze odczekała, aby upewnić się, że dadzą jej spokój, po czym chwyciła topór w ręce i podeszła do okna. Spojrzała w dół. Nie było wysoko, więc przełożyła nogę przez otwór w ścianie i zsunęła się w dół. Lądując na kamiennej powierzchni zachwiała się lekko i o mało co nie straciła równowagi. Piekący ból rozszedł się po jej nogach, a ona syknęła cicho przymykając jedno oko.
-Jak oni to robią...- Jęknęła i podkuliła jedną nogę, aby nieco ją rozmasować. Z perspektywy obserwatora te wszystkie epickie skoki bohaterów wyglądały banalnie prosto. Teraz wiedziała, że było to cholernie niepraktyczne. Kiedy poczuła się nieco lepiej ruszyła przed siebie uliczkami miasta. Musiała znaleźć jakieś ustronne miejsce, z dala od ciekawskich oczu krasnoludów, gdzieś gdzie będzie bezpiecznie. Nie znała zbytnio tego miejsca, a raczej zapytanie się o drogę nie wchodziło w grę, bo kiedy próbowała dogadać się z jednym z krasnoludów, ten po prostu wgapiał się w nią a w jego oczach dostrzegała wyraźne niezrozumienie. Machnęła zniecierpliwiona dłonią i ruszyła dalej, zostawiając człowieczka ze zastanowieniem na twarzy. W końcu po chwili spaceru, doszła do jednego z szybów kopalnianych. Nie był to dobry pomysł, bo nie wiadomo co w kopalniach może siedzieć, ale z drugiej strony o tej godzinie nie powinno tam nikogo być. Na tyle na ile udało się jej poznać zwyczaje krasnoludów, teraz większość albo sprzedawała to co udało się im wydobyć, albo po prostu przesiadywali w gospodzie, aby odpocząć od ciężkiego dnia. Przecisnęła się przez szyb i lekko schylona przemierzała ciasne tunele, które sukcesywnie były powiększane przez krasnoludów. Gdzie niegdzie leżały pozostawione narzędzia, na torach stały albo puste wagoniki, albo wypełnione po brzegi jakimiś minerałami. Uniosła nieco jedną dłoń, w której pojawił się błękitny płomień rozjaśniając mroki tuneli.
-I którędy teraz...- Mruknęła do siebie kiedy doszła do rozwidlenia dróg. Od lewej strony chłodny podmuch wiatru poruszył jej płomieniem. Uznała, że był to znak, aby właśnie tam się udać. Skręciła więc w stronę z której wyczuwała podmuch, a z każdym jej krokiem robiło się coraz bardziej wilgotno, a nawet miała wrażenie, że słyszała szum wody. W końcu wyszła na otwartą przestrzeń, którą okazała się być wielka jaskinia z podziemnym jeziorem. Na środku zbiornika wyrastała kamienna wysepka, a na niej drzewo, na którym znajdowały się dziwne owoce, których wcześniej nigdy nie widziała. Nie były to jabłka. Wielkością przypominały raczej sporych rozmiarów jagody, ale dziewczyna pierwszy raz widziała, aby jagody były złote i emanowały złotawą poświatą.
-No dobra, to do dzieła- Powiedziała, a jej głos odbił się echem od ścian. Położyła topór na w miarę równej powierzchni i usiadła przed nim po turecku. Wiedziała, że jedyna jej szansa, aby przy kolejnej próbie otwarcia portalu, to nakłonić kryształ do tego, aby przyjął jej wolę, a żeby to zrobić musiała zdominować jego moc. Pozostawało tylko pytanie czy była na tyle silna, aby móc to zrobić. Wyciągnęła dłoń nad świecącym kryształem i przymknęła powieki próbując pobudzić swoją energie do działania. Tak jak za pierwszym razem od razu czuła kryształ jego moc, oraz to, że nie miał zamiaru poddać się bez walki. Napotykała wyraźny opór, a kiedy dochodziło do starcia, kryształ po prostu odrzucał ją na pobliskie skały dając jasno do zrozumienia, że nie będzie służyć nikomu. Robin chociaż obolała, i miejscami poharatana przez ostre i twarde kamienia, zawsze wracała do niego, aby dalej próbować. Była zdeterminowana, chociaż z każdą kolejną próbą miała już coraz mniej sił. W końcu po którymś razie powrotu do topora na klęczkach podparła się dłońmi i dyszała ciężko. Z jej twarzy spływały krople potu, które mieszały się ze świeżą krwią która wypływała z nowych zadrapań na twarzy.
-Wiem, że dam radę, mogę to zrobić, mogę zrobić wszystko- Próbowała sama siebie zmotywować. Wyciągnęła ponownie drżącą dłoń nad kryształem i ponownie starała się zdominować swoją siłą moc kryształu, ale i ta próba skończyła się podobnie jak wszystkie inne. Dziewczyna uderzyła plecami o twardy kamień i zsunęła się po nim. Siedziała tak chwilę próbując złapać trochę oddechu.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull również mało się odzywał podczas powrotu do gospody. Zdawało mu się, że na jego barki osiadł ciężar i nie do końca wiedział skąd tam się wziął. Czy przejął się stanem Addie, tak. Jednak nie raz widział trudy życia i był świadomy tego, że dla kobiety strata dziecka była najgorszą torturą, nie ważne czy zdążyło przyjść na świat, czy nie. Już i tak zbyt mocno zaangażował się w sprawy swoich towarzyszy, chciała czy nie wytworzyła się między nimi więź i nie był pewny czy to dobrze. Kiedy weszli do gospody usiadł z kwaśną miną przy jednym ze stolików i zamówił piwo. Odprowadził Robin wzrokiem, kiedy zaczęła się wspinać po schodach. Mowa ciała nie miała dla niego żadnych tajemnic, dlatego bez trudu odczytał, że rudzielec coś kombinuje. Nie pomylił się także twierdząc, że Clint będzie stale ją obserwował. Łucznik co paręnaście minut chodził na górę sprawdzając czy na pewno nic się nie dzieje.
– Raczej nie jest w stanie nic zrobić jak cały czas spodziewa się, że wejdziesz do jej pokoju – odpowiedział z kwaśnym uśmiechem. Zaczynał go drażnić obecny stan. Miał doła, ale nie miał pojęcia, dlaczego.
– Trudno się dziwić. Kobiety inaczej widzą pewne sprawy. Nawet jeśli nigdy nie rodziła to i tak będzie czuła ból tak samo mocno. Jeśli Addie nie wiedziała o dziecku, nie dziwię się, że dręczą ja wyrzuty sumienia. Musi jak najszybciej zająć się czymś pożytecznym. Wtedy raz dwa dojdzie do siebie – dodał zerując kolejne piwo.
– To, że zrobi coś głupiego... tego możemy być pewni – dodał bawiąc się kuflem w dłoniach.
Kiedy Clint postanowił iść się przespać Ull jedynie pomachał mu na pożegnanie. Nie miał najmniejszej ochoty kolejny raz bawić się w niańkę. „Jak będziesz się zbierał, zajrzyj do niej” – prychnął powtarzając w głowie słowa łucznika. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem po czym wstał z krzesła. Jednak zamiast ruszyć po schodach wyszedł na zewnątrz. Wziął głęboki oddech. Miasto rozpoczynało swoje nocne życie. Spojrzał przez chwilę na szyld po czym ruszył przed siebie wybierając kierunek zupełny przypadkiem. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i spokojnym krokiem ruszył przed siebie. W pewnym momencie poczuł mocne ukłucie w wewnętrzną część stopy. Zaklął pod nosem. Oparł się o stojący na drodze wóz. Zdjął buta wytrzepał dokładnie. Kiedy znów nałożył go na stopę wóz ruszył z szarpnięciem. Ull nie zdążył postawić stopy z powrotem na ziemi przez co gruchnął na drogę. Zaklął siarczyście na woźnice. Wóz stanął a z szoferki zeskoczył krasnolud. Kiedy Ull zobaczył jego twarz nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Proszę, proszę… chyba jednak jestem w piekle – odezwał się pierwszy. Mężczyzna otrzepał się z kurzu i wstał na równe nogi.
– Na sto kilofów. Thorson? Ty psi synu, co cię tu przygnało? – zawołał krasnolud podając mężczyźnie rękę.
Offline
-Kurwa...- Jęknęła Robin kiedy kolejna próba skończyła się porażką, a ona wylądowała na skalistym podłożu. Była już bardzo zmęczona. Na twarzy oprócz kilku zadrapań i paru siniaków pojawiały się pręgi kurzu, które przyklejały się do potu za każdym razem, kiedy tylko lądowała na ziemi.
Cz...- Jęknęła, kiedy ból ciała rozpalił jej umysł. Mimo to zacisnęła usta w wąską linię i podźwignęła się na nogi, chociaż te drżały pod jej ciężarem
-Czemu pozwoliłeś mi wchłonąć swoją moc- Rzuciła w stronę topora zupełnie tak jakby spodziewała się tego, że ten nagle magicznie jej odpowie -Pokazałeś mi niemal wszystko, czemu nadal walczysz- Dodała i opadła na kolana przed toporem. Pochyliła nad nim głowę, a rude pasma włosów zsunęły się z jej ramion zakrywając twarz. Podparła się dłońmi dysząc ciężko. Kryształ, jednak jedynie migotał błękitną poświatą, niezmiennie i nie dał żadnej odpowiedzi, a to Robin sfrustrowało. Zacisnęła dłonie w pięści i po czym jedną dłonią chwyciła z rękojeść topora
-Ty bezużyteczny śmieciu!- Krzyknęła po czym zamachnęła się i po prostu rzuciła nim prosto w stronę wody. Topór bez problemu przebił się przez tafle z głośnym chlupotem. Dziewczyna wpatrywała się ze wściekło miną w kręgi wody, które rozchodziły się w miejscu w którym topór wpadł do wody. Wściekłość, jednak dość szybko jej minęła i po chwili zdała sobie sprawę z tego co zrobiła. Otworzyła szerzej oczy po czym bez chwili zastanowienia biegiem rzuciła się w stronę jeziorka i zanurkowała. Przez chwilę szok wywołany nagłą kąpielą ją zdezorientował. Z mocno zaciśniętymi powiekami nadęła policzki, aby wstrzymać powietrze. Uchyliła oczy, które od razu zalała woda. Dno tego podziemnego jeziorka było niemal niewidoczne. Im mocniej próbowała wypatrzeć dna, tym wydawało się jej, że panuje tam większa ciemność. Rozejrzała się dookoła siebie, i dostrzegła błękitne światło, które emitował kryształ umiejscowiony na toporze. Opadał szybko na dno. Robin zaczęła płynąć w jego stronę coraz niżej i niżej. Starała się kontrolować upływu powietrze z jej płuc. Musiała go odzyskać, bo jakby na topór się nie wściekała był im potrzebny. W końcu w mrokach wody dostrzegła go nieco wyraźniej. Zaczęła przebierać nogami i rękoma w bardziej chaotyczny sposób chcąc przyspieszyć swoje płynięcie. Wyciągnęła dłoń w stronę rękojeści, aby ponownie ją pochwycić. Pod wodą, jednak topór wydawał się ważyć dużo więcej niż normalnie. Nie tak to powinno być.
-No chodź wypływamy- Pomyślała. Teraz została jej tylko jedna ręka do pomocy, bo w drugiej ciążył topór. Powietrza zaczynało jej brakować, a droga do powierzchni wydawała się być daleka. W końcu jednak jej głowa przebiła taflę wody i zaczerpnęła głębokiego wdechu. Dopłynęła do brzegu odkładając na niego topór, po czym sama wyszła i legła na plecach obok niego. Dyszała ciężko i wpatrywała się w kamienne sklepienie.
-Chyba na dzisiaj koniec- Powiedziała i kaszlnęła kilka razy po czym otarła twarz z wody pozbywając się jej również z oczu
-Jutro do tego wrócimy- Mogła tutaj spędzić resztę nocy, ale to by kosztowało ją zbyt wiele wysiłku, a wtedy jak sama padnie nie będzie w stanie pomóc Addie. Był to ten jeden głos rozsądku, który zmotywował ją do przerwy. Po chwili oddechu podźwignęła się ponownie na nogi, i zabrała topór, którym przed chwilą tak bardzo wzgardziła
Powrót na powierzchnię nie sprawił jej większego problemu. Zapamiętała drogę. Uśmiechnęła się lekko, kiedy ponownie zobaczyła światła miasta i zaczęła iść w ich stronę kulejąc lekko, bo po tylu upadkach czuła się bardzo obolała. Miała ochotę się położyć wysuszyć, bo woda cały czas skapywała z jej rudych włosów, które teraz pod wpływem wilgoci przyklapły i uparcie nachodziły jej na twarz, ograniczając pole widzenia.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull usiadł na pace wozu i czekał aż jego kompan dosiądzie się do niego. Krasnolud pojawił się z dwoma pustymi kuflami. Ull pomógł mu się wdrapać na wóz za pomocą podanej ręki.
– Co tu robisz? – spytał szatyn.
– Aaa… mam na oku taką jedną klitkę. Może czas wrócić na stare śmieci –odpowiedział otwierając jedną z beczułek na pace.
– Asgardzkie? – zapytał Ull próbując za pomocą węchu odgadnąć czym uraczy go stary znajomy.
– Z najlepszych winogron tego zbioru – odparł krasnolud siadając obok asa. Kiedy podał mu kufel Ull od razu umoczył usta. Lata nie pił podobnego trunku.
– Teraz ty opowiadaj. W stolicy nadal myślą, że nie żyjesz. z jakiej nory wypełzłeś? – zapytał wesoło.
– Tam, gdzie byłem… nie miałem możliwości skontaktowania się z nikim. Na szczęście się wyrwałem – uśmiechnął się, po czym opróżnił kufel. – Teraz jestem tu.
– Nie da się zaprzeczyć – zaśmiał się krasnolud szturchając ramieniem kompana. Ull zawtórował mu z równą wesołością. Znał się z Hargim od lat. Krasnolud służył kiedyś Odynowi. Miał otwartą w stolicy kuźnię, miał ciepłą posadkę. Do czasu, kiedy nie zaczął na głos wypowiadać swojego zdania. Ull znał Hargiego zarówno w swojej prawdziwej postaci. Mieli kiedyś wspólne interesy, ale nigdy nie nawiązała się między nimi głęboka przyjaźń.
– Jestem przewodnikiem – zaczął znów Ull. – Przeprowadzam grupkę przez światy.
– Pracujesz? Nigdy bym nie powiedział, że jest to ci do czegoś potrzebne, zawsze żyłeś jak grono w plantacji Frejra. Teraz poznajesz trudy życia zwykłych szaraków
– Nie pochlebiaj sobie – zawołał wesoło. Na co znów obaj głośno się zaśmiali.
Krasnolud skrupulatnie dolewał wina do kubka Ulla, a ten opróżniał każdy do ostatniej kropli. Kiedy mężczyźni zaczęli odczuwać działanie wina przeszli na bardziej lekkie tematy wspominając co ciekawsze przygody asów.
– Ale jedno trzeba było mu przyznać – wtrącił Hargi – Niebywale dobrze wyglądał w sukni – zaśmiał się po raz kolejny.
– Nie mnie oceniać – odpowiedział Ull.
-Ale gdyby nie ta akcja ze ślubem nie powstało by to słynne: Loki!
- Loki!
Warknęli obniżając ton głosu jak najbardziej mogli. Ull musiał przyznać, że przebranie Thora za Freje było genialnym rozwiązaniem. Jedynym minusem było zachowanie pokerowej twarzy.
Hargi przeczesał palcami długą blond brodę wdychając ciężko.
- Wymiękasz? - spytał Ull machając przed twarzą krasnoluda pustym kubkiem.
- Mam twardszą głowę od ciebie chuderlaku - odpowiedział mu odzyskując humor. Krasnolud rozlał jeszcze po jednym .
Wtedy Ull dojrzał kogoś w tłumie. Nie chciał uwierzyć oczom, kiedy dostrzegł na drodze Robin, która przemoczona przeciskała się przez przechodniów. W dłoni ściskała topór, co oznaczało , że raczej już po wykonaniu głupiego planu. Była w jednym kawałku wiec nie widział sensu by informować ja o swojej obecności. Hargi miał o tym inne zdanie.
- Ziemia do Ulla, weź to ode mnie bo zaraz obaj znajdziemy się pod wozem ! -krzyknął zwracając na siebie uwagę. Ull przeniósł wzrok na kompana i odebrał od niego kubki. Niestety los chciał, że w chwili kiedy Hargi gramolił się na swoje miejsce na szatanie spoczął wzrok lazurowych tęczówek. Uśmiechnął się łobuzersko po czym znów umoczył usta w winie.
Hargi zaczął śpiewać jedna z asgardzkich przyśpiewek co oznaczało kolejny etap upojenia.
Offline
Robin przeciskała się przez tłum krasnoludów wymieszany z elfami. Jej dość niecodzienny wygląd wzbudzał zaciekawienie, ale ona sama zdawała się tym niezbyt przejmować. W głowie miała jedynie myśl, aby wrócić cicho do swojego pokoju, i udać, że nic się nie wydarzyło. Clint gdyby wiedział, że ostatecznie wymknęła się z pokoju, aby majstrować przy kamieniu, najpewniej zrobiłby jej pogadankę stulecia. Wolała tego uniknąć. Mężczyzna nadal traktował ją jak małą dziewczynkę, a raczej jak tą samą Robin, która zjawiła się w siedzibie Avengersów, i należało się nią zająć. Była zagubiona, wielu rzeczy nie rozumiała, ale nie była już tą samą osobą jak jeszcze kilka lat temu. Dojrzała i była w stanie podejmować decyzje za siebie. Nie potrzebowała do tego pomocy, czy przypominania, że jest nieodpowiedzialna. Może i była, ale czasami nieodpowiedzialność była jedynym słusznym rozwiązaniem. Nie mogła być zawsze roztropna, to było sprzeczne z jej naturą.
W pewnym momencie wśród tłumu zauważyła wóz, a na wozie znajomą postać. Wlepiła w niego wzrok i przechyliła lekko głowę w bok. Ull najwyraźniej również postanowił nieco odreagować wydarzenia ostatniego dnia. Podeszła do niego nieco kulejącym krokiem i podparła się pod boki robiąc przy tym minę niczym dziewczyna, która nakryła właśnie swojego chłopaka na czymś czego robić nie powinien
-Najebany?- Zapytała się, ale odpowiedź raczej była oczywista -To do domu- Rzuciła po czym zaśmiała się wesoło i władowała się między niego i krasnoluda na wóz. Ull rzadko kiedy kwestionował jej decyzje, zamiast tego wolał zaufać, że wie co robi. Tak było w momencie, kiedy wpadła na pomysł jak przebudzić topór. Clint się o nią martwił i to nawet bardzo na skutek czego często wolał ją zablokować niż pozwolić jej zaryzykować. Ull z kolei był inny. Nie traktował jej jak małej dziewczynki, która na oślep błądziła po świecie. Wierzył w to, że jej zamiary miały sens, i nawet jeżeli były niebezpieczne, to wiedział, że i tak jej nie odciągnie od planu wykonania tego co wymyśliła. Taka była jej ognista natura.
-Co pijecie?- Rzuciła po czym wzięła kufel Ulla i powąchała, od razu wyczuła mocną nutę alkoholu, po czym upiła łyk i skrzywiła się przy tym mocno.
-Ale kopie po wątrobie- Syknęła, kiedy mocny alkohol zaczął wypalać jej wnętrzności. Zupełnie zapomniała o swojej obietnicy z rana.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull prychnął cicho kiedy Robin zaczęła iść w ich stronę. Alkohol jaki w siebie wlali wprowadził mężczyzn w świetne nastroje. Robin starała się sprawić wrażenie poważnej, jednak gdy wspomniała o powrocie do domu obaj wybuchnęli śmiechem.
- Biedroneczko - westchnął - bez najmniejszego problemu wypije jeszcze kilka kufli i stanę na jednej ręce - zaczął się przechwalać.
Ruda wepchała się między nich i odebrała kubek Ullowi. Kiedy upiła łyk znów zarówno Hargi jak i Ull prychnęli wesoło.
- Widać, że nie piłaś zbyt dużo asgardzkich trunków - zagadał Hargi. Opróżniając swój kubek.
- Widzę, że misja zakończona - wtrącił kiwając głowa w stronę topora. -Dobrze. Jeśli miałbym słuchać narzekań Clinta jęczącego, że trzeba na ciebie chuchać i dmuchać… nie skończyło by się to dobrze - dodał odbierając rudej kufel. Pociągnął kilka łyków wina. Wiedział, że Clint martwił się o rudą, ale odnosił wrażenie, że dziewczyna nie potrzebowała tego klosza, który łucznik uparcie nad nią rozkładał. Sporo przeszła, ale to nie znaczy, że ma się bać wszystkiego i wszystkich. Życie było pełne niespodzianek, dawało tysiące możliwości. Po co się ograniczać.
- Poznaj mojego starego druha… Hargi. Znamy się jeszcze z czasów Asgardu - przedstawił kolegę Ull.
- Witam - przywitał się krasnolud wyciągając rękę w stronę dziewczyny -Zrobimy z ciebie koneserkę asgardzkich win -dodał sięgając na tył wozu znów nucąc skoczna melodie. Ull pochwycił rytm i zaczął wystukiwać rytm tupiąc nogą. Niskorosły wyciągnął jeszcze jeden kubek i nalał do niego wina. Podał go Robin lekko drżącą ręką.
Offline
-No zobaczymy, nie omieszkam sprawdzić tej twojej słynnej sprawności- Odpowiedziała mu z wesołym uśmiechem. Robin miała przedziwny talent do odsuwania od siebie wszelkich złych myśli, a może to Ull właśnie jej w tym pomagał, chociaż nie był tego do końca świadomy. Jego teoretyczna beztroska pomagała skupić się na tym co jest tu i teraz. Dzięki niemu na nowo umiała cieszyć się ze zwykłych prostych przyjemności, chociaż Clint tego by nie pochwalił.
-Clint narzeka na wszystko i wszystkich. Lubi opanowane sytuacje, wszelkie odstępstwa od nich, są już problemem. Nie ma co go za to winić. Tak został wyszkolony Był agentem, szkolono go zgoła inaczej. W terenie musiał pozostać zawsze czujny i ostrożny, nie mógł sobie pozwolić nawet na odrobinę swobody, bo wtedy na tym mogła ucierpieć cała misja. Rozumiała go, ale jednocześnie wiedziała, że ona agentem tarczy nie była i nigdy nie będzie. Nie umiała działać tak samo jak on i nawet nie chciała, bo gdyby miała być przez cały czas taka spięta, to najpewniej wcześniej czy później oszalałaby już całkowicie. Ruda spojrzała na krasnoluda, które przedstawił jej Ull i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie po czym podała mu swoją dłoń, która w jego ręce wydawała się być wybitnie duża
-Robin- Przedstawiła się. Nigdy nie podawała swojego nazwiska, tak naprawdę to nawet się go wyrzekła, bo nadal nosiła to samo nazwisko, które miała jej rzekoma matka, która wpakowała ją prosto w łapska Hydry, nie chciała się do niego przyznawać, więc uznała, że najlepszym sposobem będzie udanie, że go nie posiada.
-No wybacz, ale nie miałam wielu okazji, aby tego wina skosztować, w zasadzie to pomijając ostatni raz w gospodzie, tylko raz się upiłam- Ten moment kładł się cieniem na jej życiu, ale teraz przecież wszystko było inaczej. Panowała lepiej nad swoją mocą, dlaczego więc nie miałaby nadgonić tych brakujących w jej doświadczeniu momentów. Odebrała od krasnoluda kufel, który napełnił winem, po czym upiła kilka łyków. To wino było inne niż te, które kosztowała do tej pory. Wyraźny smak winogron przebijał się gdzieś pomiędzy mocą procentów, ale jednocześnie wybitnie gładko wchodziło.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
— Jestem do twojej dyspozycji, szefowo - uśmiechnął się szelmowsko po czym znów napił się wina. Szum w głowie stawał się coraz głośniejszy, a on wydawała się być w doskonałym humorze.
- Przede wszystkim nasz łucznik powinien wyciągnąć kij z pewnego miejsca. Życie to nie tylko zasady. Trzeba się umieć ponieść chwili.. przyznasz mi racje prawda Hargi? - kopnął krasnoluda w nogę. Hargi jednak zamiast odpowiedzieć zachwiał się i runął do tyłu. Ull zaczął rechotać, a kiedy z ust krasnoluda uciekło pierwsze chrapnięcie
Wybuchnął kolejna salwą śmiechu.
- Na dziś koniec -powiedział odstawiając kubek na pakę wozu. Wziął głęboki oddech i wskoczył na pakę. Zamknął beczkę z winem. Wciągnął krasnoluda dalej na pakę. Nie miał pojęcia czy przyjechał sam. Rozejrzał się dookoła. Siedzący niedaleko krasnolud uniósł rękę na znak że zajmie się pijanym kolegą.
- Idziemy. Znajdziemy się z nim jak wstanie - powiedział zeskakując z wozu. Wylądował na lekko ugiętych nogach. Lekko go zachwiało. Miał cichą nadzieje, że Robin zapomni o sprawdzanie z równowagi bo na bank by poległ.
- Nie zapomnij zabaweczki - rzucił.
Złapanie pionu okazało się być trudniejsze niż mu się wydawało. Dwa kroki w przód, jeden w bok. Zawroty głowy zaczęły być dokuczliwe. Z pomocą przyszła rudowłosa dziewczyna, która dogoniła go z jeszcze lepszym nastrojem. Był pewny, że śmieje się z jego obecnego stanu.
Offline
-Owszem, ale tak samo jak Valkirie tak samo agenci są szkoleni do walki, do tego, aby wykonać swoją misję, bez względu na cenę- Wiedziała, że Clint bez względu na wszystko skoczy za nią w ogień. Z resztą przecież tutaj był. Kiedy tylko odkrył, że wróciła, pognał bez chwili zastanowienia jej na pomoc, a teraz zaangażował się w to osobiście. Dlatego chciała odesłać go w jednym kawałku do domu, do żony oraz do dzieci. Tak samo jak musiała odesłać Addie. Teraz właśnie na tym jej zależało. Własne pragnienia odsunęła gdzieś na bok, tak samo jak robiła to za każdym razem, kiedy dochodziło do krytycznych sytuacji. Bohaterstwo było błędnym kołem, i jeżeli ktoś raz się do niego dostał to już cholernie ciężko było się od tego uwolnić. Chciałaby być egoistyczna, ale już nie umiała. Ostatecznie zawsze znajdował się ten moment, w którym stawiała innych ponad siebie.
Zaśmiała się cicho, kiedy krasnolud otumaniony winem legł na wozie. Widocznie Ull miał dużo mocniejszą głowę niż jej się wydawało, ale kiedy ten postanowił zeskoczyć z wozu jasnym się stało, że i z nim nie było najlepiej. Dziewczyna podążyła z nim, chwytając w dłoń topór, po czym zrównała z nim krok, i objęła lekko w pasie, dając jednocześnie tym samym podporę w postaci swojej osoby
-Czyżby teraz moja kolej- Powiedziała i zaśmiała się wesoło. Te właśnie drobne chwile radości sprawiały, że nabierała na nowo sił. Przy Ullu przestawała grzebać się w przeszłości, w której nie odnajdywała niczego oprócz wstydu, oraz porażek. Przy nim była w stanie spojrzeć przed siebie, cieszyć się prostą chwilą, nawet jeżeli miała trwać tylko krótką chwilę.
-O, górskie szczyty wciąż patrzą, spowite mgłą
Strzeżcie mych braci, gdziekolwiek są
A kiedy niebo zasłoni, ogień i dym Patrzcie, powrócił Durina syn
A jeśli dziś spłonie wszystko Chciałbym spłonąć z Tobą
Ogień wspina się na nieba szczyt
Ojcze wezwij ich, stań przy mnie i patrz
Jak na zboczu góry wstaje ognisty świt
A jeśli śmierć przyjdzie nocą
Chciałbym zginąć z Tobą
Kielich wina wznieść ostatni raz
Ojcze wezwij ich, stań przy mnie i patrz
Jak na zboczu góry wstaje ognisty świt
A śmierć spadnie z nieba i nie zostawi nic
Widzę płomień, drążący skały
Widzę płomień, trawiący las
Widzę płomień, co pożera duszę
Podmuch ognia, który zgasić życie w nas chce
Ale proszę nie zapomnij mnie- Zanuciła jedną z nielicznych pieśni jaką nauczył ją Thor, kiedy uznał, że należy poprawić jej nastrój. Tęskniła za nim, za tym bogiem piorunów, który chociaż niezdarny w wyrażaniu swoich emocji, to zawsze umiał ją pocieszyć. Niestety to się zmieniło od czasu, kiedy stracił brata. Cała wina spadła na nią, ale czy to było uczciwe. Co mogła zrobić. Zachowała się tak jak podpowiadało jej sumienie i gdyby mogła zrobić to jeszcze raz, nie zmieniłaby absolutnie niczego.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull objął dziewczynę opierając rękę na jej ramieniu mocno przyciskając do siebie. Uśmiechnął się lekko kiedy zaczęła śpiewać asgardzka pieśń. Musiał przyznać, że tęsknił za Asgardem choć wiedział, że nikt tam na niego nie czeka. Spędził tam większa cześć swojego długiego życia. Przez myśl przeszło mu, że chciałby jeszcze raz zobaczyć miejsca, w których był szczęśliwy. Z pomocą Robin dotarł do gospody. Dziewczyna była dla niego tajemnicą. Nie była w jego typie, ale dziwnym trafem właśnie ta jej niewinność, szczerość podobała mu się najbardziej.
Weszli na korytarz na piętrze. Ull powoli wypuścił dziewczynę z objęć. Oparł się o ścianę przy drzwiach jej pokoju.
- Chwila.. miałem sprawdzić, czy niczego nie kombinujesz - uśmiechnął się półgębkiem po czy otworzył drzwi. Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu wisząc na klamce, przytrzymał się framugi drugą ręką.
- Stwierdzam, że nie widzę żadnego zagrożenia zdrowia lub życia. Robin zachowuje się odpowiedzialnie i grzecznie.. aż do bólu - zażartował prostując sylwetkę.
Offline
Odprowadzenie Ulla do gospody było sporym wyzwaniem, bo ten zdawał się ciążyć jej na ramieniu coraz bardziej z każdym kolejnym krokiem. Mimo wszystko jej to nie przeszkadzało. Tak samo jak on tak i ona objęła go mocniej dając mu oparcie. Każdy potrzebował nieco wyluzowania, Stark zdecydowanie by to pochwalił. Był inny niż reszta Avengersów. Lubił ryzykować, i chociaż często ganił ją za głupie decyzje, to nigdy nie mówił jej, że zrobiła coś nie tak. Wtedy trafił swój na swego, i dzięki temu pojawiła się między nią a nim nić przyjaźni, dość dziwnej i niezrozumiałej dla innych.
Dziewczyna pomogła Ullowie wejść na schody, co u elfki, która stała na straży baru wywołało wyraźny uśmiech. Widocznie również ona zauważyła podobieństwo sytuacji. Mężczyzna, jednak przed drzwiami pokoju nie miał zamiaru w taki prosty sposób pójść spać
-Mówiłam, że jestem grzeczną dziewczynką, o ile nie spalam wszystkiego dookoła- Zażartowała i zaśmiała się cicho. Czy ona kiedykolwiek zaakceptuje tę swoją ognistą naturę, tak bardzo nieprzewidywalną nawet dla niej samej. Ogień był żywiołem, który trudno było powstrzymać. Musiał być wolny i ona sama do tego dążyła, chociaż inni próbowali podcinać jej skrzydła
-Hej, hej...a co z tym twoim stawaniem na ręku?- Zapytała się z cwaniackim uśmiechem
-A może po prostu się przechwalałeś?- Mruknęła opierając się o ścianę ramieniem i krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull starał się trzymać ten sam wyraz twarzy, ale było to bardzo trudne. Obliczał dolna wargę zastanawiając się co teraz zrobić. Mężczyzna zamknął drzwi od pokoju Robin. Zrobił dwa kroki w głąb korytarza. Nadal kręciło mu się w głowie, ale przecież nie mógł się wycofać. Wziął głęboki wdech. Wyciągnął ręce przed siebie i płynnym ruchem przeniósł ciężar ciała na wyciągnięte ramiona. Kiedy stanął na rękach musiał chwile odczekać przed następnym ruchem. Jego koszula opadła na szyje odsłaniając brzuch. Poczuł pierwsza fake mdłości. Zamroczyło go przez chwile, sienie zamierzał odpuścić. Ramiona zaczęły boleć wiec postanowi podjąć próbę. Przeniósł ciężar ciała na prawą rękę. W chwili gdy oderwał dłoń od podłogi runął na ziemi ładując na plecach.
- Chyba trochę przesadziłem -zaśmiał się rozmasowywujać obolałą głowę. Jęknął przeciągłe próbując się podnieść.
- Będziesz tak stała?- zapytał próbując ponownie swoich sił.
Kiedy stanął na nogach oparł się o ścianę.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale udało mi się. Na chwile, ale udało. Co wygrałem?
Offline
[ Wygenerowano w 0.069 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 1.44 MB (Maksimum: 1.86 MB) ]