Nie jesteś zalogowany na forum.
Addie omal nie zakrztusiła się sokiem gdy Robin wyznała w końcu co ją gryzło.
- Wy co? - zapytała próbując opanować napad kaszlu. Na początku myślała, że się przesłyszała, ale zaróżowione policzki Robin utwierdziły ją, że nie żartowała.
- Ooo..- westchnęła próbując znaleźć odpowiednie słowa, by nie przestraszyć dziewczyny. - To… jak do tego doszło? Z tego co widziałam, nie pałałaś do niego zbyt dużą sympatią. Co się zmieniło?
Chciała zacząć delikatnie. Wiedziała, że Robin nie mówi jej tego żeby się pochwalić. Biła się z myślami, może chciała zapytać o radę, ale blondynka nie mogła powiedzieć nic bez dowiedzenia się większej ilości faktów. Odłożyła jedzenie, jakoś straciła apetyt. Nie spodziewała się tak poważnej sprawy.
Offline
Dziewczyna czuła się jak na istnym rollercosterze emocji. Raz nie mogła wręcz powstrzymać ekscytacji jak się z niej wylewała, z drugiej strony bała się tego co dalej może z tego wyniknąć. Z kolei czuła, że właśnie tego chciała, ale czy mogła sobie na to pozwolić. Przecież była tutaj w zupełnie innym celu, a zamiast skupić się na nim to rzuciła się w wir jakiegoś dziwnego romansu
-Nie wiem nie czułam nigdy czegoś takiego, a on był tak blisko. Ta jego beztroska, spokój. Stracił tak dużo a nadal żyje. Przez cały ten czas, po stracie Lokiego sama czułam się jakbym to ja umarła. Mam wrażenie, że wczoraj jakbym spłonęła, ale odrodziłam się na nowo- Nie chciała dopuszczać do siebie tych myśli, ale teraz kiedy wypowiedziała je na głos zdała sobie sprawę z tego, że są prawdzie. Nie były tylko jej wymysłem
-Dlaczego akurat on, skoro nikt się do mnie wcześniej tak nie zbliżył. Chciałam tego, to ja to zainicjowałam, ale on nie protestował. Myślałam, że obudzę się rano i go już nie będzie, że ucieknie może przez okno, albo wyjdzie po cichu. Ale on był- Powiedziała i przymknęła na chwilę oczy po czym bezwiednie przeciągnęła dłonią po swoich rudych włosach, do których wcześniej Ull wtulał swoją twarz. Przeszył ją przyjemny elektryzujący dreszcz.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie słuchała z uwagą wypowiedzi Robin. Teraz wszystko było jasne. Robin zaczęła tę podróż by odnaleźć Lokiego. Kochała go, ale nie miała okazji by nacieszyć się szczęściem. Być może po drodze znajdzie inną wersję szczęścia, ale żeby mogła wybrać, którą drogą chce podjąć szereg trudnych decyzji.
- Rozumiem - pokiwała głową. Dokładnie pamiętała czas kiedy myślała, że Loki umarł. Kiedy żal zaczynał odpuszczać zaczęła wracać do normalności. Trenowała, zajmowała się nowymi obowiązkami, ale nadal czuła się pusta. Chociaż znalazł się młody szlachcic, który okazał jej zainteresowanie, ona kategorycznie odmawiała jakich kolwiek kontaktów, choć on bardzo starał się jej zaimponować.
- Kiedy stracisz ukochana osobę wydaje ci się, że nie możesz już oddychać. Kiedy… myślałam, że Loki umarł, w mrocznym świecie. Był na tyle dokładny, że rzucił zaklęcie na zwłoki by przypominały jego. Jeśli ja bym uwierzyła, że on nie żyje to inni tym bardziej. Nie przewidział jednego.. Chciałam się wtedy zabić. Poszłam do komnaty, wyciągnęłam fiolkę z trucizną i prawie mi się udało. Przyjaciele uratowali mi życie. Jak się później okazało, słusznie - opowiedziała z smutnym uśmiechem. Położyła dłoń na brzuchu i delikatnie zaczęła powoli go głaskać.
- Skoro tego chciałaś, to widocznie tego potrzebowałaś. - wzruszyła lekko ramionami. - Czułaś się samotna, zagubiona, a on… widoczne dostrzegłaś w nim coś co dało ci spokój. Jaka była twoja relacja z Lokim? Jeśli nie chcesz nie mów, to twoja prywatna sprawa.- zapytała nieśmiało kończąc wypowiedź zapewnieniem, ze nie chce naciskać i wymuszać na rudej odpowiedzi, których nie chciała wypowiadać na głos.
Miała już pewną teorie, ale chciała mieć pewność, zanim powie coś więcej.
Offline
Dziewczynie nieco ulżyło, kiedy podzieliła się tymi rewelacjami z Addie. Kiedyś to Natasha była powierniczką jej wszelkich rozterek. Może i nie zawsze potrafiła pocieszyć, ale była dobrym słuchaczem, teraz poza Addie Robin nie miała nikogo z kim mogła być szczera. W końcu padło pytanie o jej relacje z Lokim. To sprawiło, że przez chwilę zastanowiła się. Była dziwna, niejednoznaczna. Coś się działo między nimi i tego była pewna, ale zabrakło im czasu na to, aby potwierdzić swoją teorię. Więc chciała zrobić to teraz, o ile było to w ogóle możliwe
-Na początku?- Mruknęła po chwili milczenia -Wręcz wybuchowa. Skakaliśmy sobie do oczu kiedy tylko natrafiała się na to okazja. Tak mnie wkurzała ta jego pewność siebie, wszystko musiał wiedzieć najlepiej i to jego musiało być na wierzchu. Nie zliczę ile razy miałam ochotę zrobić z niego skwarkę, kiedy z tym uśmieszkiem mówił "a nie mówiłem"- Powiedziała i zaśmiała się cicho na wspomnienie tych dość intensywnych dni
-To był wtedy dziwny czas, traktowałam go jak kolejną osobę, która próbuje robić coś dla mojego dobra, ale on działał inaczej. Kiedy Stark i reszta Avengersów obchodziła się ze mną jak z bombom, która może eksplodować w każdej chwili, on się tego nie bał, po prostu zaufał temu, że wiem co robię, nawet jeżeli było to na pierwszy rzut oka szalone, nawet jeżeli podjęte decyzje były złe. Nie wściekał się, nie próbował przypominać mi tego jak bardzo jestem nieodpowiedzialna. Umiał nawet w krytycznej sytuacji zdobyć się na zobaczenie pozytywów, i pomagał mi naprawić to co zepsułam- Robin była osobą, która potrzebowała wolności. Nie można było winić Avengersów za to, że uznali z najlepszą metodą trzymanie jej na oku i najlepiej w odizolowaniu, póki nie zapanuje nad sobą
-Z resztą nie uważał, że ta moja wybuchowa natura to jakiś problem, wręcz przeciwnie. Kiedyś mi powiedział, że on nie zmieniłby we mnie niczego, i abym ja nie dała się zmienić- Dziewczyna żyła z dnia na dzień, ognista natura pchała ją do głupich decyzji, ale dzięki temu zdobywała doświadczenia o których inni mogliby tylko marzyć. Tak naprawdę cały czas uczyła się życia i chciała poznać go jak najwięcej. Chociaż Clint nadal starał się ją trzymać w bezpiecznej strefie, która nie będzie wymagać od niej stresu, lęku czy innych negatywnych emocji, ale one też były jej potrzebne. Wszystko to co działo się w jej głowie, cały ten bałagan napędzał ją do działania. Strach pomyśleć co by było gdyby ktoś spróbował to opanować. Zdecydowanie dziewczyna straciła by wiele na swojej specyficznej naturze.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
To co mówiła Robin, nieco zmieniło tor myślenia blondynki. Z lekkim uśmiechem doszukiwała się podobieństw w relacji miedzy nią, a Lokim. Na początku, strasznie męczyli się swoim towarzystwem. Musieli udawać zakochanych, choć praktycznie wcale się nie znali.
Kiedy Robin wspomniała, że Loki nie chciał jej zmieniać, oczy zaszczycały od napływających do nich łez. Tez jej to kiedyś powiedział, że nie ma zamiaru jej zmieniać, bo według niego nie było czego zmieniać. Sama to zrobiła. To co przeżyła zahartowała ją i wprowadziło do jej umysłu nieodwracalne zmiany.
Zrozumiała z wypowiedzi Robin, że to był jej pierwszy raz kiedy tak się do kogoś zbliżyła.
- Seks jest ważnym etapem w związku. Obdarzasz drugą osobę tak dużym zaufaniem, że decydujesz się pokazać jej bez żadnych ról, masek, czy przebrań. To bardzo ważny etap w życiu każdej kobiety. Niektórzy uważają, że to tak jakby inicjacja kończąca etap dziewczynki. Nigdy tak na to nie patrzyłam. Mój pierwszy raz był z chłopakiem na którym mi zależało, oboje podjęliśmy tą decyzję, że jesteśmy gotowi na kolejny krok. To sprawiło, że jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Wtedy miałam wrażenie, że poznałam go na wylot - uśmiechnęła się zakłopotana. Nigdy nie prowadziła z nikim takiej rozmowy. Jej dzieci były jeszcze za małe na takie rzeczy, więc nie planowała śpieszyć się z wymyślaniem mowy.
- Ull poznał cię bez twojego bagażu. Avengersi znali twoje możliwości jak zwykle podjęli decyzję najlepszą dla ogółu. Zaakceptował cię jaka jesteś i w żaden sposób cię nie ogranicza. Może tak zdecydowałaś przez podobieństwo do tego jak traktował cię Loki? - zastanawiała się na głos. - Jeśli czułaś się, jakbyś się odrodziła... to może jednak znak, że zaakceptowałaś to, że Lokiego nie ma. Tęsknisz za nim, to normalne. Tak jak ja tęsknie za dziećmi, których nigdy nie przytuliłam. Najpierw Ubbe, teraz to maleństwo. Są w moim sercu i zawsze będę o nich pamiętać, ale to nie znaczy, że nie poszłam dalej i że teraz nie pójdę. Do tego bólu da się przyzwyczaić. Czasem o sobie przypomni, ale wiesz jak sobie nim radzić. Przed tobą naprawdę ciężkie zagadki. Serca, a ono jest chyba najmniej zrozumiałą częścią człowieka - uśmiechnęła się bardziej pewnie. Nie chciała oceniać Robin. Nie uważała, że Ull jest stabilny w swoich uczuciach, w sumie nie znała go zbyt długo i nie umiała tego stwierdzić, ale jesli Robin uznała, że można mu zaufać postanowił ją wesprzeć.
- To nie będzie łatwe, ale lepiej odkryć co tobą kieruje. Zanim zrobi się poważnie. Nie narób mu nadziei, sobie też. On jest bystry, pewnie sam zaraz dojdzie do tego, że narodził się pewien... konflikt interesów. Daj sobie czas. Jeśli dojdziesz do wniosku, że chcesz odnaleźć Lokiego, to go znajdziemy, ale jeśli uznasz, że chcesz zmienić ścieżkę, nikt nie będzie miał ci tego za złe - powiedziała pochylając się w stronę dziewczyny. Złapała ją za rękę i lekko ścisnęła. Spojrzała łagodnie w jej oczy, Cieszyła się, że Robin przyszła z nią porozmawiac. Ich relacja, różnież ewoluowała i Addie zaczynało się to podobac.
Offline
Dziewczyna wysłuchała tego co ma Addie jej do powiedzenia, jednak tor w który zmierzała ta rozmowa sprawiała, że otworzyła szerzej oczy.
-Jakiego związku, jaką drogę...- Czy Addie próbowała jej coś w dość podprogowym przekazie coś wytłumaczyć. Robin wstała z jej łóżka i zaczęła nerwowo kręcić się po pokoju. Serce łomotało jej za każdym razem, kiedy tylko pomyślała o tym co zadziało się zeszłej nocy. Wzbudzało w niej to również bardzo miłe i ciepłe emocje, ale usilnie starała się tę myśl, że Ull w jakiś dziwny sposób się jej spodobał odepchnąć od siebie jak tylko mogła. Usilnie starała zwalczyć w swojej głowię tę myśl, szczególnie, że dla Addie odkrycie jej emocji nie było pewnie wcale wielkim wyzwaniem, a może nawet tej chwili było przydatne, bo nie musiała mówić wszystkiego na głos
-Nie, nie, nie...- Mruczała do siebie i wyginała nerwowo swoje palce tak, że strzeliło jej kilka razy w kościach -Tu nie ma i nie będzie konfliktu interesów, to była tylko jednarozowa wpadka, chwila słabości nic więcej- Więc dlaczego tak bardzo się tym przejmowała i jednocześnie stresowała. Nie była już pewna niczego. Może powinna dać sobie szansę na coś nowego i przestać żyć przeszłością. Robin potrząsnęła gwałtownie głową odganiając się od natarczywych myśli. Co by Clint powiedział gdyby nagle z uśmiechem na ustach oznajmiła mu, że sobie przemyślała...teraz było już trochę za późno, aby się z wszystkiego wycofać, nie w momencie w którym łucznik zostawił swoją rodzinę, aby rzucić się jej na pomoc
-Z resztą to i tak nie ma sensu. Na koniec wszyscy się rozejdziemy, każdy w swoją stronę...nie to nie jest dobry pomysł- Co miałaby Ulla nagle ściągać do swojego świata, czy włóczyć się po innych wymiarach razem z nim.
-Nie dobra, co ja gadam...najważniejsze, aby Clint się o tym nie dowiedział. Bawi się w ojca i albo zabije mnie, albo Ulla, albo najpierw Ulla potem mnie, wole tego uniknąć
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Reakcja Robin była dość nerwowa. Addie wyczuła, że dziewczyna po prostu się przestraszyła. Może trochę za szybko przedstawiła jej kilka wariantów jej kolejnych kroków.
- Spokojnie. Ode mnie się nie dowie - powiedziała również wstając z łózka. Kiedy postawiła stopy na podłodze skrzywiła się czując kolejną falę bólu. Podeszła do dziewczyny i złapała ją za ręce.
- Skoro jesteś pewna swoich uczuć, dobrze. Chciałam po prostu... żebyś wiedziała, że nie musisz robić niczego bo czujesz, ze powinnaś. To nie tak działa, a raczej nie powinno tak działać. Ludzie robią różne rzecz, gdy są zakochani. Podjęłaś taką decyzję, a nie inną. Doprowadzimy sprawę do końca. Będę cię wspierać - powiedziała łagodnie. Zostawiła już dla siebie, ze drogi mogą się krzyżować i łączyć. Nie chciała jej jeszcze bardziej mieszać w głowie. Clint był bardzo opiekuńczy w stosunku do Robin. Addie czasami łapała się na tym, że zazdrościła jej tego. Nigdy nie zaznała ojcowskiej miłości. Frigga była dla niej jak matka, poświeciła swoje życie by ratować ją przed niebezpieczeństwem. Nawet Loki na swój surowy, wymagający sposób kochał swoje dzieci i chciał dla nich jak najlepiej.
- Wybacz, nie chciałam narobić ci mętliku w głowie - powiedziała przejęta.
Offline
Wiedziała, że Addie nie chciała dla niej źle, więc uspokoiła się nieco kiedy ta chwyciła ją za dłonie. Wzięła głęboki wdech po czym z cichym świstem wypuściła powietrze z płuc. Może powinna zrobić to co umiała najlepiej, rzucić się w wir tego wszystkiego i zobaczyć dokąd ją to zaprowadzi. Przecież seks wcale nie oznaczał tego, że mieli rzucić wszystko i wziąć ze sobą ślub. Może po prostu byli oboje bardzo spięci i w taki sposób postanowili się nieco zrelaksować. Czasami po prostu robiło się głupie rzeczy
-Nie, to nie twoja wina może po prostu trochę spanikowałam- Powiedziała i uśmiechnęła się lekko -Wiesz, to był pierwszy raz i...- Urwała bo musiała się przyznać sama przed sobą, że faktycznie zachowywała się trochę jak wystraszone dziecko, które odkryło na swojej drodze coś zupełnie nowego.
-Musisz szybko wracać, bo mam wrażenie, że przejmuje twoją rolę martwienia się o wszystko, a Ull dwóch takich chyba nie zniesie- Musiała sobie to jakoś ułożyć w głowie oswoić się z myślą, że życie nie było łatwe, chociaż miała nadzieję, że ten jeden raz uda się jej przejść przez wszystko w miarę bezboleśnie.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Mam nadzieje, ze do wieczora mnie wypuści - powiedziała Addie wypuszczając powietrze z pluć cichym westchnięciem. Tez miała dość tych czterech ścian. Cisza panująca dookoła była pomocna w dochodzeniu do siebie, ale też okropnie ją wynudziła.
- Może mam trochę staroświeckie podejście, ale mój pierwszy chłopak, z którym byłam jest synem prawnika. A to dość sztywne towarzystwo i nastoletnia ciąża nie wchodziła w grę, zwłaszcza z dziewczyną z bidula. - zaśmiała się. Kiedyś była o to zła, że rodzice Ben nie traktowali jej poważnie, jako partnerkę ich syna. - Potem wyszłam za księcia magicznego królestwa. Tam to w ogóle nie można było wielu rzeczy - dodała. Dla niej seks był bardzo ważnym wyznaniem uczuć, nie tylko świetną zabawą. Kiedy myślała, że Loki nie żyje nawet nie pomyślała, żeby spróbować z kimś innym. Nie umiała znieść myśli, ze ktoś inny mógłby ją dotykać, a ona nie poczułaby tego dreszczu, który wywoływał u niej dotyk Lokiego.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - powiedziała przytulając ją krótko. - Chodź, dojedzmy to co przyniosłaś i pogadajmy o... czymkolwiek chcesz - powiedziała wypuszczając ją z objęć.
...
Ull siedział w ciszy powoli przeżuwając kolejne porcje kurczaka. Bolała go głowa. Nie miał ochoty na żadne przygody chciał wrócić do łózka i przespać kaca. Jednak nie było mu to dane. Drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Szatyn skrzywił się reagując na drażniący dźwięk. Przybysz szybkim krokiem przemierzył sale i zatrzymał się przed stołem, przy którym siedzieli Ull i Clint. Hargi uderzył pięścią w stół zwracając na siebie uwagę mężczyzny.
- Hargi, przyjacielu - lekko uśmiechnął się do przybysza.
- JA CI DAM PRZYJACIELU - krzyknął krasnolud. - Worku łajna - syknął wzburzony.
Ull zatrzymał dłonie z kurczakiem tuz przy twarzy.
- Właśnie straciłem przez ciebie apetyt - mruknął odkładając mięso na talerz.
- O jakże mi przykro- warknął niskorosły blondyn.
- Dobra... bo widocznie cos cię gryzie - skomentował Ull wycierając tłuste palce w spodnie. - Siadaj - polecił przesuwając się dalej po ławie.
Krasnolud usiadł mamrocząc pod nosem wiązankę przekleństw.
- Słucham - ponaglił go Ull.
- Zostawiłeś mnie wczoraj. Obudziłem się na ziemi a wozu nie było. Okradli mnie - znów walnął pięścią w stół. Ull skrzywił się gdy sztućce na stole zabrzęczały.
- To twoja wina - warknął. - I ty to odkręcisz. Mój cały dobytek przepadł.
- A tam dobytek - prychnął Ull biorąc łyk wody z kufla. - Jak to był twój cały dobytek to puścili cię w skarpetkach ze stolicy -skomentował.
Hargi poczerwieniał na twarzy jak burak. Poczekał aż Ull uniesie kufel do ust i wtedy uderzył a jego dno. Woda w kuflu podskoczyła oblewając koszule szatyna.
- ZWARIOWAŁEŚ? - krzyknął.
- Nie. Pomożesz mi wszystko odzyskać- powiedział z przekonaniem.
- Nie ja wlewałem w ciebie wino - zanegował Ull.
- Ale piłeś razem ze mną. Zostawiłeś mnie na wozie samego.
- A skąd miałem wiedzieć, że jesteś sam? - kłócił się przewodnik. Nie chciał nigdzie iść, ale wiedział, że krasnolud nie odpuści.
- Dobra - jęknął przeciągle, po czym zaczął podnosić się z ławy.
- Idziesz z nami Clint? - rzucił w stronę łucznika. Czekając na odpowiedź zatrzymał kelnerkę, która niosła kufle z piwem. Ull złapał jeden z nich i duszkiem wypił jego zawartość. Poczuł się o wiele lepiej. Mógł od razu wyleczyć się tym co go ostatniego wieczoru pokiereszowało.
Offline
Clint widząc stan Ulla miał przedziwne wrażenie, że kiedyś już to widział. Widocznie on i Robin mieli obydwoje tendencje do przekraczania pewnych granic. Mimo to nie miał zamiaru prawić mu morałów. Tak szczerze to był mu dość obojętny jego los i mógł robić co chciał, pod warunkiem, że swoimi działaniami nie będzie narażać drużyny na zagrożenie. Siedzieli raczej w dość dużym milczeniu, bo Clint nawet nie wiedział o czym mógłby z nim pogadać. Czekał bardziej za Robin, aż ta wróci od Addie i zdradzi im w jakim stanie była dziewczyna. Kierował wzrok raz po raz w stronę drzwi kiedy te się uchylały w nadziei, że dojrzy rudą czuprynę. Wzdychał ciężko, kiedy okazywało się, że to jednak nie Robin. W pewnym, jednak momencie drzwi uchyliły się z taką siłą, że ludzie zebrani w gospodzie podskoczyli w miejscu i spojrzeli w stronę tego, który był prowodyrem tego zamieszania. Clint nie zdążył nawet mrugnąć, bo wściekły krasnolud wyraźnie zmierzał w ich stronę, a konkretnie w stronę jednej osoby. Mógł się domyślić, że kiepski stan Ulla będzie niósł ze sobą jakieś konsekwencje, a teraz i on został w to wmieszany. Westchnął ciężko po czym wstał od stołu i machnął lekko dłonią w której trzymał swój łuk, a ten od razu rozłożył się
-I tak nie mam nic do roboty, i rozruszam nieco zastane kości- Od jakiegoś czasu nie ruszał się z tej gospody pilnując Robin, aby ta nie zrobiła czegoś głupiego. Skoro była w bezpiecznych rękach, bo chciał wierzyć, że Addie w razie czego odciągnie ją od wszelkich głupot, mógł się nieco rozerwać.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Mężczyźni wyszli w gospody. Prowadzenie przejął nadal wzburzony Hargi. Ull ciągnął się nieco z tyłu włuczac nogami.
- A nie wpadłeś na to by poczekać do sądu. Złóż skargę i wszystko ci zwrócą - powiedział dostając olśnienia, w jaki sposób wrócić do gospody.
- Gdybym jeszcze wiedział kto to zrobił, pewnie bym tak zrobił. Albo i nie... - odpowiedział krasnolud.
- Krasnoludzka duma - prychnął przewodnik wkasując koszule w spodnie.
- Nie odzywaj się - krasnolud obrócił się w jego stronę i grożąc palcem.
Ull uniósł dłonie w geście poddania i nie odzywał się przez resztę drogi do obranego celu. Każda kraina, czy miasto posiada cześć, w którą porządni, uczciwie pracujący ludzie nie zapuszczają się. Najczęściej to biedniejsze dzielnice, w których trzeba uważać na każdy krok. Gangi same załatwiały swoje sprawy nie zwracając uwagi na prawo. Mężczyźni weszli do jednego z lokali schowanych miedzy innymi budynkami. Tam zwykle zbierali się drobni złodzieje i inne szumowiny by spokojnie się skryć, odpocząć lub wymyślić plan na kolejny skok. Każdy zwrócił uwagę na wchodzącą trójkę przybyszów. Ich miny mówiły, ze nie są tu mile widziani. Hargi wymienił z Ullem porozumiewawcze spojrzenia po czym krasnolud odszedł w drugą stronę rozpadającej się speluny. Podłoga trzeszczała pod ich ciężarem.
- Szukamy świadków - wyjaśnił szeptem Clintowi, powód rozdzielenia. To był stary trik, ale zawsze skuteczny, jeśli w pobliżu znajdował się winowajca, lub świadek zdarzenia starał si obserwować obu poszukiwaczy, co szybko zdradzało jego pozycje. Ull dostrzegł krasnoluda, który wnikliwie patrzył się w stół, był bardzo spięty. Mocno zacisnął palce na kufli. Hargi doszedł już do baru, czekał na towarzyszy. Ull stanął nad nieznajomy krasnoludem. Ten spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Przewodnik nic sobie z tego nie zrobił i jak gdyby nigdy nic dosiadł się do stolika.
- Pogadamy - zaczął z grubej rury splatając dłonie na blacie przed sobą.
- Nie wydaje mi się - odburknął z pogardliwym uśmiechem.
Ull prychnął wesoło.
- Ale to nie było pytanie - odpowiedział, po czym złapał za czarne włosy krasnoluda i rąbnął jego twarzą w blat stołu. Zaskoczony krasnolud jęknął zaskoczony. Nikt z gości nawet nie drgnął. Takie sytuacje były tu codziennością.
Hargi przybiegł z pomocą. Ull powoli wstał z krzesła i nawet podsunął je z powrotem dociskając do blatu. Hargi złapał drugiego krasnoluda za koszule i szarpnął podnosząc go z krzesła. Zaczął go prowadzić w stronę zaplecza. Ull ruszył za nimi zgarniając z baru wykałaczkę, którą włożył miedzy wargi i zaczął mielić językiem ostry koniec. Wyszli tylnym wyjściem. Hargi przysnął krasnoluda do murowanej ściany i uderzył w brzuch.
Offline
-Dobry z ciebie przyjaciel skoro go zostawiłeś. Prawdziwy akt sympatii- Rzucił w stronę Ulla, który najwyraźniej znowu dał się ponieść zabawie i nie pomyślał o potencjalnych konsekwencjach swoich działań, a teraz włóczyli się po jakiś spelunach w poszukiwaniu tak naprawdę nie wiadomo kogo
- Aż od razu chce się mieć ciebie podczas jakiejś większej walki- Dodał nie hamując swojej złośliwości. Do Ulla podchodził z wyraźnym dystansem. Nie ufał mu, miał przedziwne wrażenie, że cos było z nim nie tak. Miał swoje cele i wyglądał mu na takiego, który byłby w stanie zostawić drużynę tylko w momencie, kiedy mógł zyskać to czego chciał. Czemu więc nadal tego nie zrobił, na to pytanie odpowiedzi nie znał, ale miał zamiar przyglądać mu się uważnie.
Doszli w końcu do jakiegoś lokalu, którego wystrój mocno odbiegał od miejsca w którym się zatrzymali, a ponure krasnoludy od razu skierowały w ich stronę głowy wzrokiem dając do zrozumienia, że lepiej będzie jak stąd wyjdą. Oni, jednak nie zwracali na to uwagi. Clint ruszył za pozostałą dwójką, która podeszła do jednego z krasnoludów i wtedy zaczęło się to co on tak dobrze znał. Na początku z pozoru grzeczny ton dający przesłuchiwanemu możliwość wyśpiewania od razu wszystkiego. Przeważnie tak to nie działało, i tak jak zrobił Ull należało delikwenta przycisnąć. W spelunie zawrzało. Clint drgnął niespokojnie kiedy usłyszał za swoimi plecami szmer. Chwycił szybko strzałę nakładając ją na łuk po czym odwrócił się napinając cięciwę. Zaostrzony grot strzały spotkał się z dużym czerwonym nosem krasnoluda, który z toporem w ręku zbliżał się do niego
-Nie radzę- Mruknął i rozglądając się po pozostałych ruszył za Ullem i krasnoludem, który ciągnął za sobą tego, kto może powiedzieć im nieco więcej na temat zaginionych rzeczy.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Hargi wymierzał kolejne ciosy krasnoludkowi, Ull w tym samym czasie znalazł skrzynkę na której postanowił usiąść. Bawił się wykałaczka mieląc ja między wargami.
-Hargi.. nieprzytomny nic nie powie - zwrócił na siebie uwaga krzyżując ręce na piersi. Hargi z niechęcią wypuści krasnoluda. Ull poniósł się z miejsca z cichym jęknięciem. Lekko zakręciło nu się w głowie, ale nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Kucnął nad pobitym krasnoludem.
-Pamietam cię, wiesz? Machnąłeś do mnie kiedy rozglądałem się za kompanami mojego druha. Powiedz co zrobiłeś z wozem? - zapytał obracając w dłoniach wykałaczkę. Przesłuchiwany milczał. Ull poklepał do po zakrwawionym policzku na co tamten cicho jęknął.
- To jak? Hmmm… - nie dawał za wygraną.
Po chwili jednak stracił cierpliwości i wbił wykałaczkę w policzek przesłuchiwanego. Tamten zawył z bólu i przekręcił się na bok, strzegąc od bólu.
-Topory go mają -wyjęczał drżąc na ziemi.
- Ooo nie było tak, źle prawda - uśmiechnął się łobuzersko. Ull stanął na równych nogach po czy rozejrzała ie po zaułku, w którym się znajdowali. Podszedł do niewielkiego drewnianego plotka i wyrwał z niego jedna ze sztalug, w której sterczały gwoździe. Rozstawił lekko nogi stając nad rannym. Wymierzył mu jeden mocny cios sztachetą.
- A to za to, że zmarnowaliśmy na ciebie tyle czasu -dodał sycząc jak wściekła kobra. Przerzucił sztachetę przez ramie i rzucił do kompanów.
-Idziemy do toporów - rzucił na odchodne, po czym obrzucił się na pięcie i ruszył w stronę ulicy pogwizdując.
Offline
Clinta uczono zgoła innego sposobu przesłuchania. Przeważnie polegało to na wyciągnięciu informacji w taki sposób, aby przesłuchiwany wygadał wszystko co wie, chociaż sam nie był tego świadom, że właśnie zdradza cały swój plan. Natasha była w tym mistrzynią. Nawet Lokiego nakłoniła do powiedzenia co planuje. Clint żałował, że nie widział wtedy jego miny, jak odkrył, że chyba za bardzo lubi gadać. Łucznik wyszedł razem z nimi do zaułku i w milczeniu obserwował jak krasnolud próbuje tego drugiego nieco może nawet za mocno przygotować do rozmowy. Gdyby Ull się nie wtrącił to prawdopodobnie za chwile nie mieli kogo się pytać o zagubiony towar. Oparł się ramieniem o kamienny budynek i w milczeniu przysłuchiwał się rozmową, jakie prowadził Ull i musiał przyznać, że bardzo odbiegały jego metody od tego co uważał za bardziej skuteczne. Odwrócił nieco głowę w bok, kiedy krasnolud zawył z bólu. Wcale nie musieli się nad nim aż tak znęcać.
-Zwariowałeś- Wybuchnął nagle, kiedy Ull w dość brutalny sposób postanowił zostawić po sobie ślad. Chwycił go za ramię i odciągnął nieco od nieszczęśnika
-Jeszcze tego nam brakuje, abyś kogoś wykończył- Nie byli na swojej ziemi, a przynajmniej reszta drużyny. Ull może czuł się jak u siebie w domu, ale musiał mieć na uwadze, że za wszystko co zrobi oni też będą odpowiadać. Pociągnie ich za sobą we wszystkie kłopoty w jakie wpadnie
-Kim są te topory?- Zapytał się po chwili milczenia idąc razem z nimi.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
-Z tego co wiem, topory to grupa krasnoludów i elfów. Uważają się za niewiadomo kogo bo nie grają czysto i są dość brutalni. Ich znakiem rozpoznawczym są topory. Zajmują się głównie kradzieżami i szmuglerstwem. Znają na wylot polowe korytarzy kopalni. Cwaniacy, podobno ich przywódca poszłam wszystkich członków grupy w tunele by szukali wyjść na inne poziomy. Sporo ich nie wróciło. Zaraz dowiemy się więcej - wyjaśnił Ull dostrzegając pod skalna ściana jakiegoś żebraka. Mężczyzna rzucił pod nogi włóczęgi złotą monetę.
-Gdzie znajdę przywódcę toporów? - zapytał stając nad bezdomnym. Ten uśmiechnął się ukazując trzy czarne zęby i odpowiedział na pytanie w języku asów.
- Zaszalej - szatyn mrugnął do mężczyzny i ruszył w kierunku, który wskazał mu bezdomny.
- Przywódca zasiedział się w swoim burdelu - wyjaśnił towarzyszom. - Złożymy mu wizytę. Będę grzeczny, a przynajmniej spróbuje - powiedział do Clinta trafnie interpretując jego niechęć do swoich metod. Budynku nie dało się pomyśleć z niczym innym. W każdym oknie paliło się światło. Już z daleka można było usłyszeć wesołe krzyki kobiet jak i mężczyzn, a muzyka wdzierała się do uszu podkręcając tempo zabawy. Przed drzwiami stał ochroniarz. Oczywiście z toporem w ręce. Ull zmierzał w stronę drzwi jak gdyby nigdy nic. Jednak zwrócił na siebie uwagę ochroniarza, który zatrzymał go wyciągała topór w jego stronę.
-Stać.. po co ci ta sztacheta? - zapytał dociekliwie.
-Będę naprawiał płot - westchnął zrezygnowany Ull.
Ochroniarz zamyślił się. Już wtedy Ull wiedział, że ma do czynienia z nienajbystrzejszym przedstawicielem swojego gatunku.
-Chwila, ale szef nic nie wspominał.. - skołował się.
-Brawo… zdałes test - ucieszył się Ull. Położył dłoń na ramieniu niskiego mężczyzny. - Gratulacje.
-Naprawdę? Zdałem? - nie dowierzał.
-Jasne… powiem szefowi, że wystawił właściwego faceta na właściwe stanowisko - nakręcał go.
- Nie
- No tak
-Serio? - ekscytował się ochroniarz.
- Pewnie, o a znad zatem żart o sztachecie?
- O sztachecie? Nie - uśmiechnął się podekscytowany.
- No to słuchaj.. ile chłopów potrzeba, żeby wbić sztachetę w płot? Hmm
Ochroniarz zaczął się zastanawiać. Spojrzał na mężczyzn i z niepewnością odpowiedział.
- Trzech?
- No nie jak on to zrobił? - zaśmiał się Ull z podziwem. - Dokładnie tylu - poklepał go po plecach i ruszył do środka korzystając z tego, że Ochroniarz zaczął się śmiać i opuścił broń. Drużyna mogła wejść do środka.
Offline
Clint trochę zaczął żałować tego, że dał się namówić na tę eskapadę. Mógł siedzieć w ciepłej gospodzie, a teraz nagle się okazało, że pewnie zajdą za skórę jednej z grupek, które trzęsły tym miastem.
-Zróbmy to szybko i bez zbędnych ofiar- Nie chciał potem w razie czego tłumaczyć się jakiejś krasnoludzkiej władzy, dlaczego nagle rozpętał wraz ze swoimi towarzyszami burdę. W dodatku z takimi typami spod ciemnej gwiazdy to nigdy nic nie wiadomo. Nawet jeżeli załatwią tych tutaj, to ich siatka mogła być dużo większa. Na ziemi wyglądało to dość podobnie. Zaszło się za skórę jednemu cwaniaczkowi, a ten za chwilę przyprowadzał ze sobą swoich kolegów i składał wizytę osobom postronnym, które nie były zaangażowane w konflikt.
Burdel rzucił się w oczy od razu i naprawdę nie potrzebował żadnej fikuśnej nazwy, aby móc zorientować się co to było za miejsce. Przejście przez ochroniarza wydawało się prostsze niż w rzeczywistości. Szef tych toporów najwyraźniej nie postawił najbardziej rozgarniętego członka swojej drużyny
-Od zawsze mnie to zastanawia. Rozumiem, że idioci po tym świecie chodzą i też do czegoś się nadają, ale stawianie ich na miejscu ochrony to przecież idiotyzm. A może szefowie pokładają w nich ostatnie skrawki wiary, że z tak prostym zadaniem powinni sobie poradzić- Powiedział i rozejrzał się po miejscu w jakim się znaleźli. Pełno było tutaj półnagich kobiet, które w objęciach mężczyzn szeptały im różne rzeczy. Niektórym z nich nawet udało się złapać klientów, bo Clint dostrzegł kilka par, które szły drewnianymi schodami na górę najpewniej do wydzielonego pokoju.
-Załatwmy to szybko- Powiedział zaciskając mocniej dłoń na swoim łuku.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Albo nie chciał patrzeć na jego tępą gębę - skomentował Ull. Rozglądając się po wnętrzu burdelu śmiało mógł stwierdzić, że to najbardziej obskurna rudera w jakiej kiedykolwiek był.
- Już koniec, po moich narzędziach, co ja zrobię bez narzędzi? - burknął Hargi.
- Przestań się mazać, bądź że krasnolud a nie baba. - odpowiedział Ull marszcząc brwi.
Obrał za cel bar. Pracownik będzie wiedział, gdzie szukać szefa. Mężczyźni podeszli do baru. Ull zastukał w blat przywołując barmana.
Elf podszedł do nich z grobowa miną.
-Trzy szklaneczki miodu. A spróbuj rozcieńczyć to ci ręce poprzetrącam - złożył zamówienie. Elf całkowicie olał jego pogróżki i wziąłeś się za nalewanie.
- Jak do niego nie przeklinasz to ci napluje do szklanki. Dziwne ale tak jest - wyjaśnił Ull opierając się o blat. Chwile później dołączyła do nic półnaga elfica. Bez żadnego skrępowania zaczęła uśmiechać się do Ulla proponując mu swoje wdzięki. Kiedy mężczyzna nie reagował spróbowała go dotknąć. Objęła jego szyje jedną ręka a drugą masowała jego klatkę piersiową. Kiedy jej dłoń zaczęła zjeżdżać do krocza złapał ja za nadgarstek.
- Zmykaj - powiedział puszczając jej rękę. Kobieta cofnęła się wyraźnie zasmucona. Barman postawił przed nimi drinki.
- Chcemy rozmawiać z szefem - zagadał go szatyn wychylając miód prosto do swojego gardła.
- Jest zajęty- odpowiedział zimnym tonem.
- A kiedy będzie wolny? - burknął Hargi.
- Nigdy - zaśmiał się parszywie barman po czym odszedł.
Ull złapał za szklanie i zaczął stukać nią o blat. Miał nic nie robić, ale przecież nic nie wyciągną jeśli nie weźmie spraw w swoje ręce. Rzucił szklanką w ścianę za barem a ta rozbiła się z głośnym hukiem. Ull wskoczył na blat zabierając ze sobą sztachetę. Zaczął się przechadzać trzymając kawałek drewna na ramionach.
- Powiem tak.. dziś nie jest mój dzień, trochę boli mnie głowa i nie mam humoru. Wiecie kto jeszcze nie ka humoru.. ten facet. - wskazał na niskiego kompana. - Przyszliśmy załatwić sprawę z waszym szefem robaczki i nie wyjdę stad póki z nim nie porozmawiam.- zwróciła sie do tłumu.
-Co robisz baranie? Złaś w tej chwili - warknął Hargi.
Za bar wrócił elf, który rozlewał im drinki
- Ej, wynocha.. - nie zdążył powiedzieć nic więcej bo Ull kopnął go w twarz. Elf upadł nieprzytomny za barem.
- No weź… zabawmy się - powiedział z łobuzerskiemu uśmiechem kiedy spostrzeg jak w sali zbiera się grupa ochroniarzy i raczej nie byli tak nierozgarnięci jak ten przy drzwiach. Ull usiadł na barze spuszczając nogi. Pomachał nimi w czasie kiedy ochroniarze próbowali utworzyć jakaś formacje.
Offline
Clint miał złe przeczucia co do tego, że Ull postanowi zachować spokój, i załatwi tę sprawę nieco inaczej niż od razu brutalną przemocą. Na dowód tego jak bardzo się mylił nie musiał wcale czekać długo. Wystarczyło tylko jedno złe stwierdzenie, aby go wyprowadzić z równowagi. Clint westchnął ciężkie, kiedy szklanka rozbiła się gdzieś obok głowy Elfa
-No to chyba tyle ze spokojnych negocjacji- Powiedział i nałożył strzałę na łuk, kiedy dostrzegł, że grupa krasnoludów właśnie zbierała się wokół nich z zamiarem w najlepszym wypadku wyrzucenia ich.
-Zaraz przecież nie będę bił się z dwa razy niższymi, to trochę nie uczciwe- Mruknął opuszczając nieco łuk. Nie doceniał krasnoludów i to było właśnie jego pierwszym błędem. Jeden z niskich ochroniarzy, któremu udało się podejść najbliżej Clinta po prostu korzystając z chwili okazji bezceremonialnie wbił rękojeść swojego topora prosto w jego brzuch. Ból wywrócił wnętrzności Clinta na lewą stronę, a jemu samemu zabrakło na chwile tchu. Nim zdążył się pozbierać nadszedł kolejny cios. Tym razem krasnoludzka pięść strzeliła go prosto w kość policzkową, która zaczęła pulsować tępym bólem. Łucznik zatoczył się na ziemię
-No dobra...- Powiedział kiedy dłonią otarł obolałe miejsce po uderzeni. Zebrał się z ziemi i ponownie naciągnął cięciwę ze strzałą, którą posłał między zbiorowisko krasnoludów. Mała eksplozja odrzuciła ich na różne strony, co było nawet dość zabawne.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Spokojnie. Zaufajcie procesowi - powiedział Ull zeskakując z blatu. Strzeli pierwszego krasnoluda sztachetą, a ten runął na ziemie z impetem. Zaatakowało go dwóch na raz. Jeden walnął w lukę z całej siły. Kiedy Ull zgiął się zszokowany bólem, drugi poszłam mu dwa sierpy. Ull splunął ślina zmieszana z krwią. Podniósł się i strzelił potężny cios prosto w nos krasnoluda. Bójka rozpoczęła się na dobre. Kiedy któremuś z przeciwników udało się trafić Ulla oddawał cios następnemu chętnemu powalając go na ziemie.
- Nieźle te twoje zabawki - rzucił w stronę Clinta obserwując niewielka eksplozje na podłodze. - A gdzie moja zabaweczka? - zamyślił się rozglądając się za sztachetą. Niestety nie mógł jej namierzyć wiec pozostało mu walczyć tym co ma. Złapał za pierwsze krzesło i roztrzaskał je na plecach krasnoluda, który próbował go przewrócić. Po chwili poczuł tempy ból na czole. Zamroczyło go przez chwile, ale nie stracił przytomności. Poczuł jak po twarzy cieknie mu strużka krwi. Oszołomiony nie mog uchronić się przed kolejnym ciosem, które zaczęły na niego spadać. Złapał kogoś za koszule i walnął pięścią na oślep. Trafił. Dźwignął się ja równe nogi. Wtedy zosbaczymy poruszenie na galerii. Wysoki elf krzyczał na wszystkich i nerwowo gestykulował. Wywabił wilka z lasu. Uśmiechnął się szelmowsko kiedy przywódca go zauważył.
-Stop!- Krzyknął krasnolud stojący po prawej przywódcy. Ochroniarze wycofali się. Elf zszedł z galerii on drewnianych schodach.
- Kim wy jesteście. Czemu zakłócacie nasz spokój? - Zapytał elf.
- Chcemy pogadać - odezwał się pierwszy Ull. - Jest sprawa.
Elf obrzucił obecnych przenikliwym spojrzeniem.
- Wszyscy wyjść- powiedział w przestrzeń, ale kto miał zrozumieć, zrozumiał. Dwojak potężnych krasnoludów podniosła przewrócony stół i rozstawiła trzy krzesła po jednie stronie, trzy po drugiej. Białowłosą elf zaprosił nieproszonych gości do stołu.
- A wiec czemu zawdzięczam tą.. wizytę?
- Moj kompan. - Ull poklepał Hargiego po plecach na co tamten skrzywił sie z bólu. - Postanowił wrócić do kolebki swojej cywilizacji i osiąść w jakże pięknym mieście. Niestety, ktoś postanowił zakłócić jego spokój okradając ze wszystkiego ci miał. Oddajcie rzeczy a zapomnimy o sprawie.
Elf zaśmiał się szyderczo.
- Mam lepszy, zabije was, a potem zapomnę m, że ru weszliście.
- Sądząc po szkodach raczej nieprędko - skomentował Ull rozglądając się po zdewastowanej sali. - Dobra.. oddajcie same rzeczy. Wóz zachowaj w ramach rekompensaty. Zwierze które go ciągnęło też
- Na chuj mi koza? - warknął przywódca toporów.
- Nie wnikam. Chcemy torby z narzędziami. To wszystko - Ull żniw spróbowała się uśmiechnąć ale rozwalona dolna warga utrudniała to zadanie. Elf spojrzał na nieproszonych gości przenikliwym wzrokiem.
- Złoto zostaje. Pokryje nim straty.
- Zgoda - wzruszył ramionami Ull. Hargi ledwie powstrzymywał się od komentarza jednak nie byli w najlepszym położeniu wiec musiał zadowolić się z tego co udało się ugrać. Efl skinął głowa do jednego z podwładnych. Niższy rangą wyszedł z sali. Kiedy wrócił nosił na ramionach dwie wypchane torby. Hargi odrazu rzuciła się do nich i zaczął sprawdzać czy wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy doszedł do wniosku, że niczego nie brakuje kiwnął głową.
- Dziękujemy za gościnę. Obyśmy się już nie spotkali - powiedział Ull wstając z krzesła. Ból głowy znów go zaatakował. Nie widział rany na czole, ale cały czas wracała do niego myśl czy nie będzie trzeba szyć. Wlf skinął głową.
- Nie szukasz pracy?- Zapytał spokojnym głosem.
- Nie.. szefowa nie pozwoli mi odejść - uśmiechnął się łobuzersko. Elf skinął głową. Ull, Hargi i Clint mogli opuścić budynek przez drzwi frontowe co oczywiście uczynili.
-Ej - burknął Hargi kuśtykając powoli na ulice. - Dzięki
Ull skinął głową po czym ruszył wolnym krokiem przed siebie obierając za cel gospodę.
Offline
Bitka rozgorzała na dobre. Clint robił co jakiś czas uniki, aby nie oberwać po raz kolejny z potężnej krasnoludzkiej łapy prosto w twarz, co jak się okazało było trudne. Może i byli to niewysocy ludzie, ale mieli swoje metody, aby uprzykrzyć innym życie. Dla tego po chwili na jego twarzy zaczęły pojawiać się kolejne zaczerwienienia oraz zadrapania, a kiedy jeden z wyskoku go zaskoczył i trafił go prosto w nos, poczuł jak po jego wardze zaczyna ściekać ciepła krew, która musiała wydobywać się z przetrąconego nosa. Zebrał się, jednak szybko do kupy i wyciągnął kilka strzał, które naraz nałożył na cięciwę i wycelował prosto w jednego z napastników. Strzały pomknęły w jego stronę i wbiły się w skrawek jego ubrania ciągnąc za sobą, aż w końcu utkwiły w drewnianej ścianie unieruchamiając go
-Domowej roboty. Trochę saletry i można robić cuda- Odpowiedział na słowa Ulla. Musiał wymyślić coś, aby przeżyć jako agent. Był pozbawiony super mocy, czy zaawansowanych technologicznie zbroi. Jedyne na czym mógł polegać to swoje łucznictwo i to, że został dobrze wyszkolony. Bójka trwała chwilę czasu, ale kiedy Clint akurat wyrzucił jednego krasnoluda przez okno, który rzucił mu się na plecy, całą zabawę przerwał stanowczy głos. Wszyscy na chwilę znieruchomieli a zaraz potem spojrzeli w stronę schodów. Mężczyźnie nie trudno przyszło zrozumienie, że właśnie sprowokowali samego szefa do doglądnięcia swojego interesu. Otarł z twarzy trochę krwi i wypluł ją z ust prosto na ziemię. Nos pulsował mu nieznośnym bólem, a na brzuchu był przekonany, że już rośnie mu soczysty krwiak, który będzie przypominać mu o tym dniu przez jakiś czas. Clint usiadł i jęknął cicho i po prostu przysłuchiwał się rozmowie, która toczyła się między Ullem i Elfem. O dziwo wystarczyło zrobić trochę bałaganu, aby nagle ktoś stał się dużo bardziej chętny do zawarcia układu. Takim o to sposobem udało się im wyjść z tego w miarę w jednym kawałku, oraz ze skradzionymi rzeczami na widok których Hargi wyraźnie się ucieszył.
-Cholerne krasnoludzy, takie małe a parę w łapach mają- Powiedział i chwycił się za szczyt swojego nosa odchylając nieco głowę do tyłu.
-Hmmm, ja też potrafię mieć- Powiedziała Robin odpychając się od jeden ze ścian ciemnych uliczek -Jak wy wyglądacie- Dodała zerkając to na jednego to na drugiego
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull powoli kuśtykał do przodu. Bolała go głowa, żebra i łydka. Osiągneli swój cel teraz czas na świętowanie. Zaśmiał się razem z Hargi na słowa Clinta.
- I jeszcze raz we mnie zwątpisz - zagroził wesołym głosem. - Teraz na piwo, trzeba się znieczulić - powiedział zacierać ręce. Jednak głos z ciemności pokrzyżował jego plany. Kiedy zobaczył minę Robin wiedział, że im się nie upiecze.
- Wpadliśmy - skomentował spoglądając na poobijanych towarzyszy. Nie wyglądali najlepiej. Z tego wywnioskował, że raczej nie wyglądał lepiej.
- Tez się cieszę, żęcie widzę Biedroneczko. Powinnaś raczej zapytać jak wyglądają tamci - próbował rozładować napięcie.
Offline
-Co ty tu robisz- Zapytał się czując jak nos zaczął mu się zapychać krwią, która cały czas uparcie spływała i plamiła jego kombinezon. Robin wzięła się pod boki i pokręciła z dezaprobatą głową. A podobno to Ull z nimi się nie nudził. Najwyraźniej ona ich też nie mogła zostawić nawet na chwilę, aby nie wpakowywali się w jakieś problemy.
-Wracałam od Addie, i trochę pobłądziłam. Wtedy zobaczyłam was jak idziecie w stronę tego burdelu. W pierwszej kolejności sądziłam, że będę miała co opowiadać twojej żonie, ale usłyszałam hałasy, a potem jeden z krasnoludów wyleciał przez okno, zorientowałam się, że raczej w inny sposób się bawicie- Mimo wszystko ta sytuacja nieco ją bawiła. Nie miała zamiaru na nich wrzeszczeć czy robić jakieś wyrzuty. Clint skrzywił się, kiedy ból brzucha dał o sobie znać, a ona skierowała wzrok na Ulla, który uznał, że należy pochwalić się swoimi osiągnięciami.
-Akurat inni to mnie średnio interesują- Rzuciła w jego stronę i zmarszczyła lekko brwi. Mimo wszystko widziała, że naprawdę byli z siebie zadowoleni. Nawet Clint odzyskał błysk w oku. Chyba naprawdę miał dosyć siedzenia w miejscu i czekania aż coś się zmieni w ich sytuacji.
-Ull, że jest narwany to ja rozumiem, ale ty...- Wróciła ponownie do Clinta
-Chyba lepiej, że poszedłem z nim niżby miał iść sam, przecież drużyna
-Ty mi się teraz drużyną nie zasłaniaj- Rzuciła w jego stronę grożąc mu palcem
-Do domu- Poleciła im i wskazała palcem drogę w stronę głównej ulicy. Stanęła pomiędzy nich i położyła dłonie na ich plecach i pchnęła lekko do przodu, aby ich pospieszyć.
Powrót do gospody na szczęście udał się bez większych niespodzianek. Kiedy tylko weszli do środku Robin od razu nawiązała kontakt wzrokowy z elfką, która westchnęła ciężko. Widocznie dziewczyny miały swoje sposoby, aby porozumieć się bez słów.
-Siadać- Poleciła im i pociągnęła za sobą niczym matka, która właśnie złapała swoje dzieci na robieniu jakiejś głupoty.
-Tak jakoś wyszło...- Próbował się tłumaczyć Clint, ale dziewczyna chwyciła go za nos co skutkowało tym, że zawył głośno. Przystawiła drugą dłoń, po czym szarpnęła jego nosem. Coś chrupnęło głośno, a łucznik wyrwał się z jej chwytu trzymając się za nos, z którego na nowo buchnęła świeża krew.
-Bolało? przepraszam- Powiedziała wyraźnie niewzruszona. Elfka postawiła na stole niewielką szkatułkę w której jak się okazało były wszystkie potrzebne rzeczy do połatania ich. Pokazała jej dwa palce, a ta kiwnęła głową i po chwili przed mężczyznami pojawiły się dwa kieliszki wypełnione mocnym alkoholem
-Do dna- Poleciła i zaczęła grzebać w szkatule -Będziesz mieć śliwę na pół czoła- Mruknęła ocierając twarz Clinta z krwi. Syknął cicho, kiedy lniana szmatka dotknęła jego rozcięcia. Zalepiła mu plastrami drobniejsze rany
-Nie wściekaj...- Urwał bo dziewczyna w dość mało delikatny sposób rzuciła na jego twarz kawałek zimnego steka, którego doniosła elfka. Łucznik zachwiał się na krześle a jego głowa lekko odchyliła się do tyłu, kiedy mięso zetknęło się z jego twarzą.
-Nie boli cię jak oddychasz, a jak tu dotykam?- Zapytała się wodząc dłońmi po jego brzuchu chcąc wyczuć czy przypadkiem nikt nie złamał mu żebra. Clint pokręcił w milczeniu głową przykładając mięso do twarzy. Kiedy zajęła się przyjacielem podeszła do Ulla i zmierzyła go chłodnym wzrokiem.
-Pokaż to- Mruknęła i chwyciła jego głowę, aby przyjrzeć się uważnie jego ranie na głowie -Bez szycia się nie obędzie- Powiedziała i skrzywiła się lekko. Ull zdecydowanie wyglądał gorzej niż Clint. Wzięła głęboki wdech i chwyciła szkatułkę w swoje dłonie
-Na górę, zszyję ci tam jak się położysz, będzie mi wygodniej- Wszystkie szkolenia z Natashą się jej przypomniały. Uczyła ją jak radzić sobie w razie trudnych sytuacji. Clint opróżnił swój kieliszek i zakaszlał głośno, kiedy alkohol zdawał się wypalać mu wnętrzności
-A ty nie ruszaj mi się stąd, bo inaczej złamię ci ten nastawiony nos, i nie wyciągaj tego- Pacnęła Clinta w rękę, kiedy zaczął grzebać przy wystających z jego nosa opatrunkach.
-Chodź- Rzuciła w stronę Ulla i pomogła mu wstać z krzesła.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull parł do przodu prosto do ich gospody. Ciepło panujące w środku sprawiło , że poczuł się jeszcze gorzej. Usiadł na ławie i czekał aż Robin zajmie się opatrywanie ran. Nie była zadowolona, ale Ull miał dość dobry humor. Dawno nie był na tak spontanicznej akcji. Brakowały mu adrenaliny, co dostał w dużej ilości. Kiedy kelnerka postawiła dwa kieliszku na stole mężczyzna nie wahając się wypił swoją porcje. Skrzywił sie najpierw od mocy trunku, a chwile później zaczęła mu doskwierać rozcięta warga. Miał już zamówić kolejna kolejkę, gdy poczuł na głowie dłonie Robin. Znów się skrzywił ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Przecież nie takie rany już leczył w swoim życiu. Kiedy Ruda zarządziła, że zaszyje mu ranę w pokoju nie pozostało mu nic innego jak pokuśtykał na górę.
- Jasne szefowo - sapnął podnosząc się z ławy. Spojrzał na Clinta i pożegnał się krótkim salutem w jego stronę. Złapał się drewnianej barierki i zaczął wspinaczkę na piętro. Wszedł do swojego pokoju, kiedy usłyszał jak Robin zamyka za nim drzwi był zdany wyłącznie na siebie.
Offline
Robin z całej siły walczyła ze sobą, aby się nie uśmiechnąć. Nie rozumiała facetów. Wystarczyło, że dostali po mordzie i ich nastrój od razu się poprawiał. Widocznie tak już działał ten świat. Z innej strony sama rozumiała, że czasami nie było innego wyboru, a Ull był jaki był, nie mogła go usadzić w miejscu i kazać grzecznie siedzieć, to nie należało do jego natury. Pomogła mu wdrapać się na schody i odprowadziła do jego pokoju
-Kładź się- Rzuciła mu prosty komunikat, kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi. Sama usiadła na poduszkach i ułożyła jego głowę na swoich kolanach. Najpierw powinna była zająć się to najgorszą raną, która krwawiła najbardziej obficie. Sięgnęła do szkatułki wyciągając świeżą porcję lnianych szmatek. Z niewielkiej szklanej buteleczki wylała na nią coś co zapachniało intensywnie alkoholem
-Może zapiec- Powiedziała i delikatnie przystawiła brzeg szmatki do rozcięcia chcąc zdezynfekować ranę -Ty też będziesz wyglądać jak typ spod ciemnej gwiazdy. Mogło się wam coś stać, albo co gorsza mogli was pozabijać- Nie była by sobą gdyby nie wspomniała o tym drobnym fakcie, który mógł się wydarzyć. Kiedy oczyściła ranę wyciągnęła ze szkatułki zagiętą igłę, oraz nici, które sprawnie na nią nawlekła. Ścisnęła brzegi rany na głowie Ulla i przez chwilę zawahała się. Może powinna dać mu trochę więcej do wypicia. Z drugiej strony, chciał cierpieć to niech cierpi. Przystawiła chłodny koniec igły do rany i przebiła szpikulcem brzeg jego skóry zaczynając milimetr po milimetrze zaszywać otwartą skórę. Jedną dłoń położyła na jego policzku asekurując jego głowę na wszelki wypadek, gdyby ten niekontrolowanie nią poruszył.
-Czym ty dostałeś?- Zapytała się, kiedy robiła kolejne supły. W końcu po chwili skończyła i przecięła nitkę, której koniec zawiązała na ostatni supeł. Teraz przyszedł czas na te miej poważne rany. Nową szmatkę nasączoną tym samym specyfikiem przystawiła do jego rozciętej wargi, a drugą czystą zaczęła oczyszczać jego twarz z pozostałości zastygłej juchy.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Robin wydawała konkretne polecenia. Nie miał już sił by się sprzeciwiać. Zanim jednak położył się do łóżka zdjął zakrwawioną koszule i rzucił ja w kąt pokoju. Przeszedł po łóżku na czworaka i ułożył się na nogach dziewczyny. Kiedy obmywała mu ranę zapiekło jak diabli, ale dzielnie znosił kolejne tortury.
-Miło, że się martwisz, ale.. powiedzmy, że mam dar do wychodzenia z różnych opresji. Co innego ty.. skoro tutaj błądzisz nie chodź sama. To nie jest bezpieczna kraina. A przede wszystkim nie wchodź za nami w podejrzanie miejsca. Zgoda?- dopiero jak skończył wypowiedz zorientował się, że właśnie przejawił wobec niej troskę. Nie zastanawiał się nad tym długo ponieważ Robin zaczęła się szyciem jego rany na czole. Zacisnął dłonie na pościeli starając się nie poruszyć. Poczuł przyjemne ciepło jej skory kiedy przyłożyła dłoń do jego policzka.
- Trudno powiedzieć.. prowodyr bójki zazwyczaj kończy najciężej okaleczony - westchnął próbując sobie przypomnieć co go powaliło na ziemie. - Poczułem uderzenie, zamroczyło mnie. Rzucili się na mnie… mogła to być butelka, rękojeść od topora… - zająknął się kiedy Robin mocniej się nad nim pochyliła. Dekodery dziewczyny przesuwaj się nad jego oczami kiedy obmywała go z mniej poważnych ran. Wysunął nieco głowę do góry i zetknął nos ze skórą jej dekoltu.
Offline
[ Wygenerowano w 0.057 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 1.39 MB (Maksimum: 1.8 MB) ]