Nie jesteś zalogowany na forum.
Ull uśmiechnął się lekko kiedy Robin wspomniała o zakupieniu pochwy na sztylet. Może faktycznie powinien to rozważyć. W końcu to była ostatnia rzecz jaką miał po dawnym życiu i jeśli miał się z nią rozstać to an swoich warunkach.
— Pewnie. Tylko przypomnij mi o tym — roześmiał się krótko. Znów złapał dziewczynę za rękę i poprowadził do gospody. Na zewnątrz nie było strażnika. Ull pchnął drzwi i wszedł do środka. Wolał pójść pierwszy. Wiedział, że Robin poradziłaby sobie z potencjalnym zagrożeniem, ale będąc obok niej, nie umiał inaczej. Chciał ją chronić na wszystkie możliwe sposoby. W sali siedziało kilkoro gości, jednak panowała tam cisza. Każdy zajmował się swoim talerzem i rozmawiał ściszonym głosem. Ull podszedł do bary, gdzie stał barman.
— Szukam kupieckiej rodziny, która tu się zatrzymała. Jeszcze z rana przed drzwiami stał osiłek — próbował wyjaśnić o kogo mu chodzi.
— Miałem się spotkać z seniorem. Chodzi o sztylet— dodał, po chwili mając nadzieje, że mężczyzna skojarzy o co chodzi.
Barman popatrzył na Ulla z zainteresowaniem.
— Poczekaj tu— odezwał się po chwili i zniknął na zapleczu. Ull odwrócił się do Robin.
— Czekamy — powiedział prowadząc ją do wolnego stolika.
………………………………………………………………………………………………………..
Kiedy Clint puścił jej dłoń po jej ciele przeszedł zimny dreszcz. Nie miała zamiaru naciskać go, by wyjawił wszystkie swoje myśli więc pozostało jedynie uszanować jego decyzje. Ruszyła powoli w stronę schodów. Zaczęła myśleć o gorącej kąpieli na rozgrzanie, a potem otuliła by się grubą pościelą. Ruszyła powoli w stronę schodów jednak pytanie Clinta sprawiło, że zawróciła w stronę kominka. Przymknęła oczy kiedy jej ciało zaatakowało ciepło ognia.
— Asgard to kraina wiecznego lata — odpowiedziała opierając się o ciepły kominek. — Oczywiście.. w deszczowe dni jest chłodniej, ale nie tak jak tu. Tu podobnie jak na ziemi występują cztery pory roku. Teraz jest wczesna wiosna. Freya niedługo wróci do swojego pałacu w stolicy. W sumie lepiej, że jej tu nie ma.— rzuciła patrząc prosto w ogień.
— Mam nadzieję, że Asgard będzie podobny do tego, w którym mieszkałam — uśmiechnęła się lekko. — Chciałabym znów go zobaczyć — spędziła w Asgardzie siedem lat. Zostawiła tam cześć siebie.
Offline
Atmosfera w gospodzie jak zwykle nie sprzyjała raczej dobrym nastrojom. Trochę się jej to nie podobało. Aż tak spokojni i niemal milczący ludzie budzili podejrzenia, ale czy powinni się w to mieszać. Mieli swoje cele i to na nich powinni się jak na razie skupić. Nie zbawią przecież całego świata.
-Strasznie dużo tego czekania- Mruknęła siadając na wolnym krześle -Poczekaj do wieczora, poczekaj tu, poczekaj tam- Mimo to raczej niecierpliwością nie osiągną w tej chwili dużo, więc faktycznie musieli jeszcze trochę poczekać
-W ogóle to trochę dziwne...- Odezwała się po chwili milczenia -Powiedziałeś, że jesteś pewien tego, że włożyłeś sztylet do plecaka, jeżeli w między czasie go nie wywracałeś do góry nogami, to jak miałby wypaść?- Nie chciała oczywiście nikogo oskarżać w tej chwili. Wypadki się zdarzały, ale to był dość dziwny wypadek, który raczej nie powinien się wydarzyć.
-I ja rozumiem, że się rozdzieliliśmy, że wszystko można na nerwy zrzucić, ale ty raczej nerwom nie dajesz się otumanić. Wręcz przeciwnie. Kiedy się denerwujesz myślisz logiczniej niż nie jedna osoba
...............................................................................................................................
-Fakt...lepiej- Nie potrzebowali kolejnego spotkania z jej ludźmi...szczególnie po tym jak Robin im nawiała. Freya na pewno była niezadowolona, o ile to co wspomniał o niej Ull było prawdą.
-Zobaczysz, przecież właśnie tam zmierzamy...o ile znowu coś nie schrzani się z portalem- Może chociaż ten jeden raz obejdzie się bez zbędnych niespodzianek i zgodnie z planem wylądują z punkt A do punktu B, tak było by o wiele prościej, ale niestety musieli też się liczyć z tym, że plany mają to do siebie, że się komplikują. Odsunął się nieco od kominka i znowu objął blondynkę ramieniem
-Chodźmy...o ile znam te dwa gołąbki to pewnie nie wrócą wcześnie, a nawet jeśli to pewnie pójdą spać...ale pewnie nie od razu- Stwierdził i skrzywił się lekko. Do tej pory miał traumę po tym jak przez ścianę gospody w świecie krasnoludów musiał wysłuchiwać tego co robili. Nie było mu to potrzebne do szczęścia. Zaprowadził blondynkę po schodach na górę i skierowali się w stronę swoich pokoi
-No więc...- Zaczął dość nieśmiało -Dasz sobie radę? czy ktoś powinien kopnąć te twoje koszmary w dupe?- Zapytał się z lekkim uśmiechem, po czym oparł się ramieniem o pobliska ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ullowi tez przestało się podobać to czekanie. Jednak kolejne argumenty Robin zaczęły go drażnić.
— Nie wiem.. — westchnął przecierając twarz. — Już nie wiem. Może jednak go nie włożyłem do plecaka. — powiedział lekko poirytowany. Już odechciało mu się gdybania. Przeczesał palcami włosy. Coś ewidentnie było nie tak. Najpierw ten buc kazał mu czekać do wieczora, teraz wyglada na to, że wyjechali. Barman zniknął na zapleczu.
Nie chciał mówić jej, że jej uwagi w wcale nie pomagają. Wręcz przeciwnie, ale nie chciał się z nią kłócić. Spojrzał na zamknięte drzwi za barem. Zaczął nerwowo ruszać nogą.
— Dobra, mam dość czekania — powiedział i ruszył w stronę baru. Przeszedł przez drzwi na zaplecze. Tam tez nikogo nie było. Spojrzał przez ramię na Robin. Ruszył dalej. Do tylnich drzwi. Kiedy wyszedł na zewnątrz rozejrzał się dokładnie. Nie widział żywego ducha. Przeszedł się po małej ciasnej alejce. Nagle zza beczek dostrzegł but. Zmrużył oczy. Stawiał wolne kroki na przód. Kiedy zajrzał za beczki wstrzymał oddech. Na ziemi leżał mężczyzna z szeroko otwartymi oczami. Jego wzrok zatrzymał się na sztylecie, który sterczał z piersi denata. Od razu poznał i sztylet i ofiarę.
— I znów odebrałeś życie stary druchu.. — westchnął kucając przy mężczyźnie, który zaoferował im podwiezienie. — Tylko czemu nie ze mną.. — dodał mrużąc oczy. Dopiero po chwili przypomniał sobie o obecności Robin.
Wstał na równe nogi.
—Nie patrz — złapał ją za ramiona. — To ten facet. Ten kupiec, z której miałem się spotkać— wyjaśnił odsuwając dziewczynę od ciała.
……………………………………………………………………………………….
Addie uśmiechnęła się lekko kiedy Clint znów ją objął. Ona również objęła go ramieniem i ruszyli razem po schodach na górę.
— Dziś role się odwracają? — zapytała wspinając się po następnych stopniach. — To ja mam cię prowadzić. — zaśmiała się.
Addie tez miała wspomnienie związane z wysłuchiwaniem tego jak Robin i Ull spędzali ze sobą czas. Pamietała, że strasznie im tego zazdrościła, że mieli siebie na wzajem. Oparła się o drzwi swojego pokoju. Zagryzła dolna wargę. Powinna powiedzieć, że da radę i żeby poszedł się położyć, ale cichy głos w jej głowie podpowiedział by zrobiła zupełnie na odwrót. Złapała za klamkę i pchnęła drzwi spojrzała w ciemności. Weszła do środka i podeszła do stolika i złapała za zapałki.
— Zawsze warto sprawdzić, czy nie czają się pod łóżkiem — powiedziała odpalając zapałkę. Zapaliła świeczkę, która stała na stole. Nie powinna tego mówić, nie powinna stwarzać okazji. Zadrżała kiedy poczula znajomy ucisk w dole brzucha. Złapała za wsuwki i zaczęła rozpuszczać włosy. Musiała czymś się zająć. Zaraz wszystko wróci do normy.
Offline
Dziewczyna zacisnęła usta w wąska linię widząc, że jej głośne myślenie raczej wprawia Ulla w jeszcze większe zdenerwowanie. Uznała więc, że najlepiej będzie jak się przymknie. Czekali tak jeszcze chwilę. Dziewczyna co chwila spoglądała w stronę baru z nadzieją, że zaraz ktoś się tam pojawi. Nic takiego się nie wydarzyło. W końcu to Ull stwierdził, że dość się już naczekał
-Cholera...nie pędź tak...- Rzuciła w jego stronę i sama wstała z krzesła idąc za nim. Poderwał się tak gwałtownie, że kiedy nagle zatrzymał się w alejce prawie na niego wpadła. Zaczęła iść za nim niemal jak cień, a serce zaczęło bić coraz szybciej. To wszystko bardzo zaczęło się jej nie podobać, i nawet zaczęła żałować tego, że nie spróbowała namówić Ulla do olania tego sztyletu...tylko czy by się jej to udało, szczerze wątpiła. W pewnym momencie mężczyzna się zatrzymał, a zaraz potem kucnął przed czymś. Robin zmrużyła oczy i wspięła się nieco na palce...szybko, jednak tego pożałowała. Jęknęła cicho i zasłoniła sobie dłonią usta robiąc kilka kroków w tył. Prawie potknęła się o coś i wywróciła, ale Ull szybko do niej podszedł. Przeniosła wyraźnie przerażone spojrzenie na jego oczy. Raczej nie tego spodziewała się znaleźć
-Zbieramy się...wracamy do gospody, pakujemy i zwiewamy- Wydukała z siebie, kiedy logiczne myślenie przezwyciężyło wyraźny szok. Gdyby jej tu nie było, gdyby weszła chwilę później wiele by mogła sobie pomyśleć, ale przecież trzymała się cały czas za jego plecami, nie spuściła z niego wzroku.
-No rusz się...- Dodała i chwyciła go za nadgarstek. Miała wprawę jeżeli chodziło o ucieczkę z miejsca przestępstwa...z tą różnicą, że wtedy policja ścigała właściwą osobę
...............................................................................................................
Clint wszedł do jej pokoju zamykając za sobą drzwi. Obiecał sobie, że więcej nie wyląduje w tym pokoju...widocznie po alkoholu nie było tak łatwo panować nad myślami jak mu się wydawało. Był trochę podpity to trzeba było mu przyznać. Spojrzał na Addie, która zajęła się rozpuszczaniem swoich włosów. Znowu poczuł potrzebę bliskości, nawet gdyby miała być chwilowa. Podszedł do niej powoli i ułożył dłonie na jej ramionach. Oparł brodę na swojej dłoni i przymknął na chwile oczy.
-Może to niewiele znaczy, ale cieszę się, że jesteś w tej drużynie- Mruknął cicho -Może oazą spokoju nie jesteś, ale zawsze wiesz co powiedzieć. Bez ciebie by to wszystko runęło- Umiała przygadać to był fakt, a oni czasami potrzebowali takiego solidnego walnięcia w łeb, aby emocje przestały w nich buzować i, aby pomyśleli w końcu racjonalnie.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull obejrzał się ja ciało. Nic nie miało sensu. Po co ktoś miałby zabijać tego człowieka. Wydawał się pożądny. Robin zaczęła go ciągnąć w stronę ulicy. Zrobił pierwszy krok, a później następny. Obejrzał się na ciało. Nie miało sensu, nie miało sensu.
Wyrwał się z jej uścisku i wrócił do ciała. Wyciągnął nóż z piersi mężczyzny. Tak jak przypuszczał. Ciało leżało tu już jakiś czas. Ktoś próbował go wrobić. Wypuścił sztylet z ręki kiedy usłyszał chrzest metalu.
— Uciekaj— warknął do Robin. — Biegnij!— krzyknął patrząc jej prosto w oczy. Nie mogła zostać w to wplątana. Nie może. Przecież nic nie zrobiła, on też. Ale jego już zauważyli.
— Stój— usłyszał zza siebie krzyk strażników. Dopadli go. Złapali za ramiona i przygwoździli do ściany. Nie możliwe, że tyłu strażników znalazło się tu w jednym czasie. Zawsze chodzą po dwóch. Teraz było ich pięciu.
Spojrzał kątem oka na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała Robin.
…………………………………………………………………………………………………………………….
Addie wzięła głęboki oddech kiedy drzwi się zamknęły. Wiedziała, że nie powinna mu na to pozwalać, ale nie mogła się powstrzymać. Znów był tak blisko niej, a ona potrzebowała bliskości. Nie była już tak odważna jak wczoraj. Prawda wypiła trochę, ale dużo mniej niż wczoraj. Chciała sprawdzić, czy da radę. Czy to był tylko alkohol. Nie była tego taka pewna. Tęskniła za mężem, za jego dotykiem, pocałunkami. Między nią a Clintem pękła nic, która oddzielała przyjacielskie gesty od tych głębszych. Kiedy zaczęła myśleć o Lokim miała ochotę wypchnąć Clinta za drzwi, ale jej ciało nie chciało się poruszyć. Kiedy jej dotknął jej ciało przeszedł dreszcz. Zbliżył się do niej mówiąc kolejne komplementy. Uśmiechnęła się lekko kiedy poczuła jego oddech na swojej szyi.
— Nie, to wiele znaczy.. dla mnie— odpowiedziała zgodnie z prawdą. — Miło, że nikt nie nazywa mnie zarozumiałą, rządząca się, popisującą się — uśmiechnęła się lekko. — Jeśli naprawdę tak myślisz, dziękuje — spojrzała na niego kątem oka. — Jeśli próbujesz czarować… działa — dodała z lekkim uśmiechem wspominając jego niedawny wykład o facetach.
Offline
Robin usilnie próbowała go ciągnąć za sobą, aby znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Nie powinni się w nic mieszać...w nic w co wcześniej został wsadzony jego sztylet. Niestety w pewnym momencie poczuła jak jego dłoń wymyka się z jej uścisku. Zatrzymała się i obejrzała na niego. Zmarszczyła brwi, kiedy postanowił pochylić się nad zwłokami
-Ull...chociaż raz zapanuj nad swoją ciekawością...proszę cię- Nie był to dobry moment na to, aby bawić się w detektywa. Ona jedyne co miała w głowie to zmyć się stąd jak najszybciej. Chciała do niego podejść, zrobić co kolwiek, aby oprzytomniał i w końcu z nią poszedł.
-Chociaż raz zrób to o co proszę...raz- Próbowała go przekonać, ale wtedy do jej uszu też doszedł tajemniczy dźwięk. Przymknęła na chwile oczy przeczuwając najgorsze. Otworzyła je szeroko, kiedy mężczyzna kazał jej uciekać. Poczuła jak nogi wrosły jej w ziemię i za wszelką cenę odmawiały jakiej kolwiek ucieczki
-Nie zostawię cię...- Sprzeciwiła się, ale jego stanowczy ton nie pozostawił jej wyboru. Spojrzała tylko na niego wyraźnie zbolałym spojrzeniem. Rozejrzała się dookoła lekko spanikowana, zupełnie tak jakby za chwilę miało coś pojawić się na ścianach, coś co pomogłoby im wywinąć się z tego bagna, ale tak się nie stało. Odwróciła się na pięcie i puściła się biegiem w stronę gospody. Przebiegła przez zaplecze, zwinnie przeskoczyła przez bar nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że potrąciła jakąś do połowy pustą butelkę, która roztrzaskała się z hukiem o ziemię. Wybiegła z gospody i biegła przed siebie nie bardzo wiedząc gdzie. Musiała się oddalić od tego miejsca, a potem...potem musiała wrócić do pozostałych. Palące poczucie winy sprawiło, że w pewnym momencie zwolniła swój bieg, aż w końcu zatrzymała się kiedy pechowa gospoda zniknęła jej z pola widzenia. Pochyliła się nieco do przodu chcąc złapać trochę oddechu.
-Kurwa...- Warknęła do siebie. Przecież nie mogli mu nic zrobić, nie było żadnych dowodów na nic, a nawet jeżeli...to nie mógł być to on, przecież był z nią cały czas, z nimi był. Nie miałby kiedy tego zrobić.
-Spokojnie...- Powiedziała starając się zapanować nad lawiną emocji, po czym, kiedy chwilę odetchnęła pobiegła prosto w stronę gospody. Wpadła do środka jak przeciąg. Kilka głów zwróciło się w jej kierunku, ale on jej nie interesowały. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Clinta i Addie, ale na dole ich nie znalazła. Pognała na górę zapukała najpierw do sypialni Clinta, ale odpowiedziała jej cisza. Otworzyła drzwi z łoskotem i rozejrzała się po pustym pokoju.
Clint drgnął, kiedy usłyszał na korytarzu wyraźne poruszenie, a potem jakby drzwi odbiły się od ściany. Zmarszczył lekko brwi i odsunął się od blondynki. Wycofał się powoli w stronę wyjścia i uchylił drzwi, aby przez szparę zobaczyć co się dzieje. Dostrzegł jak zza progiem jego pokoju znikają rude włosy.
-Poczekaj- Polecił jej i wysunął się z jej pokoju cicho, po czym udał się do swojego. Od razu zobaczył Robin, która wyraźnie spanikowana kręciła się po jego pokoju. Rozglądała się po ścianach i podłodze jakby nagle miała nadzieję, że jego postać się przed nią teleportuje.
-Hej co się stało?- Zapytał się, ale przeczuwał, że zaraz pożałuje tego pytania -Zaczekaj...- Powiedział i wrócił do pokoju blondynki
-Chodź możesz się przydać...chyba mamy problem- Ten wieczór był za spokojny, aby mógł się ot tak skończyć. Wrócił do pokoju i chwycił za ramię dziewczynę po czym niemal siłą doprowadził ją do krzesła i usadził. Podszedł do dzbanka z wodą i nalał jej do kubka, po czym wcisnął w roztrzęsione ręcę dziewczyny.
-Co się stało?- Powtórzył swoje pytanie
-Ja...my...poszliśmy tam, a on już nie żył...on nic nie zrobił, to nie on- Wydukała z siebie kilka luźnych myśli, które miały skleić się w jakąś historie. Łucznik spuścił głowę i przetarł palcami oczy.
-Możesz ją uspokoić, jak będzie w takiej histerii to niczego się nie dowiemy- Rzucił w stronę Addie.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie również usłyszała poruszenie na korytarzu. Jednak kiedy Clin się od niej odsunął mogła wyczuć jak osoba która robiła ten rumor była bardzo zdenerwowana. Odkręciła się w stronę drzwi. Pokiwała lekko głową kiedy kazał jej czekać Kiedy wyszedł wzięła głęboki oddech.
– Co ja wyprawiam – syknęła przecierając dłońmi twarz. Serce waliło jej jak oszalałe.
– Ogarnij się dziewczyno, bo zrobisz coś czego będziesz żałować.. do końca życia – dodała podchodząc w stronę łóżka.
Nagle do jej pokoju znów wparował Clint jednak wyglądał na zmartwionego. Coś się musiało stać.
Serce znów zabiło szybciej kiedy wspomniał o problemie. Pokiwała głową ruszając za nim do jego pokoju. Kiedy zobaczyła roztrzęsioną Robin, miała pewność, że coś się stało.
– Tak – szepnęła zakładając włosy za ucho. Podeszła do roztrzęsionej Robin i kucnęła przy niej.
Położyła dłoń na jej kolanie i spojrzała jej w oczy.
– Spokojnie, skarbie. Głęboki wdech. – powiedziała spokojnie, po czym użyła swojego daru. Jej oczy zabłysły na złoto. Kiedy Robin nabrała powietrza w płuca skupiła się na jej strachu.
– Wydech – poleciał blondynka, a kiedy ruda wykonała jej polecenie zaczęła wyciszać jej strach.
– Dobrze. Teraz nam opowiedz co się stało – powiedziała spokojnie cały czas trzymając rękę na jej nodze.
Offline
Myśli biegły jej jak oszalałe, a najgorsze w tym było to, że żadna z tych myśli nie podsuwała jej racjonalnego rozwiązania. Bała się o to co mogło wydarzyć się dalej. Ull nie mógł zostać o nic oskarżony, a jeśli zostanie to co go spotka. Nie chciała o tym nawet myśleć. Z drugiej strony miała wyrzuty sumienia, że go tam zostawiła. Powinna zostać, mogliby powalić tych strażników, i uciec do gospody, spakować się i odejść tak szybko jak to możliwe...ale przecież ona w uciekaniu miała już wprawę. Przymknęła na chwile oczy, kiedy Addie do niej podeszła. Zgodnie z jej poleceniem wzięła głęboki wdech, aby odrobinę się uspokoić. Przystawiła drżącymi dłońmi kubek do ust i wzięła kilka łyków wody, aby uspokoić swój oddech.
-Poszliśmy do tej gospody, gdzie zatrzymał się, ten kupiec co was podrzucił. Barman kazał nam zaczekać, więc czekaliśmy, ale Ull się zniecierpliwił i sam poszedł na zaplecze, ale nikogo tam już nie było. Jakby wszyscy gospody nagle wyparowani. Nieco dalej znaleźliśmy ciało tego kupca ze wbitym sztyletem Ulla w klatkę piersiową- Wyjaśniła już nieco spokojnie. Clint stał pod ścianą ze skrzyżowanymi dłońmi na klatce piersiowej i z lekko zmarszczonymi brwiami słuchał historii.
-Strażnicy zjawili się błyskawicznie, zupełnie tak jakby doskonale wiedzieli, gdzie iść- To wszystko było przedziwnym zbiegiem okoliczności...a może nie było tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Ktoś musiał to zaplanować...tylko dlaczego Ulla chciał w to wrobić. Może mężczyzna stał się tylko przypadkowym kozłem ofiarnym.
-Jesteś pewna, że to nie on?- Zapytał się Clint, a Robin przeniosła na niego wściekłe spojrzenie. Jak mógł podejrzewać, że Ull zrobiłby coś takiego. Oczywiście wiedziała, że byłby do tego zdolny, ale przecież sama tam była i widziała.
-Szłam zaraz za nim, nie miałby na to czasu...poza tym wcześniej był cały czas z nami, albo ze mną- Rozwiała wszelkie wątpliwości -Kazał mi uciekać...cholera powinnam tam zostać, zrobić coś z tymi strażnikami. Prosiłam go, aby odpuścił, mówiłam, że powinniśmy się zmywać...ale on nie słuchał...kurwa...- Jęknęła i ukryła twarz w dłoniach, spomiędzy których można było po chwili usłyszeć cichy płacz. Łucznik westchnął ciężko.
-Dobrze zrobiłaś- Chciał utwierdzić ją w tym, że nie popełniła żadnego błędu -Cholera...jeszcze trupa nam brakowało- Powiedział i zaczął się nerwowo przechadzać po pokoju. On najchętniej by tę sprawę zostawił, tak jak jest, ale Ull bez względu na to jak go irytował był im potrzebny.
-Trzeba go jakoś wyciągnąć z tego problemu- Pytanie, czy zdanie dwójki obcych przybyszów miało tu w ogóle jakieś znaczenie.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull został zaprowadzony do posterunku straży. nie był to duży budynek. Na parterze mieściło się kilka cel, a na piętrze posterunek, w tym pomieszczenie dla żołnierzy, gabinet dowódcy. Poprowadzili Ulla od razu do cel. Nie mieli zamiaru być delikatni, cały czas pchali go na ściany, lub drzwi. Przez związane ręce kajdanami nie mógł amortyzować bliskich spotkań z budynkiem przez to był cały obolały. Był cholernie ciekawy o co tu chodzi. To musiała być ustawka, kupiec nie żył już od kilku godzin może trzech, czterech. Dużo widział trupów w swoim życiu, w różnym stanie, dlatego był pewien swojego szacunku. Zanim został zaprowadzony do celi żołnierze dokładnie go przeszukali. Zarekwirowali mu sakiewkę z pieniędzmi.
– Tylko niech was nie pokusi. Właściciela się wścieknie, jeśli będzie brakować pieniędzy – rzucił do nich z cwaniackim uśmiechem.
– Coś brutalna ta wasza gra wstępna – westchnął kiedy po przeszukaniu popchnęli go w głąb korytarza. – Niestety nie jesteście w moim typie, dlatego jak któryś mnie ruszy.. oskarżę o napaść – uśmiechnął się złośliwie przez co został kopnięty w dół pleców. Przewrócił się.
– Sukinsyn – warknął podnosząc się z zakurzonej podłogi. Strażnik otworzył ciężkie drzwi celi, a pozostała dwójka wepchnęła Ulla do środka. Szatyn rozejrzał się dookoła.
– Wole pokój z widokiem, ten jest do kitu – rzucił jednak prawdziwa trwoga zagościła na jego twarzy gdy dostrzegł czapkę z białym piórem.
– Nie.. to są jakieś żarty. Bardzo nieśmieszne. – prychnął cofając się na korytarz Żołnierze byli nieugięci i znów wepchnęli go do celi. Tym razem zamknęli drzwi. Ull zaczął walić w żelazną powłokę drzwi.
– Zabierzcie mnie stąd – krzyknął nieprzerwanie waląc w drzwi.
……………………………………………………………………………………………………………
Addie wysłuchała historii Robin. Miała rację, to było cholernie dziwne. Musiała zajść jakaś pomyłka. Na pewno da się to wyjaśnić. Blondynka objęła lekko dziewczynę by dodać jej otuchy. Ull miał alibi na cały dzień. Nie mógł tego zrobić, chyba, że umiał być w dwóch miejscach naraz, w co wątpiła
– Coś wymyślimy – powiedziała głaszcząc ją po ramieniu.
– Clint ma rację. – dodała zerkając na niego – Dobrze zrobiłaś. Wyciągnięcie jednej osoby będzie prostsze niż dwóch. Zaraz coś wymyśle – chciała dodać jej otuchy.
Nie miała pojęcia co robić. Musieli jakoś do niego dotrzeć, pogadać ze dowódcą straży.
Od tego trzeba będzie zacząć. Blondynka odsunęła się od Robin i przeszła długość pokoju zatrzymując się przy oknie.
– Do rana nic nie zrobią. Jest jeszcze czas – zastanawiała się na głos. – Dobra, idę na posterunek. Dowiem się co i jak – powiedziała pewnie odwracając się do przyjaciół. Skupiła wzrok na Robin. Była w totalnym szoku. Doskonale wiedziała co czuje. Kiedy Loki został zamknięty w więzieniu była zrozpaczona, Różnica była taka, że Loki został oskarżony słusznie, a Ull nie.
Offline
Torsten nie spodziewał się, że jego zabawa zakończy się tym, że ostatecznie wyląduje w celi. Naturalnie nie był to jego pierwszy raz, ale chyba pierwszy raz nie widział szansy na ratunek. Wcześniej zazwyczaj wypuszczali go, bo nie mieli co z nim zrobić dalej, albo po prostu mieli go już dosyć. Siedział na ziemi przy jednej ze ścian, ale drgnął lekko, kiedy żelazne drzwi otworzyły się po raz kolejny. Przez chwilę miał nadzieję, że może jednak go wypuszczą, ale zamiast tego strażnicy, popychając, kolejnego człowieka wprowadzili go do celi i zatrzasnęli z hukiem drzwi. Rozpoznał głos, ale nie miał zamiaru się podnosić.
-Daj spokój...nie przebijesz się...nie ma opcji- Stwierdził, wzruszając lekko ramionami -Poza tym w dwójkę zawsze raźniej- W sumie to cieszył się, że miał towarzystwo. Przynajmniej było do kogo gębę otworzyć.
-Coś odwalił, że ciebie przymknęli?- Zapytał się wyraźnie zaciekawiony -Robin zachwycona raczej nie będzie z tego faktu
...................................................................................
Ruda, kiedy usłyszała, że Addie wybiera się na posterunek, poderwała się na równe nogi z krzesła.
-Idę z tobą
-Nie, nie idziesz- Puszczenie jej w takim stanie było niebezpieczne. Nie mogła im zagwarantować tego, że zapanuje nad emocjami, i nagle połowa posterunku nie stanie w ogniu.
-Ale..
-Żadnego "ale" odpoczniesz, uspokoisz się, prześpisz- Nie miał zamiaru w tej kwestii odpuszczać, ale też nie chciał zostawiać Addie z tym wszystkim samej. Przymknął na chwile oczy zastanawiając się nad tym co zrobić.
-I tak nie zasnę, nie mogłabym- Próbowała go przekonać. Doskonale o tym wiedział, że jak pójdzie do łóżka, to nie zmruży oka, albo wpadnie na jakiś głupi pomysł, podsunięty jej zdenerwowaniem.
-Możesz zostać tutaj...poczekaj- Powiedział i wyszedł na chwilę z pokoju, po czym wszedł do pomieszczenia, które Robin dzieliła z Ullem. Szybko zlokalizował jego plecak i zaczął w nim grzebać. W końcu udało mu się znaleźć zarekwirowany Addie flakonik. Nie był do tego przekonany, ale może był to jedyny sposób, aby dziewczyna nie robiła żadnych głupot. Wrócił do pokoju, i wyciągnął z dłoni Robin kubek z wodą i podszedł do Addie
-Ile tego dać?- Zapytał się -Nie może iść, musi się uspokoić, odzyskać trzeźwość myślenia. W stanie takiego wzburzenia nie ułatwi nam zadania- Wyjaśnił jej.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie nie zdziwiła się, kiedy Robin wypaliła, że idzie z nią. Rozumiała ją, sama nie mogłaby wysiedzieć na miejscu, ale nerwy teraz nikomu nie pomogą. Addie nie była pewna, czy samej uda się zapanować nad emocjami. Raczej strażnicy nie będą skorzy do pomocy, zwłaszcza, że jest środek nocy. Gdyby miała jeszcze pilnować Robin, możliwe, że tylko by zaszkodzili, a nie pomogli.
–I tak go dziś nie wypuszczą. Nawet jeśli zdoła ich przekonać o swojej niewinności – zaczęła tłumaczyć. – Nie znam się dobrze na tutejszym prawie. Raczej tylko ogólniki. Dlatego idę. Rozeznam się w sytuacji. Idąc tam dodatkowo się zdenerwujesz.
Wiedziała, że pewnie jej słowa nie przekonają Robin, ale musiała spróbować. Kiedy wrócił Clint wiedziała, po jego minie, że miał jakiś pomysł. Kiedy pokazał jej fiolkę z jej środkiem nasennym wstrzymała oddech.
– Nie wiem czy to dobry pomysł – pokręciła głową. – Wkurzy się – spojrzała na niego niepewnie. On jednak był pewny. Addie wiedziała, że przez to wybuchnie kłótnia. Spojrzała na Robin. Może faktycznie powinna się przespać.
– Cztery krople na pół kubka wody. To dawka na całą noc. – powiedziała przypominając sobie proporcje. – Dwie powinny wystarczyć – dodała wzdychając ciężko.
Nie chciała być tego świadkiem. Brać to z własnej woli to co innego, niż nie wiedzieć o tym.
blondynka podeszła do Robin.
– Wszystko będzie dobrze. Wiemy, że jest niewinny. Wykaraska się z tego – próbowała ją pocieszyć. Choć stan Robin wskazywał na to, że mało, które informacje do niej docierały.
– Pójdę po szal – zwróciła się do Clinta po czym ruszyła w stronę swojego pokoju.
………………………………………………………………………………………………………
Ull oparł czoło o drzwi. Wystarczyło, że Torsten otworzył gębę i już go denerwował. Jego nerwy były na wyczerpaniu, kiedy wspomniał o Robin. Przeniósł wzrok na barda. Niechętnie musiał przyznać, że do rana został na niego skazany. Przeszedł długość celi stając przy maleńkim oknie. Widok z niego żaden, ściana sąsiedniego budynku.
– Właśnie o to chodzi, że nic – powiedział zamyślony. Musiał jeszcze raz przeanalizować to co się stało. Nic tu do siebie nie pasowało.
Offline
Clint pokiwał lekko głową i postawił kubek na parapecie, po czym odkorkował fiolkę. Ciężko będzie odmierzyć idealnie krople, ale nawet jak trochę dłużej pośpi, to wyjdzie jej tylko na dobre. Lekko drżącą dłonią zaczął przechylać fiolkę, śledząc uważnie wzrokiem wylatujący płyn. Starał się dać go jak najmniej, ale nie wykluczał opcji, że dał trochę więcej. Zamknął fiolkę, po czym zakręcił kubkiem, aby wymieszać lek z wodą. Wrócił do Robin i podał jej znowu kubek.
-Wypij- Polecił jej. Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Co tam wlałeś?
-Zioła na uspokojenie- Skłamał dość płynnie. Wiedział, że gdyby powiedział prawdę, w życiu by tego nie wypiła, a tak dziewczyna przystawiła kubek do ust i dopiła resztę wody.
-A teraz chodź, połóż się na chwilę- Zaproponował i ułożył dłoń na jej plecach, pchając ją lekko w stronę łóżka. Czuła się skołowana, nie wiedziała, co robić. Poddała się więc łucznikowi i ułożyła się na łóżku. Clint kręcił się jeszcze chwilę po pokoju, aby stwarzać pozory, że nic się nie dzieje. Widział, jak Robin walczyła z opadającymi powiekami, aż w końcu przegrała tę walkę i zasnęła. Podszedł do niej i okrył ją kocem, a potem wyszedł cicho na korytarz. Wszedł do pokoju blondynki, nawet nie pukając.
-Zasnęła...idziemy?- Nie miał zamiaru puszczać jej samej.
.........................................................................................................................
Bard nie mógł powstrzymać się od lekkiego uśmiechu, kiedy Ull stwierdził, że siedzi za niewinność.
-Wszyscy tu tak mówią- Stwierdził -Ale raczej ich zdanie nie pokrywa się z prawdą. Daj spokój, przecież za niewinność nie wsadzają do pierdla- Musiał coś zrobić, nawet jeżeli było to wybitnie głupie i na pierwszy rzut oka nie łamało w jakiś wielki sposób prawa, to nie dało się nie zauważyć, że w tym mieście wybitnie dbali o to, aby nawet drobne występki były tępione. Naturalnie za pierdoły przeważnie wypuszczali, ale i tak musieli zrobić pokazówkę, że chociaż trochę im zależy na swojej pracy.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie zamknęła za sobą drzwi. Dopiero kiedy została sama zaczęła ogarniać ją panika. Nie miala pojęcia czy dobrze robiła. Ull był o wiele lepszy jeśli chodzi o wychodzenie z trudnych sytuacji. Poklepała się lekko po policzkach, po czym wzięła do ręki szal, który zarzuciła na ramiona. Zapięła materiał przypinką i spojrzała na swoje odbicie. Czuła, że teraz przydałaby się jej pewność siebie, I to całkiem sporo. Jeśli chce dostać informacje, będzie musiała być stanowcza. Tego nauczyła się rządząc pałacem. Jednak strażnicy nie pochylą głowy przed nią, ona po prostu będzie musiała trzymać ją wyżej. Drgnęła kiedy drzwi od jej pokoju otworzyły się. Odwróciła się do Clinta i pokiwała głową. Złapała w dłoń Pilflagel i założyła go na nadgarstek.
– Gotowa – powiedziała odgarniając włosy na plecy. Minęła Clinta w progu pokoju lekko trącając go ramieniem
– Przepraszam – szepnęła z nieśmiałym uśmiechem przechodząc na korytarz. Spojrzała w stronę pokoju Clinta. Robin będzie wściekła.
Blondynka zeszła po schodach szybkim krokiem. Była coraz bardziej zestresowana. Zatrzymała się na dole podchodząc do baru. Na jej szczęście barman jeszcze nie wyszedł.
– Gdzie znajdę posterunek straży? – zapytała stukając palcami o blat baru.
Barman wytłumaczył jej drogę, a ona pokiwała głową w podzięce. Spojrzała na Clinta. Jego obecność dodawała jej otuchy, Przeszło jej przez myśl, by poczekał Robin, ale w koniec końców, cieszyła się, że nie musi iść tam sama.
– Chodźmy – powiedziała ruszając na zewnątrz.
…………………………………………………………………………………………………………….
Ull prychnął opierając się plecami o ścianę, po której się zsunął chwilę później. Zebranie myśli przy Torstenie będzie niemożliwe, a musiał przeanalizować co się właściwie stało.
– Widzę, ze z ciebie znawca więziennego życia – rzucił nawet na niego nie patrząc. Kurwa, gdyby był sam już szykował by się do ucieczki. Torsten pokrzyżował jego plany. Jeśli zobaczy jego wyczyny jak zmienia się najpierw w siebie, a potem w kogoś innego nie utrzymałby buzi na kłódkę. Ull musiałby go zabić, ale wtedy w sumie mieliby już a co go zamknąć. Do rana musiał wytrzymać.
Offline
Clint od razu dostrzegł, że Addie widocznie miała pewne wątpliwości. Mogła robić najbardziej zawziętą minę świata, ale jej oczy zdradzały znacznie więcej, niż się jej wydawało. Przepuścił ją w drzwiach, a potem ruszył za nią na dół, aby po uzyskaniu informacji gdzie powinni się udać, wyjść z gospody. Znowu lodowate powietrze ich otuliło.
-Poczekaj- Powiedział i chwycił ją, za nadgarstek zatrzymując na chwilę. Odwrócił ją w swoją stronę i przysunął się nieco bliżej. Ułożył dłonie na jej policzkach i kciukami pogładził jej skórę.
-Ty też się uspokój. Chcemy tylko zdobyć informacje, nie planujemy jak na razie żadnego napadu na więzienie. Nawet jak ci nie powiedzą od razu niczego, zawsze możesz pobawić się ich emocjami i odrobinę nakierować na właściwą decyzję- Chciał ją trochę uspokoić. Nie robili przecież niczego nielegalnego, chcieli tylko dowiedzieć się, za co został tak naprawdę zamknięty ich znajomy.
-Dasz radę, masz gadane, wiesz, jak postępować z ludźmi...nawet takimi, których moralność jest dość wątpliwa- Dodał i uśmiechnął się lekko w jej stronę. Nie mogła okazywać zwątpienia, bo to mogłoby wzbudzić podejrzenia strażników, a nie potrzebowali jeszcze ich na swoich karkach.
...................................................................................................................................
-Siedziało się kilka razy za kratami, ale przeważnie na drugi dzień wypuszczali. No i miałem okazję rozmawiać z wieloma ludźmi, również z tymi, którzy mają na swoim koncie odsiadkę...oczywiście za niewinność- Odpowiedział z lekkim uśmiechem.
-Pracodawca Carmen w końcu się znalazł, i wyciągnął dość długą listę moich długów, więc raczej trochę tu posiedzę...przynajmniej do momentu, aż nie wymyślą, jak mógłbym go spłacić- Skrzyżował ręce za głową i oparł się nią o ścianę. Starał się jakoś zbytnio nie denerwować, do świtu jeszcze daleko.
-Wiesz, miałem okazję rozmawiać kiedyś z takim jednym skazańcem. Recydywa, ale powiedział mi jedną ciekawą rzecz- Ciągnął dalej, nie zważając na to, że jego rozmówca najwyraźniej niezbyt ma ochotę na rozmowy. Jemu to nie przeszkadzało. Grunt, że miał z kim pogadać.
-Gdy cię mają wieszać, poproś o kubek wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą.- Wyrecytował z pamięci -Co prawda w jego wypadku po prostu ją przynieśli, a potem ładnie sobie dyndał...dobra...może to nie najlepszy przykład
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie drgnęła kiedy jej ciało zaatakowało zimne powietrze. Chciała mieć to już za sobą. Nie miała pojęcia co niby miała powiedzieć, strażnikom, jak ich przekonać do rozmowy. Przecież nie zrobi tam awantury. Zatrzymała się kiedy Clint złapał ja za nadgarstek. Obróciła się . Zastygła kiedy jego dłonie wylądowały na jej policzkach, a kiedy jego kciuki zaczęły delikatnie po nich wodzić poczuła jak jej ciało zaczyna pokrywać gęsia skórka. Patrzyła mu prosto w oczy kiedy do niej mówił.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nerwy nieco spuściły z tonu.
– Dam radę – szepnęła kiwając delikatnie głową. Uśmiechnęła się lekko kładąc dłoń na jego. Lekko zacisnęła palce, a po chwili powoli odsunęła. Odgarnęła za ucho włosy, które zaczął powiewać wiatr.
– Ruszajmy – powiedziała już spokojniejszym głosem.
Kiedy doszli pod budynek straży zauważyła, że tylko na parterze świeciło się światło. W sumie nic dziwnego. W końcu był środek nocy. Kiedy złapała za klamkę wzięła głęboki oddech. Przedstawienie czas zacząć.
Szarpnęła za klamkę otwierając drzwi. Kiedy weszła do środka od razu zauważyła stanowisko pierwszego strażnika. Wysoki kontuar zasłaniał śpiącego przy stole strażnika. Addie podeszła pewnym krokiem do kontuaru. Oparła na nim dłonie i wychyliła się ponad blatem. Kiedy znów się wyprostowała spojrzała na Clinta.
– To zaczynamy – powiedziała uśmiechając się lekko. Uniosła dłoń, po czym upuściła ją na drewniany blat robiąc nieco hałasu. Strażnik podskoczył wyrwany ze snu. Przetarł oczy i spojrzał na stojącą przed sobą kobietę.
Addie uniosła dumnie głowe i spojrzała na strażnika chłodno unosząc delikatnie kąciki ust.
– Dobry wieczór, mogę pani w czymś pomóc ? – zapytał strażnik.
– Oczywiście - powiedziała pewnym głosem. – Inaczej nie fatygowała bym się tu w środku nocy – dodała kończąc wypowiedź słabym uśmiechem. – W ciągu ostatniej godziny przyprowadzono tu mężczyznę. Wysoki, szatyn, pyskaty.. – wymieniła blondynka trzymając na twarzy kamienny wyraz. Oparła dłonie na kontuarze. – Chciałabym się dowiedzieć, za co został aresztowany, czy są mu postawione jakieś zarzuty? – Dodała mierząc strażnika wzrokiem.
Mężczyzna wpatrywał się w jej oczy. Zupełnie tak, jakby na jej twarzy szukał odpowiedzi na zadane pytanie.
Addie uśmiechnęła się lekko.
– Odpowiedzi nie znajdziesz na mojej twarzy – skomentowała. Zaczęła stukać delikatnie palcami o drewniany blat. – Powtórzyć pytanie? – zapytała używając nieco przesłodzonego głosu, jednak wyraz jej twarzy nie sugerował, że jest w zadowolona z tego, że strażnik się na nią gapił. Jej wzrok pozostał łagodny, spokojny, Skupiła się na tonie głosu, mocny zdecydowany, pewny.
– Proszę wrócić rano, proszę pani – zwrócił się do niej grzecznie. – dowódca udał się na spoczynek, wszystkie dokumenty są w gabinecie, ja nie mogą udzielać pani żadnych informacji – wyjaśnił, starając się wzbudzić jakikolwiek respekt, jednak bez skutku.
Addie westchnęła ciezko.
– W środku nocy wolno złapać niewinnego człowieka, zakuć go w kajdany i przywlec do celi, a rodzina musi czekać do rana żeby czegokolwiek się dowiedzieć – zmrużyła nieco oczy. Mruknęła cicho przewracając oczami.
– Chcę rozmawiać z dowódcą – powiedziała po chwili skupiając wzrok na strażniku.
………………………………………………………………………………………………………….
– To ciekawych masz znajomych – prychnął Ull. Komentując jego historię. Nie miał najmniejszej ochoty go słuchać. Drażniła go nawet barwa jego głosu. Całe szczęście nie śpiewał. Przetarł dłońmi twarz. Musi zacząć go ignorować. Miał ułożyć sobie w głowie to co się zadziało. Jednak bez mruczenia sobie na głos tego nie zrobi, a jak co chwilę będzie słuchał “ co?” dostanie szału i popełni morderstwo na miejscu.
– Zgubiłem sztylet. Znalazłem, w ciele trupa. Ciekawe jest to, że nie ja go tam zostawiłem –wyznał opierając głowę o zimną ścianę. Przygryzł wnętrze policzka odtwarzając w głowie chwilę, w którym spotkali na drodz karawane.
Offline
-Wiesz jak to jest w podróży, spotykasz różnych ludzi, ale aby ich od razu chlubnie nazywać znajomymi to lekka przesada- Chociaż gdyby się nad tym bardziej zastanowił to bez sprzecznie wśród jego znajomych znalazło się by kilka osób, które miały na pieńku z prawem, ale o tym wolał nie wspominać. Po co strażnikom kolejne powody, aby przetrzymać go w zamknięciu. Ull w końcu powiedział za co go przymknęli, a przynajmniej za co próbowali.
-Sztylety raczej same nie mordują- Stwierdził, chociaż nie było to najbardziej błyskotliwe stwierdzenie jakie mógł powiedzieć -A skoro same nie mordują, to na jego rękojeści musiała być czyjaś dłoń, skoro nie twoja to czyja?- Zapytał się wyraźnie zaciekawiony tą sprawą. Nie znał tak naprawdę Ulla i w zasadzie nie miał żadnych podstaw do tego, aby go podejrzewać
-Jak cię zechcą przesłuchać to powiedz, że nawet nie miałeś kiedy tego zrobić, bo to akurat prawda. Byłeś z Robin kawał czasu, potem z nami, potem znowu wyszedłeś z nią. Wszyscy przecież to potwierdzą- Nie widział tu do końca problemu. Jego towarzysze na pewno poświadczą, że jest niewinny.
.....................................................................................
Clint ruszył za Addie prosto w stronę komisariatu. Weszli do środka, a jego oczom od razu ukazał się śpiący strażnik.
-Grunt to dobra ochrona- Mruknął i pokręcił głową. Przecież gdyby chcieli to mogliby się teraz przemknąć, a ten nawet by ich nie zauważył. Na razie, jednak nie chcieli robić więcej zamieszania niż było to potrzebne. Postanowił działać Addie. Stał za jej plecami i wsłuchiwał się w słowa rozmowy, której i tak nie rozumiał, ale starał się robić przy tym taką minę, jakby własnie nie czuł się nieco zagubiony.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Strażnik za kontuarem zerknął na piętro. Dla Addie był to sygnał, że właśnie tam znajduje się gabinet dowódcy.
Spojrzała na mężczyznę podkreślając zniecierpliwienie.
– Dowódca będzie dostępny dopiero rano, Proszę pani – odpowiedział.
Addie pokiwała głową. Znów lekko przewróciła oczami.
– Dobrze więc… – powiedziała odpychając się od kontuaru. Blondynka spojrzała na Clinta, po czym ruszyła w stronę schodów. Strażnik zerwał się z miejsca i ruszył za blondynką. Addie zaczęła się już wspinać po pierwszych stopniach kiedy ją dogonił. Musnął palcami jej dłoń żeby ją zatrzymać, ale Addie zabrała dłoń zanim zdążył ją złapać. Odwróciła się do strażnika.
– Nigdy nie waż się mnie dotykać – wysyczała patrząc na strażnika. Mężczyzna nieco się skulił. Co nie uszło uwadze kobiety. Znów uniosła dumnie głowę – Jeszcze raz spróbujesz to zrobić, a zacznę krzyczeć. Kiedy zbiegnie się oddział powiem, że mnie napadłeś. Mój człowiek to potwierdzi. Chcesz mieć problemy? – zapytała patrząc na mężczyznę z wyższością.
– Ale proszę pani, dowódca jest teraz niedostępny.. – znów zaczął tłumaczyć
Addie uniosła dłoń na wysokość piersi, mrużąc oczy. Strażnik zamilkł niemal natychmiast. Ledwo powstrzymała uśmiech, który wkradał się jej na usta. Musiała przyznać, że lubiła gdy wystarczył jeden gest by rozmówca przestał mówić. Frigga też używała tego gestu, ale jej wersja była bardziej subtelna. Obecna sytuacja wymagała więcej pewności niż subtelności.
– Powiedziałam, że chce się widzieć z dowódcą i nie wyjdę stąd dopóki tego nie zrobię, jasne? – zapytała mierząc strażnika ostrym spojrzeniem.
– Obudzisz go? – dodała lekko się uśmiechając.
Strażnik znów spojrzał w stronę piętra. Pokiwał nieśmiało głowa. Addie znów uniosła dłoń, tym razem machnęła lekko nadgarstkiem w stronę schodów poganiając strażnika.
KIedy ruszył na górę Addie ponownie zeszła na parter. Odgarnęła włosy na plecy unosząc lekko wzrok na sufit.
Mruknęła głośno kiedy złote pasma opadły na jej plecy.
– Jak mnie wkurzają tacy służbiści. Trzeba im pokazać że stoisz wyżej od nich inaczej cię nie posłuchają. – rzuciła krzyżując ręce na piersi. – Wszystko się da – dodała wzruszając lekko ramionami.
………………………………………………………………………………………………………….
– Nie? – jęknął Ull z niedowierzaniem. – Nie wpadłem na to – dodał po chwili bardziej ponuro. Sam to wymyśliłeś? Ja pewnie do rana bym się nad tym głowił. – zakpił. Torsten nie powiedział mu nic do czego nie doszedłby sam.
– Nie potrzebuje powtórzenia własnych myśli. – dodał znów pocierając twarz.
Nie miał pojęcia co się zadziało. NIe rozumiał jakim cudem strażnicy znaleźli się tam tak szybko. Mógł ich wezwać barman, kiedy zniknął , albo po prostu czekali na odpowiedni moment.
Ull wstał z podłogi i zaczął się przechadzać po celi.
– Skoro sztylet znalazł się w piersi kupca, to znaczy, że zgubiłem sztylet w wozie… – zaczął zastanawiać się na głos. – Ktoś go znalazł i postanowił go użyć do morderstwa.. ale reszta się kupy nie trzyma… – warknął.
– Opcji jest za dużo. Obcy sztylet dawał zabójcy anonimowość, ale po co zostałem w to wciągnięty? Jako kozioł ofiarny? Ale po co?
Offline
Clint obserwował w milczeniu poczynania Addie, jednak kiedy ta ruszyła na górę, a strażnik pognał z łapami do niej, spiął się o ruszył w ich stronę, jednak nim doszedł blondynka już poradziła sobie z natrętem, który najwyraźniej pod ciężarem jej pewności siebie musiał się ugiąć i samposzedł na górę, chociaż po jego minie mógł stwierdzić, że nie był z tego faktu zadowolony.
-Wiesz...- Zaczął spokojnie -Nie ma co mieć mu tego za złe. Dostał jasne rozkazy i za trzymanie się ich mu płacą- Służbiści byli irytujący, ale oni też mieli rodziny na które musieli pracować, a przestrzeganie poleceń naleziono do ich obowiązku. Sam wiedział jak to wyglądało w Tarczy. Musieli być posłuszni, bo posłuszny agent to dobry agent, ale oprócz tego, też musieli umieć myśleć samodzielnie. To go odróżniało od tego strażnika.
...........................................................................
-Tak jak powiedziałeś, wiele jest opcji i może wśród nich nie ma nawet określonego powodu- Ciągnął dalej swój wywód nie zważając na to, że Ull przed chwilą usilnie próbował obrazić jego inteligencję. Może nie był zbyt lotny, ale sam pierwszy raz usłyszał o tej sytuacji, więc wyciągnął dla siebie pewne wnioski
-Jeżeli nie ma innej opcji niż tak, że zugibles ten sztylet w wozie kupca, to ktoś z jego otoczenia musiał go zwędzić. Może doskonale wiedział do kogo należy. Wiedzieli, że nie jesteście stąd, a obcego zawsze łatwiej wrobić w coś. Nie ma sąsiadów, przyjaciół w mieście, nikt go nie zna i właściwie jeżeli władze powiedzą, że zabił to większość osób w to po prostu uwierzy, bo co ich obchodzi kolejny skazaniec
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie pokiwała głową kiedy Clint wspomniał o obowiązkach służbistów.
– Aż zatęskniłam.. Tak, wasza wysokość. Oczywiście, wasza wysokość. Będzie tak jak sobie życzysz – zaśmiała się cicho naśladując głosy służących i to jak się do niej zwracali. Oczywiście wszytskich traktowała z szacunkiem dla nich i ich pracy, nawet teraz kiedy cześć służby została by zajmować się jej domem. Nie było ich dużo, ale dla każdego miała dobre słowo.
– Tutaj nie jest to takie proste, ale jak to mówi Ull.. jeśli czegoś chcesz to bierz – zacytowała. z lekkim uśmiechem.
Nagle usłyszała odgłos stawianych kroków na schodach. Podeszła w stronę schodów, gdzie pokazał się znany już strażnik.
– Kapitan zaprasza do siebie – powiedział lekko skłaniając głowę.
Addie odwróciła się do Clinta i posłała mu zwycięski uśmiech. Ruszyła do przodu. Nawet nie spojrzała na strażnika, który stał obok schodów. Jednak mężczyzna znów się odezwał kiedy Clint zbliżył się do schodów.
– Tylko pani – rzucił.
Adie obejrzała się do tyłu.
– Jeśli chcesz go powstrzymać, będziesz musiał go zabić.. ale wtedy .. – nie dokończyła dając szansę na przemyślenie jej słów. Strażnik westchnął głęboko i przepuścił łucznika dalej. Addie ruszyła dalej. Kiedy znalazła się na piętrze tylko jedne drzwi były otwarte. Już miała się udać w ich stronę, ale zauważyła w progu postawnego mężczyznę.
– Czemu zawdzięczam tą wizytę.. pani… – odezwał się pierwszy podchodząc do kobiety.
– Adelaide Robertdottir – odpowiedziała Addie.
Kapitan wyciągnął do niej dłoń. Addie z gracją podała mu dłoń, a mężczyzna uścisnął ją krótko.
– Zapraszam – powiedział puszczając dłoń kobiety. Dopiero po chwili dostrzegł jej towarzysza.
Spojrzał na niego pytająco.
– Jest moim zaprzysiężonym obrońcą – wymyśliła na poczekaniu Addie. – Nie zostawi mnie w obecności obcego mężczyzny - wyjaśniła.
– Rozumiem– mruknął kapitan, po czym zaprosił do środka również Clinta.
Kapitan wskazał na krzesła by interesanci usiedli. Addie usiadła na jednym z krzeseł. Założyła nogę na nogę, wyprostowała plecy, a dłonie złożyła na udzie.
– W czym mogę pomóc? – Zapytał mężczyzna skupiając wzrok na Addie.
– Niedawno został tu przyprowadzony mężczyzna. Nie rozumiem, dlaczego został zatrzymany – zaczęła blondynka.
…………………………………………………………………………………………………………….
Ull pokiwał głową. Tym razem grajek mógł mieć rację.
– Bardzo możliwe.. – mruknął. – Kurwa – warknał. – Mogłem sobie odpuścić. Teraz proces będzie prostą drogą na stryczek. Trzeba było posłuchać Robin – dodał ściszając nieco głos.
Offline
-Robin też została w to wciągnięta?- Powiedział z wyraźnym ożywieniem. Po tym co mu opowiedziała nie chciał, aby znowu musiała przed czymś uciekać, nauciekała się już w swoim życiu zasłużyła na chwilę spokoju, ten jednak najwyraźniej nie był jej w żaden sposób dany.
-Sporo opowiadała o tym, że w przeszłości ucieczka przed stróżami prawa to była dla niej codzienność. Z tą różnicą, że gonili wtedy właściwą osobę. Zazwyczaj za głupoty. Tu zdarzyła się jakaś drobna kradzież, tu z kimś się poszarpała, albo po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu i gonili ją z chyba z przyzwyczajenia- Zazwyczaj ludzie, kiedy mówią o takich rzeczach nie czują dumy, kiedy ona o tym opowiadała miał przedziwne wrażenie, że w jej głosie wyczuł nawet nutkę nostalgii do tych momentów. Była strasznie dziwną osobą, z jednej strony chciała spokoju, ale z drugiej nie wyobrażała sobie życia bez odrobiny adrenaliny. Pytanie pozostawało czy uda się jej to w ogóle w jakiś sposób połączyć, czy jej ambicje nie były kompletnymi przeciwieństwami.
-Cóż...co kolwiek ci mówiła fakt, mogłeś jej posłuchać- Stwierdził ponuro -Ale nie żegnałbym się jeszcze z życiem. Nie zostawią przecież ciebie ot tak na pastwę losu, a o ile poznałem Robin, to jeżeli dialog nie pomoże istnieje opcja, że własnoręcznie przeprowadzi szturm na więzienie- Dodał i zaśmiał się wesoło.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
— Tak, zgadza się. Pojamaliśmy młodego mężczyznę -zaczął kapitan rozsiadając się na swoim krześle. Tutaj to on miał władze i koniecznie chciał to podkreślić. Addie musiała nieco zmienić taktykę. Pewność siebie, oczywiście, ale tym razem oprócz podkreślenia swojej władzy musi okazać szacunek.
— Jest pani kimś z rodziny? — dopytał.
—To mój brat— odpowiedziała. Znów musiała zagrać tą kartą. Gdzie by nie poszli, nie ważne w jakim świecie się znaleźli, rodzina ma więcej przywilejów od zwykłych towarzyszy podróży. Addie nie mogła być pewna, czy relacja pracodawca, pracownik wystarczy by uzyskać informacje. — Zapewniam, że zaszło nieporozumienie. To dobry człowiek. Nie jest przestępcą— wyjaśniła spokojnie.
Kapitan uśmiechnął się.
— Mało kto wyglada na przestępcę, droga pani. To nie znaczy, że nie robią złych rzeczy.
Addie lekko spuściła wzrok. Po chwili znów go uniosła i spojrzała na kapitana.
—O co jest oskarżony? — zapytała.
— Straże nakryli go z sztyletem w dłoni nad nieboszczykiem. Kupiec został dźgnięty w serce — wyjaśnił.
— Kupiec— szepnęła blondynka. Ull nie miał sztyletu odkąd wysiedli z wozu. Czy to możliwe, że to właśnie on został zabity.
— Zaszła pomyłka. Mój brat był cały dzień w towarzystwie moim lub damy serca. Nie miał sposobności by zabić tego nieszczęśnika — wyjaśniła.
— W takim razie co robił ze sztyletem w dłoni?— dopytywał kapitan. Widać miał już gotową teorie i nie chciał brać pod uwagę innej.
— Myśle, że wziął go do ręki, ponieważ to mógł być ten skradziony mu wcześniej. To jedyne wytłumaczenie. Inaczej nie ruszałby ciała i wezwał służby. A właśnie.. kto zaalarmował straż. Mam informacje, że przybyli niemal natychmiast.
Kapitan podrapał się po brodzie z uśmiechem. Zastanawiał się ile jej powiedzieć.
— Nie mogę pani tego zdradzić. Ale ktoś zgłosi, że podejrzany osobnik pojawiła ie w gospodzie i wypytywał o tego nieszczęśnika.
Addie zacisnęła dłonie.
— Czyli jest oskarżony o… morderstwo? — zapytała pilnując by głos jej nie zadrżał.
— Tak, pani. Dokładnie tak— odpowiedział kapitan.
— Co teraz z nim będzie? — zapytała po raz kolejny.
— Rano zostanie przesłuchany. Kiedy dostanę raport z pojmania wsiądzie do wozu i pojedzie do sąsiedniego miasta. Tu nie mamy sądów. Tam zostanie osadzony, ale nie spodziewałbym się cudów, proszę pani. — westchnął z współczuciem. Addie zaczynały się kończyć pomysły. Starała się znaleść jakieś rozwiazanie, ale nie miała pojęcia co mogłaby jeszcze zrobić.
— Moge poręczyć za niego. Proszę dać mi coś do pisania, a..— rzuciła kolejny pomysł.
— Proszę wybaczyć, ale to nie wystarczy. Rozumie pani, gdyby na poręczeniu widniała pieczęć.. - zasugerował, że jej władza kończy się tam gdzie jej pozwalał, bo nie jest nikim ważnym. Addie uśmiechnęła się lekko.
— Rozumiem. Jednak nalegam na rozmowę z bratem. Mam do tego prawo. — złapała się kolejnej myśli. Musiała go ostrzec.
Dowódca popatrzył na nią przenikliwie, ale nie znalazł w jej postawie żadnej szczeliny. Addie idealnie odgrywała swoją role.
— Niestety jedyne, na co mogę się zgodzić to minuta rozmowy, ale przez zamknięte drzwi — westchnął. — Jest oskarżony o morderstwo. Jeśli jest tak jak mówisz pani. To gdyby nie dotknął tego noża, sytuacja byłaby lepsza. — wyjaśnił wstając z krzesła.
Addie delikatnie pokiwała głową. Kapitan podszedł do niej i podał jej dłoń. Kobieta przyjęła pomoc i powoli wstała z krzesła. Kapitał otworzył przed nią drzwi. Zeszli na dół.
Addie spojrzała na Clinta. Nie było kolorowo, ale przynajmniej będzie mogła chwile porozmawiać z Ullem.
Przeszli do korytarza, który prowadził do cel.
Ull przewrócił oczami kiedy Torsten znów zaczął się wymądrzać. Nie lubił jego paplaniny, a jak zaczynał gadać z sensem jeszcze bardziej go irytował.
— Była ze mną kiedy go znalazłem. Prosiła żebyśmy uciekali, ale nie mogłem. Odrazu coś mi nie pasowało, ale kiedy zorientowałem się, że to pułapka. — westchnął głośno. — Kazałem jej uciekać. Gdybym się nie wrócił po ten nóż.. — warknął próbując zapanować nad nerwami.
— Wolałbym, żeby trzymała się od tego z daleka. To ustawka. Jeśli nie będę miał wyjścia ucieknę, ale co wtedy. Znowu uciekanie. Spanie z otwartymi oczami? — prychnął. Miał dość uciekania. Zbrzydło mu to zupełnie. Chciał wreszcie spróbować czego zwykłego, normalnego, zwłaszcza kiedy była przy nim Robin. Ona tez zasługiwała na spokój. Nagle usłyszał poruszenie przy drzwiach. Niewielka kratka uniosła się.
— Ull — usłyszał znajomy głos.
— Adds — zerwał się z miejsca i podszedł do drzwi. — Do czego to doszło, by moja królowa fatygowało się do aresztu — uśmiechnął się lekko. Nie chciał, żeby odkryła, że się martwi.
— Rozmawiałam z kapitanem. — zaczęła spokojnie. Przymknęła oczy. Co prawda kapitan i drugi strażnik, który ich odprowadził odeszli kilka kroków, ale nadal byli w zasięgu wzroku.
— Oskarżają cię o to że zabiłeś — wyznała.
— To było oczywiste. To ustawka. Miałem zostać złapany. — postanowił się zwierzyć ze swoich podejrzeń.
— Czy to był ten kupiec, który nas podwiózł? — spytała.
— Tak. On
Addie przymknęła oczy. Wzięła głęboki wdech.
— Jutro rano cię przesłuchają, a potem odwiozą do sądu na proces. Spokojnie ruszymy za więźniarką, będziemy zeznawać. Zrobimy wszystko co będzie trzeba— próbowała go pocieszyć.
— Wiem mała — odpowiedział jej. — Jak Robin?
— Śpi. Nie mogła się uspokoić, dlatego dostała zioła na uspokojenie. - skłamała. Nie chciała go martwić jeszcze bardziej. Robin nie dość, że się wścieknie na Clinta to te rewelacje jej nie pomogą.
— Dam radę. Coś wymyślę. Jak zawsze — próbował podtrzymać ją na duchu.
Addie pokiwała głową. Spojrzała na kapitana, który zaczynał się niecierpliwić.
— Muszę już iść — powiedziała cicho.
— Idź. Adds. Niech ci oddadzą pieniądze. Miałem przy sobie sakiewkę. Kupisz za nie konie i będzie na nocleg w gospodzie — poradził jej Ull.
— Do zobaczenia— powiedziała odchodząc od celi. Podeszła znów do mężczyzn.
— Dziękuje kapitanie. To wiele dla mnie znaczy. Mam jeszcze jedna prośbę. Chce odzyskać moja sakiewkę. Brat miał ją przy sobie. — powiedziała uprzejmie.
Kapitan przytaknął zapraszając ich z powrotem do holu. Strażnik przyniósł sakiewkę. Addie wzięła ją w ręce.
—Dziękuje kapitanie i przepraszam za kłopot — powiedziała wyciągając rękę w stronę mężczyzny. Kapitan ujął jej dłoń u złożył na jej wierzchu lekki pocałunek. Addie skinęła głową. Wysunęła dłoń z dłoni kapitana i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy znalazła się na zewnątrz wzięła głęboki oddech.
— Dobra… eee — musiał zebrać myśli. — Z samego rana trzeba kupić konie. Pewnie przed południem go zabiorą, wiec musimy być gotowi. — dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że cała drży.
Offline
Clint nie wiele z tego rozumiał, jednak mina mężczyzny, jak i Addie już sporo mu powiedziała. Sytuacja nie była kolorowa. Musieli jakoś wyciągnąć Ulla, bo Robin gdyby się na to olali zrobiłaby coś cholernie durnego. Nie chodziło o to, że jej plany były złe, ale pod wpływem emocji nie brała pod uwagę wielu ważnych kwestii. Chciał wierzyć, że jak się obudzi i emocje nieco z niej zejdą, oraz dostanie przydatne informacje to pomyśli odrobinę logicznej. Domyślał się, jednak, że była to złudna nadzieja.
Po krótkiej rozmowie Addie z przełożonym, ten pokierował ich w głąb więzienia gdzie znajdowały się poszczególne cele. Panowała ogólne cisza, co musiało oznaczać, że większość więźniów już spała. Oprócz jednego, który ich interesował. Drgnął lekko, kiedy zza drzwi usłyszał znajomy głos. Najwyraźniej nie znęcali się nad nim zbytnio, co go zdziwiło, bo raczej strażnicy, których mijali wyglądali na takich, którzy lubili się poznęcać. Nie odzywał się, a przynajmniej do momentu, aż nie padło pytanie o Robin
-Spokojnie, nic jej nie jest. Ma wprawę w uciekaniu z miejsca przestępstwa...jakie by ono nie było- Starał się go odrobinę uspokoić. Chciał czy nie, musiał tutaj oddać Ullowi szacunek, że pomyślał o niej i kazał jej uciekać, chociaż ruda wyrzucała to sobie, że dała się przekonać, to podjęła najlepszą decyzję jaką tylko mogła.
-Hej, ja też tu jestem- Powiedział Torsten podrywając się z miejsca, kiedy usłyszał znajome głosy i przylgnął do drzwi zaraz obok Ulla
-Wyciągnijcie mnie z tej ciemnej kiszki- Clint otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i spojrzał na Addie. Spodziewali się za kratkami znaleźć tylko jedną osobę, a zamiast tego mieli na karku do uratowania aż dwie.
-Zobaczymy co da się zrobić- Mruknął bez wyraźnego przekonania, co bard bardzo łatwo rozszyfrował bo jego mina zrzedła.
-Hej...doprowadziłem Robin do tego miejsca?- Zapytał się stanowczo -Doprowadziłem, spotkaliście się? spotkaliście...i nie chciałem za to nic w zamian...ludzie miejcie trochę honoru
-Powiedziałem, zobaczymy co da się zrobić- Powtórzył Clint, a Torsten zrobił dość obrażoną minę. Kiedy odeszli od drzwi bo najwyraźniej naczelnik nie mógł zgodzić się na więcej rozmów bard wrócił na swoje miejsce pod ścianą i westchnął ciężko.
-Taki los tułacza
kiedy droga ciągle zwodzi- Zanucił cicho
-Tu żaden sen nie ziści się
Gdy w celi rzucą cię na twarz
Co Szuler mówi lepiej zważ
A pojmiesz, że wolność bezcenna jest- Nucił dalej, a po chwili zaczał wystukiwać rytm waląc dłonią o pobliską ścianę
-No więc
Zamknij mnie i bawmy się
Klucz wyrzuć byle gdzie
ten kurwisyn
na pewno nie zjebie już więcej mnie- Zaśpiewał, ale najwyraźniej nie zamierzał na tym skończyć
-No więc
Zamknij mnie i bawmy się
Klucz wyrzuć byle gdzie
ten kurwisyn
na pewno nie zjebie już więcej mnie- Dośpiewał ponownie refren, a po chwili do metalowych drzwi dało się słyszeć walenie
-Zamknij mordę- Usłyszeli zza drzwi, a bard zacisnał usta w wąską linię
-Jebany gbur- Skomentował pod nosem
..............................................................................
Clint ruszył za Addie wychodząc z posterunku i dopiero wtedy wyjaśniła mu wszystko czego się dowiedziała. Łucznik zacisnął dłonie w pięść. Nie lubił Ulla, ale wiedział, że Robin by nie poradziła sobie z tym, gdyby kolejna osoba w jej życiu odeszła.
-No to się władował nie ma co...- Powiedział cicho wyraźnie skołowany. Tarcza starała się zazwyczaj zamykać właściwych ludzi, jeżeli istniał chociaż cień ich niewinności, to starali się zdobyć dowody. Nigdy nie zakładali z góry, że ktoś jej winny. Tutaj ewidentnie, ktoś już wydał wyrok, tylko oni nie wiedzieli kto.
-Kto powie Robin ja czy ty?- Zapytał się. To była ważna kwestia. Dziewczyna raczej nie zareaguje spokojnie na wieść, że ktoś kogo pokochała za chwile może zjawić się na szubienicy, a ona nie może nic z tym zrobić.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
—Myśle, że oboje. To nie będzie łatwe — westchnęła próbując oczyścić myśli. Informacje, które na nią spadły były cholernie przytłaczające.
— Ull powiedział, że to ustawka, że ktoś go wrabia. Ze słów Robin tak by wychodziło. Musimy koniecznie być na procesie. Może pozwolą Robin zeznawać. W końcu spędziła z nim cały dzień. — myślała na głos kierując się w stronę gospody.
— Trzeba się rano zebrać. Żebyśmy ruszyli za więźniarką. Nie wiadomo jak to się rozłoży w czasie. Musimy być gotowi — trajkotała. Zawsze to robiła kiedy się denerwowała. Słowotok był jej znakiem rozpoznawczym podczas sytuacji stresowych. Czasem mówiła logicznie, tak jak teraz. Czasem zdazalonsie jej bredzić od rzeczy.
— Jeszcze Torsten— syknęła. Obecność barda nie była im na rękę, ale w sumie miał racje. Zajął się Robin na swój dziwny sposób, ale dzięki niemu znów się spotkali.
— Rano przyjdę wpłacić kaucje za niego. Chyba że pochłonie jakąś ogromna sumę — mruknęła łapiąc palcami za sakiewkę, którą przypięła do paska.
……………………………………………………………………………………..
Ull zaklnął pod nosem kiedy bard zaczął śpiewać. Zgromił go morderczym spojrzeniem.
— Zaraz naprawdę będą mieli mnie za co skazać. Zamknij się — warknął, jednak bard zdawał się nie zwracać na niego uwagę. Kiedy ktoś z sąsiedniej celi postanowił się wtrącić odetchnął z ulgą.
— Dzięki przodkom. — westchnął.
Dzięki Addie wiedział już co go czeka. Mimo słabej sytuacji na jego ustach zaczął się błąkać cień uśmiechu. Przyszli po niego. Nie zostawili. To dużo dla niego znaczyło. Raczej nikt tak się o niego nie troszczył.
Offline
-Myślisz, że wezmą jej zdanie pod uwagę?- Zapytał się -Czy chociażby nasze zeznania?- Wiedział jak na ziemi to wyglądało, a i tam chociaż usilnie starano się dociec prawdy, to zeznania najbliższych nie miały takiej mocy jak obcych ludzi
-Wiesz o czym mówię. Ona jest jakby na to nie spojrzeć jego kochanką, my jesteśmy w jego drużynie, to jasne, że będziemy świadczyć na jego korzyść, bez względu na to czy mówimy prawdę czy nie...mogą nam i tak nie uwierzyć- Stwierdził dość ponuro. Obawiał się, że w tej chwili ich słowa mogą niewiele znaczyć. Jeżeli tak będzie chciał czy nie będą musieli zrobić napad na więzienie, bo bez Ulla dalej się nie ruszą i nie chodziło tutaj o to, że znał te światy. On jedyny był w stanie otworzyć portal
-Mógł posłuchać Robin...- Dodał po chwili milczenia. Dziewczyna miała rację z tym, że powinni zmywać się jak najszybciej z tamtego miejsca, wracać do gospody i wyjechać pod osłoną nocy. Może i byłaby to ucieczka, ale przynajmniej teraz nie musieliby przez to wszystko przechodzić.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
—Nie mam pojęcia. Mam słowotok, co pomylę to mówię na głos. — przyznała wchodząc do gospody. Nie miała żadnego planu. Jak narazie. Zdążyła się przyzwyczaić, że to Ull był tą osoba od wymyślania planów.
— Wydaje mi się, że teraz spekulowanie co by było gdyby, teraz już bez sensu. On siedzi i trzeba go wyciągnąć. — westchnęła wchodząc do gospody. Wszędzie było cicho, ogień dogadał w kominku. Blondynka zerknęła na bar. Może jeszcze jeden szot przed snem. Podeszła do baru i zaczęła grzebać w poszukiwaniu kieliszków. Kiedy je wyciągnęła odwróciła się szukając czegoś dobrego. Wybór padł na miód pitny.
— Na dobry sen? — rzuciła do Clinta nalewając alkohol do kieliszków. Miała wrażenie, że to jakiś koszmar. Miała nadzieje, że sędzia będzie na tyle rozgarniętym człowiekiem, że weźmie pod uwagę słowa Ulla. Blondynka złapał kieliszek z palce i przechyliła go wypijając alkohol. Przymknęła oczy kiedy miód zaczął ją rozgrzewać. Odpięła przypinkę i zdjęła szal z ramion. Zaczęła pocierać kark z lekkim grymasem. Była strasznie spięta. Odrazu pomyślała o gorącej kąpieli.
— Bycie barmanką to nie dla mnie. — dodała zakręcając butelkę. — To koszmar. — odstawiła butelkę na miejsce.
— Teraz spać. Czeka nas cholernie trudny poranek— dodała kręcąc lekko szyją.
Offline
[ Wygenerowano w 0.093 sekund, wykonano 10 zapytań - Pamięć użyta: 1.58 MB (Maksimum: 2.03 MB) ]