Nie jesteś zalogowany na forum.
– Nie mogliśmy tego przewidzieć – powiedziała Addie. – Ani mi się waż obwiniać – pogroziła mu placem. – Nie ma w tym naszej winy. Igranie z magią nigdy nie jest pewne w stu procentach. Nawet jeśli wydaje ci się że masz wszystko pod kontrolą. Zawsze trzeba się mieć na baczności. Nie tracić koncentracji. – uśmiechnęła się zakłopotana.
Zamyśliła się przez chwilę, te słowa powiedział Loki do chłopców podczas jednej z lekcji magii. Waliemu nie wyszło jakieś zaklęcie, bo zbyt szybko odpuścił i się rozproszył. Loki wytłumaczył im, że gdy czarują muszą być pewni swoich zdolności, ale nie wolno im nawet na chwilę się rozproszyć, bo wystarczy chwila nieuwagi i zaklęcie może przestać działać, albo co gorsza zmutować i stworzyć coś nieprzewidywalnego.
– Znajdziemy ją. – powiedziała dobitnie. Po chwili wpadła na pewien pomysł. – Kiedy podejdziemy bliżej oceanu spróbuje ją znaleźć. Moja moc działa trochę jak satelita. Znam umysł Robin. Jeśli będzie w pobliżu wyczuje ją. Nie wiem jak duży może być zasięg, ale może warto spróbować – zastanowiła się na głos. Skupiła wzrok na Ullu, który cały czas szedł przed nimi. Odezwał się może dziś trzema słowami.
Offline
-Jesteś wybitnie mało rozmowa- Odezwał się mężczyzna przerywając milczenie, jakie zapanowało między nimi
-Hmmm...tobie za to gęba się nie zamyka- Odpowiedziała i zrównała nieco z nim krok.
-Po co milczeć skoro jest tyle do powiedzenia- Powiedział, a Robin westchnęła ciężko
-Ile masz pieniędzy w tej swojej sakiewce?- To była rzecz, która ją niebywale interesowała. Domyślała się, że bez pieniędzy nie uda się im załatwić absolutnie niczego.
-Jakieś grosze...sporo wydałem
-Nie wiem czy chcę wiedzieć na co- Mruknęła
-Trzeba będzie jakoś dorobić. Może w wiosce będą spragnieni kultury, chociaż wieśniacy to prości ludzie, rzadko są w stanie docenić potęgę prawdziwej sztuki- Z doświadczenia wiedział, że po karczmach nie opłacało się grać podniosłych ballad, bo i tak nikt nie był w stanie zrozumieć ich przekazu. Był skazany na granie jakiś skocznych świńskich pieśni ku uciesze opitych winem i miodem gości, ale żaden pieniądz nie śmierdzi
-Chyba niezbyt dochodowy zawód
-To bardziej powołanie. Dzięki mnie legendy są w stanie żyć wiecznie, nawet jeżeli ci którzy je tworzyli dawno gryzą ziemię- Robin pod skórą wiedziała, że wcześniej czy później będzie miała wątpliwą przyjemność usłyszenia jednej z wielu ballad
-Z doświadczenia wiem, że ballady przeważnie są przesadzone
-Na tym polega rola poezji. Trzeba mówić o tym o czym inni milczą
-Dość głupia rola, a ty pewnie wszystko zmyślasz- Skomentowała na co Torsten stanął gwałtownie i odwrócił się w jej stronę
-Nie zmyślam, opisuje to co się wydarzyło, ale innymi słowami- Odpowiedział wyraźnie naburmuszony, a Robin uśmiechnęła się lekko i ruszyła dalej. Czyli zmyślał, chociaż sam do tego się pewnie nie przyzna.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie zaczynała się martwić o Ulla. Był nienaturalnie milczący. Kiedy już się odzywał najczęściej mruczał coś pod nosem. Kiedy przy kolejnej próbie zagadania go przez Addie warknął na nią odpuściła. Koło południa weszli do lasu. Ull był na tyle łaskaw, że poinformował resztę o tym, za lasem znajdują się pierwsze plaże. W lesie było już prościej o jedzenie. Więc podczas drogi Addie zbierała owoc maskując głód chociaż na krótki czas.
– Chyba postawił sobie za punkt honoru, zachować milczenia dopóki Robin się nie znajdzie. Albo jest chory – stwierdziła Addie podając Clintowi świeżo zerwane maliny – Jak się nie ogarnie nici będą z moich magicznych poszukiwań – dodała po czym włożyła do ust swoją porcję czerwonych owoców.
Ull nawet się za nimi nie oglądał. Drażniły go ich rozmowy, co było dość dziwne. Zwykle był duszą towarzystwa. Teraz mdliło go na myśl, że musiałby się do kogoś odezwać. Nie do końca rozumiał tę zmianę. Może jest chory? Nonsens. Doskwierał mu brak Robin, ale czyżby to było aż tak widoczne.
Kiedy drzewa nieco się przerzedziły dostrzegł powalony konar. Zainteresowało go to co było pod konarem. Wygaszone palenisko. Ktoś tu obozował. Wyciągnął rękę na znak by reszta się zatrzymała.
Addie odruchowo położyła dłoń na rękojeści miecza, gotowa wyciągnąć go w każdej chwili. Ull zbliżył się do pniaka. Wtedy do jego nosa dotarł znajomy zapach. Rozejrzał się nerwowo szukając śladu. Dostrzegł kawałek materiału zwisający z pniaka. Nagle poczuł dużą suchość w ustach. Czuł, że jego ciało zaczyna się nagrzewać. To na pewno jej.
– Była tu – powiedział na głos. Wziął do ręki materiał, który musiał być częścią jej bluzki.
Addie podeszła do mężczyzny i przyjrzała się temu co trzymał w dłoni.
– Może nie odeszła daleko – mruknęła. Zapach jaśminu był dość mocno wyczuwalny. Elfie perfumy byly mocne, zapach długo się utrzymywał. Jest szansa, że zostawiłą ten ślad dziś.
Offline
Torstenowi i Robin udało się wyjść z lasu już jakiś czas temu. Szli teraz tak naprawdę bezdrożami przez polany.
-Pochodzisz z Miadgardu tak?- Odezwał się, a dziewczyna mruknęła jedynie twierdząco
-Skąd dokładnie?
-Z Nowego Jorku- Odpowiedziała niechętnie, ale to nie barda nie zniechęciło. Wiedział, że zazwyczaj nowo poznane osoby nie były duszami towarzystwa z resztą nie dziwił się. W tym miejscu nie zawsze opłacało się ufać obcym.
-Ale nim zapytasz się jak tu trafiłam od razu ci powiem, nie twój interes- Dodała szybko widząc, że ten już otwierał usta, aby się odezwać. Po pierwsze to faktycznie nie była jego sprawa, po drugie gdyby miała tłumaczyć mu wszystko od samego początku, najpewniej musiałaby mówić przez całą drogę do wioski, a i tak nie była pewna czy tyle czasu by wystarczyło, aby wyjaśnić wszystkie aspekty tej dość pokręconej sytuacji.
-Bywałem na ziemi- Ciągnął dalej -Dość dziwne to miejsce- Powiedział. Tamto miejsce nie przypadło mu do gustu. Ludzie wszędzie się spieszyli, byli niemili i na wszystko nie mieli czasu, a co dopiero mowa o docenieniu sztuki.
-Jakim cudem bywałeś na ziemi?- Zapytała się wyraźnie zdziwiona
-O to bardzo proste, ale ty też powinnaś to znać. Elfie wino i to dość specyficzne, tylko raz miałem okazje napić się takiego. Skoro odwiedziłaś Dorlena i jego brata, to pewnie podróż między światami nie jest ci obca- Serce Robin zabiło szybciej. On wiedział zdecydowanie za dużo, ale skąd mogła wiedzieć. Nie mogła nagle wystrzelić o tym, że posiadali specjalny kryształ, który tworzył wyrwy w rzeczywistościach
-Chociaż te kręgi kamieni potrafią być zdradliwe. Pewnie dlatego się rozdzieliliście- Stwierdził wzruszając ramionami, a Robin zaczęła w duszy dziękować, że to on wyciągnął takie wnioski
-Tak zgadzam się- Odpowiedziała tak jakby było to dla niej zupełnie oczywiste
............................................................................................................
Kiedy weszli do lasu i po chwili drogi natrafili na obozowisko, a przynajmniej na coś co je przypomniało Clint poczuł nieznaczną ulgę, natomiast kamień spadł mu już całkowicie z serca, kiedy Ull odnalazł fragment ubrania Robin.
-Bogom niech będą dzięki żyje- Powiedział i oparł się plecami o jedno z pobliskich drzew. Na razie tyle mu wystarczyło do tego, aby odetchnąć z wyraźną ulgą. W pewnym momencie na ziemi dostrzegł coś jeszcze. Podszedł powoli do tego i pochylił się. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy dostrzegł butelkę wykonaną z ciemnego szkła.
-Chyba z jej zapasami aż tak źle nie było- Mruknął unosząc butle nieco do góry, aby wszystkim pokazać. -Może nie jest tak zagubiona jak nam się wydawało- Dodał i zaśmiał się cicho. Skoro miała jeszcze siłę i chęci, aby opróżnić butelkę wina, to widocznie musiała być w nie najgorszym nastroju. Tego mógł się po niej spodziewać. W takich sytuacjach rzadko panikowała, i ostatecznie rozsądek dochodził do głosu.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie uśmiechnęła się pod nosem kiedy Clint uniósł w górę pustą butelkę po winie. Od razu poznała skąd pochodzi.
– Dzięki przodkom – westchnęła – . Przynajmniej dobrze się bawiła – skomentowała rozglądając się wokół. Ull od razu zaczął szukać śladów. Może uda im się ją dogonić jeśli bezzwłocznie ruszą dalej.
Chwilę pokręcił się w zaroślach. Wtedy zauważył dość mocno widoczne ślady. Pochylił się nad nimi. Szła na północ, ale chyba nie tylko ona. Szatyn zauważył drugi trop. Był mniej widoczny, urywał się co jakiś czas. Zaczął się zastanawiać gdzie mogłaby iść. Po co na północ. Skoro kogoś spotkała, raczej poprowadziłby ją do Nocy, chyba że..
Uderzył pięścią w ziemię, wydając z siebie głośne warknięcie. Cisowy gaj.
– Kurwa – mruknął pod nosem.
Jak trafi do wioski. To będzie koniec. Wszystko się posypie. Kurwa mógł trzymać się wersji życiorysu Ulla mocniej. Jak zaczną jej opowiadać o prawdziwym Ullu to będzie koniec. Muszą ją dogonić zanim dotrze do wioski. Koniecznie.
Ull wrócił do Clinta i Addie.
– Zbieramy się – mruknął
– Co? – zdziwiła się blondynka. – Szliśmy cały dzień. Daj odpocząć.
– Jeszcze rano tu była. Idzie na północ i to nie sama. – zaczął tłumaczyć – Dogonimy ją – dodał siląc się na spokojny ton. Krew w nim buzowała na sama myśl, ze maskarada się wyda.
– Nie sama? – zmarszczyła brwi. – To chyba dobrze – pokiwała głową. Skoro Robin ma kompana to dobry znak. Nawet jeśli nie będzie umiała się dogadać to i tak lepiej isć z kimś niż samemu.
– Właśnie nie – warknął przewodnik. – Nie wiadomo gdzie ją wyprowadzi. Będziemy szli nawet całą noc – powiedział ostrym tonem powoli zbliżając się w jej stronę.
Addie docisnęła stopy do podłoża by mieć pewność, że się nie poruszy. Nie bała się go.
– Masz jakieś zastrzeżenia? – zapytał burkliwie.
Blondynka spojrzała mu w oczy.
– Do wielu rzeczy mam zastrzeżenia – odpowiedziała spokojnie. – Po pierwsze do tego, że szłam cały dzień z ciężkim plecakiem na plecach i chce odpocząć. Jeśli chcesz iść nocą. Zgoda, ale za dwie godziny – powiedziała na odchodne. Chciała choć na chwilę stracić go z oczu. Zaczynał działać jej na nerwy. Wszyscy chcieli znaleźć Robin, ale Ull znów zaczynał się dziwnie zachowywać. Rozumiała wszystko, ale niczym nie zasłużyła by na nią warczał.
Offline
Po chwili podróży wyszli w końcu na bardziej udeptaną drogę. Robin bez problemu dostrzegła na ziemi kilka starych śladów wozów, więc musieli wyjść na jakąś bardziej uczęszczaną trasę. Torsten na chwilę w końcu się przymknął co pozwoliło Robin zagłębić się w swoich myślach. Musiała się zastanowić jaki następny znak im zostawić i w jakim miejscu, aby był dobrze widoczny, ale nie nazbyt widoczny. W pewnym momencie do ich uszu doszedł jakiś dźwięk. Bard zatrzymał się na chwilę nasłuchując
-Co to?- Zapytała się i rozejrzała dookoła. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się lekko
-Nasz transport- Odpowiedział, a po chwili zza niewielkiego wzniesienia wyłonił się drewniany wóz, ciągnięty przez jednego konia. Torsten uniósł dłoń i pomachał nią lekko, kiedy wóz zaczął zbliżać się w ich stronę. Mężczyzna, który trzymał konia za lejce pociągnął nim a koń z cichym parsknięciem stanął w miejscu. Bard podszedł do woźnicy i przez moment o czymś z nim dyskutował wskazując dłonią na różne kierunku.
-Do gaju nie jedzie, ale tu niedaleko jest mała wioska. Jest tam jedna karczma, zjemy coś, uzupełnimy zapasy, chwile odpoczniemy i ruszymy dalej- Zakomunikował wyraźnie zadowolony z siebie. Dziewczyna spojrzała na woźnicę. Był to starszy mężczyzna. Siwizna zaczynała już przeplatać jego brązowe włosy, a na twarzy widniało wyraźne zmęczenie
-No rusz się- Ponaglił ją bard, i dziewczyna ruszyła zaraz za nim w stronę wozu. Władowała się na pakę i usadowiła się wygodnie na rozłożonym na podłodze sianie. Bard też usiadł po czym chwycił w dłonie swoja lutnie i zaczął pociągać za struny tworząc nową melodię.
......................................................................................
Clint też przyjrzał sie śladom, które najwyraźniej celowo zostawiła Robin. Faktycznie miała kompana, ale on nie widział w tym aż takiego problemu jak Ull
-Jeżeli nie ma żadnych śladów walki, czy niczego niepokojącego, to mógł być to ktoś, komu Robin widocznie zaufała w jakimś stopniu- Powiedział i dźwignął się z ziemi. Ull zdawał się być jeszcze bardziej rozdrażniony i podirytowany niż wcześniej. Przypuszczał, że jak znajdą jej ślad i upewnią się, że żyje to trochę mu przejdzie. Zamiast tego uzyskali odwrotny efekt. Clint zmarszczył brwi, kiedy mężczyzna tak naskoczył na Addie bez absolutnie żadnego powodu.
-Wszyscy chcemy ją znaleźć, ale jeżeli któreś z nas padnie po drodze to nic z tego nie będzie. Przypominam, że ona- Wskazał ręką na blondynkę -O mało co nie zginęła, była poważnie ranna, nie oczekuj od niej cudów- Mruknął w jego stronę licząc, że logiczny argument niego co otrzeźwi. Sam przysiadł na przewalonym pniu i westchnął ciężko. Rozumiał wszystko, rozumiał to, że się martwił, ale nie powinien swoich zmartwień wyładowywać na nich.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
l odwrócił się na pięcie i po chwili zniknął w zaroślach. Musiał pobyć sam. Oni nie rozumieli powagi jego sytuacji. Przecież im tego nie powie. Zajął się szukaniem jedzenia. Sam zgłodniał i chociaż żołądek raczej nie będzie współpracował to musi nabrać sił.
– Co za burak – syknęła blondynka siadając na trawie. – Wystarczy, że Robin znika z zasięgu jego wzroku i od razu dostaje świra. Zachowuje się jak ktoś zupełnie inny – powiedziała szarpiąc się chwilę z rzemieniem, którym spięła włosy. Kiedy złote pasma opadły na jej plecy położyła się. Wsunęła palce pomiędzy pasma i zaczęła lekko masować skórę głowy. Rola słabej nie podobała się jej, ale też nie mogła oszukiwać, że dawała radę w chwili gdy była całkowicie wypompowana z sił. Mało jedli, a długie piesze wędrówki również potrafiły wyczerpać.
– Cywilizacji – jęknęła z lekkim uśmiechem. Krajobrazy były zachwycające, ale Adide nie była typem leśnej rusałki. Starała się nie narzekać, ale dłużąca się wędrówka po dzikich górach i lasach nie była jej mocną stroną. Bądź co bądź kilka lat mieszkała w złotym pałacu i przyzwyczaiła się do wygód. Szkolenia, ćwiczenia w terenie zawsze się kończyły. Umiała sobie poradzić, ale zdecydowanie wolała obcować wśród budynków i ludzi.
– Nawet małą wioską nie pogardzę – dodała unosząc się delikatnie na łokciach. – Zdziczeje tu jak pan obrażalski i co wtedy? Pozagryzamy się.. jeśli zaraz tego nie uczynimy – dodała odchylając głowę ku słońcu.
Offline
Clint westchnął ciężko, kiedy Ull postanowił ich na chwilę zostawić. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Zazwyczaj dusza towarzystwa, gęba mu się nie zamykała, a wystarczyło, że zabrakło jednej osoby. Uśmiechnął się lekko. Może i jednej, ale dla niego za to ważnej.
-Martwi się, w zasadzie on i Robin nie rozdzielali się zbytnio. Cały czas byli obok siebie, mógł ją chronić. Teraz takiej możliwości już nie ma i musi zdać się na to, że Robin da sobie radę. Pewnie o tym doskonale wie, ale wiesz jak to ponurymi myślami bywa- Rozumiał jego rozdrażnienie, chociaż nie spodziewał się, że będzie ono aż tak duże. Może faktycznie ta dziewczyna zawróciła mu w głowie tak bardzo, że świrował, kiedy nie było jej obok.
-Może uda się coś znaleźć po drodze. Skoro Robin nie ma żadnych zapasów, a ma towarzysza, pewnie będzie chciała w pierwszej kolejności udać się do jakiejś wioski, aby móc uzupełnić zapasy. Mam tylko nadzieję, że jej nowy przyjaciel ma trochę pieniędzy
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull wrócił z kilkoma jajkami. Nie było tego dużo, ale da im nieco więcej energii. Szatyn koniecznie chciał iść nocą. Jest duża szansa, że Robin i jej towarzysz będą wtedy odpoczywać. Jeśli wyszli z lasu mogli dojść do wioski, a tam na sto procent się zatrzymają. Ull sam zajął się przygotowywaniem jedzenia. Kiedy było gotowe podszedł do Addie i usiadł obok niej. Trącił ją łokciem, a kiedy nie zareagowała ponownie zajmując ręce wiązaniem włosów.
Ull przewrócił oczami i ponownie trącił ją łokciem. Addie spojrzała na niego groźnie jednak kiedy poczuła zapach jedzenia jej wzrok złagodniał. Tym razem to ona traciła jego po czym wstała podchodząc bliżej małego ogniska.
Kiedy kończyli jeść zaczynało się ściemniać.
Ull postanowił trochę odpuścić, W końcu nie może być tak, źle. Nawet jeśli dotrze do wioski w cisowym gaju, to może właśnie trochę tam, zostanie i oni zdążą dojść. Nie z takich tarapatów wychodził. Zdoła się wyłgać, jak zawsze.
– Dasz radę? – rzucił do blondynki kiedy pakował plecak. Wziął w ręce przygotowane wcześniej dwie pochodnie i podał jedną Clintowi.
– Tak – pokiwała głową zarzucając plecak na plecy. – Może ta noc pozwoli nam nadrobić nieco drogi – dodała lekko się uśmiechając.
– Dopóki nie zrobi się całkiem ciemno przemy prosto. Potem wyjdziemy na trakt. – powiedział Ull przedstawiając pokrótce swój plan
Offline
Pod wieczór w końcu dojechali do faktycznie malutkiej wioski. Było w niej może zaledwie kilka małych domków, z czego pośrodku osady, został postawiony sporych rozmiarów drewniany prostokątny budynek. Musiała być to owa karczma o której mówił Trosten. Wóz zatrzymał się zaraz przed nią, a oni zeszli z wozu. Bard podszedł do woźnicy i z mieszka wyciągnął kilka złotych monet, które w ramach podziękowania z podwózkę spoczęły w dłoni mężczyzny. Robin od razu dostrzegła charakterystyczny błysk w jego oku. Nie mogła się lekko nie uśmiechnąć. Nie zależnie od tego w jakim świecie się znajdowała, jedna wartość była niezmienna...wartość pieniądza
-Chodźmy- Powiedział poprawiając swoją torbę, oraz czapkę z piórem.
Po wejściu do środka dziewczynę otuliło przyjemne ciepło. W środku było gwarno. Wieczór nastał, więc oznaczało to koniec wszelkich prac domowych i polnych, więc mieszkańcy tego miejsca odpoczywali sobie siedząc przy drewnianych stołach popijając z kufli co jakiś czas miód. W pomieszczeniu panował półmrok, który był rozpraszany przez zapalone świecie. Najjaśniejszym punktem całego miejsca był kominek przy którym została rozłożona skóra na oko Robin stwierdziła, że to musiał być spory niedźwiedź. Torsten podszedł lady zza którą stał niski, nieco otyły jegomość.
-Daj dwa razy pieprzówki na rozgrzanie, oraz pieczoną wieprzowinę, ziemniaki, bochen chleba i trochę węgorzy w occie- Zamówił. Robin przysłuchiwała się temu z boku. Nic nie zrozumiała, ale to nie było ważne, bo żołądek się jej skręcił, kiedy doszły do niej zapach jedzenia, które spożywali lokalni wieśniacy.
-Znajdzie się tu jakiś nocleg?- Zapytał się, a karczmarz pokręcił przecząco głową
-Jeżeli wam to nie wadzi, to możecie spocząć przed kominkiem- Odpowiedział wskazując dłonią na rozłożoną skórę, a bard kiwnął głową po czym spojrzał na Robin
-Powiedział, że możemy przespać się przed kominkiem- Przetłumaczył, a dziewczyna kiwnęła lekko po czym ruszyli w stronę jednego wolnego stołu przy którym zasiedli.
-Na te luksusy pójdzie reszta mojego mieszka- Jęknął a Robin uśmiechnęła się lekko. Nie byli w aż takiej złej pozycji. Ona cały czas miała w plecaku srebrną bransoletę w kształcie węża z rubinem w oku. W krytycznej sytuacji mogła się przydać, ale na razie nie chciała się nią chwalić. Po chwili urodziwa kelnerka, z lekko rozchełstaną koszuliną, która nieco odsłaniała jej wydatny biust podeszła do ich stolika z naręczem drewnianych talerzy na których spoczywały zamówione przez barda dania. Robin od razu rzuciła się na mięso, które zaczęła przegryzać chlebem. Torsten najwyraźniej też zgłodniał już na tyle, że nie miał sił, aby z nią rozmawiać. Przynajmniej nie miał zamiaru się odezwać do momentu, aż nie naje się do pełna.
.............................................................................
Ull zdawał się wrócić w nieco lepszym nastroju niż wcześniej. Może chwila samotności była mu potrzebna, aby zdał sobie sprawę z tego, że jego humory to ostatnie czego w tej chwili potrzebowali. Zjedli dość mizerny posiłek, ale nikt nie narzekał bo lepsze było to niż nic, po czym zaczęli zbierać się do dalszej drogi. Clintowi nadal nie widziało się chodzenie w nocy, zwiększało to ryzyko spotkania jakiegoś zagrożenia, ale musiał Ullowi przyznać rację. Jeżeli chcieli dogonić Robin to nie mogli za długo zostawać w tyle. Ruszył więc za pozostałymi członkami drużyny.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Nawet całonocne rozmowy do których o dziwo przyłączył się Ull zmęczenie na okrągło dawało o sobie znać. Addie musiała wymyślać różne zajęcia by tylko nie zwalić się na ziemię i nie zasnąć. Nuciła sobie piosenki, wymyślała różne ćwiczenia. Kiedy słońce wzniosło się nad horyzont zobaczyli wioskę. Addie wiedziała, że gdy tylko tam dotrą pierwszą rzeczą jaką zrobi będzie położenie się spać. Nie ważne gdzie.
W Ullu zapłonęła iskierka nadziei, że już w wiosce odnajdą Robin. Od światu minęło może ze dwie godziny. On również był wyczerpany, ale parł do przodu, najszybciej jak mógł.
Wiosce już rozpoczęło się proste, codzienne życie. Chłopi wychodzili na pole. Kobiety krzątały się na podwórkach. Każdemu, kto złapał kontakt wzrokowy z blondynką starała się posyłać choć niewielki uśmiech. Pomimo zapewne niezbyt reprezentatywnego wyglądu chciała wyjść na przyjacielską. Ull od razu zauważył wysoki budynek pośrodku wioski, przy głównej drodze. Gospoda musiała obsługiwać podróżnych udających się do Ydalir,
Szatyn od razu obrał za cel gospodę.
– Usiądźcie. Zamówię coś do jedzenia i popytam – powiedział zrzucając plecak na drewnianą podłoge.
Addie z ulgą pokiwała głową i od razu usiadła przy jednym ze stołów. Położyła ręce na stole, a chwilę później oparła o nie głowę. Tylko na chwilę zamknie oczy, Nie uśnie.
Ull wziął głęboki wdech. To były strony Ulla, musiał wydobyć z pamięci wszystko co podpatrzył u wana, aby nikt nie poznał się, że coś jest nie tak.
Podszedł do lady i lekko w nią zastukał. Wyprostował się i zaczął układać w głowie słowa jakie powie karczmarzowi.
Kiedy niski, rosły mężczyzna podszedł do lady wystarczyło jedno spojrzenie by mężczyzna zamarł .
– Miłego dnia – powiedział miękko Ull. W duchu przeklinał łagodną naturę pajaca, którego udawał.
– Modlitwy zostały wysłuchane – odpowiedział niemal szeptem mężczyzna.
– Dziękować opatrzności przodków, wróciłem do domu – uśmiechnął się lekko Ull skłaniając delikatnie głowę.
– Wszyscy się ucieszą. W Ydalir tak długo czekali twojego powrotu, panie. Witaj w domu– powiedział karczmarz z poszerzającym się uśmiechem.
– Dziękuję . Proszę.. masz ciepłą strawę? Moi przyjaciele i ja szliśmy całą noc. Potrzebują odpoczynku…
– Oczywiście, tak. Zaraz przyniosę.. Przyniosę ciepłej zupy – powiedział entuzjastycznie mężczyzna.
– Zanim pójdziesz – zatrzymał go. – Czy była tu może dziewczyna. Skóra niczym porcelana, czerwone długie włosy, pierwsze co przychodzi na myśl to szalejące płomienie – wyjaśnił.
Karczmarz zastanowił się chwilę.
– Tak, była tu taka . Przyszła wczoraj wieczorem z jakimś bardem –powiedział – kimnęli się przed kominkiem i o świcie ruszyli w drogę.
Ull czuł jak serce zaczyna bić mu jak oszalałe. Trzy godziny. Dzieliły ich nie więcej niż trzy godziny. Obejrzał się na Addie i Clinta. Blondynka na pewno spała . Leżała na stole bez ruchu. Ruszyłby natychmiast, sam pewnie dałby radę, ale nie zostawi ich przecież. Przede wszystkim Ull by tak nie zrobił.
– Dziękuję – powiedział po czym wrócił do stołu.
Usiadł n wolnym miejscu. Uśmiechnął się pod nosem zerkając na śpiącą Addie .
– Robin tu była. Wyszli o świcie. – powiedział dość cicho by nie obudzić blondynki. – Co ciekawe. Karczmarz twierdzi, że towarzyszy jej bard– dodał z większym uśmiechem .
Offline
-Ten wisiorek na twojej szyi...- Odezwał się w końcu Torsten nie mogąc widocznie znieść dłużej milczenia w jakim szli. Dla Robin spanie na skórze niedźwiedziej nie było może wybitnie komfortowe, ale było lepsze niż spanie na gołej ziemi. W dodatku z wczorajszej kolacji udało się im zabrać trochę jedzenia, więc na jakiś czas o to martwić się nie musieli. Przed wyruszeniem bard dokupił jeszcze wodę, co wprawiło Robin w nieco lepszy nastrój. Przynajmniej jeden problem miała już z głowy.
-Ściskałaś go w nocy przez sen- Dokończył. Domyślił się, że musiało być to dla niej cholernie cenne, a co za tym szło był ciekaw historii jaka się za nim kryła.
-To tylko figurka
-Tylko zwykłych rzeczy nie traktuje się raczej w ten sposób- Wiele widział w swoim życiu i poznał się trochę na ludziach i ich zachowaniach. Dziewczyna przez chwilę zawahała się, nie chciała zdradzać zbyt wiele, ale nie mogła ukrywać, że ta cisza i jej zaczynała już powoli ciążyć
-Zrobił go mój...- Urwała i przygryzła sobie koniec języka. Prawie powiedziała "chłopak" Nigdy nie nazwała Ulla w ten sposób. Tylko raz padło to stwierdzenie i to nie z jej ust. Z resztą strasznie ją to zakłopotało. Może powinna na mężczyźnie wymóc w końcu jakąś jasna deklarację, ale z drugiej strony sama nie była pewna jego uczuć w jej stronę. Może sprawdzała się jako kochanka i towarzyszka podróży, ale czy jego emocje były tak silne, aby zdecydować się na to, aby awansować ją w tej relacji
-Ukochany- Dokończył za nią, a na policzkach Robin pojawiły się delikatne rumieńce
-No to on wystrugał tego orła- Mruknęła -Ale to nie tak jak mówisz...to- Urwała na chwilę zastanawiając się nad doborem właściwych słów -Nieco bardziej skomplikowane- Dokończyła i założyła za ucho pasmo włosów. Bard uśmiechnął się lekko pod nosem.
-Ale nie zaprzeczyłaś- Ciągnął dalej -A to oznacza, że chyba nie pomyliłem się bardzo- Bez trudu mógł dostrzec jak w jej oczach zapalają się iskierki, kiedy tylko poruszył temat tego, dla którego jej serce najwyraźniej biło szybciej.
-Jaki on jest?- Zadał kolejne pytanie. Robin spuściła lekko głowę i pomyślała przez chwilę Ull miał całą masę najróżniejszych cech, które uwielbiała, ale również gama cech, która sprawiała, że miała ochotę porządnie go zdzielić w łeb była dość spora
-On jest...- Zaczęła nieśmiało -Odważny, zabawny, pomysłowy. Potrafi znaleźć rozwiązanie nawet w chwili, kiedy się wydaje, że to koniec wszystkiego. Chociaż próbuje pokazać coś innego, to jest troskliwy i czuły. Zawsze zarzeka się, że nie umie pocieszać, ale zawsze wie co zrobić lub powiedzieć, aby poprawić mi nastrój
-Widocznie cię rozumie- Wtrącił się bard, a Robin kiwnęła głową. Też tak się jej wydawało, że Ull potrafił ją zrozumieć jak mało kto. Zaakceptował to, że wstrzymywanie jej nie miało żadnego sensu, bo ona i tak zrobi to co uważa za słuszne
-Tak, pozwala mi żyć po mojemu...nawet jeżeli z góry wie, że jakiś krok będzie błędem to nie próbuje mnie zatrzymywać, ale zawsze wiem, że w razie czego mogę na niego liczyć- Nawet jak coś zawali, to on nie wściekał się na nią. Obejmował i mówił, że jakoś sobie z tym poradzą. Czuła, że nie była przy nim samotna, że z niczym nie zostawała sama
-Ale ma też swoje demony
-Jak my wszyscy ślicznotko, gdybyśmy składali się z samych pozytywnych rzeczy, ten i inne światy byłyby utopią i to cholernie nudną- Powiedział, a po chwili zatrzymał się na chwile w miejscu i odwrócił się w stronę dziewczyny obserwując ją wnikliwie -Kochasz go?- Zapytał się, a Robin zdębiała. Było to tak bezpośrednie pytanie, nawet sama sobie go nie zadawała, a fakt, że ktoś obcy tak bez żadnych blokad się ją o to zapytał sprawiła, że przez chwilę nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów. Zmarszczyła lekko brwi
-Słucham?- Powiedziała nieco oburzonym głosem
-Zapytałem się czy go kochasz- Powtórzył swoje pytanie bard, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego w jakie zakłopotanie wprawił w tej chwili Robin, a może doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wzrok dziewczyny nieco się rozbiegł. Wolała patrzeć już na przydrożne skały niż na twarz mężczyzny, który nadal oczekiwał odpowiedzi. Zaśmiała się nerwowo
-Co to w ogóle za pytanie. Myślałam, że bardowie są bardziej kulturalni
-To bardzo proste pytanie i kultura nie ma tu nic do rzeczy. Albo go kochasz, albo nie, są tylko dwie możliwości- Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię. Bard klasnął w końcu w dłonie wyrywając ją z wyraźnego szoku po czym ruszył dalej
-Dobra, zastanów się...może później mi odpowiesz
.....................................................................................................................
Kiedy siedli za stołem Addie niemal od razu zasnęła. Clint powiódł wzrokiem za Ullem, który postanowił zamówić coś do jedzenia a i przy okazji dopytać się o Robin. Od lasu była to pierwsza wioska, więc prawdopodobieństwo, że właśnie tutaj się zatrzymała było dość duże. A jego podejrzenia potwierdziły się, kiedy do ich stolika wrócił Ull.
-Z bardem?- Powtórzył wyraźnie zdziwiony -Biedny facet- Dodał i uśmiechnął się lekko. Robin umiała dokazywać, a bardowie których on znał z licznych opowieści fantastycznych do najodważniejszych nie należeli, ale za to umieli jak nikt przynudzać
-Przynajmniej możemy mieć pewność, że nie spotkała nikogo niebezpiecznego. Najwyżej może próbować jej wydłubać oko fletem, albo czymś innym czym się posługuje- Z drugiej strony fakt, że miała barda przy sobie raczej nie ułatwiłby jej potencjalnej obrony. Muzycy nie byli szkoleni w walce, nie znali się na tym...no chyba, że weźmie się pod uwagę szermierkę słowem, ale gdyby napotkali na jakiś bandytów to krasomówstwo raczej na niewiele się zda.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull przytaknął krótko kiedy Clint stwierdził, że Robin nic nie grozi w towarzystwie barda.
— Raczej tez nie będzie dla niej problemem spalić delikwenta, gdyby się za bardzo naprzykrzał— skomentował doszukując palcami guza na głowie, którego poniekąd nabiła mu Robin, posługując się mocą.
Szatyn spojrzał na śpiącą obok blondynkę.
— No zobacz jakie to to urocze — powiedział głaszcząc ją po głowie. — Zadziora, ale jak śpi.. Anioł nie dziewczyna — zaśmiał się.
—Zabieraj te brudne paluchy z moich włosów — powiedziała blondynka zachrypniętym głosem.
Obudziło ją mało delikatne dotknięcie po głowie. Lekko rozchyliła powieki i spojrzała na Ulla twardo, jednak ten nie zaprzestał swojego nowego zajęcia.
— Nie żartuje. Odgryzę ci je jak nie przestaniesz. — zagroziła. Ull posłusznie zabrał dłoń.
— Jestem niemiły, źle. Miły, źle.. zdecyduj się kobieto. Wysyłasz sprzeczne sygnały — powiedział poprawiając się na krześle.
Addie poruszyła nogą trafiając w kostkę szatyna, który mruknął cicho i spojrzał na nią z politowaniem.
— Mówiłem? — rzucił do Clinta — Wredna wiedźma.
— Stul dziób — mruknęła blondynka. — I daj spać — dodała powstrzymując ziewnięcie.
Była totalnie wypompowana z sił. Co chwila oczy jej się zamykały i odpływała do krainy snu, by po chwili wrócić rozbudzona przez dziewki dochodzące zza okna. Zapach zupy obudził ją dostatecznie by w końcu uniosła głowę. Karczmarz osobiście przyniósł im strawę. Spojrzał na cała trójkę. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na podnoszącej się z blatu stołu blondynce uśmiechnął się lekko i spojrzał na Ulla.
— Może dama, wolałaby odpocząć na pryczy? Mam jeden wolny pokój. Możecie wypocząć panie przed podróżą. — zaproponował.
Ull nie chciał zostawać dłużej niż to konieczne, ale i tak szli z nim przez całą noc nie narzekając, co rzadko się zdarzało w kompaniach w których bywał członkiem.
— Dziękujemy. To miłe — powiedział łagodnie — Skorzystamy z gościnności — dodał z wdzięcznością.
— Czy znalazło by się trochę cieplej wody? — zapytał Ull gdy karczmarz zaczął się wycofywać w głąb sali.
—Oczywiście — uśmiechnął się gospodarz.
— A i jeszcze coś… wiesz dokąd zmierzają Ognistowłosa i bard?
— Szli na północ. Być może do cisowego gaju? Nie jestem pewnie. Nic na ten temat nie mówili — odpowiedział karczmarz i odszedł w swoją stronę.
Addie zajadała się ciepła zupą pochłaniając każdą odrobinkę. Przysłuchiwała się rozmowie Ulla z karczmarzem.
— Ull to wszystko wyjdzie drogo. Nie mamy zbyt dużo przy sobie— powiedziała zatroskana.
— O to się nie martw królowo. Wszystko się załatwi. — odpowiedział wymyślając w głowie historie jaką im wkręci.
Offline
-No dobrze, a jak się poznaliście?- Ciągnął dalej, a Robin warknęła cicho.
-Zadajesz strasznie dużo pytań
-To nie grzech poznawać towarzysza podróży, w tym wypadku towarzyszkę i to tak urodziwą- Robin nie była zbyt zainteresowana nawiązywaniem nowych znajomości. Chciała dotrzeć do gaju, a potem do centrum. Skupiała się na tym, aby zostawiać za sobą jakieś znaki to był jej priorytet. Przecież jak dojdzie na miejsce to wszyscy rozejdą się w swoją stronę . Ona razem z pozostałymi wznowią swoją podróż, a Torsten...pewnie zajmie się swoimi sprawami.
-Może dla odmiany ty powiesz coś o sobie- Zaproponowała, a bard mruknął cicho
-Skąd pochodzisz?
-Urodziłem się tutaj, tu spędziłem lata dzieciństwa, a jako nastolatek zapragnąłem czegoś więcej od życia, niż siedzenie w rodzinnym domu i harowania w polu od świtu do zmierzchu. Ojciec nie był zadowolony, kiedy oznajmiłem, że chcę zająć się pisaniem ballad. Był to prosty człowiek, surowy, twardo stąpający po ziemi- Robin coś już wiedziała o surowych rodzicach. Ull opowiadał o swoim ojcu, który raczej nie należał do tych, których wspominało się z nostalgią.
-Jak zareagował?- Torsten uśmiechnął się lekko
-Kiedy pierwszy raz wspomniałem o tym, zlał mnie tak, że przez tydzień nie mogłem na rzyci usiąść, a pręgi na plecach mam do tej pory- Mimo to w jego głosie nie słyszała smutku czy zawodu. Mówił o tym z taką lekkością jakby opowiadał właśnie o panującej na zewnątrz pogodzie.
-Matula nigdy nie stanęłaby przeciwko ojcu, więc popierała jego słowa. Po którymś razie stwierdziłem, że dosyć tego i udowodnię mu, że się myli. Niestety nim osiągnąłem sukces ojcu się zmarło, a zaraz później matce- Dodał a dziewczyna spuściła lekko głowę
-Przykro mi- Powiedziała, a bard wzruszył lekko ramionami
-Nie ma czego, taki jest już porządek świata. Z resztą jak mam być szczery za ojcem nie tęsknię- Wyjaśnił -A co z tobą, rodzice wiedzą o twoich podróżach?- Zapytał się nie zdając sobie nawet sprawy z tego jak wrażliwą strunę poruszył. Co miała mu odpowiedzieć, streścić od początku do końca swoje życie.
-Nie miałam rodziców- Odpowiedziała zgodnie z prawdą
-Sierota?
-Nie do końca, ale to historia na inną okazję, może przy kuflu czegoś mocniejszego
-Trzymam za słowo- Odpowiedział i zaśmiał się wesoło. Robin też się lekko uśmiechnęła. Nie wiedzieć dlaczego, ale jakoś beztroska mężczyzny trochę się jej udzielała. Pozwalała oderwać się od ponurych myśli, że może tak naprawdę reszta grupy wcale nie idzie jej tropem. Może uznali, że pozbyli się zbędnego balastu, który jedynie ich ograniczał. W końcu brak tak wybuchowej jednostki jak ona mogła bardzo ułatwić sprawę. Może Ull poczuł w końcu ulgę, że nie było jej obok. Nie musiał z nikim rozmawiać na trudne tematy, których wolał unikać, nie musiał jej pilnować i czuwać nad tym, aby nie władowała się w żadne problemy no i co najważniejsze...istniała opcja, że będzie tak jak chciał na początku...będzie sam. Czy udało się jej go przekonać do tego, że samotność to coś cholernie paskudnego. Obiecał, że nie odejdzie dopóki ona tego nie zażąda, ale ta umowa nie obejmowała takich sytuacji. Co jeżeli uznał to za kruczek, który mógłby wykorzystać
-Wszystko dobrze?- Zapytał się mężczyzna widząc, że mina dziewczyny nieco zrzedła
-Tak- Odpowiedziała krótko. Nie chciała wdawać się w te szczegóły, nie chciała brać tego nawet pod uwagę.
W pewnym momencie na horyzoncie zamajaczył im jakiś kształt. Robin przystanęła na chwile i wyciągnęła dłoń, aby zatrzymać barda. Przymrużyła nieco oczy chcąc zobaczyć z tej dość bezpiecznej odległości co to było.
-Zdechły koń...- Powiedział i wyminął jej dłoń ruszając do przodu. Robin zacisnęła usta w wąska linię, ale ruszyła za Torstenem. Im bardziej się zbliżali do martwej szkapy tym wyraźniej widzieli jeszcze jedną drobną postać, która się szamotała.
-Hej...pomocy- Usłyszeli wyraźnie kobiecy głos, a osoba widząc ich uniosła dłoń machając w ich stronę. Bard przyspieszył kroku. Robin nieco bardziej się ociągała rozglądając uważnie dookoła. Kiedy doszli na miejsce dostrzegli młodą kobietę, której blond włosy wymknęły się spod lnianego czepka. Siedziała na ziemi, a jej nogi ewidentnie były uwięzione pod cielskiem martwego konia.
-Oh jak dobrze. Pomóżcie proszę. Jechałam właśnie do domu, ale koń padł, przygniótł mi nogi i...oh- Kobiecina zaniosła się wyraźnym szlochem, a Torsten bez chwili namysł doskoczył do martwego konia próbując go przesunąć
-No rusz się i mi pomóż- Rzucił w stronę Robin. Dziewczyna zawahała się przez chwilę. Przyjrzała się uważnie kobyle. Nie wyglądała na starą, więc z jakiej niby przyczyny miałaby nagle paść. Nim, jednak zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie poczuła jak ostry szpikulec sztyletu styka się z jej plecami. Przymknęła na chwile oczy i uniosła nieco dłonie do góry. Kobieta, która jeszcze wcześniej była w opałach bez wielkiego trudu oswobodziła się i dopadła do Torstena nim ten zdążył chociażby zareagować. Chwyciła go mocno i przystawiła sztylet do szyi.
-Pięknie kurwa pięknie- Mruknęła do siebie spuszczając nieco głowę.
-Oddawać wszystko co macie- Usłyszała za swoimi plecami gruby męski głos. Mogła się spodziewać tego, że była to podpucha.
............................................................................................................................
-Widocznie taka już twoja klątwa, że przyciągasz wiedźmy- Odpowiedział Clint i uśmiechnął się złośliwie. Nie trwało to, jednak długo bo sam rzucił się na miskę zupy, kiedy tylko ta wylądowała na stole. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak bardzo był wygłodniały. Jakby na to nie spojrzeć nie zjedli od jakiegoś czasu prawie nic. Nawet te jajka, które przyniósł Ull trudno było zaliczyć do jakiegoś konkretnego posiłku
-Wiesz w ogóle dokąd oni idą?- Zwrócił się do niego, bo tej informacji nie raczył im wyjawić, a Clint domyślał się, że po takiej wymianie zdań jaką uskutecznił z gospodarzem to mógł się pewnie dowiedzieć czegoś więcej. Pewne było jedno. Gdziekolwiek nie idą, to pewnie bard jest przewodnikiem, o ile zna te tereny w przeciwnym razie, kto wie gdzie tak naprawdę wylądują.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull już był przygotowany na to pytanie. Pomiędzy kolejnymi łyżkami zupy zaczął opowiadać.
— I tak. I nie — zaczął. — Karczmarz powiedział, że ruszyli na północ. Oprócz szlaków między miastami jest tam cisowy gaj, Ydalir. Znam dobrze to miejsce — powiedział nieco mniej entuzjastycznie.
— Możesz jaśniej? — popędziła go blondynka.
— To miejsce gdzie osiedli się oczekujący. Na mnie— odpowiedział Ull zajmując się resztka zupy.
Addie aż zakasłała. Na początku miała wrażenie, że się przesłyszała.
— Oczekujący?— niemal krzyknęła. — Czemu nic nie powiedziałeś?
— Miałem się przywitać, witam Uller bóg myślistwa i łucznictwa? Wybacz — ironizował. — Jakoś nie było okazji — mruknął.
— A niech cię — warknęła. Kolejna tajemnica, niedopowiedzenie, które wychodzi zupełnym przypadkiem.
— To teraz czekam na historie — dodała odkładając na bok pustą miskę.
Na to tez już miał odpowiedź. Spuścił wzrok. Chciał wyjść na skruszonego i nieco nieśmiałego.
— Kiedy.. — westchnął — opuściłem dom rodzinny nie miałem gdzie się podziać. Po prostu spakowałem plecak i ruszyłem przed siebie. Los chciał, że zatrzymałem się w cudowny gaju. Zrobiłem swój pierwszy łuk. Nigdy nie miałem innego. Tylko cisowe drewno. Kiedy uczyłem się strzelać… to było dość niezwykle. Poczułem więź z lasem, moim łukiem. Moje strzały nigdy nie chybiały. Las opowiadał mi swoje tajemnice. Zostałem tam jakiś czas. To był mój azyl, dom, miejsce na świecie. Z czasem przychodzili wieśniacy z okolicznych wiosek po pomoc. Tak.. kiedyś byłem bardziej prawy i bezinteresowny, ale kto się nie zmienia — machnął ręką. Po jakimś czasie przeniosłem się do Asgardu. Moja żona tego chciała. Pomimo, że oboje byliśmy wanami, ona chciała osiąść w Asgardzie. Nie miałem powodu by się przeciwstawić. — wzruszył lekko ramionami.
— Chwila.. — jęknęła Addie. Dostała tyle nowych i informacji i nie wiedziała jak je poukładać w głowie. Mówił z przekonaniem. Albo umiał genialnie kłamać, albo mówił prawdę. Sama nie była pewna.
— Widzisz Clint.. jak się do mnie ładnie pomodlisz to zastanowię się nad błogosławieństwem — uśmiechnął się przebiegle do agenta.
— Jesteś totalnym idiotą — mruknęła.
— Ten idiota załatwił ci łóżko i kąpiel. Grzeczniej — odpowiedział mierząc ją surowym spojrzeniem.
Offline
-Hej spokojnie, dogadamy się jakoś. Nie mam nic wartościowego przy sobie- Próbował przekonać ich bard, a Robin ledwo powstrzymała się przed tym, aby nie kazać mu się przymknąć. Niech mówi za siebie, ona nie miała zamiaru rozstawać się ze swoim plecakiem. Szczególnie, że znajdowała się tam rzecz, która na wypadek kolejnego postoju mogłaby uratować ich przed głodówką.
-Jesteśmy tylko wędrowcami- Ciągnął dalej. Dziewczyna uniosła na niego wzrok i starała się jak najracjonalniej ocenić sytuację w jakiej się znaleźli. Teoretycznie miała tylko jeden ruch. Jeżeli spróbuje odsunąć od siebie ostrze sztyletu, które wwiercało się w jej plecy kobieta najpewniej poderżnie gardło bardowi, a tym samym straci jedyną osobę, która mogłaby ją zaprowadzić do gaju, a potem dalej. Jeżeli skupi się na ratowaniu jego życia, to ona oberwie. Użycie mocy zmieniłoby dramatycznie sytuacje na ich korzyść, ale nie chciała się zdradzać przed mężczyzną.
-Niech cię szlak...- Warknęła do siebie zdając sobie sprawę z tego, że nie miała wielkiego wyboru. Jeżeli wystrzeli celny pocisk w twarz kobiety, która znajdowała się zaraz obok głowy Torstena i szybko sie schyli...ostrze najwyżej nieco draśnie jej skórę, ale to była lepsza perspektywa niż wbicie w ciało. Wzięła głęboki wdech i przymknęła na chwilę oczy.
-Raz, dwa...trzy- Zaczęła odliczać, a kiedy skończyła wyciągnęła dłoń w stronę kobiety. Posłała do niej snop ognia, który ugodził ją prosto w twarz nim zdążyła się zorientować co się dzieje. Wypuściła sztylet ze swojej dłoni po który od razu schylił się Torsten. Robin schyliła się kucając. Taka jak przewidziała ostrze przejechało po jej plecach wywołując ból i nieprzyjemne pieczenie. Szybkim ruchem podcięła mężczyznę, który legł na ziemi. Z całej siły uderzyła nogą w okolice jego piszczela. Usłyszała głośny trzask, a mężczyzna zawył z bólu.
-W nogi- Rzuciła krótkie polecenie i podniosła się szybko korzystając z okazji, że jej napastnik nadal był w szoku. Bardowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Przeskoczył nad wijącą się z bólu kobietę i puścił się biegiem przed siebie. Robin poszła w jego ślady, chociaż czuła jak ciepła krew spływa jej po plecach ze świeżej rany.
-Nie oglądaj się za siebie tylko biegnij- Poleciła mu, kiedy dostrzegła jak ten ogląda się przez ramię.
Zatrzymali się dysząc ciężko, kiedy wbiegli w las, do którego prowadziła droga. Robin oparła się plecami o pobliskie drzewo i pochyliła się nieco do przodu.
-Zasada numer jeden...altruizm nie zawsze się sprawdza- Wydyszała, kiedy odzyskała w końcu możliwość zrobienia głebokiego wdechu.
-Co to do cholery było
-Napadli nas jakbyś nie zauważył
-Nie o tym mówię, to co robisz z rękami- Wiedziała, że teraz nie wymiga się już od odpowiedzi. Do tej pory bard był pewien, że spotkał po prostu prostą dziewczynę, która podczas swoich podróży się zgubiła. Teraz okazuje się, że wcale nie taką prostą.
-Kim ty do cholery jesteś? Boginią?- Na te słowa Robin uśmiechnęła się lekko. Przypomniała sobie sytuacje w jednym z miast, gdzie po stłumieniu pożaru tamtejsza ludność uznała, że ma do czynienia z bogiem.
-Raczej mi do niej daleko, chociaż niektórzy bywają odmiennego zdania- Powiedziała siląc się na żart i nawet zaśmiała się cicho, ale śmiech przemienił się w cichy syk, kiedy spróbowała się wyprostować, bo ból na plecach dał o sobie wyraźnie znać.
-Jesteś ranna, trzeba to przemyć- Powiedział stanowczo...na tyle, że Robin nawet nie chciała się z nim sprzeczać. Odpoczeli chwilę i pozwolili oddechom wrócić do normy. Dopiero wtedy ruszyli dalej, aż w końcu doszli do rzeczki, która przecinała leśną drogę. Torsten przysiadł przy jej brzegu i zaczął grzebać w swojej torbie wyciągając białą lnianą chusteczkę i zamoczył ją w zimnej wodzie.
-Podwiń koszule- Polecił jej, ale dziewczyna przez chwilę się wahała. Wiedziała, jednak, że potrzebowała pomocy. Przysiadła na jednym z kamieni i uniosła koszulę tak, aby osłaniać materiałem cały przód swojego ciała. Syknęła cicho, kiedy zwilżona chustka dotknęła rany na plecach
-Od czego to?- Zapytał się, kiedy dostrzegł bliznę na jej boku i musnął ją delikatnie palcem. Dziewczyna zesztywniała. Nie chciała, aby kto kolwiek inny ją dotykał odczuwała wtedy dziwny dyskomfort.
-Dostałam zatrutym sztyletem
-A to?- Wskazał na bliznę na jej barku
-Nie odwracaj się plecami do przeciwnika, bo wbiją ci miecz w ramię
.....................................................................................................................
Clint oderwał się od swojego jedzenia, kiedy Ull zaczął opowiadać im historię swojego życia. Zmarszczył lekko brwi. Kolejna rzecz, której dowiadywali się dzięki zwykłym zbiegom okoliczności. Wychodziło na to, że jego rozmowa z Addie na dworze elfów, i jego obawy nie były wcale tak bezpodstawne
-Może trzeba było się tak przedstawić na początku?- Powiedział nieco podirytowany. Ile sekretów Ull jeszcze trzymał w sobie i ile z nich może wprowadzić ich w kłopoty.
-Przynajmniej w jednej kwestii nie byłoby niedomówień- Położył wyraźny nacisk na to ostatnie słowo. Chciał powiedzieć, kłamstw, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Ull zrozumie jego przekaz. Cała historia, chociaż miała sens, to Clint nie był w stanie przyjąć tego jako faktu nie po takim czasie, nie po tylu rzeczach, które przed nimi zatajał.
-To gdzie ten twój sławetny i potężny łuk?- Zapytał się mrużąc nieco oczy. Wpatrywał się w niego uważnie. Chciał dostrzec chociażby jedną zmarszczkę na jego twarzy, która mogłaby mu zdradzić, że coś kręci.
-A błogosławieństw nie potrzebuję, jestem dość dobry w tym co robię bez tajemniczego boga
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
— Zawsze możesz być lepszy. Starość ma więcej minusów niż plusów — uśmiechnął się cwaniacko. Łuk. Musiał szybko coś wymyślić.
— Został zniszczony. Nic nie jest niezniszczalne, a tak jak mówiłem. Mój łuk mogę wykonać tylko z drzewa w Ydalir. Nie miałem takiego pod ręką musiałem czekać. Kiedy dotrzemy na miejsce. Wystrugać sobie nowy. Jestem w tym dobry — powiedział nakierowywując rozmowę na inny tor. Po minie Addie i Clinta widział, że podchodzą z rezerwa na to co powiedział.
— Naprawdę? — nie dowierzał. — Teraz będziecie się wkurzać. Z tej całej zgrai tylko ty — wskazał na Clinta— Się przedstawiłeś normalnie. Ty używasz nazwiska, które nigdy nie było twoje, Robin też nie powiedziała kim jest. Każdy ma swoje powody.
— Raczej słabo byłoby używać nazwiska męża, które brzmi syn Odyna— mruknęła półgłosem.
W sali zamajaczyła sylwetka karczmarza, który machnął ręka z stronę piętra. Ull spojrzał na Addie.
— Idź. Odpocznij trochę. Po południu ruszymy dalej. Jeśli idą do gaju to jest duża szansa, że zostaną tam trochę. Tam mieszkają dobrzy ludzie zajmą się nimi — wyjaśnił szatyn.
Addie niechętnie przyznała mi racje. Pomimo rewelacji nadal była wykończona. Wstała z krzesła. Wzięła swój plecak i ruszyła na piętro.
— Teraz ty go nie zagryź — rzuciła do Clinta zatrzymując dłoń na ułamek sekundy na jego ramieniu. Wiedziała, że temat będzie krążył, ale była zbyt zmęczona by teraz się tym zajmować. Musiała odpocząć. Poczłapała na piętro otwarte drzwi zasugerowały jej gdzie ma iść. W niewielkim pomieszczeniu stała mała bala wypełniona ciepła wodą. Addie zamknęła drzwi. Rozebrała się i wskoczyła do wody. Jej mieście odrazu zareagowały. Poczuła ból dosłownie każdego skrawka. Kiedy znów zaczęła przysypiać ubrała się w czyste ciuchy i wyszła na poszukiwanie pokoju, który również okazał się ubogi. Łóżko, mała komoda, stolik, jedno krzesło. Skóra jakiegoś zwierzęcia rzucona na podłogę.
W głowie kotłowało się jej tysiące myśli. Może Clint miał więcej racji niż jej się na początku wydawało. Nagle poczuła się strasznie nieswojo. Do tej pory ufała Ullowi. Uważała, że ma swoje dziwactwa, ale przecież nie raz ratował ją czy Robin z opresji. Myślała, że może mu ufać. Teraz nie powiedział im że jest tu czczony. Co wyjdzie następne.
Offline
Clint z rezerwą podchodził do tego co mówił Ull. Był zdania, że wcześniej czy później każde kłamstwo wyjdzie na jaw i chciał wierzyć, że i w tym wypadku również tak będzie.
-Coś ograniczone te twoje boskie zdolności- Mruknął, kiedy Ull podzielił się z nimi historią swojego łuku. Nie mógł, jednak powstrzymać się od cichego prychnięcia, kiedy to on wytknął im, że pozostali też nie zdradzili od razu wszystkich szczegółów ze swojego życiorysu.
-Problem polega na tym, że to nie my prowadzimy ciebie, ale ty nas- Wyłożył mu tę dość subtelną różnicę i pochylił się nieco do przodu. To on był ich przewodnikiem. O nich nie musiał wiedzieć wiele, ale z kolei oni o nim coś powinni. Ogólnie uważał, że Addie od tego powinna zacząć, od przepytania, ustalenia kim jest i czy można mu ufać. Zamiast tego zgodziła się na jego przewodnictwo ot tak. Pewnie był to akt desperacji, bo w tamtym momencie tylko on był jedną możliwością, ale i tak nie zaszkodziłoby się upewnić.
Blondynka ostatecznie ich zostawiła uprzedzając, aby Clint nie dał się zbytnio ponieść. Zacisnął usta w wąską linię i spojrzał na Ulla
-Miej sobie swoje tajemnice proszę bardzo, ale chce wiedzieć ile z nich mogą potencjalnie wprowadzić nas w kłopoty?- Zapytał się po chwili milczenia
..................................................................................................
-Zatrzymamy się tu na chwilę, odpoczniemy- Powiedział, kiedy skończył przemywać ranę na plecach dziewczyny. Robin opuściła koszulę i rozejrzała się dookoła. Doskonale wiedziała co teraz nastąpi
-Będziesz mieć czas, aby opowiedzieć mi coś za jedna- Dodał, a ona westchnęła ciężko. Liczyła na to, że nie będzie musiała ujawniać swojej mocy, że droga będzie prosta i spokojna. Niestety jak to zazwyczaj bywało w jej życiu nic nie mogło pójść zgodnie z jej myślą.
-A dużo masz czasu?- Zapytała się z lekkim uśmiechem. Torsten usiadł naprzeciwko niej po turecku i po prostu oczekiwał na początek historii. Robin wzięła głęboki wdech i zaczęła opowiadać historię o tym jak wylądowała pod opieką u jednej z agentek hydry, jak ta organizacja od początku ingerowała w jej życie. Opowiedziała o Avengersach i o tym jak robiła wszystko, aby uniknąć więzienia. Sprytnie wymazała z tej historii Lokiego i Thora zmieniając nieco bieg niektórych wydarzeń. Pominęła też fakt swojej egzystencji w kosmosie, mówiąc, że po prostu zabrała się ze strażnikami. Kiedy skończyła spojrzała na barda, który wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami
-Biedna dziewczyno- Powiedział z wyraźnym współczuciem. Robin przewróciła oczami. Właśnie dlatego nie lubiła opowiadać historii swojego życia. Nie potrzebowała współczucia.
-No dobrze, ale skoro postanowiłaś podróżować ze strażnikami, to dlaczego jesteś teraz tu?- To pytanie powracało jak bumerang i wiedziała, że nie uwolni się od niego do moment, aż nie odpowie
-Szukałam kogoś- Odpowiedziała na tyle zdawkowo na ile mogła
-Szukałaś? czyli znalazłaś?- Zapytał się, a Robin drgnęła lekko. Odnalezienie Lokiego przestało być dla niej już tak istotne, teraz chciała wrócić do Ulla to on zaprzątał jej myśli.
-Tak wydaje mi się, że tak- Odpowiedziała z lekkim uśmiechem
-Chłopak od orła...- Mruknął, a ona kiwnęła lekko głową.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull szybko przeanalizował, co mógł powiedzieć. W sumie Ull jest tu czczony. Nikt nie ośmieli się go ruszyć. Druga sprawa. Zaraz się rozejdzie, że wrócił i to może być kłopotliwe. Będzie musiał mówić, że wybiera się do Asgardu by pomówić z Odynem. Pewnie cześć widziało w nim zdrajce, poniekąd. W tej chwili tylko on wiedział co naprawdę się zdarzyło tamtego dnia kiedy zniknęli we trójkę. Gdyby zdjął bezpiecznik zaklęcia byłyby mu łatwiej się dopasować do sposobu bycia Ulla, byłby bardziej wiarygodny i nie musiałby teraz siedzieć na przesłuchaniu.
On również lekko się pochylił. Spojrzał Clintowi w oczy. To tylko słowa. Nic nie znaczą. Jako Ull nie widział żadnych zagrożeń, jako on, zagrożenie rosło do rangi utraty życia i to dla całej ekipy. Odrazu zostaliby wzięci za wspólników.
— Żadna z moich tajemnic, nie ściągnie na was potencjalnego zagrożenia. Jestem wanem, to moja kraina. Jestem tu szanowany. Tylko głupcy wystąpiliby przeciw mnie. Nie było mnie trochę czasu. Domyślam się, że całe lata. Może zmieniło się to i owo, ale… — znów oparł się o krzesło. — Ja to ja. Tutaj, pod moją opieką nic wam nie grozi.
Uznał, że lepiej nie mógł tego rozegrać w tej chwili. Nie mógł za bardzo odbiegać od tego ja zachowywał się na codzień. Wiedział, że Clint mu nie ufa. Teraz jeszcze to pogłębił. Addie tez nie była zachwycona, ale ona była wyczerpana. Może kiedy się prześpi przyzna mu racje, albo co gorsza Clintowi. Nie lubił kiedy domek z kart zaczynał się chwiać. Jego historie, kłamstwa były niczym układanie domku z kart i był tego świadomy. Dokładał kolejne karty, opowiadając kolejne historie, półprawdy, koloryzowane opowieści. W końcu przychodził moment, w którym domek stawał się już tak duży, że nie dało się go ustabilizować. Zaczynał się chwiać, aż w końcu przewracał się.
— Idę się kimnąć— powiedział podnosząc się z krzesła. — Tobie też radzę. Pokój w którym jest Addie jest prawna. Można go przydzielić i rozłożyć na podłodze skóry. Trzy godziny powinny wystarczyć. Cóż idę przygotować posłanie zanim blondi uśnie. — rzucił po czym ruszył do schodów.
Miał już dość przesłuchań. Niech się cieszą że nie miał nic innego do roboty i zgodził się ich prowadzić. Dzięki temu był wolny, a może jednak nie do końca.
Offline
Nie była najlepsza jeżeli chodziło o kłamstwa. Oczywiście dużo łatwiej byłoby powiedzieć całą prawdę, ale istniało ryzyko, że bard mógłby się wystraszyć i zrezygnować z jej towarzystwa, a tak po zjedzeniu posiłku, który został im z karczmy mogli ruszyć dalej przez las, aby nadgonić trochę straconego czasu.
-Co to za wioska w tym gaju?- Zapytała się w końcu
-Niewielka, czczą w niej boga łucznictwa i łowów
-bóg łucznictwa...Clint znalazłby sobie w końcu coś w co mógłby wierzyć- Mruknęła bardziej do siebie i zaśmiała się cicho
-Clint?
-To mój przyjaciel...w sumie prawie ojciec, a przynajmniej tak się czasami zachowuje. Nauczył mnie wszystkiego co umiem. Walki, przetrwania, racjonalnego myślenia podczas zagrożenia- Wyjaśniła krótko. Nie miała zamiaru zagłębiać się w szczegóły pochodzenia Clinta. Wystarczyło, że dla Torstena dziwnym była obecność ziemianki tutaj, a drugi ziemianin, który ruszył w ślad za nią, mógłby zburzyć nieco historię, którą przed chwilą stworzyła i opowiedziała.
-Jest łucznikiem, jednym z lepszych o ile nie najlepszych jakich znam
-Więc jak tam się spotkacie to pewnie poczuje się jak w raju- Clint miał fioła na punkcie łuku i to był fakt. W zasadzie często uważał, że łuk byłby bronią idealną, gdyby nie jego rozmiar, ale jeżeli ktoś umie się nim dobrze posługiwać, to rozmiar tracił znaczenie.
-Z kim jeszcze podróżowałaś?
-Z jeszcze jedną dziewczyną - Nie spodziewała się, że tak proste pytania mogą sprawiać jej problemy. Wolałaby być z nim szczera, to nie wymagałoby takiego wysiłku.
-Ta wioska do której idziemy to miłe miejsce, ludzie są pomocni. Pewnie uda się nam znaleźć nocleg, oraz uzupełnimy zapasy...znowu- Robin zaczynała go fascynować. Z wyglądu niepozorna dziewczyna, ale skrywała w sobie wiele tajemnic, które on zaczynał chcieć odkryć. Kto wie może udałoby mu się napisać jakąś przełomową balladę. Od dawna nie trafił na żaden tak interesujący temat o którym chciałoby się zaśpiewać.
..............................................................................................
Clint odprowadził wzrokiem Ulla. W jego tłumaczeniach bez problemu mógł doszukać się fragmentów, które budziły jego niepokój, ale nie miał teraz głowy do tego, aby się aż tak tym przejmować. Musieli najpierw odnaleźć Robin i to było ich priorytetem na chwilę obecną. Poszedł za radą przewodnika i sam postanowił pójść się przespać chociaż kilka minut, aby nieco zregenerować siły. Jeżeli mieli nadążyć z tym wulkanem energii jakim była Robin to sami musieli mieć jej dość dużo. Tym bardziej, że Ull podczas ich marszu nie oszczędzał się ani ich. Szedł szybko, a czasami Clint miał wrażenie, że gdyby oni mu nie ciążyli tu nawet by pewnie biegł, aby tylko dogonić dziewczynę, nim ta znowu zniknie im z oczu. Byli tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Gdyby ta tylko zechciała chwilę dłużej zostać w jednym miejscu, to na pewno by ja dogonili. Niestety jak na razie w miejscach w których była odnajdywali jedynie jej cień i to wszystko.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie potrzebowała odpoczynku. Nawet kiedy obudziła się po jakimś czasie, nadal była zmęczona. Za oknem nadal było jasno, co znaczyło, że nie spała zbyt długo. Niestety nie było czasu na wylegiwanie się. Robin nadal włóczyła się gdzieś z jakimś bardem. Za parawanem nikogo nie było. To znaczy, że wstała ostatnia. Domyślała się, że Clint będzie uważniej patrzył Ullowi na ręce i nie dziwiła się temu. Czuła się temu winna. Ślepo zaufała staruszce z leśnej chaty i kiedy się odnaleźli w wiosce nie zadawała pytań. Może to był jej błąd. Może była zbyt ufna, ale jeśli ma nie ufać nikomu szybko zwariuje z niepokoju. Ciągle oglądanie się przez ramie nie było w jej stylu. Polegała na swojej mocy, jej ufała. Tak jak swojej intuicji. Zebrała wszystkie swoje rzeczy. I zarzucając plecak na plecy zeszła na dół.
Ull kłócił się z karczmarzem o zapłatę. Szatyn starał się jak najlepiej by wydać się zakłopotany i wciskał pulchnemu mężczyźnie pieniądze, których gospodarz nie chciał przyjąć. Addie zauważyła Clinta przy jednym ze stolików. On również był gotowy do drogi.
Blondynka starała się wymusić uśmiech na twarzy, ale czuła, że nie wyszło jej to najlepiej. Loki zawsze powtarzał, że nie umie kłamać. Zawsze wszystko było widać na jej twarzy, w jej ruchach, gestach, tonie głosu. By się zamaskować musiałaby użyć swoich mocy, a tego robić nie chciała. To dodatkowo by ją wyczerpało.
Ull musiał powstrzymać zadowolona minę kiedy karczmarz kategorycznie odmówił zapłaty. Na dodatek w jego ręce została wepchnięta torba z zapasami. Ull podziękował za podarek mówiąc coś o dobrym sercu mężczyzny.
Wrócił do swoich towarzyszy.
— Do zmroku jeszcze kilka dobrych godzin. Jutro o tej porze będziemy już w Ydalir. — powiedział zakładając na ramie dodatkową torbę.
Po krótkim podziękowaniu za gościnę ruszyli w dalsza drogę trzymając się traktu. Przynajmniej narazie. Ull pamiętał, że gdzieś na początku lasów był ukryty trakt, skrót. Spróbuje go znaleść, ale nie robiłby sobie wielkich nadziei. Nie był prawdziwym Ullem. Strzelanie z łuku można podrasować zaklęciem, ale las będzie dla niego tylko szumiącym skupiskiem drzew.
Ull zdawał się nieco odpuścić. W tych stronach faktycznie, Robin mogło spotkać więcej dobrych niż złych rzeczy więc starał się nie pędzić na złamanie karku, jak to bywało do tej pory. Jednak kiedy znaleźli, jak im się wydawało kolejną poszlakę nastroje nieco się zmieniły.
Kiedy zaczęło się ściemniać doszli do przedziwnego miejsca. Przy drodze leżał martwy koń. Trawa niedaleko tego miejsca był nadpalona i dość mocno wydeptana.
Addie zakryła nos dłonią starając się nie wdychać smrodu zdechłego zwierza.
— To byli oni? — zapytała Ulla który przeglądał się spalonej trawie.
— Nie jestem pewniej. Może ktoś kogoś napadł w nocy i stąd te śladów ognia, ale gdyby to była pochodnia płomienie byłyby skupione w jednym miejscu. Poza tym wiosenna trawa nie jest sucha. Zgłasza tu, gdzie ci chwile leje, albo jest po prostu pochmurno. Nie zajęty się w ten sposób. Możliwe, że Robin użyła swoich mocy. — powiedział wyciągając wnioski z obserwacji.
— Nie widzę krwi. Może wystraszyła przeciwników, zanim ci się rozkręcili — zasugerowała. Kręciło się jej w głowie od tego smrodu.
Ull skinął głową proponując by odeszli od tego miejsca i przeszli jeszcze tyle ile pozwoli im na to noc.
Offline
-Daleko jeszcze?- Zapytała się Robin, kiedy dostrzegła, że zaczynało się wyraźnie ściemniać, bo widoczność w lesie zaczynała być utrudniona. Torsten mruknął cicho i uniósł głowę do góry, aby spojrzeć na niebo, które ledwo się przebijało przez korony drzew. Dostrzegł kilka błyszczących punktów. Gwiazdy zaczynały się już pojawiać.
-Gdybyśmy szli całą noc, pewnie o świcie byśmy dotarli
-Ale pewnie nie widzi ci się wędrówka w nocy- Bard przytaknął
-Zazwyczaj jest tu bezpiecznie, ale nie brakuje popaprańców. No i raczej w nocy wolałbym nie natrafić na żadne zwierzę. W tych lasach lubią żerować niedźwiedzie, a i też wataha wilków może się trafić- W normalnych okolicznościach dziewczyna zaproponowałaby, że może przecież użyć swoich mocy do oświetlenia drogi, ale nie chciała jej nadużywać, w dodatku taki poruszający sie punkt światła mógłby zwrócić na nich zbędną uwagę.
-Zboczymy trochę ze ścieżki, wejdziemy w las i znajdziemy jakieś miejsce, aby się zatrzymać- Powiedziała, a Torsten widocznie z ulgą przyjął jej słowa po czym od razu skręcił w bok wchodząc między drzewa.
-Pamiętajmy tylko skąd przyszliśmy- Zwróciła mu uwagę. Kiedy już niemal zupełnie się ściemniło udało się im dotrzeć do miejsca gdzie znajdowało się opasłe drzewo, a obok niego znajdował się szpiczasty głaz, który tworzył coś na wzór niezłej kryjówki.
-Idź pozbieraj trochę drewna
-Dlaczego ja?- Zapytał się wyraźnie oburzony, a Robin zmarszczyła brwi po czym zrzuciła plecak na ziemię
-Bo jesteś irytująco rozgadany, bo niedawno uratowałam ci życie, i zaraz podpalę ci tyłek jak tego nie zrobisz- Powiedziała pewnie podchodząc coraz bliżej do niego
-Ale...
-Rusz się- Warknęła w jego stronę a bard wyraźnie przejęty jej groźbą zniknął szybko w gęstwinie lasu. Robin oparła się plecami o skałę i zsunęła się po niej na ziemię. Była już trochę zmęczona, a wizja spania na gołej ziemi wcale nie poprawiała jej nastroju. W dodatku nadal nie wiedziała gdzie podziewali się pozostali. Torsten wrócił po dłuższej chwili z naręczem gałęzi, które ułożył w stosik, a Robin jednym ruchem dłoni po prostu go podpaliła
-Nie mogłaś za pierwszym razem tego zrobić, tylko potrzebowałaś krzesiwa?
-Nie chcę nadużywać swoje mocy
...................................................................................................................
Kiedy ruszyli dalej i dotarli do miejsca w którym ewidentnie coś złego musiało się wydarzyć Clint zmarszczył brwi i rozejrzał się uważnie dookoła. Liczył przez chwilę, że gdzieś ponad wysoką trawą dostrzeże rude włosy, ale może nawet lepiej, że tak się nie stało. Zawsze istniała opcja, że to nie ona była sprawczynią tego podpalenia, chociaż dedukcja Ulla niestety wskazywała na coś z goła innego.
-W nocy trochę nierozsądnie iść- Powiedział, kiedy ruszyli dalej, a dzień zaczynał ustępować wieczorowi. Zaczynali powoli zbliżać się do kolejnego lasu, a to oznaczało, że w nocy łatwo było stracić tam orientację. Jeszcze tego im brakowało, aby sie zgubili.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull byłby gotów zaryzykować wędrówkę w nocy po lesie, ale nie w chwili kiedy powiedział, że jest bogiem myślistwa. Wcześniej mogło minusie zdążyć pomyłka. Teraz nie wchodziła ona w grę. Ull popatrzył na Addie. Wyglądała dużo lepiej niż poprzedniej wędrówki. Argument by odpoczęła odpadał. Lekko przewrócił oczami. Musiał więc przyznać Clintowi rację. Nie lubił tego robić.
— Zejdźmy w las. Na lewo. Rano wejdziemy na szlak. Mam nadzieje, że skrót nadal jest używany. — westchnął. — Łatwiej go będzie znaleść.
— Skrót? — zapytała Addie zrównując krok z towarzyszami.
— Tak. Do Ydalir prowadzi główny trakt. I mniej uczęszczany. Znaczy, kiedyś był. Pozwalał znaleść się w wiosce z dużo szybszym czasie. — wytłumaczył przeciskając się między gałęziami. Jeśli idą głównym traktem, a my wstaniemy o świcie i ruszymy. Powinnismy ich jeszcze przegonić — dodał rozglądając się za miejscem na obozowisko. Rzeźba terenu znów zaczęła się zmieniać. Mijali większe i mniejsze pagórki, a drzewa z potężnych grubych olch, dębów, jesionów, brzóz ustępowały cieńszym i bardziej lichym pniakom. Ull usłyszał jak w oddali szumi woda. W końcu spomiędzy drzew wyłoniły się półki skalne po których spadała woda tworząc rzeczkę między drzewami. Ull lekko się uśmiechnął. Rzeka nieco go uspokoiła. Woda była elementem ścieżki skrótu. Wystarczy, że pójdą trochę wzdłuż strumienia. Czy to był właściwy strumień, nie mógł mieć pewności, ale przecież zawsze wychodził z opresji. Na wszystko znajdzie się rozwiazanie.
— Dawajcie na górę, tu po boku — rzucił wskazując mniej stromą stronę wzgórza.
— Za chwile będzie zupełnie ciemno. Może zostaniemy na dole? — zapytała Addie. Nie uśmiechała się jej wspinaczka po pewnie wilgotnych skałach.
Ull przeszedł się kawałek wzdłuż skał. Spostrzegł wgłębienie w skałach.
— Tu.. — zawołał wchodząc pod skalne zadaszenie.
Addie poszła jego śladem. Kiedy rzuciła plecak na ziemie zaczęła się przeciągać przebijać rozruszać mięśnie pleców i ramion.
Ull przyniósł drewno na opał. Kiedy ognisko zapłonęły rozdzieli nieco jedzenia, które dostali w gospodzie.
— Wezmę pierwszą warte — odezwała się blondynka. Poprzedniej nocy w ogóle nie spała. Później była zbyt wyczerpana by pomyśleć o koszmarach. Teraz nie była pewna czy nie wrócą. Wolała się o tym nie przekonać.
— Prześpij się. Ja posiedzę — powiedział Ull bawiąc się sztyletem w dłoni.
Zanim Addie zdążyła zaprzeczyć do ich uszu dotarł trzask łamanych gałęzi.
Offline
Torsten i Robin w milczeniu jedli to co im zostało. Z wyraźnym rozczarowaniem odkryli fakt, że jutrzejszego poranka ponownie czeka ich wędrówka na głodnego
-W wiosce na pewno coś znajdziemy do jedzenia- Powiedział mężczyzna, kiedy pochłonął ostatni kawałek chleba -Bywałem tam wiele razy i jeszcze nigdy nie odmówiono mi pomocy- Powiedział i uśmiechnął się pokrzepiająco do Robin
-Co się dzieje?- Zapytał się, kiedy dostrzegł jej minę. Dziewczyna westchnęła ciężko. Znowu ponure myśli ją nawiedziły i czuła, że nie chciała zostać z nimi sam na sam
-A co jeżeli nie próbują mnie znaleźć?- Powiedziała, chociaż to stwierdzenie rzucała bardziej sama do siebie niż do niego. Bard zmarszczył brwi. Nie bardzo rozumiał skąd u dziewczyny takie wątpliwości. Skoro byli drużyną, wśród nich był mężczyzna, którego ona lubiła, wnioskował więc, że on ją też. Dlaczego więc miałaby zapomnieć o kimś, kto jest dla niego ważny
-Dlaczego mieliby ciebie nie szukać?
-Nie jestem zbyt dobrym typem osoby do wędrówek. Stwarzam strasznie dużo problemów- Mruknęła i podkuliła nogi obejmując je swoimi dłońmi.
-Clint jest twoim przyjacielem, sama to powiedziałaś, ten chłopak od orła...lubisz go, więc on ciebie na pewno też
-To nie jest...takie oczywiste- Mruknęła i spojrzała na chwilę gdzieś w bok. Bard zrobił taką minę jakby nie bardzo rozumiał o co w tym wszystkim chodzi.
-Tak naprawdę ani ja ani on nie powiedzieliśmy wprost niczego. Na początku miała być to zabawa, niewinny flirt nic więcej- Starała się wyjaśnić to najprościej jak potrafiła. Cała ich relacja była cholernie zagmatwana. Odchodzili od siebie, wierząc, że tak będzie lepiej, ale potem odkrywali, że wcale tak nie było. Więc znowu do siebie wracali.
-Flirt nigdy nie jest niewinny. Może na początku, ale w chwili podjęcia się go, rusza machina, której potem nie sposób zatrzymać. We flirt trzeba się zaangażować, więc otwierasz się coraz bardziej, druga osoba nie chce być gorsza, trzyma się ustalonych zasad więc robi to samo. I nim ta dwójka zdąży się zorientować lądują w łóżku, a wtedy jest już pozamiatane- Właśnie tak było z nią i Ullem. Na początku nic nie wskazywało na to, że między nimi coś się zadzieje. Było to nagłe, a potem...chyba obydwoje poczuli się samotni.
-Tak czy inaczej nie widzę powodu dla którego mieliby ciebie zostawiać. Na pewno się znajdziecie- Torsten nie był typem, który oddawał się ponurym myślom. Starał się patrzeć na wszystko optymistycznie, i lubił wierzyć w szczęśliwe zakończenia. Po chwili chwycił za swoją lutnię i szarpnął kilka razy jej struny.
-Zapachniało powiewem jesieni
Z wiatrem zimnym uleciał słów sens
Tak być musi
Niczego nie mogą już zmienić
Brylanty na końcach twych rzęs
Tam gdzie mieszkasz już biało od śniegu
Szklą się lodem jeziora i błota
Tak być musi
Już zmienić nie może niczego
Zaczajona w twych oczach tęsknota
Wróci wiosna deszcz spłynie na drogi
Ciepłem słońca serca się ogrzeją
Tak być musi
Bo ciągle się tli w nas ogień
Wieczny ogień który jest nadzieją- Zaczął śpiewać jedną ze swoich ballad, a Robin poczuła, że oczy zaczynają się jej przymykać. Ułożyła się wygodnie na ziemi jak najbliżej ognia, aby chociaż trochę się ogrzać, a kiedy bard skończył śpiewać dostrzegł, że jego towarzyszka odpłynęła już w sen. Uśmiechnął się lekko do siebie, po czym odłożył lutnie i sam się ułożył, aby w końcu zasnąć.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Blondynka zaczęła nasłuchiwać. Nie podobał się jej ten dźwięk. Gdyby nie była przeszkolona na pewno zwaliłaby to trzaśnięcie na ogień, ale ten dźwięk nie dochodził z ogniska. Tylko od lasu. Może jakieś zwierze przyszliście napić. Przecież rozbili się przy strumieniu, wodospadzie, który również mylił słuch.
Zaczęła wpatrywać się w ciemność. Rozpaliła swoją moc. Musiała być pewna. Kiedy jej energia dotknęła dzikiej nieokiełznanej energii zadrżała.
— Chłopaki.. — zwróciła na siebie ich uwagę. Nie zdarzyła powiedzieć nic więcej, ponieważ dostrzegła pare błyszczących czarnych oczu. Stwór pokryty grubym futrem ciężko dyszał. Pojękiwania co jakiś czas. Addie odrazu wyczuła, że jest rozdrażniony, co mogło sugerować głód.
Ull podążył wzrokiem za Addie. Kiedy dostrzegł niedźwiedzia odrazu zerwał się z miejsca. Wyciągnął zza pasa sztylet i mocno zacisnął palce na rękojeści.
Powili przeszedł przed blondynkę osłaniając ją własnym ciałem.
— Na górę — rzucił przez ramie.
Addie stała nieruchomo. Pierwszy raz widziała niedźwiedzia z tak bliska. Kiedy przed nią wyrosła sylwetka Ulla oprzytomniała. Chciała sięgnąć po plecak, lecz kiedy niedźwiedź dostrzegł jak zaczyna się krzątać, zawarczał.
— Na górę — syknął mężczyzna dajac blondynce jasno do zrozumienia, żeby zostawiła wszystko i zaczęła sie wspinać.
Offline
[ Wygenerowano w 0.084 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 1.58 MB (Maksimum: 2.05 MB) ]