Nie jesteś zalogowany na forum.
Clint zaczął już powoli przysypiać, ale i jego wybudził dość dziwny dźwięk. Utkwił wzrok w ciemności, chcąc się przez nią przebić, aby dowiedzieć się kto robił tyle hałasu, którego tutaj zdecydowanie być nie powinno. Intruz, jednak sam postanowił się ujawnić. Odruchowo chwycił swój łuk w dłoń, kiedy przed nimi jak spod ziemi wyrosło wielkie cielsko niedźwiedzia, który najwyraźniej szukał czegoś do jedzenia. Szybko przeanalizował ich szanse. Za nim nafaszeruje go taką ilością strzał nim padnie to mógł ich nieźle poharatać. Nawet w chwili gdyby użył strzał specjalnych, ryzyko było dość duże. Powoli zbliżył się do Addie, która znajdowała się za plecami Ulla. Zbił się z nimi w dość ciasną grupkę.
-Powoli Addie, bez gwałtownych ruchów- Gdyby zaczęli teraz panikować, niedźwiedź najpewniej odebrałby to jako przygotowanie się do ataku. Powolnymi ruchami mogli kupić sobie trochę czasu. Odsunął się nieco do tyłu, po czym powoli zaczął pomagać dziewczynie wyjść na wyższe partie skał, gdzie powinna być względnie bezpieczna
-Jesteś bogiem łowiectwa...zrób coś- Rzucił w stronę Ulla, aby go nieco ponaglić.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie pokiwała głową w stronę Clinta po czym powoli ruszyła w stronę skał. Cała drżała. Nie odwracaj się tyłem do przeciwnika. Jej ciało chciało zareagować, odwrócić się, przygotować na ewentualne starcie, jednak Clint dopilnował by zaczęła się wspinać. Mokre skały nie dawały niemal żadnego oparcia. Strażaka się być cicho, jednak przychodziło jej to z dużym trudem.
— Tak nagle chcesz powierzyć swoje życie w moje ręce? — odpowiedział z nutą ironii. Po czym wpadł na pierwszy pomysł z brzegu. Często niedźwiedzie nie atakują, chyba ze zostaną sprowokowane. Był ogromy, jego czarne futro lśniło w blasku ognia.
Niedźwiedź ciężko dyszał przyglądając sie z zaciekawieniem swojemu znalezisku. Stanął na dwóch tylnich łapach. Teraz Ull miał pewność, że zwierzak jest od niego wyższy.
— Powoli rusz za Addie. Zejdźmy mu z drogi to sobie pójdzie. Szuka jedzenia. Nie możemy go sprowokować bo inaczej na nas ruszy. — polecił Ull.
Kiedy Addie weszła w rytm poruszała się po skałach coraz szybciej i to był jej błąd. Ręka ześlizgnęła się jej ze skały. Nogi straciły podparcie. Przestraszyła się. Krzyknęła.
Niedźwiedziowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ryknął, po czym ruszył szarżą na Ulla.
Ull odrazu odsunął się od obozu by dać reszcie czas na ucieczkę. Zwierze podążyło za nim. Czarny łeb uderzył z biodrem mężczyzny. Ull został powalony na ziemie. Kiedy napastnik rzucił się na niego ten wycelował sztyletem w gardło potwora i zaczął zadawać serie ciosów. Addie odrazu zaczęła schodzić ze skał. To była jej wina. Kiedy zeskoczyła z ostatniej rozwinęła bat i puściła crak przy uchu potwora. Kiedy przekręcił łeb, Addie znów posłała bat, który tym razem oplótł szyje niedźwiedzia. Zaparła się mocno nogami i pociągnęła za bat z całej siły. Zwierze zaczęło się miotać.
— Oko — syknęła próbując utrzymać zwierze przed rozszarpaniem Ulla
Offline
Clint starał się nie przyglądać niedźwiedziowi, i po prostu od razu ruszył za Addie
-Spokojnie, jestem zaraz za tobą- Starał się dodać jej nieco więcej otuchy, ale i tak zdała się na nic, kiedy dziewczyna w pewnym momencie ześlizgnęła się ze skał. Clint uniósł w jej stronę rękę, aby podtrzymać, ale i tak głośny krzyk opuścił jej gardło, co wzbudziło niepokój zwierzęcia. Clint zerknął w dół i przeklął pod nosem. Ull sam na sam ze zwierzęciem nie miał szans, nawet jeżeli był bogiem.
-Addie czekaj...- Warknął w jej stronę, kiedy zaczęła nagle zawracać -Cholera- Mruknął i sam zaczął schodzić ze skały. Kiedy jego stopy dotknęły tylko ziemi, od razu wyciągnął strzałę i nałożył ją na cięciwę, oczekując cierpliwie, aż jego strzał przyniesie najlepszy skutek. Działania Addie zwróciły na nich uwagę zwierzęcia, i dodatkowo go rozsierdziły. Clint naciągnął mocno cięciwę, po czym puścił strzałę, która wbiła się prosto w oko stwora. Zwierzę zawyło przeraźliwie.
-ULL ODSUŃ SIĘ SZYBKO- Krzyknął w jego stronę ostrzegając. On sam chwycił Addie w pasie i wcisnął się z nią w pobliską skałę osłaniając samym sobą. Po chwili mogli usłyszeć stłumiony huk. Clint poczuł jak na jego plecach ląduje coś ciepłego i śliskiego. Ciężkie cielsko niedźwiedzia zwaliło się z nóg na ziemię. Łucznik odwrócił się i skrzywił, kiedy dostrzegł, że w łbie niedźwiedzim brakowało ewidentnie połowy części czaszki. Otarł się z resztek krwi, które na nim wylądowały.
-No to niezły z ciebie myśliwy, skoro przeoczyłeś tak dużą zwierzynę- Rzucił w stronę Ulla -Lepiej, aby twoi wierni się o tym nie dowiedzieli, bo stracisz wyznawców- Dodał i oparł się plecami o pobliską ścianę.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie cały czas trzymała mocno bat odciągając stwora od Ulla. Dopóki Clint jej nie złapał. Wypuściła z ręki bat, nie sprzeciwiała się gdy po raz kolejny łucznik obronił ją własnym ciałem przed niebezpieczeństwem. Zacisnęła powieki. Cała drżała. Przywarła plecami do zimnej skały, a jej obrońca trzymał się blisko. Kiedy usłyszeli głośny huk mocniej przywarła do łucznika opierając czoło o jego ramie. Powoli uniosła głowę wyglądając stwora. Kiedy zobaczyła jego cielsko leżące na ziemi odetchnęła z ulga. Kiedy Clint się odsunął ona znów oparła się o skalę. Nadal drżały jej nogi. Musiała chwile się uspokoić. Dopiero kiedy wzięła kilka głębokich oddechów odepchnęła się od kamiennej ściany.
Podeszła do martwego stwora. Starała się nie patrzeć na jego głowę. Rozwiązała bat z jego szyi. Dopiero wtedy jej wzrok spoczął na Ullu. Mężczyzna podnosił się z ziemi. Czuł mocne pieczenie na klatce piersiowej. Ten bydlak zdarzył złapać go pazurami.
Spojrzał ostro na Clinta.
— Nie sprawdzam każdej dupereli — odgryzł się wstając na równe nogi. — Gdyby Addie nie krzyknęła nie zaatakował by. Szukał jedzenia. — dodał pozbywając się koszuli, która do niczego się już nie nadawała.
Addie poczuła rosnącą gile w gardle kiedy zobaczyła głębokie załapania na klatce piersiowej mężczyzny.
— Przepraszam. Myślałam, że spadam. To moja wina.. — powiedziała nadal wystraszona.
Ull pokręcił głową. Powoli zbliżył się do dziewczyny.
— Żyje. Ty też. Kilka zadrapań do kolekcji. To nic wielkiego — zapewnił ją lekko ściskając jej ramie. Blondynka uśmiechnęła się zakłopotana.
— Teraz na sto procent idziemy na górę -powiedział rozglądając się za swoimi rzeczami.
Addie podeszła do Clinta.
— A ty? Wszystko dobrze. Znów mnie obroniłeś. Dziękuje — powiedziała zakłopotana.
Offline
Łucznik zmarszczył brwi, kiedy Ull mu odpowiedział. Raczej myśliwy powinien wiedzieć w jakich miejscach można spotkać niedźwiedzia, a on już szczególnie biorąc pod uwagę, że były to jego strony
-Trochę spora ta duperela- Odpowiedział mu po czym zajął się zbieraniem swoich rzeczy z ziemi. Miał nadzieję, że tej nocy to już ostatnia niespodzianka na jaką trafią. Od pakowania oderwała go Addie, która postanowiła podziękować za pomoc.
-Nic mi nie jest- Mruknął i zarzucił plecak na plecy -I to nic takiego- Dodał po czym ruszył skałami na wyższe partie.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie podążyła za mężczyznami, którzy zaczęli wspinaczkę na wyższe partie skał. Kiedy się tam przenieśli znów rzucili plecaki. Ull zaczął grzebać w torbie szukając czegoś przemycia zadrapań. Niedźwiedź nieco zwiększyłby nacisk i rozpłatałby mu klatkę piersiową
Addie przypatrywała się jego poczynaniom, kiedy najpierw wylał na siebie jakiś specyfik o mocno ziołowym zapachu potem powoli obmywa rany w świetle ognia, który rozpalił za pomocą czarów.
– Niedźwiedzie nie są agresywne.. zazwyczaj. – zaczął tłumaczyć, kiedy dostrzegł wzrok blondynki, która nadal się obwiniała, że rozjuszyła zwierza.
– Ale krzyk mógł go rozgniewać, zwłaszcza kiedy szukał pożywienia. – powiedział zerkając na nią co jakiś czas.
– Nie wiem co się ze mną stało.. – powiedziała zakłopotana.. Czyżby to co się jej przydarzyło odebrało jej też ducha. Asowie są bardzo wyczuleni na okazywanie dyskomfortu, bólu, cierpienia. Nie krzyczała kiedy Hela ją biczowała. Nie krzyczała podczas porodów. Nawet kiedy została zraniona przez handlarza niewolników Teraz niewielka wysokość przeraziła ją tak bardzo, że emocje przejęły kontrolę.
– Raczej niecodzienna sytuacja. Do tego mokre skały. Normalne, że rozsądek może na chwilę się zgubić. – Ull próbował ją pocieszyć ale z marnym skutkiem. Wiedział czemu tak się tym przejęła. Okazałą słabość, której asowie do siebie nie dopuszczają.
– Beznadzieja.. – mruknęła siadając pod drzewem. Okręciła się pledem i skupiła wzrok na ogniu.
Offline
Clint westchnął ciężko, kiedy Addie znowu zaczęła siebie obwiniać za delikatne niepowodzenie. Ostatecznie nic strasznego się nie stało, a w takich sytuacjach nawet on nie byłby w stanie zachować absolutnej ciszy, gdyby nagle zaczął tracić oparcie w skałach
-Daj już spokój z tym wiecznym obwinianiem siebie o byle głupotę- Był zmęczony, po Robin nadal nie było śladu, w dodatku Ull dał mu kolejny powód dla którego nie koniecznie mógł mu ufać, ale mimo to nadal nie miał innego wyboru niż za nim iść.
-Ani tobie to nie pomaga ani nam i w żaden sposób nie jest potrzebne- Dodał i zrzucił plecak na ziemię po czym usiadł obok niego. Wziął głęboki wdech, bo stres dopiero teraz zaczął odpuszczać. Zaczynało go to już powoli irytować. Ile razy można było powtarzać to samo, skoro przy każdym głupim błędzie i tak powraca znowu ten sam temat.
-A jak tak bardzo przeszkadza ci okazywanie ludzki emocji, to weź je wycisz i może wtedy będziesz zadowolona- Dodał i zacisnął usta w wąską linię -Dobranoc- Mruknął i ułożył się wygodnie. Czuł, że może trochę przesadził, ale każdy ma swój poziom cierpliwości, a jego właśnie zaczynał się powoli wyczerpywać.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie spojrzała na Clinta z kamiennym wyrazem twarzy. Nie spodziewałą się tak ostrych słów z jego strony, ale też nie zamierzała wszczynać kłótni. Kiedy łucznik zakończył swój wywód wcisnęła się pień drzewa. Nie mogła spać, a może za bardzo się bała zamknąc oczy. Kiedy zmęczenie przekroczyło poziom krytyczny, nawet nie zauważyła kiedy zamknęła oczy. Jej lęki odnalazły do niej drogę w snach. Znów miała na rękach kajdany, nie miała siły się podnieść Klęczała w ciemności nasłuchując niepokojących dźwięków. Słyszała śmiechy, krzyki. Doskonale rozpoznawała do kogo one należały. Przerażona rozglądała się dookoła. Zacisnęła mocno powieki, wtedy poczuła zimno przenikające jej ciało. Kiedy otworzyła oczy cała drżała, tylko nie była pewna czy z zimna, czy strachu. Clint oraz Ull nadal spali. Kobieta przetarła dłońmi twarz odganiając resztki snu. Zaczynało się rozwidniać. Blondynka sięgnęła do torby po bukłak z wodą i wypiła potężny łyk wody. Podniosła się z ziemi i przeciągnęła cicho, żeby ich nie obudzić. Jej wzrok powędrował znów na łucznika i jego wczorajsze słowa. Może miał racje i trochę za bardzo zaczęła się nad sobą użalać. Skupiła się na swoich wadach, całkowicie zapominając o zaletach. Może to był ten kopniak, który miał ja pobudzić do działania. W końcu ważne ile razy stajesz do walki. Ona też teraz stanęła przed wyborem. Mogła znów usiąść pod drzewem i poużalać się nad sobą, rozpamiętując koszmary albo stanąć do walki. Uśmiechnęła się lekko do siebie kiedy odpowiedź sama się jej nasunęła. Przerzuciła pas z mieczem przez ramię i ruszyła przed siebie w las. Im bardziej oddalała się od obozu tym bardziej zwiększała tempo. Biegnąc miedzy drzewami wykozystała sztuczkę Volstagga, który kazał jej iec prosto na drzewo i dopiero w ostatnim momencie je minąć. Kilka razy zrobiła to za wolno i na jej ciele zaczęły się pojawiać większe lub mniejsze zadrapania. kiedy dobiegła do skarpy przyspieszyła zmuszając mięśnie do większego wysiłku. Zaczęła wbiegać po piaszczystym stromym wzniesieniu. Jej buty topiły się w piachu i co chwilę zsuwała się z powrotem na dół. Nie odpuszczała. Musiała to zrobić. Musiała sobie poradzić i to bez pomocy mocy, czy broni. Złapała za wystający korzeń drzewa. Piach zsunął się prosto w jej oczy. Zacisnęła zęby, wzmocniła uścisk na korzeniu. Kiedy udało się jej otworzyć oczy zaczęła się podciągać. Kiedy mocno zdyszana wspięła się na górę, lekko się uśmiechnęła.
– Jeszcze raz.. Chcesz przestać się bać to rusz cztery litery – powiedziała na głos imitując głos rudego wojownika. Podniosła się z ziemi. Zeszła okrężną droga ze skarpy i ponownie zaczęła się na nią wspinać. Po kilku próbach wyciągnęła z pochwy miecz. Przełożyła go kilka razy w dłoniach chcąc znów przyzwyczaić się do jego ciężaru i uspokoić oddech po wspinaczce.
Złapała go w prawą dłoń i przyjęła pozycję. Lewa noga lekko z przodu. Krok do przodu Cięcie od góry. Kiedy klinga zaczęła opadać z lewej strony wykonała obrót nadgarstkiem zmuszając ostrze do powrotu. Cięcie boczne. Kiedy ręka wróciła do pozycji wyjściowej zrobiła kolejny krok wykonując pchnięcie. Powtórzyła sekwencję kilka razy. Co jakiś czas dokładała nowy element. Uchylała się lub imitowała zablokowanie ciosu.
Kiedy słońce zaczęła przedzierać się przez korony drzew, postanowiła wrócić do obozu. Zaraz pomyślą, że kolejna się zgubiła. Tym razem bez biegu z przeszkodami zaczęła się kierować w stronę miejsca, z którego przyszła.
Tak jak podejrzewała, już nie spali. Kiwnęła głowa na przywitanie i podesżła do strumienia by choć trochę obmyć się z kurzu i piasku. Odłożyła miecz obok siebie i nabrała lodowatej wody w dłonie, po czym ochlapała twarz, kark i szyję.
– Zapytałbym, gdzie byłaś, ale chyba bardziej pasuje gdzie żeś się tarzała? – odezwał się Ull wyjmując resztę zapasów jakie im zostały.
Offline
Robin drgnęła lekko, kiedy promienie słońca padły na jej twarz. Zacisnęła nieco mocniej oczy. Wolałaby jeszcze poleżeć, ale nie było na to czasu. Niechętnie otworzyła oczy i przeniosła się do siadu. Rozejrzała się uważnie dookoła. Ognisko zdążyło już wygasnąć, a po drugiej jego stronie nadal spał Torsten.
-Wstawaj- Powiedziała i podeszła do niego trącając go bokiem buta -Musimy się zbierać- Była cholernie głodna. Wczorajsza kolacja do obfitych raczej nie należała. Bard mruknął coś przez pół sen, po czym sam otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę stojącą nad nim.
-I ujrzałem twarz anioła...- Powiedział z lekkim uśmiechem, a Robin przewróciła oczami. Odsunęła się od niego i chwyciła swój plecak w dłonie zarzucając go ponownie na ramiona. Nie mieli tu nic więcej do roboty. Zaczęli wracać więc powoli na ścieżkę, którą wczoraj szli. Kilka razy musieli się zatrzymać, aby przedyskutować to czy oby na pewno idą w dobrą stronę, ale ostatecznie po chwili znaleźli się znowu na szlaku.
...........................................................................................................
Clint obudził się nadal w nie najlepszym nastroju. Cholernie martwił się o Robin. Fakt, że nie była sama był pocieszający, ale jednocześnie jej towarzysz raczej nie uratuje jej, kiedy wpadną w jakieś większe tarapaty. Spodziewałby się prędzej tego, że bard zwiałby przy pierwszej lepszej okazji. Spojrzał kątem oka na Addie, kiedy wróciła nie wiadomo skąd cała brudna. Nie odezwał się ani słowem. Wstał z ziemi po czym podszedł do granicy skały, aby spojrzeć z góry na rozciągający się przed nimi las. Nawet nie mieli pewności gdzie ich zguba tak naprawdę szła. Powiedzieli im, że szła na północ, ale pewnie nie tylko cisowy gaj był na północy. Chciał czy nie musiał przyznać, że Addie nieco ich spowalniała. On też mógłby iść chociażby w nocy, ale blondynka ewidentnie jeszcze w stu procentach nie doszła do siebie.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
– Ważne, że nie musiałeś mnie szukać – odpowiedziała podchodząc do torby z jedzeniem z której wyciągnęła pół bochenka chleba i oderwała kawałek.
– Idziemy? – rzuciła przełykając kawałek pieczywa.
– Żadnego narzekania? Postoju na trawienie? Odpoczynku? – Ull zmrużył lekko oczy.
– Żadnego – odpowiedziała Addie choć tak naprawdę chętnie posiedziałaby z pół godziny by odpocząć. Zdawała sobie sprawę, że to ona była najsłabszym ogniwem i chciała jak najszybciej to zmienić. Była też wojowniczką, która obecnie smacznie sobie drzemała, gdzieś w głębi niej. Musiała ją obudzić, a nie zrobi tego siedząc na tyłku.
– Zgoda. To ruszamy – powiedział Ull zakładając torby na ramiona. – Pójdziemy trochę wzdłuż strumienia. Blondynka pokiwała głową. Starała się dotrzymywać kroku mężczyznom, ale chwilami było to naprawdę trudne. Kiedy teren stawał się bardziej wymagający miewała małe problemy z utrzymaniem tempa, ale przecież to nie były wyścigi.
Ull szedł nieco z przodu, próbując odnaleźć właściwy kierunek. Miał dobrą orientację w terenie, ale chodzenie po lesie potrafiło być zwodnicze. Obserwował słońce, by nie zgubić całkowicie orientacji, ale kiedy las zaczął się przerzedzać, a po chwili znów wyszli na otwarte tereny zaczął się zastanawiać czy nie pomyliły mu się strumienie. Bardzo to było prawdopodobne, zwłaszcza ,że nie umiał słuchać tego co mówią. Zatrzymał się pośrodku łąki i rozejrzał dookoła. Znów spojrzał na słońce. Trochę za bardzo zboczyli na wschód. Trzeba będzie wrócić do lasu i przeć na szlak. Mógł się zamknąć i nic nie mówić o skrócie. Dochodziło południe. Najpierw postój. Musi przemyśleć drogę. Przecież był kilka razy w tej zakichanej wiosce. Wie jak tam trafić, głównym traktem. Skrótem szedł raz, z Ullem i nie koniecznie zwracał uwagi na drogę. Chyba coś mu wtedy opowiadał. Nie wiedział co. W sumie zawsze mówił dużo. Teraz to w niczym mu nie pomoże. Piekły go zadrapania, które zdobiły jego klatkę piersiową. Zrzucił torby na ziemię. Miał zamiar zachowywać się naturalnie.
Offline
-Ile jeszcze?- Zapytała się wyraźnie zmęczona, bo miała wrażenie, że żołądek zaczął się jej zawiązywać na supeł, a wioski jak nie było tak nie ma. Przez moment zaczęła się zastanawiać nad tym czy bard nie wyprowadził jej w pole.
-W zasadzie to już jesteśmy- Powiedział optymistycznie i wskazał na korony drzew nad którymi unosił się siwy dym, który bez sprzecznie musiał pochodzić z kominów. Robin uśmiechnęła się nieco i przyspieszyła tempa. Miała nadzieję, że może Ull i reszta już tam byli i zaraz się z nimi spotka i wszystko wróci do normy.
Wioska była niewielka. Drewniane domki nie wyróżniały się absolutnie niczym na tle innych, które Robin już widziała. Wydeptana droga prowadziła w różne strony. Jedną z nich była zdecydowanie miejscowa karczma. Wioskę przedzielał strumień, tworzony przez pobliski wodospad, a nad strumieniem został zbudowany drewniany mostek. Na pierwszy rzut oka życie ludzi tu wyglądało normalnie. Mijali kobiety, które taszczyły kosze, albo dzbany wypełnione mlekiem. Mężczyźni zajmowali się naprawami, a dzieci jak to dzieci biegały wszędzie, bawiąc się w tylko im znane zabawy.
-Wejdziemy do karczmy, może jakoś uda się coś zjeść- Powiedział bard, kierując swoje kroki prosto w stronę największego budynku w całej wiosce
................................................................................................................................
Clint przez całą drogę w zasadzie mało co się odzywał. Wolał tego nie robić, bo bał się, że jeżeli tylko coś powie, to ostatecznie dojdzie do jakiejś awantury. Nie mógł, jednak nie zauważyć pewnego niezdecydowania na twarzy Ulla, kiedy najpierw wyprowadził ich z lasu, tylko po to, aby ponownie ich do niego wprowadzić. Przymknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech, aby nieco się uspokoić. Doskonale znał te miny jakie Ull stroił, jego rozbiegane spojrzenie.
-Zgubiłeś się prawda?- Rzucił w końcu oschłym tonem w jego stronę
-Poszukaj mchu na drzewie, to dowiesz się gdzie jest północ...chociaż tyle- Ironizował, nie było go stać w tej chwili na nic innego -Też mi wielki bóg- Mruknął już nieco do siebie i oparł się plecami o pobliskie drzewo.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
– Nie zgubiłem się – mruknął Ull – Idziemy trochę inną trasą, to wszystko – wzruszył ramionami, przeklinając spostrzegawczość midgardczyka.
– Może chcesz się zmienić? – burknął. Tak było przyjemnie kiedy Clint się do niczego nie wtrącał.
– Nie jestem bogiem takim, jak Thor.. nie strzelam z rąk piorunami. Moje zdolności są inne. Więc nie oceniaj wszystkich tą samą miarą.
Addie wtedy przypomniała sobie słowa Odyna z procesu Lokiego. Powiedział, że nie są bogami, co prawda nie sprecyzował różnicy, ale Słowo bóg w jej rozumieniu oznaczało ktoś wieczny, nieomylny. Jednak dobrze wiedziała, że wszyscy je popełniali. Moce nie zawsze działają tak jakby tego chcieli, nie wiedziała w jaki sposób objawiają się moce Ulla, ale nie mogła się oprzeć wrażeniu, że faktycznie to trochę dziwne, że ktoś kto powinien znać się na lesie, zgubił drogę. Postanowiła na razie się nie odzywać chociaż kłótnia wisiała w powietrzu. Atmosfera była napięta. Szli tyle dni i nadal nie znaleźli Robin. Sama się o nią martwiła, jednak starała się myśleć o zaradności dziewczyny, ze uda się jej przetrwać w każdych warunkach. Poza tym jeśli faktycznie kierowali się do cisowego gaju to pewnie już są w wiosce oczekujących.
Offline
Bard zaprowadził Robin do gospody. Było to znacznie większe i bardziej przestronne miejsce niż ta mała chatka we wcześniejszej wiosce. Po wejściu Torsten od razu udał się w stronę gospodarza i oparł się dłońmi o ladę
-Szczęścia i dobrobytu- Zaczął, a mężczyzna odpowiedział dokładnie tym samym kiwając lekko głową w ich stronę
-Moja towarzyszka- Powiedział wskazując dłonią na Robin, a dziewczyna nieco zbliżyła się, a gospodarz przyjrzał się jej uważnie -Rozdzieliła się ze swoją drużyną i trochę się zgubiła. Nie przybył tu nikt inny?
-Nikogo obcego od dawna tutaj nie widziałem, wy jesteście pierwsi- Odpowiedział spoglądając wyraźnie przepraszająco na dziewczynę, a ona po tym się zorientowała, że raczej nikogo z pozostałych tutaj nie uświadczy. Spuściła nieco zawiedziona głowę. Może robiła sobie zbyt wielkie nadzieje, a może faktycznie nikt jej tak naprawdę nie szukał, i zostanie skazana na życie tutaj.
-Od rana nic nie jedliśmy- Ciągnął dalej -Niestety, kiedy szliśmy do was zbóje nas napadli, zabrali cały dobytek. Gdyby się znalazło trochę chleba, nawet starego, będziemy wdzięczni- Starał się zrobić przy tym jak najbardziej zbolałą minę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie tutaj chętnie pomagali, i nawet nie zdawali sobie sprawy z tego ile razy ta ich dobroduszność była wykorzystywana. Karczmarz spojrzał na barda, a potem na Robin, której wyraźny smutek na twarzy jedynie potęgował całą historię, którą przed chwilą opowiedział bard.
-Siadajcie, dostaniecie zaraz ciepłej strawy- Powiedział wskazując dłonią wolne miejsce w głębi budynku. Bard kiwnął ze wdzięcznością głową i pchnął lekko rudą w stronę pobliskiego stołu. Nie czekali długo, a po chwili przed nimi spoczęły sporych rozmiarów miski z gorącą zupą nalaną po brzegi. Dostali też bochenek chleba. Robin spojrzała na to dość zdziwiona, ale jednocześnie się zmartwiła
-Nie mamy jak za to zapłacić
-Trochę podkoloryzowałem nasze spotkanie z tymi zbójcami- Szepnął w jej stronę Torsten chwytając za łyżkę
-Okłamałeś go
-Troszczekę, wynagrodzę im to spokojnie
....................................................................................
-Zamienić- Mruknął Clint -To nie na mnie oczekują- Powiedział nie mogąc powstrzymać się od złośliwości. Do pełni szczęścia brakowało im tylko tego, aby bóg, który w lesie powinien czuć się jak u siebie w domu po prostu się zgubił, chociaż Ull wolał nazwać to w inny sposób
-No to sobie ci oczekujący jeszcze trochę poczekają, bo ich Bóg zgubił drogę do nich- W normalnych okolicznościach pewnie uznałby to nawet za dość zabawne, ale teraz jedyne co czuł to narastającą frustrację. Jeżeli Robin szła do tej wioski, to o ile jej towarzysz był bardziej rozgarnięty, to mogli już dawno tam być, a kto wie ile czasu postanowią tam spędzić. Może poczeka z dzień na nich, a jak nie dołączą do niej to pewnie pójdzie dalej, ale wtedy to już ich poszukiwania będą równać się z szukaniem igły w stogu siana.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
– Dobra.. gadaj zdrów.Na twoje szczeście ciężko mnie wyprówadzić z równowagi. Chociaż myślę, że w drugą stronę to już niewiele brakuje. Wyluzuj. – powiedziała rozkładając lekko ręce. Clint go irytował, ale starał się trzymać nerwy na wodzy, bo wtedy grupa może się rozpaść na dobre. Nie ukrywał, że nie chciał tam iść, do tej wioski. Zawsze zaczynało go mdlić kiedy wyczuwał tą przyjazną atmosferę. Ludzie tam mieszkający najchętniej całowiliby ziemię po której stąpał Ull. W sumie nie dziwne, część mieszkańców uratował z opresji osobiście, dlatego są mu wierni.
– Też chce ją znaleźć. I znajdziemy, — powiedział zerkając za Clinta. – Już niedługo. – dodał przechodząc do drzewa za łucznikiem. Nie mógł uwierzyć w własne szczęście. Znalazł trakt. Teraz i tak to bez znaczenia, bo wyprawa trochę zajmie, ale teraz dotrą prosto do wioski.
Dotknął kory drewna na którym był wycięta cisowa gałązka. Rysunek był tu od dawna i zaczął zanikać, ale wszędzie by to poznał. Ull sam je robił wskazując kierunek do wioski. Pieperzony altruista. Nie miał pojęcia czy to była dominująca cecha którą widziały w nim kobiety. Często zadawał sobie to pytanie. On raczej był zdania, że granie łobuza było bardziej opłacalne, ale każdy przecież obierał własną taktykę. Oparł się o drzewo i spojrzał z cwaniackim uśmiechem na Clinta.
– Oto trasa, którą podążymy –powiedział wskazując wyżłobiony w korze rysunek.
Addie podeszła zainteresowana.
– Co to? – zapytała lekko mrużąc oczy.
– Gałązka cisu i lotka strzały. – wyjaśnił – Szlak prowadzący do wioski. Prosto do wioski. – dodał wracając po torby. Kiedy przerzucił je przez ramię ruszył w stronę zaznaczonego drzewa.
– Do wieczora jeszcze trochę czasu. Żwawo, żwawo – pogonił pozostałych.
Wiadomość dodana po 2 h 09 min 03 s:
Kiedy doszli do miejsca, gdzie ścieżka przecina trakt, musieli wspiąć się na wzniesienie. Addie zamykała pochód. Kiedy i ona wdrapała się na drogę pochyliła się lekko próbując uspokoić oddech. Ull bez problemu dojrzał kolejną wskazówkę, ale spojrzał w stronę rozdroża, które było kilka metrów dalej. Podszedł do drogowskazu. Jeden z nich wskazywał kierunek trasy do Gwieździstej Nocy. Zaczął się zastanawiać nad tym co robić. Złapał się pod boki i wrócił do pozostałych.
– Proponuje zmienić plan – odezwał się patrząc to na jedno, to na drugie.
– Jak, zmienić plan? – zdziwiła się Addie
– Nigdy jej nie dogonimy. Wiemy dobrze, że nie usiedzi w jednym miejscu długo. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jak dotrzemy do wioski już jej tam nie będzie. To bez sensu. Musimy ją wyprzedzić.. – zaczął tłumaczyć.
– Jak? Skąd wiesz, gdzie pójdzie?-- dopytywała się blondynka. Nie miała pojęcia o co mu chodziło.
– Mamy wskazówkę. Idzie z bardem. Mamy wczesną wiosnę – zaczął tłumaczyć.
– Słyszałaś o pochodzie bardów? – zapytał Addie, a ta pokręciła głową.
– Na wiosnę z Gwieździstej Nocy wychodzi parada bardów, Na cześć Frei, która wraca do Wanaheim. Idą na stolicę. Skoro karczmarz powiedział, że idą na północ to pewnie poszli do cisowego gaju. Uzupełnić zapasy no i łatwo im będzie zdobyć transport, więc pokonają trasę jeszcze szybciej. Jeśli teraz ruszymy traktem do Nocy wyprzedzimy ich. Zaczekamy tam. Jeśli się nie zjawi w ciągu… doby pójdziemy traktem w stronę wioski. Robin nie zna terenu będzie się trzymała traktu. Bardzi raczej też tak robią bo nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy znajdzie się okazja by zarobić parę groszy. – wytłumaczył.
– A twój atrybut? – zapytała bardziej miękko Addie
– Pieprzyć atrybut – niemal syknął. – Najważniejsze jest to, żeby się znalazła. Cała.
Offline
-Przestań się w końcu tak zamartwiać tym czy po ciebie przyjdą czy nie- Powiedział Torsten, kiedy przełknął ostatnią łyżkę zupy. Dziewczyna spojrzała na niego. On nie wiedział kim była tak naprawdę, nie wiedział nic o tym co przeszli do tej pory. Miał ją za dziewczynę, która miała jakieś tam moce, ale jeszcze nie miał okazji, aby przekonać się o tym jak bardzo problematyczne one potrafiły być.
-A jeżeli nie zjawią się tu, to co wtedy?- Zapytała się, chociaż doskonale wiedziała, że to nie do barda należała decyzja.
-To już od ciebie zależy co będziesz chciała zrobić. Zostać tutaj i czekać, czy pójść ze mną dalej. Jeżeli nie zjawią się tu, to istnieje jeszcze opcja, że po prostu od razu założyli, że ruszysz do większego miasta
-A jak nie zjawią się tam
-A jak, a co jeśli, a gdyby...dziewczyno przestań aż tak zadręczać się tym co nawet się nie zadziało. Oprócz jakiś swoich obaw, nie masz nic innego co mogłoby potwierdzić twoje przypuszczenia, że ciebie zostawili- Powiedział i stanowczo uderzył otwartą dłonią w stół tak, że Robin lekko podskoczyła -Czemu masz tak niskie o sobie mniemanie?- Jego ton głosu złagodniał nieco, a on utkwił spojrzenie ciemnych oczu prosto w jej twarzy.
-Może nie jestem wystarczająco dobra, po za tym mówiłam...generuję strasznie dużo problemów
-W ilu światach już byliście razem?- Zapytał się spokojnie
-W wielu
-Więc próbujesz mi wmówić, że wcześniej nie mieli okazji, aby ciebie zostawić i zrobili to dopiero teraz?- Dziewczyna przeniosła na niego wzrok i wzruszyła lekko ramionami. W zasadzie miał sporo racji w tym co mówił. Gdyby chcieli ją zostawić mogli to zrobić już dawno temu. Gdyby Ull nie potrzebował jej w drużynie, to przecież by nie ruszył za nią w świecie krasnoludów, kiedy Addie powiedziała w złości za dużo rzeczy. Nie zgodziłby się z nią, wyjść na chwilę z dworu elfów. Zostawiliby ją wtedy samą sobie...no i przede wszystkim, nie uratowaliby jej życia.
-Może masz rację, może jestem trochę przewrażliwiona- Zgodziła się w końcu wypuszczając cicho powietrze z płuc.
-Wiele sytuacji pokazało, że jesteśmy drużyną i nie zostawiamy nikogo w potrzebie- Powiedziała z lekkim uśmiechem a Torsten rozejrzał się po gospodzie
-Coś czuję, że pasowałabyś tutaj. Ci mieszkańcy wyznają dość podobne wartości dzięki Bogu, który trzyma pieczę nad tym miejscem- Wyjaśnił a Robin zmarszczyła lekko brwi. W sumie na temat tego tajemniczego bóstwa wiedziała tyle ile bard zdążył jej opowiedzieć. Łowiectwo i łucznictwo to były jego domeny
-Wielki Bóg Uller, bóg łucznictwa i łowiectwa, ale nie tylko. Wielu też przypisuje mu panowanie nad Zimą. Ma niebywale wyczulone zmysły, a las to właściwie jego drugi dom, bez względu na to w jakim świecie to las- Wyjaśnił
-Uller?- Powtórzyła Robin wyraźnie zdziwiona. Cholernie podobne imię, ale może był to tylko zbieg okoliczności, zwykły przypadek
-Jak wygląda?- Zadała kolejne pytanie, a bard nieco się zakłopotał
-Ciężko powiedzieć, różni wyznawcy przedstawiają go w nieco inne sposoby...ale- Urwał, po czym wstał z ławki i kiwnął na dziewczynę -Chodź pokażę ci- Ruda udała się za bardem. Wyszli z gospody, a ten skierował się w stronę wodospadu. Dziewczyna czuła jak serce zaczęło jej bić coraz szybciej, a nogi nieco uginały się pod wpływem jej ciężaru. Cały czas próbowała wmawiać sobie, że to tylko przypadek. Imiona mogą być przecież do siebie podobne.
Dotarli w końcu do niewielkiej chaty położonej u stóp wodospadu. Przed drzwiami znajdowały sie porcje świeżych kwiatów, które musiały być składane w ofierze. Bard podszedł do drzwi chaty i uchylił je. W środku panował półmrok, który został przełamany płomieniami świec. Robin weszła niepewnie do środka. Pierwsze co rzuciło się jej w oko to olbrzymia ilość łuków i strzał, które spoczywały tu najpewniej po to, aby mogły otrzymać błogosławieństwo boga. Uniosła wzrok, który spoczął na drewnianej rzeźbie. Otworzyła szerzej oczy, a nogi ugięły się pod nią i jedynie fakt, że oparła się w ostatniej chwili ramieniem o drewnianą kolumnę uchronił ją przed upadkiem.
-Robin wszystko dobrze?- Zapytał się wyraźnie zaniepokojony, widząc jak dziewczyna nagle zbladła...znaczy bardziej niż zazwyczaj była. Dziewczyna wpatrywała się prosto w twarz tego, z którym spędziła ostatnio całą masę swojego czasu.
-Ull...- Wydusiła z siebie, kiedy pierwszy szok minął. Trosten spoglądał raz na Robin, raz na posąg i wtedy do niego dotarło
-Chłopak od orła...- Wydusił z siebie -Nie wiedziałaś, że masz do czynienia...
-Raczej nie mówił o sobie zbyt wiele...- Powiedziała i spuściła lekko głowę. Poczuła się nieco oszukana, chociaż nie była pewna czy było to dobre słowo. Owszem nie musiał im tego od razu mówić, ale po takim czasie on cały czas milczał, nawet jej nie pisnął ani słowem na ten temat. Robin przymknęła oczy, bo poczuła się naprawdę paskudnie. Jakie więc teraz miała prawo, aby nadal być przy nim. On był Bogiem ona zwykłą śmiertelniczką, jak to byłoby odbierane, gdyby z nią u boku spełniał swoje powinności. Odwróciła się dość gwałtownie i wyszła z kaplicy na świeże powietrze. Łzy zaczęły się jej cisnąć do oczu. Zaczęła je ocierać szybko wierzchem dłoni. W pewnym momencie poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu
-Ja rozumiem, że to musi być szokiem, ale aby od razu płakać
-Nie rozumiesz...to
-Więc mi wytłumacz- Nie chciał zostawiać dziewczyny z tymi myślami samej. Widział, że to odkrycie musiało nią wstrząsnąć i to nie w ten pozytywny sposób. Robin usiadła na ziemi, a Torsten zaraz obok niej
-Chciałam z nim zostać, wydawał się być taki samotny, ale Bóg i śmiertelniczka, midgardka...to wręcz śmieszne- Powiedziała i pociągnęła nosem. Bard westchnął ciężko i wyciągnął w jej stronę dłoń, aby odgarnąć z jej twarz rude włosy i założyć je za ucho
-Kochasz go?- Ponowił swoje pytanie, a Robin zacisnęła delikatnie oczy po czym kiwnęła delikatnie głową.
-Więc nie ma w tym niczego śmiesznego. Powinnaś się cieszyć, bo miłość to rzecz, której nie wszyscy są w stanie doświadczyć.- Chciał ją jakoś pocieszyć, zmotywować do tego, że powinna była walczyć o to co już miała.
-Jeżeli go kochasz, a on kocha ciebie to nic, ani nikt was nie może poróżnić. W miłości nie ma znaczenia skąd pochodzicie, jak potężni jesteście. Kiedy ona się pojawia nawet Bóg staje się równy człowiekowi. To jedna z nielicznych uniwersalnych sił na tym i w innych świata, wobec której wszyscy są posłuszni- Objął dziewczynę ramieniem i przysunął delikatnie do siebie. Robin uśmiechnęła się nieco. Pozostawało tylko jeszcze jedno pytanie
-A jeżeli on nie kocha mnie? - Torsten zmarszczył brwi
-Zapytaj się go
-Żeby to było jeszcze takie proste- Mruknęła wyraźnie niepocieszona odpowiedzią mężczyzny. Torsten uśmiechnął się lekko i potarł jej ramię
-Miłość nigdy nie jest prosta, wymaga od nas poświęceń, i wyjścia ze strefy komfortu. Tylko wtedy jest w stanie zdradzić nam prawdę o sobie- Ull był oszczędny w mówieniu o swoich uczuciach. Jego gesty często zdradzały wiele, ale czy gesty były ważne, kiedy nie szły za nimi również słowa. Kiedyś się jej wydawało, że tylko to wystarczy, że nie potrzebowała żadnych deklaracji, bo przecież czyny mówiły wszystko. Teraz zdawała sobie sprawę z tego, że i jedno i drugie było równie ważne.
-Chodźmy, może uda się nam załatwić jakiś nocleg- Powiedział i podniósł się z ziemi, po czym wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, aby i jej pomóc wstać.
...........................................................................................................................
Clint starał się pracować w głębi sobie nad swoją własną cierpliwością, ale im dłużej kręcili się po lesie i im częściej Ull zmieniał kierunek tym bardziej czuł, że ręka zaczyna go coraz mocniej świerzbić. Jeżeli faktycznie był tym za kogo się podawał, to od dość słabej strony zaprezentował swoje boskie zdolności. Przecież w lesie powinien czuć się jak ryba w wodzie, skoro był bogiem polowań, to już dawno powinien znaleźć jakiś ślad, który mógłby ich nakierować na właściwy tor. Zamiast tego, w pewnym momencie usłyszał coś, co miał wrażenie, że przelało już czarę goryczy.
-Czy ty w ogóle masz pojęcie co robić, czy po prostu już improwizujesz, bo nie masz więcej pomysłów?- Wystrzelił nagle mierząc mężczyznę wściekłym spojrzeniem
-Skąd do licha wiesz, że ona jednak nie postanowi tam zostać, a bard nie pójdzie dalej sam?- Możliwych opcji, jakie Robin mogłaby zrobić było kilka. Wcale by nie przekreślał z taką łatwością tego, że dziewczyna, jednak zdecyduje się zostać w wiosce.
-Jeżeli ona, jednak tam zostanie, a my pójdziemy dalej...pomyśli, że ją zostawiliśmy- Byłby to dość logiczny wniosek, jeżeli po kilku dniach by w końcu nie zjawili się w wiosce. Gdyby tym mieście o którym mówił Ull, jej też by nie było, to droga powrotna zajęłaby im dużo czasu. Inna opcja była taka, że mogli równie dobrze co chwila się mijać, ale ani razu na siebie nie wpaść.
-Żeby się znalazła cała...dobrze, że teraz o tym myślisz, szkoda, że nie wziąłeś takiej ewentualności pod uwagę podczas otwierania portalu- Miał swoje powody, aby mu nie ufać, sam Ull dostarczył ich dostatecznie dużo podczas całej ich drogi. Nic dziwnego, że w jego głowie zaczynały pojawiać się dziwne myśli, że może wcale to rozdzielenie nie było takie przypadkowe jak im się wydawało.
-Długo jeszcze będziesz dawać się tak wodzić za nos. Co się musi wydarzyć, abyś w końcu zobaczyła, że ufasz tak naprawdę obcej osobie o której nie wiesz nic. A nawet jak czegoś się dowiadujesz, to potem się okazuje, że jednak coś przemilczał- Odezwał się w końcu do Addie. Może nie był to najlepszy moment na takie dyskusje, ale kręci się po lesie już jakiś czas. Robin nadal nie było i jedyne co mieli to jakieś poszlaki i podejrzenia Ulla, który już naprawdę sporo rzeczy przed nimi zatajał.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie obserwowała w milczeniu, jak Clint opieprza Ulla. Jeszcze nie widziała, żeby tak się wściekł. Kiedy jednak jego złość przęsła na nią nie wiedziała co powiedzieć. Uprzedził ją w tym Ull.
— Daj jej spokój. — warknął podchodząc bliżej. Clint ewidentnie testował jego cierpliwość, która zaczynała się kurczyć w bardzo szybkim tempie. Nie lubił kiedy ktoś oceniał jego działanie. Tak improwizacja była jedna z jego specjalności. Często przez to był nazywany nieobliczalny. Jego umiejętności do odnajdywania się w sytuacji polegało przede wszystkim na improwizacji.
— Nie wiem co postanowi, może zostać w jednym miejscu i czekać, albo ruszyć dalej nie mam pojęcia. Narazie tylko gonimy jej cień, bo do tej pory się przemieszczała. Zakładam, że nadal będzie to robić. Nic nie wiesz o tym co robie, żeby otworzyć portal. Nie zamierzam ci tego tłumaczyć, bo twój śmiertelny móżdżek nie jest w stanie tego pojąć. Obrońca uciśnionych się znalazł. Szkoda, że taki mądry nie byłeś kiedy zaglądaliście jej blokadę w głowie. Tez mi pomoc, przyjacielska.. — warknął tracąc nad sobą kontrole.
— Skoro jesteś taki mądry, to proszę bardzo.— wyrzucił ręce w powietrze — Radźcie sobie sami. — dodał zaciskając dłonie w pieści.
— Zobaczymy kto ją zajdzie pierwszy — rzucił odkręcając się plecami do Addie i Clinta.
Miał serdecznie dość tego narzekania. Nic tylko wymagania. Trzeba było trzymać gębę na kłódkę i absolutnie nic o sobie nie mówić.
Addie wypuściła z pomiędzy ust powietrze. Kiedy dostrzegła jak drugi mężczyzna obrał za cel drugi koniec drogi nie wiedziała co począć. Miała ich serdecznie dość. Martwili się o Robin. To było zrozumiałe, ale obaj zaczęli przekraczać granice. Jeśli czegoś nie wymyśli zaraz naprawdę sobie pójdą. I znów zostanie sama. Kobieta wyciągnęła ręce w stronę mężczyzn. Musiała złapać ich jednocześnie. Uwolniła swoją moc. Kiedy poczuła jednego i drugiego zaczęła robić mały armagedon w ich głowach.
Ull poczuł w głowie ucisk. Przykrył uszy dłońmi. Po chwili do bólu głowy doszedł nieznośny pisk. Warknął opadając na jedno kolano. Wtedy wszystko ustąpiło. Odwrócił się i spojrzał na Addie, która z niepewnej dziewczyny stała się walkirią. Powoli zaczęła do niego podchodzić.
— Powiem to tylko raz. Mam dość twoich kłamstw i niedomówień. Zaufałam ci powierzając życie. Nie mogę cię rozgryźć. Kiedy trzeba umiesz stanąć na wysokości zadania, ale po chwili wychodzi na światło dzienne coś przez co powinnam się odwrócić i odejść. Informuje cię barani łbie, że to twoja ostatnia szansa. Jeśli masz nas prowadzić, muszę ci ufać — powiedziała krzyżując dłonie na piersi. — Nic, tylko błazenada i życie chwilą. Wybrałeś takie życie, ok ale nie narzucać go innym. Ja muszę wrócić do domu, on też. Nasze życie jest gdzie indziej. Wiec proponuje znaleść Robin i natychmiast się stąd wynosić.
Addie odwróciła się na pięcie i zaczęła się zbliżać w stronę Clinta.
— A ty nie zachowuj się, jakbyś pozjadał wszystkie rozumy. To tutaj nie zadziała. Za dużo różnic jest w tych światach, a ziemią. Rozumiem twój gniew i strach. Wasz. Obaj jesteście go pełni, jeden z drugim powtarza, że emocje trzeba odciąć. Hipokryci. Obaj nadajecie się do tych poszukiwać jak świetnie do orkiestry. — syknęła oglądając się na nich obu.
— Dla was obu ona jest ważna. To zrozumiałe. Ja tez chce ją znaleść. Nie chce żeby była sama, bo wiem jak to jest być samotnym. Dzięki wam znam to uczucie. — wzięła głęboki wdech, by zapanować nad drżeniem głosu.
— Zaufanie to bardzo krucha rzecz. Łatwo ją stłuc. — dodała odzyskując panowanie nad głosem.
— Możesz mu nie ufać. Możesz się na mnie wściekać — zwróciła się do Clinta łagodniejszym tonem — Ale sam jej nie znajdziesz i wiesz to tym. — spojrzała mu w oczy.
Addie miała nadzieje, że jej słowa trochę ich otrzeźwią. Nie myśleli jasno, zamartwianie się zaćmiło ich umysły.
— Weźcie się w garść do cholery
Offline
Clint wpatrywał się mu prosto w oczy, i nie zadrżał nawet odrobinę, kiedy zaczął do niego podchodzić. Nie bał się go, bo nie czuł takiej potrzeby. Może jego pewność siebie za bardzo w nim zagrała i przestał racjonalnie oceniać przeciwnika, ale nic dziwnego. Miał doświadczenie, skopał tyłki takim jak on wiele razy. Pokonał z innymi Lokiego, miał doświadczenie w walce z Bogiem.
-Ona też jest śmiertelna, a my błądzimy po jakiś lasach, a jej jedynym partnerem w potencjalnym starciu jest bard- Wierzył w zdolności Robin, wiedział, że z wieloma rzeczami była w stanie sobie poradzić, ale czasami jedna osoba, nawet silna to za mało. Z resztą chyba sama się o tym przekonała, w świecie elfów. Uszła z tego z życiem tak naprawdę jakimś cholernym cudem. Każdy kolejny dzień, malował w jego głowie przerażające wizje i nie chciał, aby się spełniły. W każdej leżącej kłodzie zaczął dopatrywać się filigranowej sylwetki z rozsypanymi rudymi włosami. Prychnął z pogardą, kiedy Ull postanowił ponownie wrócić do tematu blokady Robin
-Ciekawe co ty byś zrobił na naszym miejscu...bez swoich boski mocy, które jak widzę i tak się nie przydają- Warknął wyraźnie wściekły. Może i popełnili wtedy błąd, ale nie mieli innego wyboru. Nie wiedzieli co mieli robić, a i czas też nie działał na ich korzyść.
-Może ty byś spalił cały świat, dla swoich korzyści, ale my mieliśmy wtedy zobowiązania, ktoś pokładał w nas wiarę- Rzucił mu prosto w twarz, po czym odwrócił się
-A ty?- Rzucił w stronę Addie -Idziesz ze mną czy zostajesz?- Zapytał się po czym ruszył przed siebie. W pewnym momencie, jednak był zmuszony zatrzymać się, bo ból głowy sprawił, że się zachwiał. Zacisnął mocno oczy i oparł się ramieniem o pobliskie drzewo. Ciężko mu było wręcz oddychać, a po chwili wszystko ustąpiło. Jak przez gruby mur doszedł do niego głos, blondynki, jednak wzmocnił się, kiedy ta do niego podeszła. Wziął głęboki wdech i odwrócił się do niej twarzą mierząc wściekłym spojrzeniem. Mogła darować sobie używanie swojej mocy, jednak chciał czy nie w jednym musiał przyznać jej rację. Sam jej nie odszuka...a nawet jeżeli trafi na jej ślad, to kto wie gdzie dziewczyna już będzie. Przymknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech
-Wedle rozkazu...w końcu ty tu rządzisz...- Rzucił w jej stronę z nieukrywaną ironią, po czym kątem oka spojrzał na Ulla, ale szybko odwrócił wzrok. Nawet chwila spoglądania na niego wzbudzała w nim chęć wepchnięcia mu pięści do gardła. Już dawno nikt tak bardzo nie wyprowadzał go z równowagi jak on.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie zmrużyła oczy, kiedy Clint zwrócił się do niej z głosem pełnym jadu. Miała już ich serdecznie dość.
— Dobra.. wspaniale. Niech żaden z was się do mnie nie zbliża — rzuciła obierając kierunek do Gwiaździstej Nocy. Do oczu napłynęły jej łzy, ale nie pozwoliła im wypłynąć. Znów poczuła się samotna. Pewnie nawet by było im na rękę gdyby zniknęła. Mogliby iść szybciej. Nie oglądając się za siebie, czy nadąża. Oczywiście kiedy znajdzie się Robin odrazu wszystko im przejdzie. Jak ręką odjął, ale ona im nie odpuści. Nie ma mowy, nie po takich słowach. Próbowała ich zatrzymać dla Robin bo wiedziała, że potrzebuje ich obu, a oni jej. Musieli coś postanowić inaczej staliby na tej drodze bez celu.
Zatrzymała się dopiero gdy zaczęło się ściemniać. Miała totalnie gdzieś czy pójdą dalej, czy postanowią ją zostawić. Czy jednak zostaną.
Kiedy jej złość chwilowo minęła i emocjonalny dopalacz energii przestał działać zaczęła dość szybko opadać z sił. Usiadła pod drzewem i przeczesała palcami włosy. Dopiero po kilku chwilach dostrzega sylwetki Clinta i Ulla, którzy szli w dość dużej odległości od siebie. Addie poczuła jak zaczyna robić się zimno. Wygrzebała z plecaka pled i okręciła się nim. Do rana nigdzie się nie wybiera, a co oni postanowią, to nie jej problem.
Offline
Robin wraz z bardem wróciła do gospody, gdzie Trosten od razu zaczął zagadywać gospodarza, aby wywiedzieć się czy znajdzie się dla nich jakiś nocleg.
-Jeżeli szukacie noclegu, możecie zatrzymać się u mnie- Odezwała się jakaś starowinka, która siedziała nieopodal i spożywała posiłek -Synowie dawno wyjechali, szukać szczęścia, zostałam sama- Powiedziała a bard uśmiechnął się uprzejmie w jej stronę
-Chętnie skorzystamy z gościny- Powiedział skłaniając się nisko na znak szacunku i wdzięczności
-Jesteś bardem- Odezwał się jakiś chłopek, który pochłaniał już któreś z kolei piwo -Nudno tu bywa, rozrywek niewiele. Umil nam wieczór- Poprosił, a Torstena nie trzeba było wcale namawiać. Chwycił za swoją lutnię, i przełożył jej pas przez swoją szyje tak, aby móc ją stabilnie utrzymać. Robin uśmiechnęła się lekko widząc to co robił mężczyzna. Szarpnął kilka razy struny, po czym pokręcił głową i dostroił swój instrument, aby po chwili znowu wygrać na nim kilka nut, po czym zaczął przygrywać skoczne melodie ku uciesze wieśniaków. Nie trzeba było czekać długo, aż wypity przez nich alkohol, zachęcił ich do tańca. W gospodzie zaroiło się od tańczących par, a Robin z lekkim uśmiechem przypatrywała się im, od czasu do czasu klaszcząc w dłonie wybijając rytm kolejnej pieśni.
-Rybaku mój,
Rybaku mój,
Okiełznaj córki zakus
Bo grać chce co sił
Na mym rogu skoro świt
A niedobrze, gdy wiesz
Chędoży ją bies
Wnukiem twym będzie faun,
Co skacze jak pchła
Mały, beczący koziołek
Oh, córka rybaka, be, be- Zanucił bard, a wraz nim zaśpiewała cała gospoda. Niektórzy unosili swoje kufle do góry i kołysali się na boki, inni podobnie jak ona wystukiwali rytm klaszcząc, albo stukając butami o drewnianą podłogę. Nim, jednak się spostrzegła i do niej podszedł jeden z mężczyzn wyciągając dłoń. Zakłopotała się nieco i pokręciła przecząco głową, aby dać mu do zrozumienia, że nie jest zbyt dobrą partnerką
-Żyj dziewczyno. Jesteś młoda, baw się póki masz do tego okazję, bo nie wiesz co przyniesie poranek- Usłyszała nad swoim uchem głos Torstena. Chwyciła dłoń mężczyzny i pozwoliła się poderwać na parkiet. Zaczęła wirować razem ze swoim partnerem między ludźmi. Obracał ją tak, że jej włosy raz po raz podrywały się razem z nią. Zabawa w gospodzie rozgorzała na dobre. Właściciel widocznie również dał się wciągnąć w zabawę, bo co jakiś czas stawiał na stołach butelczyny wina oraz inne trunki. Na policzkach Robin wykwitły rumieńce od tańca, oraz wypitego alkoholu.
-Musimy się zbierać...późno już- Powiedziała do barda. Tylko kilka razy wychodziła przed gospodę, ale kiedy zrobiła to tym razem odkryła, że księżyc był już wysoko na niebie, a to oznaczało, że musiało być już bardzo późno. Bard zagrał jeszcze jedną piosenkę, po czym kłaniając się nisko wyszedł razem z rudą z gospody
-W tańcu jesteś w stanie zawrócić w głowie nie jednemu. I pewnie to zrobiłaś- Powiedział z głupkowatym uśmiechem. On również sporo wypił, bo z czasem wygrywanie właściwych nut stawało się coraz trudniejsze
-Mamy nocleg w chatce jednej staruszki...poczekaj to chyba tam- Mruknął i wskazał palcem na jedno z domostw po czym nieco się zatoczył. Robin chwyciła go za dłonie, aby uchronić przed upadkiem, a on bez żadnego ostrzeżenia przysunął ją bliżej siebie i tanecznym krokiem, kontynuując dalej dzikie charce pognał do domostwa. Dziewczyna zaśmiała się wesoło.
-Jeżeli Uller ciebie odrzuci, to stanie się chyba najgłupszym Bogiem, ale gdzie jeden traci drugi korzysta- Rzucił w jej stronę i mrugnął delikatnie, a może to po prostu ilość wypitego miodu sprawiła, że musiał przymknąć jedno oko.
-Ognista i piegowata piękność, z głębią spojrzenia, której może pozazdrościć każda dziewka- Dziewczyna cieszyła się, że na jej twarzy nadal znajdowały się wypieki, bo skutecznie udało się to zamaskować rumieniec.
-Napiszę balladę. Bóg, który pokochał śmiertelniczkę. Zakazana i niebezpieczna miłość...to będzie arcydzieło- Niemal wykrzyknał, a Robin musiała chwycić go za ramiona, aby go uspokoić
-Najpierw stań pewnie na nogach, bo chwiejąc się nie wiele napiszesz- Zauważyła słusznie.
Dom staruszki okazał się być niewielka izbą, ale przy ścianie znajdowały się dwa drewniane niewielkie łóżka. Robin od razu legła na jednym z nich, a Torsten spoczął na drugim.
-W głowie mi wiruje- Mruknęła i przystawiła dłoń do czoła, ale uśmiechnęła się do siebie delikatnie, a kiedy odwróciła głowę w stronę mężczyzny odkryła, że zasnął szybciej niż się tego spodziewała.
........................................................................................................
Clint nie miał zamiaru już więcej się odzywać. Wolał skupić się tylko na tym, aby odszukać Robin i upewnić się, że jest bezpieczna. Może wtedy jego nastrój się poprawi. Ledwo był w stanie nadążyć za Addie, kiedy tak gwałtownie ruszyła przed siebie, ale jemu to nie przeszkadzało. Jeżeli przyspiesza kroku, może szybciej znajdą się na miejscu, jednak noc, która ich zastała niestety zatrzymała ich. Kątem oka spojrzał na blondynkę, po czym sam usadowił się pod jednym z drzew. Napięta atmosfera między nimi była tak bardzo wyczuwalna, że Clint miał wrażenie, że gdyby tylko przyjrzał się uważnie, mógłby dostrzec jak powietrze wokół nich zaczynało gęstnieć. Uważał, że on z całej tej zgrai i tak był najdłużej cierpliwy. W końcu puściły mu nerwy, każdemu mogło się zdarzyć, z resztą jego cierpliwość przez naprawdę długi czas była wystawiana na próbę.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie obudził kolejny koszmar. Jej ciało od razu zaatakowało zimny dreszcz. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest cała mokra. Oddychała ciężko. Czuła jak mocno bije jej serce. Ukryła twarz w dłoniach. Łzy zaczęły piec ją w oczy. Okryła się ściślej pledem. Rozejrzała się dookoła. Nadal było ciemno. Clint spał pod drzewem niedaleko niej, a Ulla nie mogła dostrzec w ciemności. Było jej strasznie zimno. Objęła się ramionami wciskając mocniej w pień drzewa, który też nie dawał zbyt wiele ciepła.
– Dalej tchórzu.. – szepnęła do siebie. – Musisz się wyspać. Inaczej cię tu zostawią.
Nie wierzyła, że to zrobią, ale próbowała przekonać swój umysł by jeszcze położyć się spać, szukając nawet najbardziej niedorzecznego argumentu.
Jej wzrok spoczął na plecaku, a w głowie usłyszała cichy szept, że może powinna wziąć chociaż kropelkę. Nie miała kubka by odmierzyć odpowiednie proporcje, ale może kropla czy dwie na duży łyk wody. Zaczęła grzebać w plecaku. Kiedy dotarła dłonią do flakonów wyciągnęła zawiniątko, w którym ukryła środek nasenny. Odkorkowała butelkę. Odchyliła głowę. Uniosła zawleczkę ze szklaną pipetą nad usta. Kiedy poczuła mocno gorzki smak znów się wyprostowała. Zakręciła butelkę i wrzuciła do plecaka. Napiła się wody. Po chwili jej ciało zaczynało robić się niesamowicie ciężkie. Zakręciło się jej w głowie. Nawet nie poczuła jak z powrotem opadła na trawę.
Ulla obudziły promienie słońca, które zaczęły opadać na jego powieki. Wzdrygnął się kiedy poczuł ogarniające go zimno. Uchylił jedno oko, by się upewnić, że jego towarzysze nadal są. Nie zdziwiłby się gdyby postanowili w nocy odejść. Addie bez problemu by sobie poradziła w terenie. Gdyby nie to, że tylko on potrafi posługiwać się kryształem nie potrzebowałaby go, o Clincie nie wspominając. Łucznik był cholernie upierdliwy i to zaczynało przeszkadzać Ullowi. Podniósł się do siadu i przeciągnął. W torbie nie zostało dużo jedzenia. Po południu będą musieli zapolować.
Podszedł do Addie i lekko trącił jej stopę. Kiedy nie zareagowała powtórzył czynność trochę mocniej. Cmoknął cicho, kiedy znów nie było odzewu. Spojrzał w górę. W stronę koron drzew. Może to czas by się trochę rozejrzeć z wyższej perspektywie. Znów spojrzał na śpiącą blondynkę. Zaraz wróci.
Ruszył między drzewa. Wybrał najwyższe, które stało niedaleko drogi. Podskoczył łapiąc się gałęzi. Podciągnął się. Mógłby użyć chociażby swoich mocy, ale potrzebował wysiłku fizycznego. To zawsze rozładowywało jego nerwy. Kiedy stanął na najwyższej gałęzi, która utrzyma ciężar jego ciała rozejrzał się dookoła. Cicha nadzieja, że z chwilę w zasięgu jego wzroku pojawi się ruda czupryna zaczęła zaprzątać mu myśli. Jednak to było mało prawdopodobne.
– Szkoda – mruknął przenosząc wzrok w stronę Gwieździstej Nocy. Nie mógł dłużej się oszukiwać. Robin stała się dla niego cholernie ważna. Kiedy nie było jej obok, zdawało mu się, że wszystko inne przestaje mieć jakąkolwiek wartość. Mógłby iść nawet dzień i noc. Byle tylko znów ją zobaczyć. Czy to było już coś więcej niż zauroczenie? Kiedyś obiecał w sobie, że nie będzie kochał innej, ale w łamaniu swoich obietnic był mistrzem. Czy ona naprawdę to zrobiła? Udało się jej skruszyć jego wszystkie mury.
Słońce wznosiło się coraz wyżej. Czas ruszać w drogę. Ull zszedł z drzewa i wrócił do pozostałych. Znów zwrócił uwagę na Addie która nie poruszyła się nawet o milimetr. Ull spojrzał na Clinta.
– Poruszyła się? – zapytał podchodząc do blondynki. Klęknął przy niej. Położył jej rękę na ramieniu i lekko potrząsnął.
– Hej, Mała. Wstajemy – rzucił do niej próbując obudzić.
Offline
Robin o brzasku pierwsze co obudziło to okropny ból głowy. Jęknęła cicho i przekręciła się na drugi bok. Dobrze się piło, tutejszy alkohol, chociaż cholernie mocny, to jednocześnie był naprawdę smaczny, a co ciekawe...nie czuło się jego mocy podczas picia. Usłyszała krzątaninę po izbie, a zaraz potem doszły do jej uszu podobne jęki, dochodzące z łóżka obok. Torsten widocznie również się obudził.
-Więcej nie pije- Jęknął, osłaniając dłońmi oczy. Robin uśmiechnęła się niemrawo. Ona też tak mówiła za każdym razem, a i tak sytuacja się powtarzała.
-Uważaj, bo ci uwierzę- Odpowiedziała i dopiero wtedy poczuła, jak bardzo zaschło jej w gardle.
-Wstawajcie dzieci, robiłam śniadanie- Usłyszała zachrypły głos, który musiał należeć do starszej kobiety. Uniosła się powoli na łóżku i omiotła wzrokiem izbę. Przy piecu faktycznie krzątała się starowinka, i zanosiła na stół kawałek chleba. Od razu dostrzegła dwie misy, które zostały wypełnione gorącą owsianką. Niechętnie postawiła nogi na ziemi i z całej siły podźwignęła się, czując, że nogi jej drżą pod ciężarem jej ciała. Lekko chwiejąc się podeszła do stołu i usiadła za nim. Torsten wstał chwilę po niej i był równie blady co ona, a podkrążone oczy jasno wskazywały na ciężką noc. Kobiecina zaśmiała się cicho, kiedy zobaczyła, w jakim byli stanie.
-Błędy młodości, też kiedyś je popełniałam- Powiedziała, po czym postawiła przed nimi drewniane kubki wypełnione jakimś naparem o nieprzyjemnym ziołowym zapachu. Robin zaczęła powoli maczać łyżkę w owsiance, chociaż czuła, że żołądek zaciska się jej w supeł. Upiła kilka łyku naparu i skrzywiła się lekko, ale już po chwili poczuła, że nieznośny ból głowy powoli mija.
-Idziemy do Gwieździstej Nocy, znalazłby się jakiś transport?- Zapytał się, kiedy i jemu szum w głowie nieco ustąpił, przywracając trzeźwość myślenia. Starowinka przysiadła na jednym z wolnych krzeseł przy stole i zamyśliła się przez chwilę.
-Do samego miasta nie, ale wiem, że kowal dzisiaj uda się do sąsiedniej wioski, aby sprzedać swoje wyroby. Od niej to już tylko godzina drogi piechotą- Wyjaśniła, a bard przetłumaczył Robin to, co powiedziała.
-Nikt nie przybył w nocy do wioski?- Zapytała się, a kobieta po przetłumaczeniu pokręciła przecząco głową.
-Zauważyłabym, zawsze rano muszę iść do źródełka po wodę, aby ziółek zaparzyć- Robin łudziła się do samego końca, że może jednak po przebudzeniu spotka się z resztą drużyny. Może nawet za bardzo uczepiła się tej myśli, bo nieco posmutniała.
-Jeżeli nie ma ich tu, to mogą udać się już tylko do miasta- Próbował podnieść ją na duchu. Wychodziło na to, że była to ostatnia ich nadzieja. Dojedli posiłek, który nieco im poprawił samopoczucie. Staruszka pozwoliła im obmyć się w balii, a kiedy wychodzili, wręczyła Robin zawinięty tobołek.
-Macie na drogę trochę jedzenia. Trochę jabłek, chleba, sok jabłkowy, dałam też kawałek ciasta- Powiedziała, a Robin z miłym uśmiechem kiwnęła delikatnie głową w stronę kobiety. To było naprawdę miłe z jej strony. Nie musiała im niczego dawać, przecież sama ledwo wiązała koniec z końcem, ale dziewczyna jednocześnie wiedziała, że nietaktem byłoby odmówić. W końcu dzieliła się z nimi wszystkim tym, co miała najlepsze.
-Dziękujemy- Powiedziała.
-Niech Uller czuwa nad waszą podróżą- Powiedziała, po czym skryła się ponownie w chacie, a Robin i Torsten ruszyli w stronę chaty kowala. Mężczyzna, akurat szykował już swój wóz. Po krótkiej wymianie zdań i wyjaśnieniu gdzie zmierzają, kowal zgodził się na podwózkę.
-Wskakuj- Powiedział, wchodząc samemu na wóz i usadowił się między różnymi towarami, które były na sprzedaż. Dziewczyna też weszła do wozu, a kiedy tylko usiadła, kowal strzelił lejcami, a koń zarżał głośno i ruszył przed siebie.
...............................................................................................
Clint spał dość mocno. Potrzebował odpoczynku, aby nieco oczyścić umysł i opanować emocje. Ze snu wybudziło, go poruszenie. Otworzył oczy i zobaczył, jak Ull pochyla się nad Addie, próbując ja najwyraźniej obudzić. Zmarszczył lekko brwi. Nie było to normalne, bo Addie miała raczej dość lekki sen, szczególnie w chwili, kiedy musieli spać w terenie.
-Co jest?- Odezwał się w końcu po dość długim milczeniu i podniósł się z ziemi i podszedł do tej dwójki. Spojrzał z góry na blondynkę. Oddychała, więc raczej żyła, ale dlaczego tak trudno było ją obudzić.
-Może jest bardzo zmęczona- W normalnych okolicznościach daliby się jej wyspać, ale nie było na to czasu.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull klasnął w dłonie przed nosem dziewczyny kilka razy, ale nadal nie było odzewu.
– Raczej, po tym by wstała – mruknął. Dotknął jej czoła.
– Jest zmarznięta. – powiedział przekręcając ją na bok. Wstał i podszedł do swojej torby. Miał coś co mogło podziałać jak sole trzeźwiące. Wyciągnął butelkę i znów podszedł do dziewczyny. Odkorkował butelkę i przysunął jej do nosa. Drugą rękę położył na jej plecach i zaczął je delikatnie pocierać generując ciepło. Pod palcami czuł dziwne nierówności, rozchodzące się po całej długości pleców.
Kiedy Addie zaczęła wdychać zapach specyfiku, jej mózg koniecznie chciał wyrwać się z amoku. Najpierw zaatakowało ją światło. Po chwili poczuła okropny smród. Mruknęła cicho po czym przekręciła się dotykając nosem trawy. Zakasłała. Mocno kręciło się jej w głowie.
Ull odsunął się kiedy w końcu zaczęła reagować.
– Wykończą mnie. Jak nie jedna to druga – westchnął znów zbliżając się do Addie.
Addie próbowała się podnieść. Musiała się obudzić, lecz specyfik nadal trzymał ją w garści. Uniosła się na drżących ramionach i usiadła na trawie. Zawroty głowy powoli przechodziły.
– Pochyl głowę – polecił Ull widząc jak dziewczyna walczy z mdłościami.
– A teraz mi powiedz, co wzięłaś? – dodał kucając obok niej. Musiała coś mieć. Gdyby ugryzłby ją jakiś wąż czy inne zwierzę miałaby gorączkę.
Addie zesztywniała. Może jednak nie była to jedna kropla. Było ciemno, nie mogła być pewna na sto procent.
Nadal lekko rozmytym wzrokiem spojrzała na Ulla.
– To nic takiego. Środek nasenny. Trochę mocny.. – zaczęła tłumaczyć.
– Trochę mocny ? Dziewczyno obudzić cię nie można – westchnął z wyrzutem. – Gdzie to masz? – zadał kolejne pytanie, ale znał na nie odpowiedź. Dopadł do jej plecaka i zaczął przekopywać w nim rzeczy. Jego uwagę zwróciła buteleczka z zielonego szkła. Odkorkował ją i przystawił do nosa na ułamek sekundy. Kiedy poczuł zawroty głowy zamknął butelkę.
– Zabieram. Też mi coś. Spać nie może – warknął chowając butelkę za pas.
– To moje.. - pokręciła głową wyrażając sprzeciw.
– Teraz moje – rzucił podchodząc do swoich toreb. Schował butelkę ze środkiem nasennym i trzeźwiejącym do plecaka, po czym wziął jedzenie i wrócił do dziewczyny.
– Dlaczego? – zapytał już łagodniej.
– Śnią mi się.. – wyznała zawstydzona – Tangan, Hella i jeszcze parę okropności. Nie mogę spać.
– Mogłaś powiedzieć
– Jasne.. Przed po czy może w trakcie kolejnej kłótni - mruknęła – Zbierajmy się. – dodała podnosząc się na równe nogi. Przez pierwsze kroki musiała zmusić się do wysiłku, ale im więcej się ruszała uczucie otępienia mijało. Zebrała swoje rzeczy, okręciła się pledem, na który założyła plecak.
Offline
-Rym do bohatera?- Odezwał się Torsten po chwili milczenia. Robin zmarszczyła brwi i zastanowiła się przez chwilę
-Emmm...transportera- Odpowiedziała, a bard przewrócił oczami.
-Za grosz w tobie romantyzmu
-Nowa ballada?- Bard kiwnął głową i wygrał kilka nut na swojej lutni.
-Przecież twoja historia idealnie pasuje na balladę. Myślisz, że on opowie mi tę historię ze swojej perspektywy?- Zapytał się i spojrzał na Robin, a dziewczyna dostrzegła w jego oczach błysk. Teoretycznie powinno jej pochlebiać to, że ktoś chciał ułożyć o niej pieśń, ale czuła się z tym raczej dziwnie. Nie mniej rozbawiła ją wizja tego jak Torsten uczepił się Ulla i zaczął zadawać serię cholernie niewygodnych pytań. Nawet domyślała się, jaka mogłaby być jego reakcja.
-Prędzej zasadzi ci kopa, niż coś powie. Trudno skłonić go do zwierzeń. Prędzej po pijaku coś z niego wyciągniesz, ale i wtedy nie jest to do końca pewne- Widziała jednak, że nie przekonała barda do tego. Ull kiedy wypił, stawał się faktycznie bardziej rozmowny. Puszczały mu hamulce, nie kontrolował siebie oraz swoich myśli na skutek czego mówił znacznie więcej. Raz to wykorzystała, aby dowiedzieć się co mu w duszy gra.
Po jakiejś godzinie jazdy dojechali w końcu do wioski, gdzie pożegnali się z kowalem i podziękowali za pomoc. Bard żwawym krokiem ruszył przed siebie.
-Już niedaleko- Oznajmił, kiedy mijali kolejne drzewa. W końcu oczom Robin ukazało się coś, czego w żaden sposób się nie spodziewała. Olbrzymi klon z rozłożystymi gałęziami wyrósł przed nimi niczym góra. Uniosła głowę do góry, i wtedy pomiędzy gałęziami dostrzegła platformę, z której przebijało się wyraźne światło i dochodził typowo miejski gwar.
-Myślałam, że to...
-Zwykłe miasto...tak na wielu robi to wrażenie. Weź tę gałąź- Polecił, a dziewczyna posłusznie schyliła się po jeden z patyków, który wskazał bard, a on wziął drugi. Zaczęli się wspinać powoli po krętych schodach, aż w końcu dotarli na sam szczyt. Wyszli na masywny plac, którego pośrodku stało rozpalone palenisko. Płomienie były wysokie, a co chwila były dorzucane do niego świeże gałęzie, więc ona i Torsten uczynili dokładnie to samo. Weszli do miasta, które tętniło życiem.
-Witaj w mieście kultury, hazardu oraz wszelkiej rozpusty- Oznajmił i omiótł dłonią okolicę
-Musimy znaleźć jakieś miejsce do przenocowania...tu nie będzie tak łatwo jak w tamtej wiosce- Zmartwił się. Teraz dopiero brak pieniędzy da im się we znaki. We wioskach przeważnie żyli prości ludzie, którzy przychylnie patrzyli na przybyszów...tutaj liczył się często pieniądz..
.............................................................................................................
Clint zmarszczył brwi, kiedy dość brutalny sposób pobudki nie zadziałał. Nikt tak mocno nie zasypiał, bez względu na to jak wyczerpany by nie był. Obserwował w milczeniu, jak Ull sięga do swojej torby i wyciąga z niej jakiś flakonik. Chwilę to trwało, ale dziewczyna w końcu drgnęła delikatnie, a zaraz potem uchyliła oczy. Łucznik dostrzegł jej błędne spojrzenie. Ewidentnie była skołowana, że nie bardzo wiedziała, gdzie się znajdowała. W końcu jednak wyjaśniło się, co wywołało u niej taki stan. Jeszcze tego im brakowało, aby jedna z nich zaczynała się odurzać jakimiś specyfikami.
-W tych ciemnościach mogłaś przedobrzyć- Powiedział surowym głosem -Już pomijam fakt przyjmowania takich rzeczy na własną rękę- Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby wzięła tego jeszcze więcej. Może już w ogóle by się nie obudziła.
-Aż tak nie chcesz wracać do domu, że wolisz ryzykować swoim życiem?/- Powód, jaki by nie był, w tej chwili nie był, aż tak istotny. To, co zrobiła, chociaż z jej punktu widzenia miało pomóc, mogło jedynie jeszcze bardziej zaszkodzić. Mimo wszystko domyślał się, że do niej to nie dotrze. Pod tym kątem była uparta jak Robin, i dobrze, że Ull zarekwirował to świństwo. Powinna znaleźć jakiś inny mniej inwazyjny sposób na poradzenie sobie z koszmarami. Naćpanie się to żadne rozwiązanie, tylko ucieczka i to chwilowa.
-Skąd to w ogóle masz?- Zapytał się w końcu, kiedy ruszyli w dalszą drogę
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie nie miała ochoty na kolejne kazanie. Wiedziała, że rozwiązanie, które wybrała tak naprawdę nim nie było. Nie miała czasu by przepracować swoje przeżycia i traumy. Tym bardziej, że środek działał.
Kiedy Clint zrównał z nią krok i zadał kolejne pytanie. Już wolała jak nikt do nikogo się nie odzywał.
– Od medyka z dworu elfów. Uprzedzając kolejne pytanie. Po prostu.. umiem być przekonująca, – rzuciła .
– Nie ładnie.. – westchnął Ull. – A miałem cię za grzeczną – dodał z lekkim uśmiechem.
Addie spiorunowała go wzrokiem.
– Przestańcie w końcu udawać, że wam zależy. Skupcie się na zadaniu, a mnie dajcie spokój. – Wystrzeliła zanim zdążyła przemyśleć sens słów. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że nie były to prawdziwe słowa.Tak właśnie czuła. Jak tylko Robin zniknęła z zasięgu wzroku od razu wybuchła kłótnia. Zachowywali się tak bo się o nią martwili, rozumiała to, ale nawet rozdzieleni nadal byli drużyną, albo tak jej się wydawało. W końcu w dworze, bez zastanowienia ją zostawili. Wystarczyło jedno słowo rudej i obaj robili wszystko co im powie, bez niej byli jak dzieci we mgle. Znaleźli sobie w niej zastępstwo, ale kiedy Robin do nich wróci znów stanie się neutralna.
Ull miał już rzucić kolejnym żartem, ale kiedy zaczęła przyspieszać postanowił jednak zostawić uwagę dla siebie.
– Dobra.. daj jej spokój – rzucił do Clinta. – Nie ma już swojego lekarstwa. Musi wymyślić inny sposób na pozbycie się koszmarów. Tak jak zrobiła to w jaskini – dodał zaczynając zastanawiać się nad jej sytuacją. Musi poczuć się silna, że potrafi wygrać. Może jakaś seria sparingów?
Jednak jego rozważania przerwała dosć duza grupa obozująca przy drodze.
Ull zacisnął zęby kiedy Addie nawet nie zwolniła tempa przechodząc między zbiegowiskiem, które okrążają kilka wozów. W końcu dwóch mężczyzn zagrodziło jej drogę.
– Chodź, bo zaraz wpadnie w kłopoty – powiedział przyspieszając niemal do truchtu. Kiedy dotarli do zbiegowiska Addie stała przed dwoma wysokimi uzbrojonymi żołnierzami i ledwo panując nad sobą chciała im powiedzieć, że chce tylko przejść.
– Czego nie rozumienie tłuki. Nic od was nie chce, chce tylko przejść – warknęła stojąc z założonymi rękami na piersi. Zrobiła krok do przodu, ale mężczyźni nie odpuszczali. Obaj, położyli dłonie na rękojeściach mieczy.
– Stop, chwileczkę – wtrącił się Ull łapiąc dziewczynę za ramię i odciągnąć za siebie.
– Wybaczcie panowie siostrze. Nie czuje się dziś najlepiej – powiedział lekko się uśmiechając.
– Zaraz ci takiego kopa zasadzę – warknęłą po asgardzku.
– Widzicie z czym się muszę użerać. Nadęte babsko – znów się roześmiał a strażnicy nieco się rozluźnili.
– Ja jestem nadęta? – mruknęła oburzona.
– Panowie, chcemy jedynie przejść. Zmierzamy do Gwieździstej Nocy. Czeka tam na nas członek drużyny. Nie szukamy zwady – wyjaśnił lekkim tonem.
Nagle zobaczył zbliżającego się do nich mężczyznę w średnim wieku. Ull odrazu wydedukował, że musi być kupcem i to takim, któremu się powodzi. Lisie futro, które nosił na ramionach nie było tanie. Do tego kilka wozów, straż Siwizna całkowicie pokryła jego włosy na głowie i brodzie. Zatrzymał się przy zbiegowisku.
– Szczęścia i dobrobytu – odezwał się pierwszy Ull.
Kupiec kiwnął głową odpowiadając tym samym.
– Co to za zbiegowisko? – zapytał
– Nic wielkiego. Właśnie tłumaczę, że nie mamy złych zamiarów i chcemy tylko przejść – odpowiedział szatyn.
Kupiec spojrzał na swoich ludzi.
– Każdego podróżnika będziecie zatrzymywać, no już dajcie spokój. – machnął na nich ręką. – Chodźcie – zwrócił się do podróżnych.
Szli za kupcem aż do początku pochodu.
– Mamy mały problem z koniem. Zaczął kuleć – wyjaśnił kupiec. – Trochę zatarasowaliśmy trakt. – uśmiechał się zakłopotany.
– Może pomogę? – zaproponował Ull. – Znam się na koniach – dodał Zdejmując torbę z ramienia. Miał już ją podać Addie, ale przypomniał sobie o jej miksturze, dlatego wyciągną rękę do Clinta.
Offline
Torsten przemierzał ulice w wyraźnie dobrym nastroju. Musiał znać to miejsce, bo ani razu się nie gubił, chociaż jego wzrok, który co jakiś czas spoczywał na poszczególnych budynkach nieco temu przeczył
-O tutaj- Odezwał się w końcu zatrzymując się przed jakąś gospodą -Bywałem tu kilka razy, właściciel mnie zna- Zapewnił i jak do siebie wszedł do środka. Robin ruszyła zaraz za nim. Przyjemne ciepło otuliło jej ciało. Wnętrze gospody w zasadzie nie różniło się niczym od tych, które do tej pory widziała. W kominku trzaskał ogień, przy drewnianych stolikach siedzieli goście, którzy żywo o czymś rozprawiali i popijali miód z kufli. Właściciel przybytku od razu skierował na nich swój wzrok, jednak po minie dziewczyna wywnioskowała, że raczej nie cieszył się zbytnio z widoku barda.
-Henrik- Powiedział uradowany Torsten i rozpostarł ramiona na widok barczystego mężczyzny. Ten zmrużył jedynie swoje błękitne oczy
-Torsten psia jego mać...- Odpowiedział i splunął na ziemię. To już tylko utwierdziło Robin w przekonaniu, że na nocleg za darmo mieli tutaj nikłe szanse.
-Też się cholernie cieszę, że ciebie widzę- Starał się utrzymywać uśmiech na swojej twarzy, ale jego zapał już nieco przygasł.
-Potrzebujemy przysługi...
-Przysługi?- Powtórzył, a może wręcz zagrzmiał, bo nagle głosy w gospodzie ucichły i wszystkie twarze zwróciły się w ich kierunku -Przysługę to możesz ty mi oddać. Żarłeś tu i spałeś za darmo, a na koniec co...kuzynkę mi zbałamuciłeś- Wzrok barda utracił swój błysk optymizmu i opuścił dłonie
-Niech cię nie widzę, bo nie ręczę za siebie. Jeżeli nie masz czym zapłacić- Bard zaczął się powoli wycofywać i wrócił szybko do Robin
-Chodź...tu raczej...Robin stój...- Nie zdążył dokończyć bo dziewczyna wyrwała się do przodu. Miała dość już łażenia po lasach, spania na ziemi. Chciała się wykąpać i wypocząć. Podeszła do lady i spojrzała prosto we wściekłe oczy mężczyzny. Położyła swój plecak na ladzie po czym zaczęła w nim grzebać. Po chwili z jego dna wyciągnęła srebrną bransoletę w kształcie węża z rubinem w oku.
-To wszystko co mamy, ale jest cholernie cenne- Nie chciała się z tym rozstawać, ale obecnie nie widziała innego wyjścia. Mężczyzna zwany Henrikiem, popatrzył na ozdobę, potem na Robin, a na samym końcu na barda. Gdyby wydłubał ten rubin, i przetopił bransoletę, mógłby to sprzedać za ładną sumkę złota. Jego chytrość najwyraźniej wygrała z dumą, bo odebrał od dziewczyny "zapłatę"
-Mam dwa wolne pokoje na górze- Oznajmił i wskazał w stronę schodów. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko po czym odwróciła w stronę barda. Ruszyła w stronę schodów, a Torsten zaraz za nią
-Ile skarbów jeszcze tam taszczysz?
-To wszystko co miałam cennego. Opłaca się czasami mieć lepkie palce- Mruknęła z lekkim uśmiechem.
........................................................................................................................
Clint jasno wyczuł, że Addie nie była w nastroju na rozmowy, więc posłusznie postanowił pozostawić dla siebie wszystkie swoje poglądy. Ruszył za dziewczyną, chociaż nadążyć za nią było naprawdę ciężko. O tyle o ile wcześniej zostawała w tyle, tak teraz przodowała i nawet strażnicy, którzy ewidentnie zaczęli jej zagradzać drogę mieli problem, aby ją zatrzymać. Ruszył zaraz za Ullem, aby dogonić blondynkę, która najwyraźniej prosiła się o kłopoty. Chwila rozmowy w obcym języku, a potem w jego dłonie został wepchnięty plecak Ulla. Posłusznie go chwycił, domyślając się dlaczego nie chciał oddać go dziewczynie. Kolejny postój nie działał im na korzyść, bo nadal mieli jeszcze kawałek drogi do przebycia. Robin...kto wie może już znalazła się w mieście, albo miała tyle samo pecha co oni, że nie udało sie jej znaleźć żadnego szybszego sposobu dotarcia na miejsce.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
[ Wygenerowano w 0.089 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 1.59 MB (Maksimum: 2.07 MB) ]