Nie jesteś zalogowany na forum.
Clint przemilczał wydarzenia ostatniej nocy. Był przekonany o tym, że Robin nie chciała Addie zrobić krzywdy. Pewnie gdyby nie miała pewności, że się uchyli, nie zrobiłaby czegoś takiego. Lubiła się popisywać, to była prawda, ale nie zrobiła nikomu z drużyny nigdy krzywdy, aby tylko dobrze wypaść.
-Pokora nigdy nie była jej mocną stroną- Odpowiedział i wyrównał krok z Addie -A co się w niej kryje. Myślę, że wszystkiego po trochu, tylko jeszcze nie wie, która cecha jest dominująca, ale to nie jest zły dzieciak. Stark nawet uważał, że ma świetne warunki, aby zostać bohaterem, tylko ona nim nie chciała zostać, a i tak musiała podjąć trudne decyzje. Myślała, że w ten sposób wynagrodzi ludziom z Nowego Jorku swoje winy- Powiedział, a jego mina zrzedła.
-Nie mów jej o tym, ale po całej sytuacji z hydrą, zamiast jej dziękować za uratowanie życia, ludzie buntowali się, mówili, że rząd powinien wcześniej ją odizolować. Zamiast wdzięczności niektórzy czuli ulgę- Opowiedział po krotce to, co się działo, kiedy Robin teoretycznie miała być martwa. Bohaterowie już od jakiegoś czasu byli trudnym tematem, a jeżeli trafiali się tacy, których moc budziła większy strach niż podziw, stawali się od razu wrogiem publicznym numer jeden. Z Robin było najwyraźniej podobnie, więc musiała coś zrobić, aby nie zwariować, aby nie znienawidzić wszystkich dookoła. Schowała się za swoją złośliwością.
-Myślę, że sama czuła, że to jedyna dobra rzecz, jaka może zrobić. Poświęciła wszystko, co miała, aby inni mogli żyć. A zamiast tego wróciła, i już nie było jej przyjaciół, którego świata znała. Człowieka, którego pokochała, chociaż pewnie sama do tego się nie przyzna- Z tej perspektywa ofiara Robin wydawała się być nieco bezsensowna. Nic więc też dziwnego, że uważała, że jej dacyzja była kolejnym błędem, który musi w jakiś sposób naprawić.
-Ja pewnie byłbym mędrkiem, jego też nikt nie słuchał, chociaż stary gadał z sensem- Odpowiedział Addie i uśmiechnął się lekko, po czym zaraz za blondyną wszedł do chaty. Robin siedziała przy jednej ze ścian i najwyraźniej odpoczywała po treningu, który nie był tak wyczerpujący jak Addie, ale widocznie odebrał Rudej wszelkie siły.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- O tak- zaśmiała się już głośniej rozluźniając się przy łuczniku. Wcześniej nie miała okazji zamienić z nim choć słowa, ale to był trudny dla wszystkich czas. Clint stracił dwoje przyjaciół w bardzo krótkim czasie. Nie była to odpowiednia chwila na nawiązywanie nowych znajomości.
- Pamiętaj żeby jak najczęściej używać ” a nie mówiłem” i będzie Mędrek jak się patrzy - dodała rozkładając opancerzenie w kacie chaty.
- Jak tu narzekać na dzień skoro budzi cię tak wspaniały śmiech - usłyszała zaspany głos Ulla.
Mężczyzna przeciągnął się na prowizorycznym posłaniu i usiadł patrząc po twarzach towarzyszy.
- Puszczę tę uwagę mimo uszu, ale tylko dlatego, że mam dobry humor - powiedziała podchodząc do stołu. Poranny trening wprowadził ją w dobry nastrój, nawet bardziej niż początkowo zakładała. W domu nie przykładała się tak jak wcześniej. Panował pokój, więc nie było potrzeby kontynuować morderczych treningów.
Oparła jedna dłoń na blacie stołu, drugą podparła na biodrze. Kobieta zaczęła analizować mapę leżącą na stole. W nocy nie miała ani siły i ochoty by dokładnie przyjrzeć się ich celowi.
- I jak? Jaka trasa nas czeka? - rzuciła nie odrywając wzroku od namalowanych na mapie gór.
- A tak - westchnął szatyn podnosząc się z podłogi.
Podszedł do stołu. Machnął ręką w stronę Robin by i ta podeszła.
- A więc… mamy dwie opcje. Dłuższą i krótszą. Różnica jest taka, że dłuższa trasa przewiduje, że ominiemy Północy bór. Odpowiadając na wasze pytania, co jest strasznego w ciemnym gęstym lesie.. Bardzo prawdopodobne, że natkniemy się niebezpieczeństwo. Dość poważne, dlatego jeśli ominiemy bór nadłożymy trochę drogi, ale prawdopodobieństwo, że wszyscy dojadą mając wszystkie kończyny wzrasta. Co wy na to?
Offline
Robin uchylała już usta, aby coś powiedzieć, ale nim z jej gardła wydobył się, chociaż pojedyncza litera, Clint podszedł do niej i pstryknął ją w ucho. Ruda podskoczyła lekko, a potem spojrzała w wyrzutem na mężczyznę.
-A to za co?- Zapytała się głosem pełnym pretensji.
-Na wszelki wypadek- Domyślał się, że to, co chciała powiedzieć Robin, nie było ani miłe, ani w tej chwili im potrzebne. Dlatego wolał zapobiec katastrofie, nim tam się rozpoczęła. Ull na szczęście również szybko odwrócił uwagę Rudej od potrzeby komentowania, bo przywołał ją do mapy, aby opracować dalszy plan. Dziewczyna zgramoliła się z ziemi i podeszła do stołu opierając się o jego brzeg. Tylko dwie możliwości i żadna z nich nie była idealnym rozwiązaniem.
-W normalnych okolicznościach szłabym przez las, ale mamy starszego człowieka ze sobą
-Jestem w stanie zrobić więcej okrążeń niż ty- Oburzył się Clint, który właśnie poprawiał cięciwę na swoim łuku i sprawdzał groty strzał.
-Nadłożenie drogi jest dobrym pomysłem, ale warto pamiętać, że nie mamy wielu pieniędzy i zależy ile czasu nam to zajmie
-Nie ma co ryzykować bezsensownie. Jeżeli są inne drogi, które nie wpakują nas w większe kłopoty, to trzeba z nich skorzystać- Powiedział i wskazał palcem na drogę, która omijała ciemny las narysowany na mapie.
-Warto też nie ryzykować potencjalną utratą koni. Do gór nam się przydadzą- Dodał po chwili milczenia.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Moja Lady? - przewodnik zwrócił się do Addie.
Blondynka posłała mu zirytowane spojrzenie. Przewróciła oczami po czym znów skupiła się na mapie.
- Zgadzam się. Lepiej unikać zagrożenia zawczasu niż pchać się w paszczę potwora - odpowiedziała, tym samym kończąc dyskusję na ten temat.
- Skoro jesteśmy zgodni, proponuje się zbierać. Śniadanie zjemy w miasteczku, godzinka drogi i będziemy na miejscu. Kto odważny może spróbować coś wygrzebać z worka, ale.. cóż nie polecam - powiedział składając mapę.
Addie zauważyła, że lekkoduszne zachowanie przewodnika przestaje jej przeszkadzać. Nieśmieszne żarty, niedołężne próby podrywu przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
- W takim razie ruszajmy - zaproponowała Addie, po czym ruszyła w kąt, gdzie znajdowały się jej rzeczy.
Ubrała kolczugę i napierśnik. Przyłożyła pierwszy karwasz do przedramienia
- Ull.. pomożesz mi? - zapytała.
- Pędzę - Odpowiedział rzucając wszystko czym się do tej pory zajmował. - Pozwól, Pani - powiedział tonem parodiującym sługę. Ukłonił się lekko i wyciągnął dłoń
Addie nadąsana wystawiła rękę.
- Przestaniesz w końcu? - westchnęła
- A powiesz kim jesteś?
- Nie. Ta informacja nie jest ci do niczego potrzebna. Umowa obowiązuje.
- Potrafisz zepsuć zabawę - westchnął pomagając zawiązać jej uzbrojenie. - Intrygujesz. Nie mówisz o sobie nic konkretnego, Twierdzisz, że twój mąż ma dość pieniędzy, żeby mi zapłacić. Nosisz przy sobie garść kamieni szlachetnych. Walczysz jak walkiria. Jestem po prostu ciekaw - wyjaśnił.
- Na Midgardzie mówi się, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła - odpowiedziała lekko się uśmiechając.
- Do tego czasu.. powinienem dotrzeć na samo dno - zaśmiał się pod nosem. - Gotowe- dodał odsuwając się.
- Dzięki - powiedziała na odchodne.
Dzień zapowiadał się ciepły więc postanowiła założyć suknię, którą zabrał z Inverness. Była lekka, płócienna więc zapewni jej odrobinę chłodu. weszła do izdebki, gdzie suszył się jej strój, w którym tańczyła. Kiedy zbroja zniknęła, kobieta włożyła sukienkę, a pod spód spodnie od kompletu jaki pomogła jej przerobić Lilu, w razie gdyby sukienka odkrywała zbyt dużo nóg podczas jazdy.
Zebrała resztę rzeczy i wyszła z chaty, gdzie czekała na nią reszta towarzyszy. Zauważyła Ulla, który zaczął siodłać jej konia. Podeszła do niego i klepiąc w plecy podziękowała za pomoc. Kobieta zawinęła tobołek z tyłu siodła. Miecz przełożyła przez plecy i wspięła się na siodło. Sukienka zaczęła się zwijać co doprowadzało ją do szału.
- Ull, podaj sztylet - zwróciła się do szatyna.
Ull spojrzał na nią z powątpiewaniem , ale spełnił jej prośbę. Kobieta rozcięła materiał sukienki po szwie aż do połowy uda. Oddała sztylet właścicielowi i usadowiła się w siodle cicho nucąc “Wyruszać czas” z bajki mój brat niedźwiedź.
Offline
Spakowanie się nie zajęło im dużo czasu. Zresztą nie mieli przy sobie tak naprawdę niemal nic. Chwilę czekali na Addie, aż ta się przygotuje, i w końcu ruszyli. Chwilę jechali przez las, aż w końcu wyjechali ponowne na polną drogę.
-Nie rozumiem jednej rzeczy- Rzucił Clint w stronę Robin, przerywając nieznośną ciszę. Ruda skierowała w jego stronę wzrok czekając, aż ten w końcu złoży w głowie odpowiednie pytanie
-Co ty w nim widzisz, że ryzykujesz swoje życie?- Zapytał się, a na ustach dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Często sama sobie zadawała to pytanie. Doskonale wiedziała jak na Lokiego patrzyli inni, jakie podejście do niego miał sam Clint, który miał okazję poznać go z tej gorszej jego strony. Może to co robiła dla wielu było by uznane za głupie, ale nie interesowało ją to co pomyślą inni.
-Bo widział mnie- Odpowiedziała, a Clint zmarszczył brwi
-Nie zrozum mnie źle, ale każdy kogo spotykałam próbował mnie zmieniać, on jako jedyny nie próbował mnie naprawiać, nie traktował jak coś wybrakowanego
-Wiesz, że to...
-Nieprawda?- Przerwała mu -Od zawsze byłam albo za mało, albo za bardzo. Nigdy nikomu nie starczałam
-Prawie cię zabił- Skwitował a Robin uśmiechnęła się ponownie. Wiedziała, że Clint nie byłby w stanie tego zrozumieć. Jego świat wydawał się być czarno biały. Ktoś był zły i ktoś był dobry.
-Nikt zły nie jest tak do końca zły i nikt dobry nie jest tak całkiem dobry
-Nie chcę tylko, abyś potem żałowała- Dodał po chwili milczenia, po czym skończył ten temat a ich rozmowy zeszły na dużo bardziej neutralny grunt. Jakim była rodzina łucznika, czy chociażby stare wspominki ze starych dobrych lat. Robin chyba po raz pierwszy podróż minęła tak szybko, bo w końcu wieczorem stanęli pod bramami kolejnego miasta, które musiało na chwilę obecną stać się ich miejscem postojowym. Nie różniło się zbytnio od poprzedniego, było zdecydowanie mniejsze i może nieco bardziej zadbane.
-Nie wielu tu ludzi, trudno będzie się wtopić- Odezwała się w końcu, kiedy przemierzali kolejne uliczki.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Jazda w siodle dawała Addie dużo przyjemności. W ledwo widocznym uśmiechem wspominała swoje pierwsze jazdy, kiedy to była po prostu wsadzona w siodło i wypuszczona na szlak. Dopiero podczas treningów na wojowniczkę Fandrall nauczył ją wszystkiego co sam wiedział o koniach. Kiedy miała styczność z tymi zwierzętami zawsze wspominała przyjaciela. Żałowała, że nie dane mu było przeżyć. Jedyna pociechą było to, że spotkają się w Walhalli. Asgardzczycy nie przywiązywali do śmierci aż tak dużego poczucia straty jak robiło się to na ziemi. W ich wierzeniach śmierć nie była końcem, lecz po prostu kolejnym przystankiem w podróży. Oczywiście każdy przeżywał żałobę tak jak uważał to za stosowne, ale trwała o wiele krócej już ziemska. Ciepło słońca przyjemnie grzało, co wprowadzało blondynkę w dobry nastrój. Clint i Robin cały czas o czymś rozmawiali. Addie łapała się na tym, że od czasu do czasu im się przysłuchuje. Gadali o zupełnie normalnych sprawach. Brakowało tego blondynce. Atmosfera między nią a Robin nadal była napięta, ale nie zamierzała popędzać biegu wydarzeń. Tworzenie obozu z Ullem też nie było tym co chciała osiągnąć. Mieli trzymać się razem, a nie tworzyć podgrupki. Rozważania kobiety przerwał widok wyłaniającego się miasta. Wjechali w jego mury, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Komentarz Robin zwrócił na nią uwagę blondynki.
– Aj tam. Tylko byś się wtapiała – westchnął wesoło Ull wychodząc z stajni. – Załatwię nocleg, a wy macie czas wolny. Nie pakujcie się w kłopoty to nie będziecie zwracali zbędnej uwagi – dodał lekceważącym tonem.
– A i jeszcze jedno… – dodał podchodząc do Addie. Podał jej niewielką sakiewkę.
– Ty zwracasz uwagę. Kup sobie coś ładnego.
– Ale…
– Bez dyskusji. Potracę sobie do wypłaty.
– Dzięki – kobieta lekko się uśmiechnęła.
Przewodnik zostawił grupę na środku drogi udając się do pobliskiego zajazdu.
Offline
-Chyba nie chcemy więcej nieprzyjemności, tak jak z tamtymi, chociaż nie ukrywam, że było dość ciekawie- Powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
-O tak, ty już się palisz do jakiejś rozrób. Proszę cię, chociaż raz spróbujmy wyjechać skądś bez zbędnych pożarów- Robienie burdy w obcym miejscu to nie był dobry pomysł. Wcześniej czy później takie bezstresowe podejście mogło się na nich odbić i to w dość poważny sposób.
-Dobrze dziadku...- Mruknęła i przewróciła oczami. Clinta zapamiętała jako nieco bardziej rozrywkowego staruszka. Widocznie życie wiele u niego pozmieniało i może nawet przewartościowało pewne sprawy. Ull w końcu pozostawił ich dając im wolną rękę. Robin już szła za łucznikiem, który bez słowa odwrócił się w swoją stronę, kiedy to nagle się zatrzymał i spojrzał na nią
-Nic z tego- Mruknął po czym odwrócił ją w stronę Addie -Czas, abyście się dogadały, a zakupy może was połączą
-Ale ja nie lubię zakupów
-Chwila wyciszenia ci się przyda, nie zawsze można wysadzać w powietrze co popadnie- Powiedział po czym poklepał rudą po głowie niczym jakieś niesforne dziecko i ruszył ulicą w tylko sobie znanym kierunku i tylko sobie znanym celu. Robin za to wróciła wyraźnie niechętnie do Addie
-Najwyraźniej jesteśmy na siebie skazane. Chyba, że nie chcesz to znajdę sobie inne zajęcie- Powiedziała z nutką nadziei w głosie. Wtedy mogła by z pełnym spokojem poszukać sobie nieco ciekawszych zajęć niż chodzenie po tutejszych sklepach, straganach czy co kolwiek tutaj mieli. Nie wydawało się jej, że ona i blondynka były w stanie odszukać pomiędzy sobą jakąś nić porozumienia. Były zupełnie inne, jak ogień i woda, a tego chociażby chciało się połączyć, to nie było takiej możliwości
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie zajrzała do sakiewki. Było tam klika srebrnych i kilka złotych monet. Z ulga pomyślała, że może kupić sobie coś do ubrania, coś nie wyróżniającego się z tłumu. Kiedy uniosła głowę zobaczyła, jak Clint odchodzi w tylko sobie znanym kierunku. Robin odezwała się pierwsza. Addie od razu zorientowała się, że ruda nie ma najmniejszej ochoty na jej towarzystwo, ale jednocześnie trzeba było załagodzić atmosferę. Blondynka uśmiechnęła się lekko.
-Towarzystwo będzie miłą odmianą po cichej jeździe. Choć, może i ty dobie coś wybierzesz, choć wątpię, żeby było tu więcej niż kilka straganów. –odpowiedziała Addie. Blondynka ruszyła jedna z ulic. Kiwnęła w stronę Robin by zachęcić ją do wspólnej podróży.
– Nigdy nie lubiłam zakupów – odezwała się przerywając niezręczną ciszę. – Kiedy mieszkałam na ziemi liczyła się dla mnie wygoda i swoboda ruchów. Jako tancerka nauczyłam się pewnych modowych nawyków – dodała.
Przed oczami Addie ukazały się pierwsze stragany. Wchodząc pomiędzy nie władczyni Nowego Asgardu poczuła się jak w domu. Jako księżna rzadko wychodziła z pałacu. Im dłużej mieszkała w złotym pałacu tym miana mniej czasu na wychodzenie. Pomimo to nauczyła się kilku przydatnych sztuczek, jak wybierać dobrej jakości towary. Jako członkini rodziny królewskiej mogą ubierać się w najlepsze i zarazem najdroższe jedwabie sprowadzane z dziewięciu królestw. Frigga nauczyła ją jak rozpoznawać dobrej jakości materiały, żeby były nie tylko ładne, ale też mocne i trwałe. Addie podeszła do pierwszego straganu i zaczęła oglądać wyłożone na nim towary.
Offline
Robin pomimo wcześniejszej niechęci ruszyła za Addie. Wiedziała, że gdyby Clint dowiedział się o tym, że pomimo jego polecenia ona wybrała samotne wycieczki, to przez najbliższą godzinę musiałaby wysłuchiwać jego mów moralizatorskich. Nie była jednym z jego dzieci, a mimo to często czuła to, że łucznik podświadomie ją na swój sposób adoptował. Było to dziwne, ale jednocześnie miłe uczucie. Ruda szła obok Addie, ale na wszelki wypadek utrzymywała dość bezpieczną odległość, oraz nie paliła się do tego, aby nawiązać jakąś rozmowę. W końcu to ona jako pierwsza spróbowała przebić dystans jak je dzielił, i zaczęła rozmowę, której temat był najbardziej oczywisty i bezpieczny.
-Dla mnie zakupy były zawsze zbyt mało ekstremalne- Jej osobowość nie pozwoliłaby jej na godzinne kręcenie się po sklepach, które w jej ocenie wszystkie były dokładnie takie same
-Chociaż Natasha nie podzielała mojego zdania. Uważała, że w odpowiednich warunkach zakupy są niczym przygotowywania do wojny, ale ja i tak wolałam na motorze Starka uciekać przed policją- Życie Robin musiało być pełne przygód, w które ona sama się musiała pakować bez chwili zastanowienia. Ognisty temperament nie pozwoliłby jej na spokojne siedzenie w domu z ogródkiem i białym płotkiem.
-A nawet gdybym chciała czegoś spokojnego, to takie osoby jak ja nie mają na ten spokój szansy- Nie znała ciszy, w jej głowie zawsze kłębiło się milion myśli, milion różnych emocji, z którymi musiała jakoś żyć.
Dziewczyny weszły między stragany i zaczęły przeglądać różnego rodzaju przedmioty. Od jakiś ceramicznych dzbanków, ozdoby do włosów, aż w końcu po suknie z różnego rodzaju materiałów.
-Suknie są tak bardzo nie praktyczne w walce- Mruknęła, kiedy spojrzała na jedną z dość bogato zdobionych sukni. Chociaż zawsze była pod wrażeniem, kiedy widziała jak Natasha pomimo długiej do ziemi sukni i wysokich obcasów, nadal potrafiła poruszać się szybko i z gracją. Ona czasami potykała się na prostej drodze, dlatego chciała czy nie musiała wybierać bardziej wygodne rzeczy do chodzenia. Chociaż Robin była zdecydowanie świadoma swojego ciała, czego idealny dowód dała w burdelu, kiedy wdzięczyła się do tamtego złodziejaszka. Robiła to tak naturalnie, jakby dotyk obcych dłoni na jej ciele był dla niej czymś normalnym.
-Jak to jest?- Zapytała się w końcu po chwili milczenia i odłożyła drewniany ozdobny grzebień do włosów, który właśnie oglądała
-Mieć świadomość, że ktoś gdzieś na ciebie czeka, że jesteś komuś potrzebna?- Była tego ciekawa, a może i nawet zazdrościła tego dziewczynie, ale sama nigdy do tego się nie przyzna.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Słuchając Roin, blondynka miała szansę lepiej ją poznać, pozornie były to kawałki układanki nie pasujące do siebie, ale Addie wiedziała, że z czasem przybiorą odpowiedni kształt. Kobiety oglądały towary na straganach lawirując między blatami wypchanymi po brzegi towarami.
– To zależy od sukni – skomentowała dotykając rękaw bawełnianej koszuli. – Wszystko da się wyćwiczyć. Kiedy twoje ruchy są już bliskie perfekcji strój jest jak twoja druga skóra, nie ważne czy masz na sobie trzy metry trenu, obcisły kombinezon, czy zbroję – dodała mijając kolejny stragan.
Dorlen – elf z Alfheimu, którego poznała w pałacu pokazał jej, że walka nie istnieje tylko na polu bitwy i że przygotowanie na pewne okoliczności mogą okazać się niezwykle przydatne by w przyszłości ocalić jej życie.
Kolejne pytanie Robin całkowicie zaskoczyło blondynkę. Nie wyczuła w nim typowej dla Robin podszytej pogardy więc głęboko zastanowiła się nad odpowiedzią. Kobieta zwróciła wzrok na wyłożone na blat skórzane spodnie i zaczęła je przeglądać w poszukiwaniu dobrego rozmiaru.
Rzuciła w stronę sprzedawcy, krótkie „miłej pracy” po czym zaczęła buszować w towarach.
– Wszystko ma swoje blaski i cienie – zaczęła chłodno. – Czasami ciężko się połapać w tym co czuje. Kiedy myślę o domu… przed oczami mam trójkę rozbrykanych dzieciaków próbujących co rusz nowych form spędzania wolnego czasu. Męża, który trzyma pieczę nad rodziną, próbujący odnaleźć się w nowych realiach, nieodłącznie pamiętając o tradycjach. To miłe uczucie… wiesz… że ten kto na ciebie czeka obdarza cię miłością, troską i szacunkiem. Tęskni za tobą tak samo bardzo jak ty za nim. To właśnie ta ciemna strona. Czujesz, że czegoś ci brak. Tęsknisz, nawet za błachostkami, takimi jak pretensjonalny okrzyk „mamo”, czy surowy wzrok ukochanego tuż po pracowitym dniu. Jeszcze zanim zostaliśmy rodzicami… – ciągnęła opowieść płacąc za wybrany towar mężczyźnie po drugiej stronie lady.
– Był taki okres, że byliśmy od siebie oddzieleni. Czasami była to odległość, a czasami sami stawialiśmy mur między sobą. Długo nad tym pracowaliśmy, fortuna długo nam nie sprzyjała, ale od początku wiedziałam kim chce być dla mojego męża. Opoką, bezpieczną przystanią, gdzie zawsze otrzyma spokój. Czy to w postaci rozmowy, czy po prostu obecnością. Zaufanie jest tu bardzo ważne. Kiedy byliśmy nawet setki lat świetlnych od siebie, wiedzieliśmy, że przy sobie możemy czuć się komfortowo, bezpiecznie. Czuć, że tej drugiej osobie zależy na tobie, że zrobi dla ciebie wszystko. Taka świadomość uskrzydla, ale za razem prowadzi tęsnknotę. I tak w kółko. Raz masz doła, że nie ma cię z nimi, a z drugiej strony wiesz, że kiedy wrócisz czeka na ciebie to co dobre – Addie chciała jak najbardziej wyczerpująco, ale sama też miała pytanie.
– A co z tobą? Jest ktoś, kto na ciebie czeka?
Offline
Kiedy Robin słuchała opowieści Addie w pewnym momencie poczuła nieprzyjemne ukłucie. Zupełnie tak jakby ktoś wbił w sam środek jej żołądka lodowy szpikulec. Po raz kolejny pojawiła się myśl, czy gdyby pokierowała swoim życiem inaczej, czy może teraz nie kręciła się po tajemniczym dla niej świecie, szukając po omacku rozwiązania swoich błędów. Ostatni czas jej życia opierał się na rozmyślaniu, na tworzeniu różnych scenariuszy wydarzeń, które prowadziły ją do szczęśliwego zakończenia, ale bez względu na to jak pozytywnie próbowała myśleć, na końcu zawsze pojawiał się ogień, który wszystko niszczył.
Pytanie, blondynki sprawiło, że dziewczyna zatrzymała się na chwilę w miejscu. Czy miała w swoim życiu kogoś, do kogo mogła by wrócić zmęczona i naprawdę odpocząć, czy w różnych częściach galaktyk znalazła chociaż ten mały skrawek, który mogłaby uznać, że swoje miejsce.
-Nie- Odpowiedziała po chwili milczenia -Stwarzam z dużo kłopotów- Nikt na nią nie czekał, bo przecież przez kilka lat była oficjalnie uznana za zmarłą. Życie dosłownie jej minęło, a ona nawet tego nie zarejestrowała.
-Nie chodzi o to, że nie mam ludzi, których lubię, z którymi lubię spędzać czas, ale to nie to o czym rozmawiamy- Lubiła Clinta, czy strażników, którzy byli jej towarzyszami przez dłuższy okres czasu. Stworzyła z nimi wspomnienia, do których chętnie wracała, ale nawet oni nie byli w stanie wypełnić pewnej pustki.
-Ludzie często myślą, że samotność to moment w którym jest się samym na świecie, ale to nie prawda. Mogą ciebie otaczać inni, możesz mieć przyjaciół, ale nawet oni nie będą w stanie wypełnić pustki- Robin czuła się poniekąd winna, może nawet niewdzięczna właśnie przez to co czuła. Miała przyjaciół, a jej ciągle było mało i ponownie postawiła wszystko na jedną kartę, aby zgarnąć dla siebie całą nagrodę, przyjmując z pełną świadomością to, że może stracić wszystko.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
– Być może to jeszcze nie ten czas – próbowała się uśmiechnąć, kiedy Robin odpowiedziała, że nie ma kogoś takiego, kim Loki był dla niej.
– Doskonale znam to uczucie. Samotność. Pomimo ludzi, którzy się tobą interesują czujesz, że czegoś ci brak. To cię zżera, niszczy od środka… Kiedyś myślałam, że nie żyje – wyznała. – Był czas, że opłakiwałam śmierć męża… oczywiście niesłusznie, ale nie było wtedy mowy o innym rozwiązaniu. Byłam przekonana, że już go nie zobaczę. To uczucie pustki rozrywało mnie od środka. Kiedy okazało się, że to nie prawda. Nie wiedziałam, czy go uduszę własnymi rękami za to, że go nie było, czy rozpłaczę się ze szczęścia. W sumie zrobiłam trochę tego, trochę tego… – uśmiechnęła się do siebie wspominając noc, w której Loki odkrył przed nią, że żyje. Strzeliła do niego z kuszy. To było kłamstwo idealne. Nawet zaczarował zwłoki by przypominały jego. Tak oszukał Addie, która była w stanie poznać się na kłamstwie.
– Kiedy posmakujesz uczucia jakim jest bratnia dusza. Kiedy rozumiesz drugą osobę bez słów, wiesz co go złości, co bawi. Już po krokach, które stawia wiesz w jakim jest nastroju. Kiedy ma cię w garści posyłając jedno spojrzenie nie sposób jest się od tego uwolnić, to jak narkotyk. Jesteś na głodzie, szalejesz, kiedy nie słyszysz jego głosu, jego oczy nie patrzą na ciebie. Ale w pewnym sensie czerpiesz z tego przyjemność. Kiedy masz pewność, że on również szuka cię wzrokiem pośród tłumu, pragnie cię zadowolić w każdy znajomy sobie sposób. Nawet jeśli tego nie mówi na głos, jest. Ja mówię o miłości, ktoś inny powiedziałby, że to uzależnienie. W sumie obustronne.
Addie przeszła do kolejnego straganu, gdzie wyłapała dwie dobrej jakości koszule. Podała jedną Robin.
– Spójrz, będzie ci pasować – powiedziała kontynuując poszukiwania.
Offline
Nawet Robin, osoba która mogłoby się wydawać, że była na tyle samodzielna, jak się okazywało miała podobne potrzeby co chyba niemal każdy człowiek na tej ziemi. Chociaż Ruda naturalnie jak zawsze nie powie na głos o swoich pragnieniach. Może dlatego, że myśl o tym, że to czego pragnęła jej się nie należało była w niej zbyt mocno zakorzeniona.
-Był kiedyś ktoś w moim życiu- Powiedziała po czym przejechała dłonią bo jedwabnym szalu, który znajdował się na jednym ze straganów.
-Wszyscy próbowali mnie zmieniać. Nawet Stark, chociaż on pewnie nazwałby to inaczej. On pojawił się nagle i chyba za punkt honoru obrał sobie to, aby mnie irytować. Był strasznie przemądrzały, pewny siebie, wyniosły, ale jako pierwszy i jedyny nie widział we mnie wadliwego produktu. Owszem przez jego intrygi o mało co nie wpadłam w łapy hydry, ale ostatecznie mnie uratował. Do tej pory pamiętam to jego spojrzenie, kiedy dowiedział się co zamierzają ze mną zrobić. Takiej wściekłości nie widziałam jeszcze nigdy. Po wszystkim myślałam, że go zamorduję, ale czułam, że nie mógłby mnie skrzywdzić. On jedyny umiał mnie uspokoić i wcale nie potrzebował do tego magii, czy zmyślnych wynalazków Starka- Na twarzy Robin pojawił się delikatny uśmiech. Rzadko wracała do tych wspomnień, a jeszcze rzadziej mówiła o tym głośno.
-Może gdybym wcześniej mu powiedziała o tym co czułam do niego...- Urwała po czym pokręciła lekko głową
-Z resztą, to i tak by nie wyszło. Nie byłam dobrą partią dla niego. Jego rodzina raczej mnie by nie zaakceptowała- Czasami wyobrażała sobie to jak Odyn by na nią zareagował gdyby nagle pojawiła się w Asgardzie. Może sam by doprowadził do Ragnaroku, aby tylko jego kraj nie był już nawiedzany przez kataklizm imieniem Robin.
Ruda wzięła od blondynki wybrane dla niej koszule. W zasadzie obydwie oprócz koloru nie różniły się zbytnio niczym. Te same lniane materiały, ale w tych warunkach raczej o wygodne dresy było dość ciężko. Dlatego trzeba było brać co było
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
-Twoje sprzeczności mnie zadziwiają - lekko zmieniła temat. -Raz jesteś pewna siebie, by po chwili stwierdzić, że na nic nie zasługujesz. Każdy zasługuje na szczęście Robin. Nigdy nie jest ono takie samo, ale jest ważne. Dla każdego przeznaczenie utkało inną drogę, ale trzeba pamiętać, że wszystko jest ulotne, ma swój kres. Okres mroku zawsze przegoni światło słońca - powiedziała chwile po tym jak kupiła suknie w kolorze butelkowej zieleni. Była prosta, z lekko wyciętym dekoltem. Nie mogła się powstrzymać, nosząc na sobie ten kolor czuła sile jaką dawała jej obecności męża.—Wracając… mówienie o swoich uczuciach jest trudne. Boisz się, że jeśli kogoś wpuścisz to okaże się to błędem, że ten ktoś może zranić i zostawić z krwawiącym sercem. Mój mąż kiedyś wyznawał zasadę, że nikogo do siebie nie dopuszczał. Zamknął serce. Długo przebijałam się przed jego mury. Z kruszeniem swoich też się nie spieszyłam. Kiedy zdałam sobie sprawę, że go kocham, milczałam. Czekałam, aż on wykona kolejny krok. Czekałabym w nieskończoność - uśmiechnęła się pod nosem- Ale w końcu odważyłam się przyznać. W najgorszym możliwym momencie, ale to zrobiłam… - Addie często wraca do chwili kiedy po raz pierwszy powiedziała Lokiemu, że go kocha. W środku nocy, na placyku ćwiczebnym, z którego wyruszał do Wanaheimu jako dowódca wojsk. W ostatniej chwili wpadła na płac jak burza. Zatrzymała go, objęła ramionami. Powstrzymując łkanie wyznała swój najgłębszy sekret nie otrzymując odpowiedzi.
-Gdybym przejmowała się tym co myślą o mnie inni, a zwłaszcza teść.. zwariowałabym -zaśmiała się. - Od pierwszej chwili w Asgardzie byłam na ustach wszystkich. To była sensacja. Midgardzka dziewczyna pośród mitycznych bóstw. Nie wspominając, że każda rozmowa z teściem przyprawiała mnie o zawał serca było całkiem znośnie. Mój mąż nigdy nie pozwalał by działa mi się jakakolwiek krzywda. Pilnował tego, żeby każdy odnosił się do mnie z szacunkiem. Pomimo początkowego chłodu między nami, nigdy nie czułam się gorsza, czy w jakikolwiek sposób poniżona. Co innego facet, któremu na tobie zależy on to wszystko robi nie tylko z obowiązku, ale dlatego, że tak podpowiada mu serce. Każdy popełnia błędy, taka już nasza natura, ale spróbować je naprawić, zadośćuczynić.. to wymaga odwagi. Potrzebujesz jeszcze czegoś? Mamy Jeszce trochę pieniędzy. Może Clintowi coś by się przydało?- dodała przystając przy kolejnym straganie.
Offline
-Nie można być we wszystkim pewnym siebie- Robin wiele nadrabiała swoimi odpowiedziami, być może pewność siebie, którą pokazywała innym, była jedynie iluzją za którą ukryła tę część siebie, której nie była w stanie zaakceptować, albo uważała, że inni nie zaakceptują.
-Ja tak naprawdę nie wiem czy on czuł to samo do mnie. Nie było okazji o tym porozmawiać, za dużo się działo, ale widzisz tu już nie chodzi o mnie- Nie wiedziała czego mogła się spodziewać, kiedy już natrafi na Lokiego w tych wielkich nordyckich zaświatach. Czy będzie nadal taki sam, czy będzie ją pamiętać. Mogło się okazać, że cała jej podróż była jedynie stratą czasu, ale to byłby już najgorszy z możliwych scenariuszy
-Na ziemi jest ktoś kto za nim tęskni, i chciałby go ponownie zobaczyć. Nie spodziewam się dla siebie niczego wielkiego, wtedy mniej się rozczaruje- Temat w końcu sie rozmył, może został na razie wyczerpany, albo obydwie dziewczyny stwierdziły, że nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Skupiły się na przeglądaniu rzeczy. Robin zdecydowała się na czerwoną lnianą bluzkę, oraz czarne spodnie, blondynka rzuciła, jednak pytanie czy Clint by czegoś nie potrzebował. Na te słowa Robin uśmiechnęła się szeroko
-Kupić mu możesz, ale spróbuj go przekonać, aby się przebrać. W życiu nie zrzuci swojego stroju- Znała łucznika już na tyle długo, aby wiedzieć, że jego przywiązanie do stroju było chyba nawet większe niż do jego własnej rodziny. Chociaż chętnie by obejrzała starania Addie, aby namówić Clinta do zmiany wizerunku.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie nie oponowała, gdy temat się urwał. Czuła, że powinna na razie zostawić to tak jak jest. Każda z nich uchyliła rąbka tajemnicy swojej historii. Addie stwierdziła, że chętnie dowiedziałaby się więcej o Robin, ale nie chciała wyjść na natrętną. Spodobała jej się ta odmiana, Robin nie dogryzała jej przy każdej nadarzającej się okazji co było całkiem miłe. Kobieta zajrzała w swoje zakupy. Jedna suknia, ciemno brązowe spodnie i niebieska koszula. Zostało jeszcze jedno.
-Chodź - popędziła Robin zmierzać do straganu na uboczu. Handlarka spojrzała na nie przyjaźnie.
-Dobrego handlu - przywitała się blondynka. -Potrzebuje ciętego, chłonnego materiału. Miękkiego - wyjaśniła Addie. Kobieta zdawała się czytać władczyni w myślach. Po chwili na blacie straganu wyładowała bała miękkiego białego materiału. Addie dotknęła go sprawdzając czy spełni jej potrzeby. Uznała, że powinno wystarczyć.
-Poproszę uciąć dla dwóch kobiet - poleciła handlarce.
-W czymś musi chodzić ten nasz avengers - zamyśliła się szukając wzrokiem straganu z męską odzieżą. Kiedy handlarka podała blondynce pocięte kawałki materiału ta schowała je do torby. Była gotowa na kolejną, ostatnia rundkę po straganach.
Sprawa kupienia męskiego odzienia poszła jej sprawniej niż początkowo zakładała. Już na pierwszym straganie udało się jej kupić niebieską koszulę, a na straganie obok spodnie, choć nie była pewna czy będą pasowały. Addie uznała, że zakupy zostały zakończone.
- Zgłodniałam - powiedziała blondynka wzdychając ciężko.
Z lekkim wiatrem obił się o ciało Addie znajomy zapach. Blondynka od razu go rozpoznała. Obróciła się w poszukiwaniu stoiska piekarza. Uśmiechnęła się.
- Zaraz spróbujesz czegoś wspaniałego - zwróciła się do Robin i pociągnęła ją w stronę straganu.
Na drewnianym blacie leżały różnego rodzaju bułki i chleby, ale Addie interesowały niewielkie bułki obsypane prażonymi orzechami. Zapłaciła za dwie, po czym podała Robin jedną z nich.
- Uwielbiam je. Bułki są z orzechami i miodem. Kiedy robili je na kuchni, dosłownie wszędzie było czuć ich zapach - wspominała. - Najlepiej smakują z nektarem owocowym - dodała po czym skosztowała przysmaku.
W Nowym Asgardzie również wypiekali te bułki, jednak nie były takie same. Produkty jakie były wykorzystywane nieco różniły się od tych asgardzkich, co finalnie różniło się smakiem.
- Wracamy? Czy chcesz coś jeszcze porobić? - zapytała z entuzjazmem.
Offline
Dzień z Addie chociaż w ocenie Robin zapowiadał się na absolutną tragedię, minął w dość sympatycznym tonie. Obyło się bez złośliwych komentarzy, czy wzajemnym dogryzaniu, a nawet dziewczyny nie rzuciły się sobie wzajemnie ani razu do gardeł. Mimo to ruda i tak nadal wydawała się być nieco zdystansowana do blondynki. Nie była pewna tego, czy ta szczera rozmowa, która miała miejsce to był dobry pomysł. Rzadko się przed kimś otwierała, a jeszcze rzadziej przed tak naprawdę obcą dla niej osobą. Odsłonięcie swoich słabości w przyszłości mogło ją wiele kosztować, gdyby blondynka nagle postanowiła ją wykiwać.
-Ruszajmy- Powiedziała po zjedzonym posiłku. Podejrzewała, że gdyby zbyt długo by się nie pojawiały, to Clint mógłby zacząć poszukiwać ich zwłok podejrzewając, że puszczenie ich we dwie bez żadnej opieki nie było do końca dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę jak ostatnio wyglądały relacje Robin i Addie. Szły ulicami miasta mijając ludzi, którzy również powracali do swoich domów po załatwieniu wcześniej swoich spraw, jednak Robin zatrzymała się w pewnym momencie. Przymknęła na chwilę powieki, po czym kiedy zawiał delikatny wiatr, który poruszył jej rudymi włosami wzięła głęboki wdech. Poczuła charakterystyczny zapach, który otulił ją niczym koc, a po chwili znajome ciepło w dłoniach.
-Na ziemię!- Krzyknęła i podbiegła do Addie chwytając ją mocno za ramię i pociągnęła w tył, a zaraz potem ściągnęła prosto do ziemi. Okna pobliskiego budynku wydawały się napęcznieć, a zaraz potem zostały wysadzone przez snop ognia, który pędem pognał prosto w stronę tej dwójki. Robin wyciągnęła dłoń przed siebie, a płomienie posłusznie wchłonęły się w jej dłoń, pozostawiając po sobie jedynie jasne ślady pod porcelanową skórą dziewczyny.
-To nie było naturalne- Mruknęła spoglądając na płonący dom, a ludzie dookoła zaczęli wpadać w panikę.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie musiała przyznać, że czas spędzony w towarzystwie Robin minął dość przyjemnie. Nie bardzo wiedziała, dlaczego zaczęła jej wyjawiać coraz więcej szczegółów ze swojego życia, ale nie żałowała. Czasami rozmowa z obcą osobą wnosi więcej do twojego życia niż rozmowa z przyjacielem.
Kiedy blondynka skończyła jeść bez ociągania ruszyła za rudowłosą. Znużenie zaczęło ją dopadać, dlatego też nie pogardziłaby łóżkiem i snem do przedpołudnia. Kąpiel. Bala wypełniona gorącą wodą było jej aktualnym największym marzeniem. Nie mogła się doczekać chwili gdy zanurzy swoje obolałe ciało w pachnącej wodzie.
Kiedy wojowniczka myślami odpłynęła do wieczora, do chwili, w której będzie mogła się odprężyć poczuła mocne szarpnięcie. Kiedy Robin pociągnęła blondynkę w dół, ta instynktownie położyła się płasko na ziemi i zakryła dłońmi tył głowy. Dopiero po chwili dotarło do niej co się dzieje. Mieszkańców ogarnęła panika. Jeden z pobliskich domów stanął w ogniu. Niestety Addie nie był w stanie ocenić sytuacji z pomocą swoich mocy. Tłum wpadł w szał, ludzie biegali, wpadli na siebie jakby błądzili na oślep. To mocno ją dekoncentrowało. Chwile po wybuchu Addie przyklęknęła na jedno kolano i rozejrzała dookoła.
- Co się dzieje? - zapytała zdezorientowana. Przywołała swoją zbroje, bo pierwsze co wyczuła to była duża ilość magii.
Blondynka postanowiła zaufać Robin, gdy ta stwierdzała, że wybuch nie był niczym normalnym. Oznaczało to tylko jedno, kłopoty.
Z płonącego domu zaczęły dobiegać krzyki rozpaczy i bólu. Byli tam uwięzieni ludzie.
– Trzeba im pomóc – postanowiła Addie. – Dasz radę je zaabsorbować? Płomienie? Wejdę tam i oczyszczę budynek – szybko przedstawiła swój plan szukając jakieś osłony, która mogła jej się przydać w gorącym otoczeniu.
Offline
Panika, nieodłączna rzecz każdej tragedii, ale jednocześnie jedyny scenariusz, który miał rację bytu. Pierwotny instynkt bez względu na rasę zawsze w takich sytuacjach dawał o sobie znać. Wszyscy próbowali ratować własną skórę na skutek czego pierwotnie było jeszcze więcej poszkodowanych. I tu właśnie swoje miejsce odnajdywali bohaterowie. Ludzie, pozbawieni pierwotnych odruchów, ryzykanci, którym nie straszne były ryzyko.
-Ktoś musiał się narazić komuś potężnemu- Odpowiedziała spoglądając na to jak płomienie pochłaniają powoli kolejne kondygnacje domostwa. Robin nie chciała się mieszać, chociaż ten jeden raz. Tym bardziej, że ostatnio kiedy komuś pomogła, to nie skończyła jako bohaterka, nie zmieniło to sposobu myślenia o niej. Dostała nawet solidny opieprz od Starka, który przecież chciał zrobić z niej bohaterkę, a kiedy zrobiła coś dobrego, nagle się okazało, że wedle niego nie jest jeszcze gotowa.
-To nie nasza sprawa- Rzuciła w jej stronę, ale widząc spojrzenie dziewczyny wiedziała, że nic jej nie powstrzyma. Z jej pomocą czy bez i tak wskoczy do tego budynku, ale wtedy jej szansa na przeżycie była nikła.
-Tylko szybko, nie wchłonę wszystkiego, chyba, że chcesz aby całe miasto spłonęło- Miała swoje granice, których nie chciała po raz kolejny przekraczać.
Stanęła nieopodal płonącego domu i wzięła głęboki wdech. Wytworzenie płomieni to była bułka z masłem, ale pochłonięcie ich to już zupełnie inna bajka. Ogień był kapryśnym i trudnym do opanowania żywiołem. Rozgorzały nie chciał się dać tak łatwo zawładnąć. Rozłożyła dłonie na boki i spojrzała na płomienie, które zaczynały lizać framugę drzwi wejściowych. Czuła je, ich gorąc, ich niepokorność. Musiała zacząć toczyć swoistą walkę o to, aby owe płomienie chociaż trochę się zmniejszyły i utorowały dziewczynie drogę
-Teraz biegnij- Powiedziała, kiedy płomienie się rozstąpiły i leniwie oraz powoli zaczęły wyciągać się w stronę dłoni Robin, aby po chwili wchłonąć w jej skórę i tworzyć pod nią świetlne smugi rozchodzące się po jej ciele. Walka nie była łatwa. Czasami dziewczyna traciła panowanie na skutek czego płomienie na nowo zaczynały zwiększać swoją objętość, ale Robin udawało się je pochłaniać kawałek po kawałku.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie puściła każdą uwagę Robin mimo uszu. Wiedziała, że to niebezpieczne, ale nie widziała innego wyjścia jak pomóc uwięzionym w budynku ludziom. Zerwała ze sznurów bieliźnianych koc i odnajdując wzrokiem beczkę z deszczówką zanurzyła w niej cały pled. Ociekający wodą materiał narzuciła na siebie. Kiedy Robin dała znać ruszyła biegiem w stronę drzwi. Wywarzyła je kopiąc w nie z całej siły. Drewniana płyta złamała się wpuszczając ją do środka. Pierwszym co poczuła to palące w gardło gorąc. Oddychanie stało się niemal nie możliwe. Dym skutecznie ograniczał jej pole widzenia, ale nie powstrzymało jej to przed wejściem na piętro, gdzie ogień dopiero skakał po schodach. Co chwili napadały ją napady kaszlu. Zatykanie ust i nosa mokrą szmatą niewiele pomagało. Stanęła na dywanie, na którego rogach już tańczyły ogniki. Po ściennej boazerii wdrapywały się szalone gorące rzeki ognia. Z pierwszego pokoju na prawo usłyszała rozdzierające umysł krzyki. Ktoś mocno panikował. Kobieta. Addie znów otworzyła drzwi kopnięciem. W środku, przy oknie stały dwie kobiety.
– Zwariowałyście? Odsuńcie się od okna – warknęła do nich łapiąc się framugi.
Ciało błagało chociaż o najmniejszy oddech świeżym powietrzem. Zanim Addie zamknęła z powrotem okiennice zauważyła pod oknem wóz z sianem. Dym kłębił się wszędzie, ale nie widziała płomieni.
– Dalej, skaczcie – poleciła kobietom, które stały jak sparaliżowane. Addie obudziła w sobie moc. Schowała ich strach, wydostając na zewnątrz determinację, nieco odwagi. Kobiety drżały, ale po chwili złapały się za ręce i wyskoczyły z parapetu. Kiedy blondynka upewniła się, że są bezpieczne ruszyła w dalszą drogę. Na korytarzu przywitała ją fala gorąca. Droga na dół została odcięta. Jeśli jest tam ktoś jeszcze, może nie będzie miała szansy wydostać się z tego cała. Weszła do pokoju naprzeciwko, żeby przemyśleć następny krok. W dzbanku na stole znalazła wodę, którą polała pled. Już miała ruszyć na poszukiwania, kiedy usłyszała pełen rozpaczy krzyk tuż za oknem.
– Moje dzieci! – krzyczała kobieta na ulicy. Z bólem wypisanym na twarzy wpatrywała się w płonący budynek. Próbowała dostać się do środka, ale drogę zagrodziło jej kilkoro gapiów.
Na samą myśl o dzieciach Addie zrobiło się słabo. Doskonale rozumiała strach matki. Musiała znaleźć dzieci i wydostać się z płonącego domu, zanim Robin całkiem opadnie z sił. Kobieta wybiegła na korytarz i skierowała się na wyższe piętra domu. Płomienie goniły ją smagając pięty i łydki. Z czoła spływały jej rzeki potu, które cały czas próbowała ocierać, jednak żar sprawiał, że woda, którą polała pled nagrzewała się w zawrotnym tempie. Czuła, jak zaczyna ją piec skóra. Doskonale znała uczucie poparzenia. Musiała szybko znaleźć dzieci. Kobieta znów posłużyła się swoją mocą. Odnalazła duże pokłady strachu na końcu korytarza. Weszła do środka po cichu. Pokoik był dobrze oświetlony, przez duże okno. Bez wątpienia był to pokój dziecka. Najważniejszym sygnałem przemawiający za ty była kołyska stojąca na środku dywanu.
Addie zdjęła z siebie gorący pled i rzuciła go w kąt pokoju. Ogień dotrze tu lada chwila. Musiała się spieszyć. Zajrzała do kołyski, kiedy zobaczyła śpiącego w niej niemowlaka, poczuła ból w sercu. Tęsknota do dzieci wróciła do niej w najmniej oczekiwanym momencie.
– Hej maleństwo. Wybacz, jeśli cię obudzę, ale musimy szybko stąd wyjść – powiedział podnosząc dziecko z kołyski. Nagle poczuła tępy ból na wysokości biodra.
Przycisnęła do siebie dziecko i obróciła się. Tuż przed nią stał mały chłopiec z drewnianym kijem.
– Spokojnie – odezwała się wojowniczka. – Przyszłam po was. Mama na was czeka przed domem – wyjaśniła.
– Jak wyjdziemy? Nie ma wyjścia – zainteresował się chłopiec odgarniając opadające mu na czoło blond włosy.
– Zaraz coś wymyśle, ale musisz mi pomóc dobrze?
Chłopiec pokiwał głową. Addie niepokoiły odgłosy z korytarza. Drewno strzelało co generowało nieznośny hałas. Ogień był tuż, tuż a kolejną tego oznaka był dym wpadający do pokoju spod drzwi.
Blondynka spojrzała na duże okno. Wyglądając przez nie zauważyła na sąsiednim domu ornamenty, które podsunęły jej pomysł. Musi mieć wolne ręce. Kobieta odłożyła nadal śpiącego niemowlaka do kołyski i przeszukała wszystkie szafki w poszukiwaniu prześcieradła. Wychowując trójkę dzieci nauczyła się kilku sztuczek. Chusta byłaby lepsza, ale nie miała żadne pod ręka. Położyła malucha na prześcieradle i przyłożyła go do piersi. Metal zbroi był nagrzany od wysokich temperatur więc Addie zabezpieczyła niemowlę przed poparzenie składając prześcieradło. Zawiązała materiał tworząc torbę jaką posiadają kangury. Dzięki temu wyniesie dziecko, a ręce będzie miała wolne.
Addie otworzyła okno i przeszła przez parapet na dach. Wyciągnęła dłoń do chłopca.
– Jak masz na imię? – spytała, gdy zauważyła, że chłopiec nie bardzo jej ufa.
– Rollo – odparł niepewnie.
– Rollo to imię wojowników – odparła z dumą. – Wiesz czym wyróżniają się wojownicy? Nie tym, że nie czują strachu. Każdy się boi. Sztuka polega na tym, żeby działać pomimo tego strachu. Pomogę wam wrócić do mamy – powiedziała łagodnie.
Chłopiec nadal się wahał, a spod drzwi zaczęły wyłaniać się płomienie.
Kiedy Addie otworzyła usta, żeby go popędzić, chłopieć złapał mocno jej dłoń. Kobieta pomogła mu dostać się na dach. Teraz już bułka z masłem. Rozwinąć bat. Przelecieć nad płonącym domem, wylądować.
Addie czuła jak jej serce wali jak oszalałe. Dodatkowe kilka kilo z przodu jedynie utrudniało poruszanie się. Jedną ręką asekurowała głowę niemowlęcia, drugą ręką trzymała mocno dłoń chłopca. Przeszli ostrożnie kroczek po kroczku do krawędzi dachu.
– Co teraz? – zapytał spanikowany Rollo.
– Teraz? Czary – odparła spokojnie Addie. Blondynka rozwinęła bat i strzeliła nim nakazując się mu wydłużyć. Pilflagell dostosowywał się do jej potrzeb, mogła mu rozkazywać za pomocą zaklęcia, które aktywowała razem z przyjaciółmi. Trenując z bronią lepiej ją poznawała, a broń lepiej poznawała ją. Zawsze śmiała się z Thora, który rozmawiał z Mjolnirem, ale z biegiem czasu zauważyła, że jej bat jest podobnym zjawiskiem. Jest przedmiotem z duszą, nawet jeśli stworzoną z magii.
Kobieta zamachnęła się złotym batem i puściła crack na wystający z fasady ornament. Bat zahaczył o jakąś nierówność i zaklinował. Addie pozostało mieć nadzieję, że wystarczy to by przenieść ich na bezpieczną wysokość. Czekał ich skok z czteropiętrowca.
Addie przywołała do siebie Rolla.
– Trzymaj się mocno mały. Mam tylko jedną rękę. Złap mnie za szyję, ale uważaj na brata –poleciła.
– To moja siostra –poprawił ją chłopiec, po czym wykonał polecenie Addie. Kobieta wzięła głęboki oddech i zeskoczyła z krawędzi dachu. W dole, na ziemi wybuchło poruszenie.
Addie dostrzegła kątem oka Robin, ale nie miała czasu, zęby się jej przyjrzeć. Jedną ręką trzymała bat. Drugą podtrzymywała chłopca, który mocno się jej trzymał. Kiedy zbliżali się do ścian sąsiedniego domu Addie podkurczyła nogi i obróciła się by nie zderzyć się ze ścianą piersią, a bokiem. Zamknęła oczy gotowa na uderzenie. Kiedy nastąpiło jej ciało przeszył okropny ból. Zacisnęła zęby, żeby przypadkiem nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Obie ręce zostały wystawione na ciężką próbę. Addie poczuła jak Rollo podskoczył i po chwili zaczął się z niej zsuwać. Ból rozrywał jej mięśnie. Zaczęła powoli zsuwać się z bata. Dłoń obtarła się w zawrotnym tempie. Do oczu cisnęły się jej łzy, a w gardle palił krzyk. Siła uderzenia obudziła niemowlę, które zaczęło gorzko płakać. Nagle kobieta poczuła twardą powierzchnię pod stopami. Puściał bat po czym od razu opadła na kolana ciężko dysząc. Zwinęła się w kłębek odpoczywając po trudnej samobójczej misji.
Offline
Robin miała z pozoru proste zadanie. A przynajmniej tak mogło się wydawać niektórym ludziom, którzy z boku przyglądali się dziewczynie. Jednak gdyby przyjrzeć się uważniej to bez problemu można było dostrzec na jej twarzy wysiłek, oraz zmęczenie, które zwiastowało to, że długo nie będzie już w stanie zapanować nad żywiołem.
-Pośpiesz się- Powiedziała przez zaciśnięte zęby, kiedy próbowała wchłonąć kolejną porcję płomieni do swojego ciała. Nie była studnią bez dna, a każda nadwyżka mocy w jakiś sposób będzie musiała zostać przez nią zwrócona. Nie magazynowała swojej energii, bo zwyczajnie nie mogła sobie na to pozwolić. Jej moc i bez tego była potężna.
-Co się tu...- Usłyszała za swoimi plecami znajomy głos. Nie odwróciła się, aby spojrzeć na Clinta, który musiał być w wyraźnym szoku.
-Gdzie Addie?- Zadał kolejne pytanie na co Robin odpowiedziała cichym warknięciem
-Jeżeli się nie przymkniesz, to pewnie już jej nie zobaczymy- Odpowiedziała. Czuła jak żart rozpierał jej mięśnie, a wnętrzności wydawały się zaczynać gotować, aby zrobić miejsce dla nowego mieszkańca w jej ciele. Wpatrywała się w budynek starając się wypatrzeć tej blond czupryny, i w końcu ją dojrzała. Wzięła głęboki wdech i tak jak tylko mogła starała się ułatwić dziewczynie widowiskowy skok, aby przypadkiem nie wleciała w żadne z płomieni. I chociaż Addie wylądowała bezpiecznie, to Robin nie zakończyła swojego działania. Dalej pochłaniała ogień, chcąc najwyraźniej zatrzymać jego dalsze rozprzestrzenianie się.
-Robin wystarczy, nie poradzisz sobie z taką ilością mocy- Powiedział łucznik, ale Ruda kompletnie go nie słuchała absorbując kolejne dawki energii. Mężczyzna chwycił ją mocno za ramię, ale szybko cofnął dłoń, kiedy ciało dziewczyny boleśnie go oparzyło. Łzy napłynęły do lazurowych tęczówek, a z nosa Robin pociekła stróżka krwi. Wszystko doprowadziła, jednak do samego końca. Zaprzestała dopiero w momencie, kiedy w domostwie zniknęły ostatnie języki ognia. Przymknęła na chwile powieki dysząc ciężko, a po chwili uniosła dłonie nad głowę, ku niebu wystrzelił snop ognia, sprawiając że niebo stało się krwisto czerwone. Oddawała wszystko to co udało się jej pobrać, ale w taki sposób, aby nie zrobić nikomu krzywdy. Trzeba było przyznać, że było to widowiskowe. Dziewczyna stojąca po środku ulicy, właśnie swoją mocą zmieniła kolor nieba, a wokół jej sylwetki, czy w nieco uniesionych ognistych włosach można było doszukać się przemykające iskry i płomienie, które uchodziły z jej ciała. W końcu, kiedy poczuła charakterystyczne wyczerpanie, opuściła dłonie i spuściła lekko głowę dysząc ciężko. Nie pamiętała, kiedy użycie swojej mocy kosztowało ją tyle energii, ale czuła się naprawdę wyczerpana.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Dopiero po dłuższej chwili do Addie zaczęły docierać bodźce zewnętrzne. Pierwszym z nich był krzyk dziecka nadal przywiązanego prowizoryczną chustą do jej piersi. Kobieta ostrożnie rozwiązała supły i wzięła malca w ramiona. Bolało ją całe ciało. Prawa dłoń obtarta do krwi od ściskanego bata, obity bok, z pewnie połamanymi żebrami utrudniał nabieranie kolejnych głębokich wdechów. Dym skutecznie podrażnił jej gardło co poskutkowało, że blondyna wydawała z siebie charkliwe dźwięki raz po raz łącząc się z wtłaczaniem powietrza w płuca. Kobieta rozejrzała się w poszukiwaniu drugiego małego pasażera. Rollo stał kilka kroków dalej wypatrując kogoś w tłumie. Po chwili przez ludzi przedarła się płacząca kobieta. Najpierw przytulam chłopca, po czym rzuciła się do klęczącej a ziemi wojowniczki. Odebrała od niej płaczące dziecko i mocno przytuliła do siebie.
– Dziękuję – wyjąkała zdenerwowana. Otuliła starszego chłopca wolną ręką i ruszyła przed siebie.
Addie próbowała podnieść się na równe nogi. Niestety wymagało to więcej eneri niż początkowo zakładała. Pomimo mocnego bólu udało się jej wyprostować sylwetkę. Zauważyła Robin, która nadal wyciągała płomienie z budynku. Chciała coś powiedzieć, ale zamiast się wypowiedzieć zakaszlała mocno. Głowę blondynki przeszył mocny ból. Dawka energii jaką dysponowała w tamtej chwili Robin była potężna i bardzo niebezpieczna. Kobieta nie miała już sił. Spróbowała postawić pierwszy krok, ale od razu znów wylądowała na kolanach. W chwili, gdy w niebo wystrzelił słup ognia Addie pochyliła głowę, niemal dotykając czołem ziemi. Z trudem podnosiła głowę by zobaczyć co się właściwie dzieje. Od Robin bił prawdziwy żar. Spomiędzy jej włosów uciekały iskierki, jej skóra wydawała się płonąć. Addie nie mogła pojąć, jakim cudem jak wątła osóbka wytrzymuje takie pokłady mocy. To nie było coś normalnego. Oczywiście, widziała potężnych magów, nawet kilkoro bogów, ale ich energia była częścią ich, od razu było czuć, że w towarzystwie pojawił się ktoś potężny. Robin bardzo dobrze umiała się kryć albo nie panowała nad tym co się z nią dzieje. Kiedy ruda pozbyła się nadmiaru mocy opuściła dłonie. Addie odetchnęła z ulgą w nadziei, że to już koniec dzisiejszej przygody
Offline
-Czy was nie można zostawić nawet na chwilę samych, aby nie doszło do jakiś tragedii?- Zapytał się Clint i podszedł do Addie, po czym przerzucił jej rękę przez swoją szyję i pomógł wstać z ziemi. Robin wierzchem dłoni wytarła górną wargę, bo krwotok z nosa nadal się utrzymywał, a może nawet się wzmocnił. Łucznik podszedł do drugiej dziewczyny i również jej dłoń przełożył przez swoją szyję, aby upewnić się, że nagle nie zemdleje.
-Chodźmy stąd, bo zaraz zacznie się chryja- Szczerze wątpiła w to, że to co zrobiła wzbudziło w kimś taki czysty podziw. Znała już życie na tyle, aby wiedzieć, że teraz i tutaj pewnie stanie się wyrzutkiem do którego każdy będzie podchodzić z dystansem
-Lubisz ryzykować życiem prawda- Rzucił szybko Clint, po czym ruszył powoli, bo jednak dwie dziewczyny, które kuśtykały nieco mu ciążyły - przez uliczki miasta. Pozostawili za sobą zgliszcza, oraz ludzi, którzy najpewniej nie byli do końca pewni tego, czego właśnie byli świadkami.
Clint podprowadził dziewczyny prosto do gospody w której mieli się tymczasowo zatrzymać. Wszedł do środka i od razu posadził obie poszkodowane przy najbliższym stole.
-Trzeba będzie ciebie poskładać- Rzucił w stronę Addie i postawił przed nią kufel z krystalicznie czystą wodą
-Wypij, musisz oczyścić płuca- Mruknął, a w stronę Robin rzucił kawałek szmatki, który Ruda przystawiła sobie do nosa, który nadal obficie krwawił.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie nie oponowała, kiedy Clint zaoferował jej pomoc. Posłusznie objęła łucznika ramieniem i powoli doczłapała wspierając się na nim w stronę Robin. Kiedy doszli do gospody, a blondynka z trudem usiadła na ławie przy stole, gdzie posadził je avenger. Kobieta cicho syknęła, jednak w środku krzyczała z bólu. Może jednak nie były to tylko stłuczone żebra? Jednak lata jako wojowniczka Asgardu nauczyły ją sobie radzić. Przede wszystkim nie wolno ci krzyknąć, na torturach, kiedy cię ranią. Noszenie ze sobą cierpienia jak części siebie pozwoli wejść do Walhalii. Krzyk czyni cię niegodnym. Może i była to głupota, jak na początku uważała, ale ta dziwna tradycja zakorzeniła się w niej na dobre.
Addie posłusznie wypiła kufel wypełniony wodą. Na początku gardło piekło i drapało, ale chłód wody dawał jej odrobinę ulgi, więc piła nim całkowicie nie opróżniła kufla.
Clint po raz pierwszy okazał jej okruchy zainteresowania. Nie wiedziała jak dokładnie ma to traktować. Odkąd trafiła do tego dziwnego wymiaru nikt nie okazał jej bezinteresownej troski.
– Trzymasz się? – rzuciła pytanie w stronę Robin. Nadal bolało ją gardło, a każdy następny oddech kosztował ją coraz więcej sił.
– Jak zwykle omija mnie najlepsza zabawa – usłyszała westchnienie.
Ull podszedł do nich i beztrosko przysiadł na krańcu blatu stołu obok.
– Co to za afera? – zapytał krzyżując ramiona na piersi.
– Wybuch pożar. W środku byli uwięzieni ludzie. Dzieci – zaczęła opowiadać Addie, ale przeszkodził jej w tym napad kaszlu.
– To, dlatego przed gospodą zebrał się tłum wieśniaków? – zaciekawił się przewodnik.
– Co? – wydusiła z siebie blondynka próbując podnieść się z ławy.
Ogarnął ją niepokój. Z opowieści Robin, ludzie nie zawsze reagowali na jej moce z podziwem i mieli ku temu powody. Addie znała prawdę, przynajmniej częściową, co wydarzyło się w miasteczku. Jeśli mieszkańcy przyszli by przegonić źródło zamieszania, była gotowa z nimi negocjować. Niestety tylko mentalnie. Zacisnęła zęby i podniosła się na równe nogi. Ostrożnie postawiła pierwszy krok. Ból w boku dał o sobie znać, co zaowocowało długim jęknięciem.
„ Tylko nie krzycz” – pomyślała w duchu i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wejścia uprzednio posyłając Robin pokrzepiające spojrzenie.
Offline
Dwie dziewczyny, które wyglądały jakby właśnie stoczyły walkę życia, przykuły spojrzenia gości gospody. Robin czuła je na sobie, chociaż nie musiała nawet rozglądać się po sali
-Musiałaś wciągać te płomienie całe?- Zapytał się Clint utwiwszy błękitne tęczówki prosto w lekko oszołomioną Robin
-Gdybym tego nie zrobiła, płomienie mogłyby rozejść się, pochłonęłyby więcej budynków
-Skąd ten pożar?- Zadał pytanie, nad którym Robin zastanawiała się już od czasu początku tej afery. Jedyne co wyczuła to silny wybuch energii, ale bardziej kontrolowany. Ktoś chciał wysadzić ten budynek, a potem szybko się ewakuował.
-Może, rodzina mieszkająca tam ma na pieńku z jakimś magiem ognia, nie wiem- Rzuciła jedyną i najbardziej logiczną odpowiedź jaka mogła jej przyjść w tej chwili do głowy.
Ull dołaczył do nich chwilę później i jak to on musiał zarzucić w ich stronę jakimś żartobliwym tekstem na który Robin odpowiedziała jedynie krótkim spojrzeniem spode łba, jednak informacje jakie im przyniósł sprawiły, że Robin serce zabiło szybciej. Znała już ten scenariusz. Teraz wściekli wieśniacy będą chcieli przegonić wiedźmę, która może zagrozić ich spokojnemu życiu. Przerabiała to już w swojej rzeczywistości wiele razy
-Lepiej, abyś miał pomysł na jakiś inny przystanek. Tutaj zaraz będziemy musieli pewnie uciekać przed widłami i pochodniami- Mruknęła w stronę Ulla odsuwając szmatę od nosa, aby sprawdzić czy krwawienie chociaż trochę ustało. Na drewniany stół spadło kilka kropel świeżej krwi, ale krwawienie najwyraźniej powoli ustawało. Wiedziała, że mieszanie się nie przyniesie niczego dobrego, a jedynie skomplikuje im bardziej życie. Ludzie rzadko kiedy umieli okazywać prawdziwą i zasłużoną wdzięczność. Dużo łatwiej przychodził im strach i pogarda. Były to proste, i wygodne emocje, które teoretycznie wedle niektórych były w stanie rozwiązać wiele problemów.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
[ Wygenerowano w 0.074 sekund, wykonano 10 zapytań - Pamięć użyta: 1.56 MB (Maksimum: 2.01 MB) ]